Karel Poborský – czeski brylant

Karel Poborsky

Data publikacji: 5 czerwca 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

– Mecze rozgrywane są na boisku, ale cała ta karuzela nakręcana jest przez media. Jeśli nie spełniałem oczekiwań, co zdarzało się dość często, to potem przez sześć miesięcy czytałem o sobie w prasie tylko negatywne opinie. Wielu piłkarzy ma parcie na szkło, ale ja zawsze wolałem trzymać się na uboczu – mówi Karel Poborský, jeden z najwybitniejszych zawodników w dziejach czeskiego futbolu.

Urodzony piłkarz

„Steve”, jak zaczęto go nazywać ze względu na nazwisko podobne do słynnego kanadyjskiego narciarza Steve’a Podborskiego, przyszedł na świat 30 marca 1972 roku w nieco ponad dwudziestotysięcznym mieście Jindřichův Hradec, leżącym na południu Czech. Co ciekawe, niewiele brakowało, a Karel miałby na imię Patrik. Jego dziadek był jednak tradycjonalistą i wniósł sprzeciw. Poborský piłkę nożną miał zapisaną w genach, ponieważ jego ojciec uprawiał ten sport i trenował swoich obu synów już od najmłodszych lat.

– Mam o pięć lat starszego brata Romana, a na poważnie w futbol grałem od piątego roku życia – opowiada Karel w rozmowie z serwisem prague-tribune.cz. – Na boisko wybiegałem pięć lub sześć razy w tygodniu, przez co nie miałem normalnego dzieciństwa i dojrzewałem w szatni. Fakt, dzięki piłce nożnej zarobiłem górę pieniędzy, ale wcześniej musiałem wszystko temu podporządkować.

Na rodzimym podwórku

Karel dorastał w malutkim Trzeboniu na południu kraju, więc siłą rzeczy swój talent od 1978 roku szlifował w tamtejszym klubie FK Jiskra. W roku 1984 pomocnik przeniósł się do szkoły sportowej w pobliskich Czeskich Budziejowicach i został piłkarzem młodzieżowej drużyny Dynama. Po trzech latach tamże chłopak wrócił na rok do Trzebonia, by ponownie trafić do Czeskich Budziejowic i z zespołu młodzieżowego przebić się do seniorów. Barw pierwszoligowego Dynama Poborský bronił w latach 1989-1994, a potem na jeden sezon zakotwiczył w Viktorii Žižkov, skąd wyciągnęła go słynna Slavia Praga. Dla stołecznego teamu „Steve” rozegrał trzydzieści siedem spotkań, w których strzelił trzynaście goli. Zespół Karela wywalczył wówczas mistrzostwo Czech oraz dotarł do półfinału Pucharu UEFA, gdzie nie sprostał Girondins Bordeaux. Poborský był bohaterem pierwszego spotkania ćwierćfinałowego przeciwko AS Romie, kiedy to otwierając wynik wyraźnie przyczynił się do wyeliminowania włoskiego zespołu, ale mimo wszystko gra w topowym czeskim klubie nie stanowiła spełnienia jego ambicji.

– W dzisiejszych czasach najlepszy futbol można zobaczyć w Anglii, we Włoszech i w Hiszpanii – tłumaczy Anicie Liškovej i Klárze Smolovej. – W lidze czeskiej występuje wielu utalentowanych piłkarzy, gwarantujących wysoką jakość, ale niestety naszych klubów nie stać na to, żeby płacić im tyle, ile oferują zagraniczne kluby. Taka sytuacja prowadzi do tego, że najlepsi stąd wyjeżdżają, a potem albo odnoszą sukces, albo znikają w tłumie.

Euro ’96

Karel Poborský zadebiutował w reprezentacji Czech w lutym 1994 roku, a niecałe dwa i pół roku później pojechał z kadrą do Anglii na swój pierwszy wielki turniej, czyli Euro ’96. Tam wraz z takimi zawodnikami, jak Pavel Nedvěd, Patrik Berger,  Radek Bejbl czy Vladimír Šmicer dotarł aż do wielkiego finału, w którym jego drużyna uległa 1:2 Niemcom po złotym golu Olivera Bierhoffa w dziewięćdziesiątej piątej minucie. „Steve” do dziś pamiętany jest jako bohater ćwierćfinałowego starcia przeciwko Portugalii, kiedy to po pięknym lobie zdobył gola na wagę awansu do przedostatniej fazy zmagań.

– Kibice nie mieli wobec nas żadnych oczekiwań – wspomina w rozmowie z „Guardianem”. – Przystępowaliśmy do rywalizacji z pozycji czarnego konia i mogliśmy jedynie sprawić niespodziankę. W drużynie narodowej zaliczyłem łącznie niemal sto dwadzieścia występów, ale strzeliłem tylko osiem goli, co pokazuje, że moja gra opierała się głównie na wspieraniu kolegów. Niektóre z tych trafień były jednak wyjątkowe. Tak, jak tamto w ćwierćfinale przeciwko Portugalii. Przed finałem czuliśmy, że cała Anglia trzyma za nas kciuki, ponieważ ich ulubieńcy zostali wyeliminowani przez Niemców w półfinale. Trzy czwarte stadionu było po naszej stronie.

Jeszcze przed turniejem na Wyspach wiele mówiło się o tym, że Poborský lada chwila opuści Slavię Praga na rzecz klubu z którejś z topowych lig na Starym Kontynencie. Fantastyczną grą podczas Euro ’96 zapracował na miejsce w najlepszej jedenastce turnieju oraz transfer do… Manchesteru United. „Czerwone Diabły” zapłaciły za niego równowartość czterech milionów euro.

– Tuż przed finałem sir Alex Ferguson odwiedził mnie w hotelu w Preston i zapytał czy chciałbym zagrać w Manchesterze United – dodaje. – Oczywiście odpowiedziałem, że tak, a on wyszedł zaraz po tym jak usłyszał moją odpowiedź. Pochodzę z małego miasteczka. Dorastałem w Czechosłowacji w czasach komunizmu i nikt wtedy oficjalnie nie mógł uczyć się angielskiego ani niemieckiego, więc moja znajomość języków obcych była zerowa.

Manchester United

Przenosiny do Anglii wiązały się dla „Steve’a” z jednej strony z wielką euforią, a z drugiej z całkowitą dezorientacją. Było zaledwie siedem lat po aksamitnej rewolucji i największy problem stanowiła dla niego bariera językowa. Dla klubu również nie była to łatwa sytuacja, ale szczęśliwie czeski pomocnik został ciepło przyjęty przez innych zawodników. Szczególną opieką otoczyli go Éric Cantona, Paul Scholes oraz Ryan Giggs. Niestety jednak Poborský nie był w stanie wygryźć z podstawowej jedenastki Davida Beckhama, w efekcie czego zagrał dla United tylko czterdzieści osiem spotkań, w których strzelił sześć goli. W sezonie 1996/1997 sięgnął z „Czerwonymi Diabłami” po mistrzostwo kraju, a niedługo później za niecałe trzy miliony euro trafił do Benfiki Lizbona.

– Nie było żadnej rywalizacji pomiędzy mną a Beckhamem – tłumaczy Michaelowi Butlerowi. – Wręcz przeciwnie. David zawsze oferował mi pomoc i często pytał o moją rodzinę. W tamtym czasie w klubie był również Jordi Cruyff i też nie grał zbyt często. Ja od czasu do czasu występowałem w drużynie rezerw, a on zawsze tylko powtarzał, że jest zawodnikiem pierwszego zespołu.

Fani „Czerwonych Diabłów” bardzo polubili Karela i do dziś o nim pamiętają prawdopodobnie dlatego, że dostrzegali jego entuzjazm i wiedzieli, że zawsze jest w pełnej gotowości do wyjścia na murawę. – Po prostu zaakceptowałem to, że Beckham jest numerem jeden, a ja muszę czekać na swoją szansę – dodaje. – Nie miało dla mnie znaczenia czy zagram cały mecz, czy dziesięć minut lub może tylko minutę. Pewnego razu poszedłem jednak do Fergusona i przekazałem mu, że zależy mi na regularnych występach. Sir Alex załatwił mi cztery oferty z mniejszych klubów angielskich, ale wkrótce nadeszła propozycja z Benfiki, więc w styczniu 1998 roku zdecydowałem się na wyjazd do Lizbony.

Benfica

W Lizbonie Poborský spędził cztery lata, podczas których jego klub w ligowej rywalizacji musiał uznawać wyższość FC Porto lub Sportingu CP, ale sam Karel stał się ulubieńcem kibiców i wraz z João Pinto stanowił kręgosłup ekipy ze stolicy Portugalii. Reprezentant Czech już w pierwszym sezonie w nowym klubie w meczu ze Sportingiem Braga strzelił gola à la Diego Maradona. Jego dyspozycja została doceniona również nominacją do najlepszej jedenastki ligi portugalskiej w kampanii 1997/1998. W trakcie swojej przygody z Benficą miał też okazję do współpracy z kolejnym obok sir Alexa Fergusona legendarnym szkoleniowcem, José Mourinho, który wówczas był dopiero na początku swojej trenerskiej drogi.

– W Benfice co chwilę zmieniał się trener i w ciągu trzech lat mieliśmy ich chyba trzech – wraca do dawnych czasów w wywiadzie dla serwisu idnes.cz. – W tamtym czasie Mourinho nie był jeszcze tak rozpoznawalną postacią jak dziś, ale wyróżniał się z tłumu. Cechowało go to, iż umiał tak zjednać sobie zespół, że ten na boisku potrafił oddać za niego życie. Jego spontaniczność sprawiała natomiast, że nawet zawodnicy z głębokich rezerw cieszyli się treningami. To absolutny mistrz jeśli chodzi o motywowanie.

Lazio

W styczniu 2001 roku za równowartość niespełna dwóch i pół miliona euro Karel Poborský przeniósł się z Benfiki Lizbona do rzymskiego Lazio, gdzie polecił go Pavel Nedvěd. Reprezentant Czech podpisał we Włoszech półtoraroczny kontrakt. Nie wywalczył wprawdzie żadnego trofeum, ale był ważnym zawodnikiem zespołu, który bił się o czołowe lokaty w Serie A oraz rywalizował w Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA.

– Pavel Nedvěd to prawdopodobnie mój najlepszy przyjaciel z boiska – zwierza się Jan Švédowi. – Bardzo się do siebie zbliżyliśmy podczas naszego pobytu w Lazio. Obaj uprawialiśmy tę samą dyscyplinę sportu, ale on był piłkarzem zupełnie innego typu – więcej widział i podchodził do gry bardziej analitycznie. Czy chciałbym się znaleźć na jego miejscu? Nie, cenię sobie spokój, który zawsze miałem i nie mam mu czego zazdrościć.

Powrót do kraju

Latem A.D. 2002 Karel Poborský wrócił do ojczyzny i w rodzimej lidze występował już do końca kariery w Sparcie Praga oraz Dynamie Czeskie Budziejowice. Z tym pierwszym klubem sięgnął po dwa mistrzostwa oraz puchar kraju i miał okazje do występów w Lidze Mistrzów. Jego znakomitą postawę na murawie dostrzegał też selekcjoner reprezentacji narodowej. Podczas Euro 2004 w Portugalii Czesi znów byli rewelacją turnieju, zajmując ostatecznie trzecie miejsce po półfinałowej porażce 0:1 z Grecją. „Steve” na boisku spisywał się rewelacyjnie i z czterema asystami na koncie został najlepszym podającym turnieju.

– Jako piłkarz mieszkałem w trzech różnych krajach i w każdym żyło mi się zupełnie inaczej pomimo tego, że wszędzie uprawiałem zawodowo ten sam sport – cytuje jego słowa serwis prague-tribune.cz. – Anglia to niezwykle zamknięte i zimne społeczeństwo, a znalezienie tam przyjaciół graniczy z cudem. W Portugalii aklimatyzacja zajęła mojej rodzinie zaledwie kilka miesięcy i po trzech latach pobytu naprawdę trudno nam było stamtąd wyjechać. Co istotne, przenieśliśmy się do Włoch, gdzie futbol to religia, w efekcie czego piłkarze nie mogą spokojnie wyjść na miasto. W Czechach natomiast odniesienie sukcesu wiąże się z zazdrością innych osób, ale tutaj był, jest i będzie mój dom.

Koniec kariery i… borelioza

W czerwcu 2006 roku Karel pojechał z reprezentacją na swój pierwszy mundial i zarazem ostatni wielki turniej. Tym razem jednak jego team nie sprawił żadnej niespodzianki i odpadł z rywalizacji już w fazie grupowej. W maju A.D. 2007 jako piłkarz Dynama Czeskie Budziejowice Poborský przeszedł na sportową emeryturę.

Kilka lat temu legendarny pomocnik otarł się o śmierć po tym jak ukąsił go kleszcz, który zagnieździł się w jego brodzie. – Gdybym trafił do szpitala o jeden dzień później, prawdopodobnie już nie byłoby mnie na tym świecie – wspomina na łamach „Guardiana”. – Pojawiłem się tam za późno, żeby lekarze na spokojnie mogli znaleźć źródło zagrożenia, więc zostałem niezwłocznie wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Po wybudzeniu cała moja twarz była sparaliżowana i dowiedziałem się, że to borelioza. Spędziłem trzy tygodnie w szpitalu na silnych antybiotykach podawanych dożylnie. Nie mogłem jeść oraz musiałem mieć zasłonięte oczy ze względu na światłowstręt. Strasznie się bałem.

Karel Poborský przez wiele lat tworzył szczęśliwe małżeństwo z Marcelą, z którą ma dwójkę dzieci. W 2013 roku odszedł jednak od żony i zamieszkał z inną kobietą. „Steve” cały czas jest obecny w profesjonalnym futbolu jako działacz, a oprócz tego realizuje się w polityce oraz biznesie.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *