Spis treści
- Czym jest Broad Peak?
- Broad Peak. Niebo i piekło. Kto jest autorem?
- O czym jest książka Broad Peak. Niebo i piekło?
- Śmierć w górach
- Raport
- Broad Peak. Niebo i piekło. Czy warto przeczytać?
- Dla kogo jest książka Broad Peak. Niebo i piekło?
- Ebook Broad Peak. Niebo i piekło. Skąd pobrać?
- Gdzie kupić książkę Broad Peak. Niebo i piekło?
Data publikacji: 29 sierpnia 2021, ostatnia aktualizacja: 6 kwietnia 2024.
Wyprawa PHZ na Broad Peak w 2013 roku była na ustach całego kraju pomimo tego, że dla większości Polaków himalaizm zimowy i zdobywanie ośmiotysięczników to czysta abstrakcja. Eskapada zakończyła się sukcesem tylko po części, bo wierzchołek został osiągnięty, lecz niestety nie wszyscy wspinacze dotarli szczęśliwie do bazy. W książce Broad Peak. Niebo i piekło autorzy przypominają i analizują tamte wydarzenia, ale i starają się znaleźć odpowiedzi na pytania, które po dziś dzień nękają himalaistów, ich rodziny oraz ludzi, których góry wysokie obchodzą tylko od święta.
Czym jest Broad Peak?
Broad Peak leży w Karakorum, na granicy Chin i Pakistanu. To czwarta pod względem wysokości góra Ziemi. Szczyt według różnych źródeł zlokalizowany jest na 8047 lub 8051 m n.p.m. Pierwszego wejścia na wierzchołek 9 czerwca 1957 roku dokonali Austriacy: Hermann Buhl, Kurt Diemberger, Marcus Schmuck i Fritz Wintersteller. Pierwszymi zimowymi zdobywcami góry są natomiast Polacy: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek. Stało się to 5 marca 2013 roku, a wyprawa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego zakończyła się tragicznie, ponieważ Berbeka i Kowalski zginęli podczas zejścia.
Broad Peak. Niebo i piekło. Kto jest autorem?
Bartek Dobroch to dziennikarz współpracujący od 2002 roku z Tygodnikiem Powszechnym. Jest autorem książki Artur Hajzer. Droga słonia. Za teksty na temat wydarzeń w Karakorum otrzymał Nagrodę SDP 2013 im. Kazimierza Wierzyńskiego oraz Nagrodę Dziennikarzy Małopolski 2014. Jest też laureatem Nagrody Amnesty International Pióro Nadziei 2009. Do tego: przewodnik tatrzański, międzynarodowy przewodnik górski UIMLA, instruktor narciarski, alpinista i fotograf.
Przemysław Wilczyński to również dziennikarz Tygodnika Powszechnego. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, którą za rok 2013 otrzymał do spółki z Bartkiem Dobrochem. Trzykrotny laureat Nagrody Dziennikarzy Małopolski. Autor książki Jan Kaczkowski. Życie pod prąd.
O czym jest książka Broad Peak. Niebo i piekło?
Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński w swojej publikacji próbują upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Autorzy analizują tragedię na Broad Peaku z 2013 roku i przy okazji starają się odpowiedzieć na kilka pytań:
- Czy tamta wyprawa to kres polskiego himalaizmu w takiej formie, jaką znamy?
- Czy wydarzenia na Broad Peaku mogły potoczyć się inaczej?
- Czy wspinacze tzw. młodego pokolenia nie zaprzątają sobie głowy etyką?
- Czy himalaiści to ludzie, którzy kochają wolność, czy jednak skrajni egoiści?
Ta książka to również znakomita okazja do poznania życiorysów takich postaci, jak: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski, Artur Małek, Krzysztof Wielicki oraz Artur Hajzer, a także kopalnia wiedzy na temat programu Polski Himalaizm Zimowy.
Wtorek, 5 marca 2013 r. był dla Krzysztofa Berbeki, młodego lekarza z Warszawy, normalnym dniem pracy: asystował swojemu szefowi przy serii operacji. Z odciętego od świata bloku operacyjnego pamięta: tykający nad głową przełożonego zegar ścienny i mały odbiornik radiowy, o którego uruchomienie poprosił anestezjologa.
– Od rana stałem przy stole operacyjnym. Operacje trwały jedna za drugą. Co 30 min wsłuchiwałem się w radio, czekając na wiadomości. Informacja była jedna: trwa atak szczytowy Polaków na Broad Peak – wspomina tamten dzień Berbeka.
Na facebookowym profilu Polskiego Himalaizmu Zimowego jego szef, Artur Hajzer, pisze: Na godzinę 13.30 czasu polskiego nie mamy żadnych nowych informacji. Brak jest kontaktu z bazą. Możemy tylko gdybać i domyślać się, że trwa akcja górska, której nie można przeszkadzać (np. wyścig z ciemnością) nawet krótkim połączeniem radiowym […]. Nie ma innego wyjścia jak cierpliwie czekać. Informacje pojawią się natychmiast po tym jak nadejdą.
Kolejny wpis pojawia się po godzinie i szesnastu minutach, o 14.46: Szczyt zdobyty. O godzinie od 17.30 do 18.00 czasu lokalnego wszyscy 4 wspinacze zespołu szturmowego dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt Broad Peak 8047 m. O pełni sukcesu będzie można mówić wtedy, gdy zespół zejdzie do bazy, co jest planowane na 6.03.
Nieco później Krzysztof Wielicki, kierownik zimowej wyprawy na Broad Peak, przekazuje tę samą informację przez telefon satelitarny dla TVN24:
– Tak, potwierdzam, że cała czwórka weszła na szczyt między 17.30 a 18.00. Ja się strasznie denerwuję, ponieważ przychodzi noc już u nas […]. Na szczęście są dobrze wyposażeni, mają konkretne ubiory, nie wieje wiatr. Mają czołówki, liny, będą się ubezpieczać. No i będziemy czekać niecierpliwie na wiadomości od kolegów, mamy łączność telefoniczną. Pogoda jest łaskawa i dlatego tak bardzo się nie martwię, ale zawsze się martwię, bo ja uważam, że wyprawa kończy się szczęśliwie, kiedy wszyscy są już w bazie. Także będę miał kilka nerwowych godzin, tak jak cały dzisiejszy dzień. Prognozę mamy na kilka dni do przodu, do jutra powinna się utrzymać, niebo jest czyste, odkryte, nie ma chmur.
Na koniec dodaje jeszcze to jedno zdanie: – No, tylko że zapada zmrok i ciemność.
Śmierć w górach
Na początku 2013 roku do zdobycia zimą pozostawały już tylko trzy ośmiotysięczniki. Dziewięć z jedenastu pozostałych wierzchołków jako pierwsi osiągnęli Polacy, a najbliższym celem programu Polski Himalaizm Zimowy pod dyrekcją Artura Hajzera miał być Broad Peak, gdyż droga prowadząca na tę górę wydawała się o wiele łatwiejsza niż te wiodące na Nanga Parbat i K2. Do wierzchołka dotarli wówczas: Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, ale tylko dwaj pierwsi zdołali szczęśliwie zejść na dół.
– Co myślałeś na szczycie? – zapytaliśmy Adama Bieleckiego we wspomnianym już wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”.
– Że trzeba uciekać, bo zginiemy – odpowiedział.
W innym miejscu mówił:
– Kiedy podjąłem decyzję o schodzeniu, chłopcy szli do góry: mogli się do mnie przyłączyć, gdyby coś było nie tak. Mijając Maćka, powiedziałem: „Przekaż Krzyśkowi, że nie działa mi radiotelefon i że już schodzę”.
Berbeka i Kowalski idą w górę. Mają jakiekolwiek wahania, czy w takim momencie nie ma już na nie miejsca? Ryszard Gajewski uważa, że nie. Odwrót, kiedy widać już cel, nie wchodzi w rachubę.
– Jak się jest blisko, nie zawraca się – stwierdza przyjaciel Berbeki.
Ostatnim miejscem, w którym odwrót był jeszcze możliwy, jest wierzchołek Rocky Summit. Tam zapadła decyzja, która miała zaważyć na zdobyciu szczytu. Zaważyła na życiu. Po raz drugi, dokładnie 25 lat po tym, jak wszedł zimą na Rocky Summit, losy Macieja Berbeki decydowały się na tym kamienistym, choć okrytym czapą nawianego śniegu, przedwierzchołku Broad Peaku.
Wróćmy w tym miejscu do fotografii ze szczytu. Ta zrobiona przez Bieleckiego o 17.30 – gdyby nie to, że wiemy, z której godziny pochodzi – nie zwiastuje niczego złego. Ta wykonana przez Małka o 17.50 – w kolorze pomarańczy – pokazuje już scenerię, która na każdym w podobnych okolicznościach musiałaby zrobić wrażenie. Jak wyglądałaby fotografia wykonana dziesięć, piętnaście minut później przez Berbekę czy Kowalskiego? Zimowy zachód słońca w górach postępuje szybko, kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie. Pomarańczowy – to wysoce prawdopodobne – zdążyłby już przejść w purpurę, kolor zwiastujący rychły zmierzch, a skądinąd kojarzący się z patosem i podniosłością.
Pewnie najmniej powodów do namysłu nad nabierającym dramatycznych barw otoczeniem ma Adam Bielecki – zaczyna schodzić przed początkiem zmierzchu. Na Małku widok zachodzącego słońca i zwiastujący go pomarańczowy kolor robią już wrażenie – wystarczające, by nie zrobić ani jednego zdjęcia krajobrazu. Na szczycie, oprócz własnego cienia, fotografuje jedynie swoją twarz, poczerwieniałą od mrozu, z policzkami i nosem oklejonymi ochronnymi plastrami, ze zwisającym z nosa soplem. W jego oczach nie widać przerażenia, ale wyrażają one niepewność i obawę. Na szczycie przebywa – według własnej oceny – zaledwie pół minuty. Chociaż tyle nie wystarczyłoby pewnie nawet na złapanie oddechu, rozpięcie kombinezonu, wyjęcie spod niego aparatu i zrobienie owych dwóch zdjęć. Kwestie różnic w ocenie czasu w kolejnych godzinach będą jeszcze nieraz przedmiotem wątpliwości. Któż jednak właściwie szacuje czas w momentach wymagających maksymalnej koncentracji, przy jednoczesnym poczuciu zagrożenia? Bez wątpienia Małek spędza tam najwyżej kilka minut. Nie czeka na idących niedaleko za nim kolegów.
Czy Kowalski i Berbeka robią jakieś zdjęcia? Czy mają na to siły i ochotę? Czy w chwili oddechu na szczycie – na pewno także krótkiej, kilku-, najwyżej kilkunastominutowej – stać ich jeszcze na podziw, zachwyt? Możemy się tylko domyślać, że Tomek, dokumentalista pasjonat, robi zdjęcia. Z pewnością fotografuje się na szczycie, może robi zdjęcie także Berbece. Może robią sobie zdjęcie z ręki razem (aparat trzyma oczywiście Tomek) – jako jedyni z całej grupy mają taką możliwość.
Raport
Okoliczności tragedii na Broad Peaku badał powołany przez Polski Związek Alpinizmu zespół, któremu szefował Piotr Pustelnik. Prowadzone działania podsumował raport, który był szeroko komentowany w internecie, prasie i telewizji. Dokument najbardziej uderzał w Adama Bieleckiego.
By przekonać się, jaką siłę rażenia miał w tamtych dniach dokument PZA, wystarczy opis jednej sceny. Niedługo przed jego oficjalną publikacją Adam Bielecki – za pośrednictwem „Tygodnika Powszechnego”, który pierwszy dotarł do dokumentu – zapoznaje się z głównymi ustaleniami i wnioskami Zespołu. Po kilku godzinach czekamy w redakcji na spotkanie z himalaistą, który w środowisku uważany jest przez wielu za gruboskórnego.
Ale na Wiślną, do siedziby redakcji „Tygodnika” przychodzi człowiek złamany lekturą. Jest roztrzęsiony, pali papierosa za papierosem. Mówi o chęci zaszycia się na Zachodzie, o śmiertelnym ciosie, jaki polskiemu himalaizmowi zadali autorzy dokumentu.
– Najpierw się popłakałem. Następną reakcją była agresja: prawie rozwaliłem szafę z wściekłości. A teraz wszystko się plącze, od złości po przerażenie. Najważniejsze jest cholerne poczucie niesprawiedliwości, poczucie, że zostałem kozłem ofiarnym – mówi na początku wywiadu Bielecki.
– Co cię najbardziej zabolało? – zapytaliśmy.
– Rozłożenie akcentów: to, że zostałem uznany za głównego winnego. Postawa Artura Małka budzi „poważne zastrzeżenia”, moja została określona jako „jednoznacznie negatywna”.
– Spodziewałeś się czegoś innego?
– Tego, że ten raport niczego nowego nie wniesie. Były skrajne oceny, ale wypowiadane przez pojedynczych przedstawicieli środowiska. Szokujące: dokument PZA jest po stronie najbardziej skrajnych i zakłócanych emocjami ocen formułowanych w mediach. Oczywiście chciałem wiedzieć, co według autorów zostało źle zrobione – jakich błędów musimy w przyszłości unikać. Ale nie spodziewałem się, że będą wskazani winni, a już w najczarniejszych koszmarach nie przyszłoby mi do głowy, że to ja za takiego zostanę uznany. Ja, szeregowy członek wyprawy, który wykonywał polecenia… Punkt drugi wykręcił mi mózg: Zespół negatywnie ocenia jego postawę po zejściu do obozu czwartego i szybkie zejście do bazy w czasie, kiedy jeszcze na górze można się było spodziewać zwrotu sytuacji i uratowania Macieja Berbeki.
Bielecki tuż po udzieleniu wywiadu dla „Tygodnika Powszechnego” wyjeżdża w góry. W mediach wystąpi po dwóch dniach, by już nieco spokojniej – choć w podobnym duchu jak w wywiadzie dla „Tygodnika” – tłumaczyć swoją reakcję po lekturze raportu.
Głos w tych dniach zabiera też jego żona. Mój mąż jest dobrym człowiekiem i dobrym himalaistą – pisze na Facebooku. – Wydarzenia na Broad Peak odcisnęły na nim swoje piętno […] Czy ktoś naprawdę myśli, że dla Adama góra mogłaby być ważniejsza niż życie kolegów? […] Czy komisja i część tzw. środowiska, które poznałam niedawno jako osoba z zewnątrz, a okazało się zawistne, rozplotkowane i bardzo łatwo wydające najcięższe wyroki, zastanowiło się przez chwilę, zanim zdecydowało się go zlinczować, zanim podjęło kolejną próbę zniszczenia życia jego i naszego?
Emocje udzielają się też autorom raportu, którzy – jakby przestraszeni pierwszymi reakcjami – zaczynają łagodzić wymowę głównych tez. Przypominają, że Zespół to nie gremium nieomylne, zaś jego werdykty nie mają waloru sankcjonującego. Kierownik tragicznej wyprawy Krzysztof Wielicki mówi w TVN24, że raport nie jest wcale (jak to określiliśmy w „Tygodniku”) miażdżący, by kilka zdań dalej powiedzieć, że… zbyt drastycznie ocenia Adama Bieleckiego.
Broad Peak. Niebo i piekło. Czy warto przeczytać?
Po stokroć warto. Nie jest to książka z gatunku tych, które podczas lektury przyprawiają o ciarki na plecach, ale to naprawdę rzetelna publikacja, dostarczająca mnóstwa wiedzy i poparta wieloma źródłami. Głównych bohaterów tej opowieści poznajemy nie tylko jako górskich herosów, ale również jako normalnych ludzi, którzy mają swoje rodziny. Dzięki wielu rozmowom przeprowadzonym i zacytowanym przez autorów dowiadujemy się nie tylko jak to jest, kiedy staje się na szczycie ośmiotysięcznika, ale również jak to jest być matką / ojcem / żoną / synem wysokogórskiego wspinacza. Na pochwałę zasługuje również to, że Dobroch i Wilczyński nikogo w swojej książce nie oceniają, a starają się jedynie przedstawić różne punkty widzenia, co ma sprawić, że to czytelnik sam wyrobi sobie zdanie na dany temat. Szczególnie dotyczy to Adama Bieleckiego, który po wyprawie na Broad Peak został publicznie zlinczowany za to, że po zdobyciu szczytu natychmiast ruszył w dół, zamiast poczekać na kolegów.
Dla kogo jest książka Broad Peak. Niebo i piekło?
Jest to doskonała publikacja nie tylko dla osób, które od czasu do czasu wracają pamięcią do wydarzeń z 2013 roku, ale też dla tych, którzy chcieliby się trochę dowiedzieć na temat ludzi związanych z tamtą wyprawą na Broad Peak, lecz nie mają czasu lub chęci na to, żeby czytać o każdej z nich z osobna. Taka forma sprawia oczywiście, że ilość informacji na temat każdego z bohaterów będzie ograniczona, ale autorzy zadbali o to, żeby „mięsko” się nie zmarnowało. Broad Peak. Niebo i piekło to również książka dla tych, którzy po tamtej tragedii wypisywali różne bzdury w internecie. Otwiera ona oczy na wiele spraw i pokazuje, że nie wszystko jest czarno-białe. Zwłaszcza w górach wysokich.
Ebook Broad Peak. Niebo i piekło. Skąd pobrać?
Książka Broad Peak. Niebo i piekło jest dostępna w wersji papierowej oraz jako ebook. Gdzie ściągnąć ebooka? W momencie publikacji tej recenzji ebook Broad Peak. Niebo i piekło znajduje się w ofercie Legimi. Koszt subskrypcji tej usługi zaczyna się już od 6,99 zł na miesiąc. Ponadto Legimi kusi nowych użytkowników bezpłatnym, 7-dniowym dostępem do ogromnej bazy ebooków. W praktyce oznacza to, że publikację tę można przeczytać za darmo i to w pełni legalnie.
Tu sprawdzisz, czym jest Legimi i jak wykupić subskrypcję →
Gdzie kupić książkę Broad Peak. Niebo i piekło?
Nie interesuje cię dostęp do ebooków w formie abonamentu lub chcesz po prostu postawić sobie książkę na półce? Nie musisz już mozolnie przeglądać ofert w poszukiwaniu tej najlepszej. Również nie lubię przepłacać, dlatego w poniższej tabeli znajdziesz też zestawienie cen książki Broad Peak. Niebo i piekło.
Informacje o książce:
Gatunek: literatura faktu
Autor: Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński
Data wydania: 13.02.2018
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
Liczba stron: 440
ISBN: 9788379768721