Bob Pettit – Jastrząb, który postawił się Celtom

Bob Pettit

Data publikacji: 22 maja 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

Bill Russell i Wilt Chamberlain zdominowali epokę, w której biegali po parkietach, ale w ich czasach występowało wielu innych, znakomitych koszykarzy. Jeden z nich to bez cienia wątpliwości Bob Pettit, który w sezonie 1957/58 poprowadził zespół Saint Louis Hawks do jedynego w dziejach organizacji mistrzostwa NBA.

Żmudne początki

Robert Lee Pettit junior, jak brzmi jego pełne imię i nazwisko, przyszedł na świat 12 grudnia 1932 roku w stolicy stanu Luizjana – Baton Rogue. „Big Blue”, jak zaczęto go później nazywać ze względu na zamiłowanie do noszenia specyficznego płaszcza, zanim pokazał światu swój wielki talent do basketu, musiał sporo wycierpieć. W pierwszej klasie liceum nie dostał się do szkolnej drużyny, podobnie jak w drugiej. Chłopak doskonalił swe umiejętności w lidze parafialnej, a oprócz tego ćwiczył na własną rękę pod okiem miejscowego szeryfa, czyli… własnego ojca. Poświęcenie się opłaciło, bowiem w trzeciej klasie Bob dostał się do licealnego teamu, a w ostatniej poprowadził go do pierwszego od dwudziestu lat mistrzostwa stanu. Młodzieńca zaproszono również do udziału w meczu gwiazd szkół średnich, zaplanowanego w Murray w stanie Kentucky.

– Postanowiłem, że nigdy się nie poddam – wspomina. – Na przydomowym podwórku tata zamontował mi kosz, a ja ćwiczyłem po dwie lub trzy godziny dziennie. W trzeciej klasie byłem już na tyle dobry, że wychodziłem na parkiet w pierwszej piątce jako środkowy. To było wręcz niesamowite, kiedy zacząłem otrzymywać listy z różnych uczelni z propozycjami stypendiów sportowych.

Louisiana State University

Pettit ostatecznie postanowił nie opuszczać rodzinnego miasta i podjął  studia na Louisiana State University. Tam rozegrał trzy sezony w barwach zespołu Fighting Tigers, z którym w kampanii 1952/53 zajął czwarte miejsce w Turnieju NCAA. W barwach Tygrysów „Big Blue” notował średnio 27,4 punktu i 14,4 zbiórki, dzięki czemu raz załapał się do drugiej, a raz do pierwszej piątki All-America. Z czasu studiów Bob najbardziej emocjonalnie wspomina starcia z największym rywalem w konferencji SEC – Kentucky Wildcats.

– Mierzyliśmy się z nimi trzykrotnie i za każdym razem wygrywali – opowiada. – Najbardziej pamiętne spotkanie to mecz o mistrzostwo konferencji A.D. 1952, przegrany przez nas jednym punktem. Kentucky miało w składzie wielu utalentowanych zawodników, w tym Cliffa Hagana, z którym później przez dziewięć lat grałem w NBA.

Draft NBA

W 1954 roku Bob Pettit zdecydował o przejściu na zawodowstwo, po czym w drafcie NBA został wybrany z numerem drugim przez Milwaukee Hawks. Trener Red Holzman dostrzegł w zawodniku ogromny potencjał i postanowił, że w prowadzonej przez niego drużynie będzie grał on jako silny skrzydłowy, a nie środkowy. Eksperyment wypalił, gdyż młody koszykarz jako ligowy debiutant załapał się do All-Star Game oraz otrzymał statuetkę Rookie of the Year. Dwudziestotrzylatek dostarczał średnio 20,4 punktu oraz 13,8 zbiórki.

– Coach Holzman kazał mi uciekać z pomalowanego, ponieważ chciał, żebym grał jako silny skrzydłowy – mówi. – Dysponowałem niezłym rzutem z półdystansu i miałem dobrą koordynację, więc nie stanowiło to dla mnie problemu. Oczywiście od czasu do czasu występowałem jako center, ale zdecydowanie bardziej wolałem grę nieco dalej od kosza.

Zmiana miasta i… pozycji

W kolejnej kampanii, już po przenosinach ekipy Hawks do Saint Louis, „Big Blue” został przywrócony na pozycję centra i został królem strzelców oraz MVP sezonu zasadniczego. Jako środkowy grał do końca zmagań 1956/57, kiedy to Jastrzębie uległy w finale NBA 3-4 Boston Celtics z niesamowitym Billem Russellem na czele. Co ciekawe, ten genialny center w drafcie A.D. 1956 został wybrany przez Saint Louis Hawks, po czym szybko wymieniono go na Eda Macauleya i Cliffa Hagana. Z perspektywy czasu posunięcie to wydaje się kontrowersyjne, ponieważ w kolejnych rozgrywkach coach Alex Hannum przesunął Pettita z powrotem na pozycję silnego skrzydłowego, którą Bob okupował już do końca kariery.

– Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co by było, gdyby… Uważam Russella za najlepszego zawodnika, jaki kiedykolwiek biegał po parkiecie – dodaje. – Pewnie niejeden gracz myśli o sobie tak samo, ale swego czasu mogliśmy stworzyć niezły duet. Russell w swoim prime time to najwspanialszy koszykarz jakiego miałem okazję podziwiać w akcji. Jego pragnienie zwyciężania i dominacji było nieskończone. Na tablicach i w obronie ten koleś nie miał sobie równych. Krąży opinia, że Bill z jedenastoma pierścieniami na koncie to największy zwycięzca w historii NBA. Moim zdaniem powinno się mówić, że to najlepszy zawodnik, bo w tej grze przecież chodzi o wygrywanie.

Pogromcy Boston Celtics

To, co nie udało się Jastrzębiom w zmaganiach 1956/57, padło ich łupem w kolejnych. Hawks w finałach pokonali Celtów 4-2, a w spotkaniu decydującym o tytule Bob Pettit uzbierał 50 „oczek” i 19 zebranych piłek. Jastrzębie triumfowały wówczas 110:109, a łupem „Big Blue” padło aż 19 z ostatnich 21 punktów rzuconych przez ekipę ze stanu Missouri. Co ciekawe, finały z 1958 roku to jedyne przegrane przez Billa Russella z dwunastu, w jakich brał udział.

– W tamtym meczu czułem niesamowitą pewność siebie i chciałem brać czynny udział w każdej akcji ofensywnej – wspomina. – Trafiałem z pomalowanego i spoza niego, a koledzy chętnie podawali mi piłkę. Nie miałem pojęcia ile mam punktów na koncie, ale byłem świadom tego, że wynik meczu był na styku. Sięgnięcie po tytuł jest wspaniałe w chwili, w której ci się to udaje, ale tak naprawdę człowiek docenia to po latach.

Spadek z tronu

Sezon 1958/59 dla Jastrzębi zakończył się już w finałach Zachodu przeciwko Minneapolis Lakers, ale dla Pettita okazał się wyśmienity pod względem indywidualnym. Urodzony w Baton Rogue zawodnik wypracował średnią 29,2 punktu i zgarnął drugą w karierze statuetkę MVP kampanii zasadniczej, drugą koronę króla strzelców oraz trzecią nagrodę MVP All-Star Game. Co ważne, w następnych latach nie zwalniał tempa i w sezonach 1959/60 i 1960/61 Hawks z nim na czele meldowali się w finałach NBA, przegranych jednak najpierw 3-4, a potem 1-4 z Boston Celtics. Zmagania 1961/62 to natomiast wyraźny regres nękanych kontuzjami Jastrzębi, a Pettitowi na osłodę bilansu 29-51 pozostała czwarta statuetka MVP Meczu Gwiazd.

– Zacząłem naprawdę doceniać te osiągnięcia dopiero po czasie – tłumaczy. – Wtedy byłem po prostu zadowolony, a teraz uważam, że dokonałem wyjątkowych rzeczy. Doskonale pamiętam swój pierwszy Mecz Gwiazd w Madison Square Garden, w którym zagrałem jako debiutant. Wydaje mi się, że te cztery statuetki MVP mają wiele wspólnego z moim sposobem myślenia. Niektórzy takie mecze traktują jako relaks i dobrą zabawę, a ja zawsze chciałem udowodnić, że miejsce wśród najlepszych zwyczajnie mi się należy.

Na zawsze Jastrząb

26,4 punktu i 16,2 zbiórki – to najważniejsze średnie z całej zawodowej kariery „Big Blue”. Legendarny gracz jako profesjonalista bronił tylko i wyłącznie barw Hawks i niestety czynił to przez zaledwie jedenaście sezonów, gdyż kontuzja kolana nie pozwoliła mu na więcej. Mierzący 206 centymetrów silny skrzydłowy, występujący czasem też na pozycji centra, w każdej z tych kampanii meldował się w All-Star Game, a do tego aż dziesięciokrotnie wybierano go do pierwszej piątki NBA i raz do drugiej. Swoją postawą zyskał reputację wybitnego strzelca.

– To wszystko zależy od wielu czynników – zauważa. – Trzeba mieć w zespole kolegów, którzy będą często podawać ci piłkę i kreować wiele okazji do rzutów. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy jesteś naprawdę dobrym strzelcem. Ja całkiem dobrze radziłem sobie również na atakowanej tablicy, dzięki czemu moja średnia na pewno jest o kilka punktów wyższa. Strzelec musi mieć również dużą pewność siebie i nie rezygnować nawet po kilku nieudanych próbach. Sporą rolę w budowaniu pewności siebie ma trener, który powinien mieć do ciebie zaufanie.

Dziedzictwo

Fani basketu chwalą Pettita głównie za jego niesamowite umiejętności strzeleckie, ale sam zainteresowany najbardziej jest dumny ze swoich statystyk na tablicach, w których lepsi od niego są jedynie Wilt Chamberlain oraz Bill Russell.

– Średnia nieco ponad 26 oczek na mecz oczywiście jest imponująca, ale 16 zbiórek na przestrzeni jedenastu sezonów też robi wrażenie – ocenia. – Dzięki ofensywnym zbiórkom moja średnia jest większa o pięć lub sześć punktów.

Bankier i konsultant

Wielu wybitnych koszykarzy po przejściu na sportową emeryturę próbuje swoich sił na ławce trenerskiej lub w inny sposób wiąże swoje dalsze życie z koszykówką. Bob Pettit wybrał jednak karierę w bankowości, gdzie pracował do 1988 roku, kiedy to przerzucił się na konsulting finansowy. W tej branży znany jest jako współzałożyciel firmy Equitas Capital Investors.

– Nigdy nie byłem tym specjalnie zainteresowany – tłumaczy. – Po prostu moje przeznaczenie wyglądało inaczej, a na sportowej emeryturze czekała na mnie praca w banku. Przez kilka lat pojawiałem się w telewizji jako analityk podczas sobotnich meczów konferencji SEC, ale pewnego dnia powiedziałem sobie, że nie chcę już więcej tego robić i skończyłem z tym. Wydaje mi się, że najbardziej niezwykłe w tym wszystkim jest to, że życie po karierze zawodowego koszykarza cieszy mnie tak samo jak w czasach, kiedy występowałem na parkiecie. Prawdopodobnie niewielu sportowców może powiedzieć to samo. Jestem szczęściarzem.

„Big Blue” poza parkietem zarobił o wiele więcej pieniędzy niż na nim. Jako debiutant w Hawks inkasował jedenaście tysięcy dolarów rocznie, a w kulminacyjnym momencie sześćdziesiąt „kawałków”. Nie było to mało, ale po zejściu z parkietu musiał pójść do najnormalniejszej w świecie pracy, gdyż nie miał gwarancji, że uzbierane środki pozwolą mu na godne życie do ostatnich dni.

– Uważam, że dzisiejsi zawodnicy sporo tracą z tego powodu – mówi. – Nie wiem, czy przechodząc na emeryturę w wieku trzydziestu czterech lat i z pełnym kontem bankowym da się być szczęśliwym przez kolejnych czterdzieści lat. Ja na pewno byłem szczęśliwy, ponieważ udało mi się coś zbudować, będąc w to w pełni zaangażowanym. Czy cieszyłbym się bardziej, gdybym za grę dostawał dwadzieścia milionów dolarów zamiast dwudziestu tysięcy? Na pewno, ale nie czuję żadnego rozczarowania z powodu, iż w moich czasach zarabiało się zdecydowanie mniej. Kochałem to co robiłem i dlatego twierdzę, że moje życie po rozbracie z basketem było tak samo udane jak w trakcie sportowej kariery.

Bob Pettit w 1965 roku poślubił Carole Crowell, która urodziła mu trójkę dzieci. W roku 1971 „Big Blue” został natomiast włączony do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. Jako jeden z nielicznych był również wybierany do grona najlepszych zawodników z okazji 25-lecia, 35-lecia oraz 50-lecia NBA.

Bibliografia:

  • legendsofbasketball.com,
  • hangtime.blogs.nba.com.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *