Javier Sotomayor – niepodrabialny król wysokości

Javier Sotomayor

Data publikacji: 26 czerwca 2019, ostatnia aktualizacja: 16 grudnia 2019.

– W wieku dziesięciu lat miałem lęk wysokości, ale jako czternastolatek zrozumiałem, że mogę być znakomitym skoczkiem wzwyż. Od tamtej chwili zacząłem sobie wyznaczać coraz ambitniejsze cele, a strach da się pokonać dzięki treningowi – mówi Javier Sotomayor, rekordzista świata i mistrz olimpijski w skoku wzwyż.

Wnuk piekarza

„Soto”, jak go nazywają, przyszedł na świat 13 października 1967 roku w Limonar w kubańskiej prowincji Matanzas jako syn Gabriela i Aurory. Mieszkał w dużym domu wraz z rodzicami, bratem, dziadkami, ciotką, wujkiem i jego żoną oraz kuzynostwem.

– Mój dziadek był piekarzem, a po kubańskiej rewolucji kierował piekarnią, znajdującą się w patio tego wielkiego domu – wspomina. – Tam też z rodziną i przyjaciółmi spędzałem mnóstwo czasu na różnych zabawach. Z tatą i dziadkiem miałem świetne relacje. Ten drugi na każdym kroku mnie inspirował. Na koniec roku zawsze pytał: „Ile medali zamierzasz zdobyć?”. Tuż po wstąpieniu do szkoły sportowej nie miałem na koncie jeszcze żadnego krążka, a on ciągle nazywał mnie mistrzem.

Od koszykówki do lekkoatletyki

Javier w nauce osiągał dość dobre wyniki, ale od dziecka miał też smykałkę do sportu. Jako wysoki chłopak od siódmej do dziewiątej klasy uczęszczał do szkoły sportowej w pobliskim Matanzas, a w 1982 roku, gdy z koszykówki przerzucił się na skok wzwyż, pojechał szlifować swój talent do Hawany. Lęk wysokości udało mu się pokonać poprzez ćwiczenia polegające na skokach z wysokości ponad dwóch, a później trzech metrów na specjalną matę.

– W szkole nigdy nie oblałem żadnego testu i nie przypominam sobie, żebym którykolwiek napisał na mniej niż 70% punktów – mówi. – Oczywiście nie należałem też do prymusów ze wszystkich przedmiotów, ale moje wyniki oscylowały zazwyczaj w przedziale 80-100%. W podstawówce nigdy nie było ze mną problemów. Nie wpadałem w tarapaty, ale angażowałem się w problemy brata czy kuzynów. Wkraczałem do akcji za każdym razem, gdy widziałem jakąś niesprawiedliwość i zazwyczaj nie wychodziłem na tym dobrze.

Pierwszy medal wielkiej imprezy

W wieku czternastu lat Sotomayor po raz pierwszy pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości dwóch metrów, a pod koniec 1983 roku jego „życiówka” była już o piętnaście centymetrów lepsza. 19 maja A.D. 1984 wynikiem 2,33 „Soto” ustanowił tymczasem nowy rekord świata juniorów, a w styczniu roku 1985 świętował srebrny medal halowych mistrzostw świata w Paryżu.

– Żeby wyróżnić się z tłumu, sam talent nie wystarczy – tłumaczy. – Trzeba go połączyć z treningiem, dyscypliną oraz koncentracją. Bez odpowiedniego przygotowania fizycznego nie staniesz się mistrzem. Możesz być również znakomicie dysponowany fizycznie, ale bez właściwego przygotowania mentalnego też nie osiągniesz dobrego wyniku.

Stracone szanse

Z powodów politycznych Kuba nie wzięła udziału w igrzyskach olimpijskich w Los Angeles (1984) i Seulu (1988), więc siłą rzeczy Javier Sotomayor stracił dwie olbrzymie szanse na sukces w najważniejszych zmaganiach dla każdego lekkoatlety. Młody skoczek wzwyż w pewnym momencie zaczął dominować na światowych listach, lecz chwilowo jego największym osiągnięciem w gronie seniorów pozostawało złoto igrzysk panamerykańskich z Indianapolis (1987).

– Muszę przyznać, że zarówno w Los Angeles jak i w Seulu miałem szanse medalowe – żali się. – W tym pierwszym przypadku wynik 2,33 dawał srebrny medal, a taki rezultat w tamtym sezonie udało mi się uzyskać. W Seulu natomiast zwycięzca skoczył 2,38, a ja dziesięć dni przed finałem ustanowiłem swój pierwszy rekord świata, pokonując poprzeczkę na wysokości 2,43.

Rekord świata i złoto olimpijskie

Swój pierwszy rekord świata „Soto” zgarnął 8 września 1988 roku w Salamance. 29 lipca A.D. 1989 w San Juan Kubańczyk poprawił to osiągnięcie o centymetr, a niecałe cztery lata później, znów w Salamance, został autorem wyniku 2,45, który pozostaje niepobity do dziś. Choć Javier ciężko pracował na swoje rezultaty, to miało się wrażenie, że fenomenalne skoki przychodzą mu z niesłychaną łatwością. Kolejne rekordy świata okraszał też kolejnymi medalami ważnych imprez: dwoma złotymi mistrzostw świata w hali (Budapeszt 1989 i Toronto 1993), złotem MŚ na świeżym powietrzu (Stuttgart 1993), złotem igrzysk panamerykańskich (Hawana 1991), złotem na Uniwersjadzie (Duisburg 1989) oraz złotem igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku.

– Tak się składa, że jestem bardziej znany z rekordu świata 2,45 niż z bycia mistrzem olimpijskim – mówi. – Gdy mój rekord zostanie poprawiony, pewnie wtedy ten złoty medal stanie się dla mnie cenniejszy. Każdy też myśli, że ten rekordowy skok był dla mnie największym sportowym przeżyciem. To prawda, tamtemu wydarzeniu towarzyszyły ogromne emocje, ale jeszcze bardziej cieszyłem się skacząc 2,43. To właśnie ten rekord zrobił na mnie największe wrażenie w moim sportowym życiu.

Dobry kolega

Mierzący ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów Javier Sotomayor wyróżniał się przede wszystkim szybkością na rozbiegu, co w połączeniu z siłą, techniką oraz przygotowaniem fizycznym pozwalało mu osiągać niesamowite rezultaty. W 1995 roku „Soto” do swojego dorobku dołożył dwa złote krążki: halowych mistrzostw świata w Barcelonie oraz igrzysk panamerykańskich w Mar del Plata oraz srebro mistrzostw świata w Göteborgu. Choć był prawdziwym królem skoku wzwyż, to jednak zawsze starał się utrzymywać dobre relacje z rywalami.

– Wie coś o tym Rumun Sorin Matei, któremu pewnego razu w Bratysławie dałem swoje buty – opowiada. – Firma Adidas wcześniej przygotowała dla mnie specjalne obuwie, dopasowane do kształtu moich stóp oraz preferowanego przeze mnie stylu skakania. Udzieliłem mu więc kilku rad jak zmodyfikować te buty pod siebie. Sorin był w totalnym szoku widząc kapcie tej klasy, więc dodałem mimochodem: „Są twoje, jeśli ci się podobają”. Następnego dnia Matei wystąpił w konkursie i wygrał go z rezultatem 2,40. Ja tamtego dnia nie rywalizowałem, a mój rekord świata wynosił wówczas 2,44. Rumun w moich butach próbował pokonać poprzeczkę zawieszoną o centymetr wyżej i prawie mu się to udało.

Olimpijska klapa, odrodzenie i kokaina

Latem 1996 roku Kubańczyk miał zachwycać formą podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie, lecz jego wysiłki zostały storpedowane przez urazy pięty oraz kolana, które pozwoliły jedynie na przeskoczenie poprzeczki na wysokości 2,25 i zajęcie dwunastego miejsca. Triumfował Charles Austin przed Arturem Paryką i Stevem Smithem. Po zakończeniu olimpijskich zmagań „Soto” przeszedł leczenie, po którym wrócił do rywalizacji, zgarniając przy okazji złoto mistrzostw świata w hali (Ateny 1997) i na świeżym powietrzu (Maebashi 1999). Javier wygrał też igrzyska panamerykańskie (Winnipeg 1999), lecz kilka dni później w jego organizmie wykryto kokainę, więc wynik anulowano, a wyjazd Sotomayora na zbliżające się igrzyska olimpijskie do Sydney stanął pod dużym znakiem zapytania.

– To był najtrudniejszy moment w moim życiu, ponieważ byłem przekonany o tym, że jestem niewinny, lecz nie miałem zielonego pojęcia jak to udowodnić całemu światu – mówi. – Wtedy z pomocą pospieszył mi Fidel Castro, któremu jestem wdzięczny za to, że w pełni mi zaufał, oddając do dyspozycji najlepszych na Kubie prawników i lekarzy, którzy wykazali moją niewinność. Należałem wówczas do najbardziej medialnych kubańskich sportowców, a to zamieszanie z dopingiem było ciosem wymierzonym w moją ojczyznę.

Sydney 2000

„Soto” do Australii ostatecznie się wybrał po tym jak IAAF zdecydowała się skrócić jego dyskwalifikację ze względu na wcześniejszą nieposzlakowaną opinię oraz zasługi dla skoku wzwyż. W loteryjnym z powodu złych warunków atmosferycznych konkursie wywalczył srebrny medal, do którego wystarczyło pokonanie poprzeczki na 2,32 w pierwszej próbie. Triumfował Rosjanin Siergiej Klugin z wynikiem o trzy centymetry lepszym. Od braku w kolekcji więcej niż jednego złota olimpijskiego Javier Sotomayor żałuje jednak czegoś zupełnie innego.

– Jestem niezadowolony z tego, że nigdy nie udało mi się skoczyć 2,47, a gdybym mógł urodzić się ponownie, to jako czternastolatek z pewnością pokonałbym poprzeczkę na wysokości 2,10 – twierdzi. – Każdy rekord zostanie kiedyś poprawiony. Jedyny sposób na zachowanie rekordu na wieki to chyba rezygnacja z rozgrywania konkursów skoku wzwyż. W przeciwnym razie prędzej czy później znajdzie się ktoś o umiejętnościach wystarczających do pobicia rekordu. Co zrobię, kiedy ta chwila już nastąpi? Cóż, pewnie przez trzy lub cztery dni będę siedział zamknięty w czterech ścianach.

Koniec kariery

Rok po zmaganiach w Sydney Javier Sotomayor ogłosił zakończenie sportowej kariery. Przeprowadzona w czerwcu 2001 roku podczas obozu szkoleniowego kontrola antydopingowa wykazała w organizmie Kubańczyka obecność nandrolonu. „Soto” do dziś twierdzi, że to pomyłka, ale w obliczu kontuzji ścięgna Achillesa nie wojował z IAAF i przeszedł na sportową emeryturę. Na dzień dzisiejszy nie ma też żadnych wątpliwości, iż wszystkie medale i rekordy Kubańczyka padły jego łupem w wyniku uczciwej rywalizacji, dlatego aktualnie cieszy się on wielką sympatią fanów lekkoatletyki.

– Przy wielu okazjach jest mi bardzo miło, ponieważ ludzie mnie rozpoznają i doceniają to, co osiągnąłem – zauważa. – Czasem chciałbym jednak pozostawać niezauważony. Kiedy mam ochotę na dwa piwa, muszę zadowolić się jednym, a gdy na stadionie cisną mi się na usta jakieś niecenzuralne słowa, to muszę siedzieć cicho.

Dziedzictwo

Ciężko dyskutować z faktem, że Javier Sotomayor to największa gwiazda w historii skoku wzwyż. W momencie zakończenia kariery do reprezentanta Kuby należało siedemnaście z dwudziestu najlepszych wyników w dziejach tej konkurencji. „Soto” aż dwadzieścia cztery razy pokonywał poprzeczkę zawieszoną na wysokości co najmniej 2,40 i jest posiadaczem rekordu świata nie tylko na świeżym powietrzu (2,45), ale i w hali (2,43). Dodatkowo Kubańczyk przez magazyn „Track & Field” aż ośmiokrotnie był wybierany najlepszym skoczkiem wzwyż w danym roku. Co ciekawe, choć przez lata rywalizacji w zawodach zwiedził kawał świata, to najlepiej czuje się w swojej ojczyźnie.

– W życiu miałem okazję odwiedzić wiele miejsc na całym świecie, ale nie wyobrażam sobie opuszczenia Kuby na stałe – mówi. – W Salamance wprawdzie ustanowiłem dwa rekordy świata, a tamtejszy stadion nosi moje imię, lecz mógłbym tam się przeprowadzić jedynie tymczasowo. Po prostu w żadnym miejscu poza Kubą nie czułbym się na dłuższą metę szczęśliwy.

Javier Sotomayor ma czwórkę dzieci: dwójkę z pierwszego małżeństwa i dwójkę z drugiego. Nie uważa się za dobrego męża, ale na każdym kroku powtarza, że jest dobrym ojcem. Ze swoim bogatym doświadczeniem „Soto” wydaje się być doskonałym materiałem na trenera, ale szkoleniem na pełny etat nigdy się nie zajmował. Pomaga jedynie młodym sportowcom z doskoku i udziela im czasem cennych wskazówek.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *