Carolina Klüft – mała dziewczynka w wielkim świecie

Carolina Kluft

Data publikacji: 3 października 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.

– Unikałam czytania artykułów na swój temat. Siedząc w domu na kanapie nie myślałam również o sobie jako o najlepszej lekkoatletce świata. To zupełnie nie w moim stylu. Czułam się małą dziewczynką w wielkim świecie – mówi Carolina Klüft, złota medalistka olimpijska w siedmioboju.

Córka piłkarza i lekkoatletki

„Carro”, jak ją zdrobniale nazywają, pochodzi ze sportowej rodziny. Jej tata, Johnny, był piłkarzem klubu Östers IF, z którym występował nawet w Pucharze UEFA, a mama, Ingalill, w latach siedemdziesiątych minionego stulecia należała do czołówki szwedzkich skoczkiń w dal.

– Do momentu gdy skończyłam sześć lat, mieszkaliśmy w małej wiosce, gdzie spędzałam czas na zabawach z moimi trzema siostrami – wspomina. – Jedynymi zorganizowanymi zajęciami w jakich uczestniczyłyśmy były treningi piłki nożnej, chociaż nie pamiętam nic z czasów jak mój ojciec grał zawodowo. Podobało mi się bycie częścią drużyny, a w lekkoatletyce wszystko zależy tylko od ciebie. Niedługo później jednak wraz moją młodszą siostrą, Sofią, wzięłam udział w zawodach lekkoatletycznych i strasznie mi się to spodobało. Kochałam startować w różnych konkurencjach, zarówno przeciwko dziewczynom jak i chłopcom.

Piekło w szkole

Jako dziecko Klüft była wychudzona i nosiła wielkie okulary. Nie miała jednak z tego powodu żadnych kompleksów, dopóki w wieku dwunastu lat nie przeniosła się z rodziną do miasta Växjö. Rówieśnicy w szkole strasznie jej dokuczali, a Carolina przez pierwsze sześć miesięcy w nowym miejscu dostawała bólu żołądka na samą myśl o pójściu na lekcje.

– Z naprawdę fajnej szkoły trafiłam w miejsce, którego nie lubiłam – żali się. – Złe relacje z rówieśnikami sprawiły, że straciłam pewność siebie i zajęło mi kilka lat zanim udało mi się ją odzyskać. Zrozumiałam, że nie muszę nikomu niczego udowadniać, ani być we wszystkim najlepsza. Przestałam się przejmować opiniami innych i skupiłam się na sporcie, ponieważ sprawiał mi przyjemność.

Wieloboistka

Siedmiobój to jedna z najtrudniejszych konkurencji w żeńskiej lekkoatletyce. W ciągu dwóch dni każdą z uczestniczek czeka łącznie siedem startów: bieg na 100 metrów przez płotki, skok wzwyż, pchnięcie kulą, bieg na 200 metrów, skok w dal, rzut oszczepem oraz bieg na 800 metrów. „Carro” do świata wielkiego sportu wchodziła jako mistrzyni świata juniorów z Santiago w 2000 roku. Przejście do seniorów okazało się na tyle płynne, że w kolejnych latach sięgała po złote medale mistrzostw Europy (Monachium 2002, Göteborg 2006), mistrzostw świata (Paryż 2003, Helsinki 2005, Osaka 2007) oraz igrzysk olimpijskich (Ateny 2004).

– Nigdy nie podjęłam formalnej decyzji, że chcę rywalizować w siedmioboju -twierdzi. – To przyszło samo z siebie. Jako dziecko brałam udział we wszystkich konkurencjach, ponieważ ciągłe skakanie lub bieganie wydawało mi się nudne. Moją naturalną specjalnością są jednak skoki. Kiedy skok mi nie wyszedł, to od razu wiedziałam co zrobiłam źle, a błędy w konkurencjach rzutowych musiał tłumaczyć mi trener.

Zaskakująca decyzja

Klüft dominowała również w hali, gdzie zamiast siedmioboju rozgrywany jest pięciobój. Ze złotymi krążkami wróciła z Birmingham (2003 HME i 2007 HMŚ) oraz Madrytu (2005 HMŚ). W międzyczasie z powodzeniem startowała również w skoku w dal, a jej największy sukces to brąz HMŚ 2004 w Budapeszcie. Wyniki wskazywały, że w Pekinie powinna bez większych problemów sięgnąć po swój drugi olimpijski triumf w siedmioboju, lecz reprezentantka Trzech Koron wkrótce ogłosiła, że w stolicy Chin planuje wystartować jedynie w skoku w dal i trójskoku.

– Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie rozumiało mojej decyzji, ale ja zwyczajnie przestałam odczuwać motywację do uprawiania siedmioboju – tłumaczy. – Wiele o tym wszystkim myślałam i postanowiłam podążyć za głosem serca. Trójskok nie należał do moich specjalności, lecz czułam potrzebę sprawdzenia się w innych konkurencjach.

Wrażliwa na cierpienie innych

Carolina nigdy nie lubiła znajdować się w centrum zainteresowania, ale też nigdy nie pozostawała obojętna na los innych ludzi. Od szesnastego roku życia wspierała finansowo dzieci w Afryce. Nie lubiła się z tym obnosić, ponieważ dla niej to normalne, że ktoś kto ma w życiu dobrze pomaga tym, którzy mają zdecydowanie gorzej.

– To nie jest żadna nowość, ale to ważna rzecz, którą robię z dala od kamer i aparatów – mówi. – Dzięki temu mam szersze spojrzenie na rzeczywistość i wiem, że moje rekordy nie są najważniejsze na świecie.

Klüft zawsze dbała też o to, żeby swojego własnego komfortu nie budować kosztem cierpienia innych. Miała na tym punkcie obsesję do tego stopnia, że dokładnie prześwietliła działalność firmy Reebok zanim związała się z nią umową sponsorską.

– Jak mogłabym podpisać z nimi kontrakt bez wdawania się w szczegóły? Rozmawiałam o tym czy zatrudniają dzieci, o godzinach pracy oraz wynagrodzeniach pracowników. Gdybym mogła, to odwiedziłabym wszystkie fabryki, żeby sprawdzić panujące w nich warunki, ale ostatecznie zaufałam szefom firmy.

Wierna ojczyźnie

Dobrze zarabiający skandynawscy sportowcy często opuszczają kraj i zamieszkują na stałe w Monte Carlo lub Londynie. Tam ich majątków nie pożerają wysokie podatki. Carolina Klüft zdaje sobie sprawę z mankamentów życia w Szwecji, ale nigdy nie zastanawiała się nad wyprowadzką z ojczyzny.

– Kocham Szwecję – przyznaje. – Moja rodzina i przyjaciele mieszkają tutaj, więc nie wyobrażam sobie życia gdzieś indziej. W ojczyźnie czuję się bezpiecznie, a pieniądze nie są najważniejsze. Potrzebuję dachu nad głową, czegoś do jedzenia i trochę gotówki, żeby trenować. Jeśli uda się odłożyć trochę grosza na przyszłość to fajnie, ale na sportowej emeryturze zamierzam być czynna zawodowo.

Wzór do naśladowania

„Carro” z wychudzonej dziewczynki w za dużych okularach zmieniła się w fantastyczną sportsmenkę, wygrywającą seryjnie kolejne zawody. W pierwszej dekadzie XXI wieku stanowiła inspirację dla wielu dzieciaków trenujących lekkoatletykę, a dziś jej historia powinna być powtarzana przede wszystkim młodym ludziom, którzy czują się wyobcowani i mają przez to zaniżoną samoocenę.

– Dzisiejsze dzieci mają zdecydowanie gorzej niż ja – twierdzi. – Jeśli ktoś wyróżnia się z tłumu, to musi się zmagać z presją wywieraną przez telewizję, internet i czasopisma. Wszyscy mówią ci jak masz wyglądać i co myśleć, a jak się wyłamiesz ze schematu, to automatycznie jesteś tym złym.

Na emeryturze

Carolina Klüft karierę sportową zakończyła w 2012 roku z powodu problemów zdrowotnych, które uniemożliwiły jej udział w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Cztery lata wcześniej w Pekinie zajęła dziewiąte miejsce w skoku w dal. Jest jedną z trzech siedmioboistek w dziejach, które przekroczyły w jednych zawodach siedem tysięcy punktów. Decyzji o odejściu ze swojej koronnej konkurencji do dziś jednak nie żałuje, ponieważ od złotych medali za wyniki sportowe bardziej ceni sobie miłe chwile w życiu codziennym.

– Docierają do ciebie te wszystkie wiadomości i momentalnie smutniejesz – mówi. – Człowiek traci wtedy wiarę i zastanawia się, dokąd ten świat zmierza. Później jednak spotykam kogoś na ulicy, dostaję list od jakiegoś dziecka lub rozmawiam z przyjaciółmi i… wraca mi wiara w ludzkość. Wystarczy odrobina szacunku i tolerancji, żeby świat stał się lepszy.

Bibliografia:

  • The Guardian,
  • The Independent,
  • The Telegraph.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *