Spis treści
Data publikacji: 22 stycznia 2025, ostatnia aktualizacja: 22 stycznia 2025.
Gdyby stworzyć listę najbardziej rozpoznawalnych Kanadyjczyków, Wayne Gretzky z pewnością znalazłby się w ścisłej czołówce. Znany jako „The Great One”, na zawsze zapisał się w dziejach NHL i stał się symbolem niebotycznych rekordów, absolutnej dominacji i wyrafinowanego stylu gry.
Pierwsze kroki na łyżwach
Wayne Douglas Gretzky urodził się 26 stycznia 1961 roku w Brantford w kanadyjskiej prowincji Ontario jako pierworodny syn Phyllis i Waltera. Jego babcia pochodziła z Podhajec (dzisiejsza Ukraina), a dziadek był posiadaczem ziemskim w Grodnie (dzisiejsza Białoruś).
Po lodzie śmigał już jako niespełna trzylatek, próbując zdobywać gole przeciwko babci, która z rozbawieniem stawała na bramce. Ojciec szybko zauważył niebywały zapał chłopca i postanowił go rozwijać. Właśnie dlatego w ogrodzie urządził prowizoryczne lodowisko, zwane wśród wtajemniczonych „Wally Coliseum”. Tam Wayne i jego rodzeństwo mogli ćwiczyć do woli.
Gretzky junior kochał też baseball, ale to na lodowisku błyskawicznie odskakiwał swoim rówieśnikom poziomem gry, choć do dwunastego roku życia łyżwy wiązał mu tata. W lokalnej lidze jako 10-latek potrafił strzelić niemal 400 goli w sezonie. Stał się małą sensacją w rodzinnym mieście, aczkolwiek z tego powodu spotykały go też mniej przyjemne reakcje. Podczas meczów rodzice innych zawodników wyrażali swoją zazdrość gwizdami i demotywującymi okrzykami. Zdarzało się, że Wayne był wygwizdywany nawet przez „swoich”.
– W tamtych czasach łyżwy, podobnie jak inny hokejowy sprzęt, nie były tak dobre jak dziś – opowiada na łamach „The Players Tribune”. – Tata musiał pożyczać pieniądze od swojej matki, żeby kupić mi łyżwy, bo one znajdowały się poza zasięgiem finansowym moich rodziców. Jednak wtedy to był najlepszy sprzęt, jaki można było dostać, i właśnie przy użyciu takiego graliśmy.
Aby zmniejszyć presję i dać chłopcu szansę na spokojniejszy rozwój, rodzice zorganizowali Wayne’owi przeprowadzkę do Toronto, gdy chłopak miał 14 lat. W juniorskiej lidze już w pierwszym sezonie był jednym z najlepszych graczy, strzelając i asystując na potęgę.
W 1977 roku trafił do klubu Sault Ste. Marie Greyhounds w Ontario Major Junior Hockey League, co było olbrzymim wyróżnieniem. Dla uczczenia swojego idola, Gordiego Howe’a, chciał grać z numerem „9”, jednak był on zajęty przez innego zawodnika. Trener zaproponował mu więc „99”, by niejako zdublować uwielbianą przez chłopaka cyfrę. I w ten sposób Wayne został z tym numerem już na zawsze.
Edmonton Oilers
W 1978 roku 17-letni Gretzky podpisał siedmioletni tzw. kontrakt osobisty z Nelsonem Skalbanią – właścicielem klubu Indianapolis Racers, występującego w konkurencyjnej wobec NHL lidze WHA. Jednak pobyt chłopaka w Indianie trwał krótko – zespół miał kłopoty finansowe i Skalbania zdecydował się błyskawicznie odsprzedać młodzika Peterowi Pocklingtonowi – właścicielowi Edmonton Oilers. Wkrótce cała WHA się rozpadła, a Nafciarze w 1979 roku zostali przyłączeni do NHL, zabierając ze sobą największą perełkę.
W rozgrywkach 1979/1980, swoich pierwszych w NHL, „The Great One” udowodnił, że nadaje się do rywalizacji z najlepszymi. Uzbierał tyle samo punktów, co zwycięzca klasyfikacji kanadyjskiej Marcel Dionne, zdobywając przy okazji Trofeum Harta dla najbardziej wartościowego zawodnika sezonu zasadniczego. Niesamowity wyczyn jak na 18-latka, który dopiero co wkroczył do najlepszej ligi świata. Potem szło mu jeszcze lepiej, a w zmaganiach 1981/1982 ustanowił niewiarygodny rekord: 92 gole i 120 asyst, co dało łącznie aż 212 punktów. Zawdzięczał to nie tylko genialnej technice, ale i fenomenalnej zdolności czytania gry. Nikt tak jak on nie potrafił przewidzieć, gdzie za chwilę znajdzie się krążek.
Przez kolejne sezony Wayne Gretzky bił kolejne rekordy indywidualne, zamieniając Edmonton Oilers w prawdziwą dynastię. W klubie grało wielu przyszłych członków Galerii Sław Hokeja: Mark Messier, Jari Kurri, Glenn Anderson, Paul Coffey czy Grant Fuhr. Cały zespół prezentował ofensywny styl, który w latach 1984-1988 zapewnił cztery Puchary Stanleya. W kampanii 1985/1986 „The Great One” uzbierał 215 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, bijąc swój niebotyczny rekord z rozgrywek 1981/1982. Słynął z ustawiania się za bramką rywali w tzw. „biurze Gretzky’ego”, skąd kreował grę i wyprowadzał takie podania, że oponenci przecierali oczy ze zdumienia. Ojciec często powtarzał mu: „Kieruj się tam, gdzie krążek dopiero będzie, a nie tam, gdzie już jest”. Na tym opierał się jego styl gry – na wyprzedzaniu sytuacji na lodowisku i korzystaniu z faktu, że hokej to kwestia sekund, a nawet ułamków sekund.
– Zacząłem grać za bramką, gdy miałem 14 lat – wspomina. – W tamtych czasach nikt inny tego nie robił. Dla mnie było to coś w rodzaju bezpiecznej strefy. Jeśli ktoś zbliżał się z jednej strony, mogłem wyjść z drugiej. Jeśli dwóch zawodników próbowało mnie naciskać, automatycznie jeden lub dwóch moich kolegów z drużyny zostawało wolnych. To dawało mi przewagę, a kiedy trafiłem do NHL, nikt wcześniej nie widział gracza operującego zza bramki. Mój pierwszy trener w dzieciństwie zachęcał mnie do takiego podejścia, a kiedy trafiłem do NHL Glen Sather zrozumiał, że to właśnie tam czuję się najlepiej i nigdy nie miał z tym problemu.
Transfer, który wstrząsnął Kanadą
Wydawało się, że „The Great One” już zawsze będzie liderem Edmonton Oilers. Jednak 9 sierpnia 1988 roku stało się coś, co wprawiło Kanadyjczyków w osłupienie. Właściciel Nafciarzy, Peter Pocklington, w obliczu problemów finansowych zdecydował się wytransferować swojego największego asa do Los Angeles Kings. W ramach jednej z najsłynniejszych transakcji w historii sportu Wayne Gretzky, Marty McSorley i Mike Krushelnyski przeszli do Kalifornii w zamian za Jimmy’ego Carsona, Martina Gélinasa, kilka wyborów w drafcie i 15 milionów dolarów w gotówce. Kanadyjscy fani byli w szoku. Pojawiały się głosy, by rząd zablokował transfer – tak ogromne było poczucie straty narodowego skarbu. W Edmonton palono kukły Pocklingtona, a główny bohater całego zamieszania znalazł się na rozdrożu – kochał Edmonton, lecz musiał uszanować biznesowe realia NHL.
– Kiedy zostajesz wymieniony do innej drużyny, zawsze jest to trudne – tłumaczy. – Mnie to spotkało i, co oczywiste, nie byłem z tego zadowolony. Nie wiedziałem, czego się spodziewać ani co mnie czeka. Z czasem, gdy się starzejesz, zaczynasz rozumieć, że hokej ma również swoją biznesową stronę. W wieku 28 lat jeszcze tego nie pojmowałem. Dlatego było to dla mnie wielkie rozczarowanie, ale patrząc na to z perspektywy czasu, całkowicie rozumiem stanowisko właścicieli. To jedna z tych sytuacji, w których chciałoby się wiedzieć wtedy to, co wie się teraz. Z tego punktu widzenia było to trudne dla wszystkich. Wiążesz się emocjonalnie z kolegami z drużyny, z przyjaciółmi w mieście, z kibicami, którzy cię wspierali. To właśnie te wspomnienia i te wspólne wspaniałe chwile sprawiają, że takie rozstania są tak ciężkie.
Przy okazji swojego pierwszego meczu w Edmonton po transferze napastnik rodem z Brantford otrzymał od miejscowych fanów ogłuszające, czterominutowe owacje na stojąco. W Los Angeles szybko stał się celebrytą. Kalifornia, dotąd nieuważana za mekkę hokeja, przeżyła boom na tę dyscyplinę sportu. Kings zaczęli przyciągać rzesze kibiców, a cały region zyskał później kolejne kluby, takie jak San Jose Sharks i Anaheim Ducks. W 1993 roku Gretzky doprowadził Królów do pierwszego w ich historii finału Pucharu Stanleya, choć w decydującej serii przegrali 1-4 z Montreal Canadiens.
St. Louis Blues i New York Rangers
Mimo sukcesu marketingowego i sportowego, Kings w połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęli popadać w kryzysy finansowe i kadrowe. Wayne Gretzky nie widział tam dla siebie przyszłości, więc w 1996 roku przeniósł się do St. Louis Blues. Zapowiadało się, że stworzy wielki duet z Brettem Hullem, lecz ich współpraca nie układała się tak, jak oczekiwano. Dodatkowo trener Mike Keenan lubił publicznie krytykować graczy, co nie pasowało zawodnikowi, który wolał spokojną atmosferę w zespole. Po zaledwie kilku miesiącach „The Great One” trafił więc do New York Rangers.
Nowy Jork był ostatnim przystankiem jego kariery. Występował tam do 1999 roku, a w sezonie 1996/1997 jeszcze raz zachwycił, prowadząc drużynę do finałów konferencji, zakończonych porażką z Philadelphia Flyers. Swój ostatni mecz w NHL rozegrał 18 kwietnia 1999 roku i było to jedno z najsłynniejszych pożegnań w historii hokeja. W Madison Square Garden zagrano hymny USA i Kanady ze specjalnie zmienionymi słowami, by uhonorować legendę. Zakończył występ asystą przy golu Briana Leetcha. Choć Rangers przegrali po dogrywce, kibice długimi brawami żegnali swojego ukochanego „The Great One” i jego 61 rekordów NHL, które w tamtej chwili posiadał.
– Postanowiłem, że skoro tata zawiózł mnie na pierwszy mecz w moim życiu, to będzie wspaniale, jeśli ja zawiozę go na swój ostatni mecz – wspomina w rozmowie z oficjalnym serwisem NHL. – Podróż była całkiem przyjemna, ale jednocześnie trochę uciążliwa, bo co trzy minuty klepał mnie po nodze i powtarzał, że mógłbym zagrać jeszcze jeden sezon. Odpowiadałem tylko: „Nie, tato, już kończę”.
Reprezentacja Kanady
Wayne Gretzky nigdy nie zapomniał o swojej ojczyźnie. Już jako 16-latek grał dla Kanady na Mistrzostwach Świata Juniorów. Później wielokrotnie reprezentował barwy Klonowego Liścia w turniejach seniorów. W prestiżowym Canada Cup sięgał po triumfy w 1984, 1987 i 1991 roku. W zmaganiach A.D. 1987 grał w jednej linii z Mario Lemieux, a ich akcje przeciwko Związkowi Radzieckiemu przeszły do historii.
W 1998 roku hokeiści NHL po raz pierwszy mogli wziąć udział w igrzyskach olimpijskich. Kanada z „The Great One” w składzie pojechała do Nagano. Drużyna przegrała jednak w półfinale po dramatycznych rzutach karnych z Czechami z legendarnym Dominikiem Haškiem w bramce. Co ciekawe, trener Marc Crawford nie wstawił wtedy Wayne’a na listę strzelców. Ta decyzja wywołała ogromne poruszenie i do dziś wielu uważa, że gdyby do krążka podszedł Gretzky, losy tamtego półfinału mogłyby się potoczyć inaczej. Ostatecznie Kanada wróciła z igrzysk bez medalu, co do dziś jest jednym z największych olimpijskich rozczarowań kibiców Klonowego Liścia.
– Nie wiem, czy strzeliłbym gola, czy nie – mówi Wayne w wywiadzie dla „Sportsnet”. – Byłem częścią drużyny i kibicowałem swoim kolegom. Kiedy Czesi zdobyli tego jednego gola, modliłem się, żeby ktoś z naszego zespołu odpowiedział, a jednocześnie liczyłem, że zostanę wybrany jako szósty zawodnik, aby mieć szansę strzelić zwycięską bramkę.
Koniec kariery i działalność poza lodowiskiem
Po swoim ostatnim meczu w NHL Wayne Gretzky trafił natychmiastowo do Galerii Sław Hokeja. Ominął zwyczajowy, trzyletni okres oczekiwania, a liga chcąc docenić jego niepowtarzalne osiągnięcia, zdecydowała się zastrzec numer „99” we wszystkich klubach, aby nikt nie mógł już go nosić.
„The Great One” nie zniknął jednak ze sceny sportowej i zaangażował się w pracę menedżerską oraz trenerską. W 2000 roku zainwestował w Phoenix Coyotes i został współwłaścicielem klubu, a w 2005 roku objął także funkcję głównego trenera. Choć w kolejnym sezonie Kojoty poprawiły swoje wyniki, to przez kilka lat pod wodzą Wayne’a nie awansowały do play-offów. W 2009 roku, w obliczu bankructwa klubu i przejęcia go przez NHL, Gretzky zrezygnował z roli coacha oraz udziałowca.
Nie ominęły go również funkcje w reprezentacji Kanady. W 2002 roku w Salt Lake City pełnił funkcję dyrektora wykonawczego drużyny, która zdobyła upragnione złoto olimpijskie, przerywając wieloletnią posuchę.
Kanadyjczyk prowadził liczne przedsięwzięcia biznesowe. Jeszcze w trakcie kariery zainwestował w różne kluby, m.in. Hull Olympiques (hokej) czy Toronto Argonauts (futbol kanadyjski). Działał też w branży gastronomicznej i prowadził restaurację w Toronto oraz bar w Edmonton. Ponadto sygnuje własne wina i whisky. Jego numer „99” stał się marką rozpoznawalną na całym świecie.
Do 2021 roku legendarny zawodnik był wiceprezesem i doradcą w Oilers Entertainment Group. Potem dołączył do Turner Sports jako jeden z ekspertów telewizyjnych, komentujących NHL. Mimo że w roli trenera czy działacza różnie mu się wiodło, w opinii wielu pozostaje wielkim ambasadorem dyscypliny i wizytówką kanadyjskiego hokeja na lodzie.
Życie prywatne
W 1988 roku Wayne Gretzky poślubił aktorkę Janet Jones, a ich ślub w Edmonton został okrzyknięty „królewskim weselem”. Relacjonowały go krajowe media, a koszta ceremonii sięgnęły ponad miliona dolarów. Para doczekała się piątki dzieci: Pauliny, Ty’a, Trevora, Tristana i Emmy. Paulina jest rozpoznawalną modelką i celebrytką, a jej mężem został słynny golfista Dustin Johnson. Ty próbował swoich sił w hokeju, z kolei Trevor grał zawodowo w baseball.
– Nie mówię tego, żeby wzbudzić kontrowersje, ale żeby być dobrym sportowcem, naprawdę trzeba być egoistą – tłumaczy na łamach „The Players Tribune”. – Egoistą do tego stopnia, że cała uwaga skupia się na hokeju i wszystkim, co się wokół niego dzieje. Od września do maja to w stu procentach hokej. Ludzie wokół ciebie muszą to zrozumieć – brat, siostra, przyjaciele, mama, tata, żona, dzieci… Wszyscy muszą pojąć, że twoje zaangażowanie polega na dążeniu do zdobycia mistrzostwa. Moja żona doskonale to rozumiała. Kiedy powiedziałem ojcu, że zamierzam się ożenić, odpowiedział: „Żenisz się z odpowiednią osobą i będziecie małżeństwem przez długie lata”. Mamy pięcioro wspaniałych dzieci i wnuka. To było coś niesamowitego, a ona była ogromnym wsparciem i filarem mojego sukcesu w hokeju.
The Great One
Wayne Gretzky zasłynął m.in. ze swojego „biura” – miejsca za bramką rywali, gdzie ustawiał się z krążkiem i rozprowadzał akcje tak precyzyjnie, że obrońcy często nie wiedzieli, co się dzieje. W sezonach zasadniczych NHL uzbierał 1963 asysty – więcej niż jakikolwiek inny hokeista zgromadził punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Jego rekordy punktowe, takie jak choćby 92 gole i 163 asysty w jednych rozgrywkach, 50 goli w 39 meczach czy 2857 punktów w karierze wciąż pozostają nietknięte.
„The Great One” nie przepadał za brutalną stroną hokeja i unikał bijatyk, czego dowodem jest pięć Trofeów Lady Byng, zdobytych za wzorową postawę. Jego dokonania w NHL to pasmo spektakularnych osiągnięć. Piętnaście nominacji do Meczu Gwiazd, dziewięć Trofeów Harta dla MVP sezonu zasadniczego, dziesięć Trofeów Art Rossa za największą liczbę punktów, dwa Trofea Conna Smytha dla najbardziej wartościowego zawodnika play-offów i cztery Puchary Stanleya wywalczone z Edmonton Oilers to jedynie wierzchołek góry.
Wayne Gretzky fizycznie nigdy nie uchodził za siłacza, a jednak dzięki inteligencji, wytrzymałości i instynktowi tak bardzo górował nad resztą. Po zakończeniu gry pozostał ważną postacią światowego hokeja oraz inspiracją dla młodych zawodników. Wszyscy fani dyscypliny słyszeli o jego legendarnym numerze „99” i powtarzanej wciąż maksymie, by kierować się tam, gdzie krążek dopiero się znajdzie.
Foto: gettyimages.com
- Wayne Gretzky. Wirtuoz hokeja z numerem „99” - 22 stycznia 2025
- Luis Suárez. Zakochany „Rewolwerowiec” - 16 stycznia 2025
- Xavi Hernández. Generał środka pola - 14 stycznia 2025