Andrij Szewczenko. Moje życie, moja piłka. Recenzja książki

Data publikacji: 8 marca 2022, ostatnia aktualizacja: 6 kwietnia 2024.

Uwielbiałem patrzeć na grę Andrija Szewczenki, ale mecz z jego udziałem, który najbardziej utkwił mi w pamięci, to finał Ligi Mistrzów z 25 maja 2005 roku, w którym Liverpool do przerwy przegrywał z AC Milanem 0:3, a po zmianie stron odrobił straty i ostatecznie wywalczył Puchar Europy. Broniący wówczas barw Rossonerich „Szewa” nie zdołał wpisać się na listę strzelców nawet w konkursie rzutów karnych. Rozczarowanie czytelników, którzy sięgną po jego autobiografię pt. Szewczenko. Moje życie, moja piłka raczej nie będzie porównywalne z rozczarowaniem, jakie towarzyszyło mu podczas tamtych wydarzeń w Stambule, ale wielu poczuje po lekturze spory niedosyt.

Kim jest Andrij Szewczenko?

Andrij Mykołajowycz Szewczenko urodził się 29 września 1976 roku w Dwirkiwszczynie. Jego ojciec, Mykoła, był wojskowym, a matka, Lubow, pracowała w przedszkolu. Gdy miał dziewięć lat, został zauważony przez łowcę talentów Dynama Kijów i w tym klubie występował na pozycji napastnika aż do 1999 roku, kiedy to przeniósł się do AC Milanu. W latach 2006-2009 grał natomiast w barwach Chelsea (z przerwą na wypożyczenie do Rossonerich). Karierę zakończył w 2012 roku w zespole, dzięki któremu posmakował świata wielkiego futbolu, czyli w Dynamie Kijów.

„Szewa”, jak go nazywają, w piłce klubowej sięgnął po multum trofeów drużynowych. Do tych najważniejszych zaliczają się: 5 x mistrzostwo Ukrainy, 3 x Puchar Ukrainy, mistrzostwo Włoch, Puchar Włoch, Superpuchar Włoch, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Superpuchar Europy oraz Puchar Europy przyznawany za zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Z reprezentacją Ukrainy Andrij dotarł natomiast do ćwierćfinału MŚ 2006 w Niemczech.

Indywidualnie Andrij Szewczenko uważany jest za najlepszego ukraińskiego piłkarza w dziejach. Ma on na koncie koronę króla strzelców nie tylko rodzimej ligi, ale też Serie A (dwukrotnie) czy Champions League (trzykrotnie). Za rok 2004 otrzymał Złotą Piłkę magazynu „France Football”.

Szewczenko autobiografia opinie

Szewczenko. Moje życie, moja piłka. Kto jest współautorem?

Alessandro Alciato to włoski dziennikarz i pisarz. W Polsce znany jest przede wszystkim ze współautorstwa dwóch innych autobiografii: Andrea Pirlo. Myślę, więc gram i Carlo Ancelotti. Nienasycony zwycięzca. Współpracuje z Amazon Prime Video i FIFA.

O czym jest książka Szewczenko. Moje życie, moja piłka?

Jest to autobiografia Andrija Szewczenki. Autorzy zdecydowali się na chronologiczny porządek wydarzeń. Historia zaczyna się od wspomnień z dzieciństwa i początków przygód „Szewy” na zielonej murawie. Później mamy trochę o akademii Dynama Kijów i występach w pierwszej drużynie. Następnie Andrij i Alessandro przechodzą do wątku AC Milanu i mundialu 2006. Opowieść kończy się na transferze do Chelsea, wypożyczeniu do Milanu, powrocie do Dynama i turnieju Euro 2012.

Jaki wpływ na losy „Szewy” miała katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu? Kto sprowadził Andrija do Dynama Kijów? Dlaczego najważniejszym trenerem w karierze Szewczenki był Walery Łobanowski? Jak legendarny piłkarz wspomina hat-tricka na Camp Nou, zdobytego w meczu Ligi Mistrzów przeciwko FC Barcelonie? W jaki sposób napastnik ze stolicy Ukrainy trafił do Mediolanu i kto mu przepowiedział, że w koszulce Rossonerich sięgnie po Złotą Piłkę? Kiedy Andrij Szewczenko poznał Romana Abramowicza? Książka, której współautorem jest Allesandro Alciato, dostarcza odpowiedzi na wszystkie te pytania, ale niestety są też tematy z życiorysu piłkarza, których w ogóle nie porusza. Dlatego skróciłbym tytuł do „Szewczenko. Moja piłka”.

Walerij Łobanowski służył w milicji MWD, podległej radzieckiemu Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Nieprzypadkowo więc nazywano go Pułkownikiem.

Na boisku piłkarskim byłem jego wiernym żołnierzem. Urzekł mnie, byłem nim zafascynowany. Reprezentował wszystko to, co ceniłem. A to „wszystko” było bardzo intensywne. Przyjmowałem rozkazy, wykonywałem je, męczyłem się, robiłem postępy, stawałem się coraz lepszy. Gdyby nie on, nigdy nie stałbym się takim piłkarzem, jakim byłem. Ruszałem w jego imieniu na bitwę, pracowałem dotąd, aż spływałem potem, brudziłem się błotem, ponieważ nie ma drogi do sławy, na której nie trzeba się trochę pobrudzić i która nie pięłaby się pod górę. Był orędownikiem poświęcenia, uważał, że to, co zostanie zasiane, zostanie później zebrane. Jego treningi przypominały testy na wytrzymałość, doprowadzone do ekstremum, aż do wyczerpania. Ale kiedy nawet ostatni mięsień błagał o litość i miałeś już umrzeć, zmartwychwstawałeś. Zapewniał ci sportową wieczność.

Finał w Stambule

Po pierwszej połowie finału Ligi Mistrzów z 25 maja 2005 roku wydawało się, że jest już „pozamiatane”. AC Milan prowadził wówczas z Liverpoolem 3:0 po golu Paolo Maldiniego i dwóch trafieniach Hernána Crespo. W drugiej części spotkania ekipa The Reds jednak odżyła, a bramki Stevena Gerrarda, Vladimíra Šmicera i Xabiego Alonso doprowadziły do dogrywki.

Trzy minuty przed końcem Serginho dośrodkował z lewego skrzydła. Uderzyłem głową na linii pola bramkowego. Jerzy Dudek odbił piłkę. W głowie usłyszałem głos, który krzyczał. Mój własny głos: „Następnym razem uderzę mocniej”.

To było migawkowe wspomnienie z Milanello. Świeże, wyraźne. Ułamek sekundy na zapamiętanie mapy skarbów. Ponownie spojrzałem na bramkarza Liverpoolu, wyobraziłem sobie, że jest podobny do Abbiatiego. Z niecałego metra uderzyłem pewnie, a on obronił ponownie. Piłka poszybowała w górę. Niewiarygodne. Czekały nas rzuty karne.

Dudek poruszał się na linii bramkowej od prawej do lewej, od lewej do prawej. Tańczył. Drażnił.

Serginho – wysoko nad poprzeczką.

0-0

Hamann – gol.

1-0 dla Liverpoolu.

Pirlo – obroniony.

Wciąż 1-0 dla Liverpoolu.

Cissé – gol.

2-0 dla nich.

Tomasson – gol.

2-1

Riise – obroniony przez Didę.

Cały czas 2-1.

Kaká – gol.

2-2

Šmicer – gol.

3-2 – oni na prowadzeniu.

Nadeszła moja kolej. Nie mogłem się pomylić. Albo remis, albo koniec, a po końcu nic, co najwyżej droga pod górę. Niebezpieczne zbocza. Kiedy kopie się wysoko, ryzyko jest zrozumiałe – piłka może wrócić, szybciej, i cię przygnieść. Śnieg schodzący do doliny. Teoretyczna lawina.

Ze środka boiska do pola karnego, spacer starymi ścieżkami. Osoba, która idzie samotnie, i życie, które płynie. Połowa stadionu, która krzyczy, i cała reszta, która wstrzymuje oddech – do tej reszty zaliczasz się także ty. Piłka w dłoniach, zarys drugiej Złotej Piłki, która nabiera kształtu, ale to może być tylko halucynacja. Plecy wygięte w łuk w kierunku wapna, tak małego, a jednocześnie tak dużego, że mogłoby pomieścić potoki słów. Te, które mają zostać napisane. Przekazane dalej. Wykrzyczane.

Dudek podskakiwał. Machał rękami. Nadal tańczył, choć mniej ostentacyjnie niż wcześniej. Przeciągnąłem dłonią po włosach, instynktowny gest, żeby pogłaskać ostatnie myśli. Spojrzałem na sędziego, tak jak w Manchesterze. Rozbieg na początku szybki, potem zwolniony. Karny strzelony w środek. Bramkarz, który rzuca się w swoją prawą stronę, ale lewa ręka zostaje zawieszona i piłka trafia właśnie tam, pomiędzy wszystko Liverpoolu a nic Milanu. W granicę. W to dziwne miejsce, w którym jeden centymetr zmienia przeznaczenie.

Finał historii.

Historia finału.

Katastrofa.

The end.

Mundial 2006

Niepodległa Ukraina tylko raz zdołała wywalczyć awans do finałów piłkarskich mistrzostw świata. Udział w mundialu A.D. 2006 dla Andrija Szewczenki i spółki rozpoczął się od klęski 0:4 w starciu z Hiszpanią, ale później przyszły zwycięstwa z Arabią Saudyjską, Tunezją i Szwajcarią, w efekcie czego podopieczni Ołeha Błochina zameldowali się w ćwierćfinale, w którym zmierzyli się z późniejszymi triumfatorami turnieju – Włochami.

Nie dokonaliśmy wielkiego wyczynu, ale z boiska schodziliśmy z wysoko podniesionym czołem. To prawda, że nasi przeciwnicy wygrali 3:0 po golu Gianluki Zambrotty i dublecie Luki Toniego, ale my też mieliśmy kilka okazji do zdobycia bramki. Podczas jednej z akcji w pierwszej połowie, kiedy uderzałem piłkę, trafiłem także w murawę. Zostałem na boisku do końca, ale znowu uszkodziłem kolano.

Był 30 czerwca.

Kiedy wróciliśmy do Kijowa, ludzie wyszli na ulice, żeby nam podziękować. Ukraina została właśnie jedną z ośmiu najlepszych drużyn na świecie, dołączając tym samym do piłkarskiej G8.

Włochy.

Francja.

Niemcy.

Portugalia.

Brazylia.

Argentyna.

Anglia.

My.

Duma. Ileż pochwał. Ileż poklepywań po plecach.

Roman Abramowicz

Andrij Szewczenko został piłkarzem Chelsea latem 2006 roku, ale znajomość „Szewy” z właścicielem The Blues, Romanem Abramowiczem, rozpoczęła się znacznie wcześniej.

Lato dobiegało końca, pogoda była przyjemna, Mediolan wyglądał przepięknie. Zresztą to miasto jest eleganckie o każdej porze roku. Razem z Kristen spacerowaliśmy po centrum. Zdarzało nam się zaglądać do restauracji w Four Seasons (hotelu, w którym podpisałem wstępny kontrakt z Milanem), żeby coś zjeść. Któregoś wieczoru wychodziliśmy już po kolacji, kiedy podszedł do mnie pewien mężczyzna. Mówił po rosyjsku.

– Dobry wieczór, panie Szewczenko.

– Dobry wieczór panu.

Nie miałem pojęcia, kim jest.

– Jestem agentem piłkarskim. Zna pan Chelsea?

– Oczywiście.

– W takim razie proszę ze mną. Pewna osoba bardzo chciałaby zamienić z panem kilka słów.

– Kto taki?

– Proszę podejść, panie Szewczenko.

Przy barze czekał na mnie mężczyzna, którego nigdy przedtem nie spotkałem. Jego twarz nie była mi jednak całkiem obca, być może widziałem jego zdjęcie w jakiejś gazecie albo magazynie. Przedstawił się:

– Miło mi, nazywam się Roman Abramowicz. Od kilku tygodni jestem właścicielem Chelsea.

Szewczenko. Moje życie, moja piłka. Czy warto przeczytać?

Warto, ale moim zdaniem nie jest to żadna pozycja obowiązkowa. Książkę dobrze się czyta, co jest zasługą Alessandro Alciato i tłumaczki Barbary Bardadyn. Rozdziały nie są ani za długie, ani za krótkie, więc lekturze można się oddać w niemal każdej wolnej chwili. Jeśli chodzi o podstawowe informacje na temat życia i kariery Andrija Szewczenki, to do jego autobiografii nie można się przyczepić. Problem jednak w tym, że podobnych książek powstało już na pęczki, a widniejący na okładce komunikat „Piłkarska książka roku 2021 we Włoszech” do czegoś zobowiązuje. Od takich pozycji powinniśmy wymagać czegoś ekstra, a tego właśnie tej publikacji brakuje. Zero o życiu prywatnym. Zero o poglądach na różne sprawy. Zero tajemnic szatni. Zero samokrytyki.

Dla kogo jest książka Szewczenko. Moje życie, moja piłka?

Dla miłośników piłki nożnej, fanów Andrija Szewczenki i AC Milanu, których obchodzi niewiele poza tematami stricte sportowymi? Jak najbardziej. Pozostali mogą natomiast grubo się rozczarować, bo chociaż książka napisana jest bardzo przystępnym językiem i właściwie się ją połyka, to ma tyle braków, że nie wiem jakim cudem zdobyła ona w Italii takie wyróżnienie.

Autobiografia Andrija Szewczenki powstała oczywiście przed inwazją Rosji na Ukrainę, która rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku, ale boli mnie, że tak zaangażowany politycznie sportowiec przemilczał wiele ważnych tematów. Zacznijmy od tego, że „Szewa” słowem nie wspomniał o tym, że przed wyborami prezydenckimi w swoim kraju udzielił publicznego poparcia prorosyjskiemu kandydatowi – Wiktorowi Janukowyczowi. Później w jednym z wywiadów stwierdził, że „Ludzie na Ukrainie zasługują na demokrację”, ale w swojej autobiografii nie podjął wątków aneksji Krymu przez Rosję w 2014 roku i trwającej od ośmiu lat wojny w Donbasie. Nie wspomniał też, że swego czasu należał do partii Naprzód, Ukraino!, dowodzonej przez Natalię Korolewską – niegdyś sojuszniczkę Julii Tymoszenko, a później sympatyzującą z Partią Regionów, której główną postacią był wygnany prezydent Wiktor Janukowycz. W kuluarach mówi się, że za wszystkim stała osoba Hryhorija Surkisa – oligarchy i wpływowego działacza sportowego oraz człowieka z otoczenia byłej głowy państwa. To właśnie on jako prezes Dynama Kijów ułatwił wiele lat temu „Szewie” transfer do AC Milanu.

Czytelnik nie dowie się też zbyt wiele o kulisach Euro 2012, chociaż głównym bohaterem książki jest przecież człowiek z bliskiego otoczenia wspomnianego wcześniej Hryhorija Surkisa, czyli głównego lobbysty na rzecz przyznania tej imprezy jego krajowi do spółki z Polską.

Chcesz poczytać o tajemnicach szatni Dynama Kijów Łobanowskiego, AC Milanu Ancelottiego czy Chelsea Mourinho? Zastanawiasz się z kim trzymał się „Szewa”, a z kim nie było mu po drodze? Z tej książki poza ogólnikami nie wyciągniesz zbyt wiele na te tematy. Życie prywatne byłego piłkarza zostało natomiast sprowadzone do krótkiej historii związku z modelką Kristen Pazik oraz miłości do gry w golfa.

Ebook Szewczenko. Moje życie, moja piłka. Skąd pobrać?

Książka Szewczenko. Moje życie, moja piłka jest dostępna w wersji papierowej oraz jako ebook. Gdzie ściągnąć ebooka? W momencie publikacji tej recenzji ebook Szewczenko. Moje życie, moja piłka znajduje się w ofercie Legimi. Koszt subskrypcji tej usługi zaczyna się już od 6,99 zł na miesiąc. Ponadto Legimi kusi nowych użytkowników bezpłatnym, 7-dniowym dostępem do ogromnej bazy ebooków. W praktyce oznacza to, że publikację tę można przeczytać za darmo i to w pełni legalnie.

Tu sprawdzisz, czym jest Legimi i jak wykupić subskrypcję →

Gdzie kupić książkę Szewczenko. Moje życie, moja piłka?

Nie interesuje cię dostęp do ebooków w formie abonamentu lub chcesz po prostu postawić sobie książkę na półce? Nie musisz już mozolnie przeglądać ofert w poszukiwaniu tej najlepszej. Również nie lubię przepłacać, dlatego w poniższej tabeli znajdziesz też zestawienie cen książki Szewczenko. Moje życie, moja piłka.


Gatunek: autobiografia
Współautor: Alessandro Alciato
Tytuł oryginału: Forza gentile. La mia vita, il mio calcio
Data wydania: 29.04.2021
Data wydania PL: 09.02.2022
Wydawca PL: Sine Qua Non (SQN)
Liczba stron: 376
ISBN: 9788382104684
Tłumacz: Barbara Bardadyn

Szewczenko. Moje życie, moja piłka

6.8

Okładka

7.0/10

Styl

8.0/10

Dawka wiedzy

5.0/10

Czy wciąga?

7.0/10

Zalety

  • Sporo o dzieciństwie i...
  • ...latach spędzonych w Dynamie Kijów
  • Przyjemny styl

Wady

  • Unika trudnych tematów
  • Prawie nic o życiu prywatnym

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *