Kajetan Kajetanowicz. Kajto. Jadę po swoje. Recenzja książki

Kajto jadę po swoje Kajetan Kajetanowicz recenzja książki

Data publikacji: 9 maja 2021, ostatnia aktualizacja: 6 kwietnia 2024.

Choć uwielbiam rajdy samochodowe, to jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem Kajetana Kajetanowicza. Dlaczego? Nie wiem, tak po prostu wyszło, że inni kierowcy wzbudzają we mnie większą sympatię. Gdy Kajto jako brązowy medalista WRC-3 w 86. Plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego polskiego sportowca 2020 roku wyprzedził Bartosza Zmarzlika, czyli człowieka, który obronił tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu, przecierałem oczy ze zdumienia. Książka Kajto. Jadę po swoje okazała się jednak całkiem interesującą i przyjemną lekturą.

Kim jest Kajetan Kajetanowicz?

Kajetan Kajetanowicz urodził się 5 marca 1979 roku w Cieszynie, ale dorastał w pobliskim Ustroniu. Jako kierowca rajdowy zadebiutował w Rajdzie Cieszyńska Barbórka A.D. 2000. Do jego największych sukcesów zaliczają się cztery tytuły mistrza Polski, trzy złote medale mistrzostw Europy, brąz WRC-3 oraz srebro WRC-2. Na fotelu pilota początkowo towarzyszyła mu była już żona Aleksandra, a następnie w rolę jego „podpowiadacza” wcielali się: Maciej Wisławski, Jarosław Baran czy Maciej Szczepaniak. Kajto, jak go nazywają, na rajdowych trasach zasiadał za kierownicą takich samochodów, jak: Fiat 126p, Fiat Cinquecento Sporting, Fiat Seicento Sporting, Peugeot 106 S16, Peugeot 206 XS, Peugeot 206 S1600, Subaru Impreza STi N11, Mitsubishi Lancer Evo IX, Subaru Impreza STi N14, Subaru Impreza TMR 10, Mitsubishi Lancer Evo X, Subaru Impreza TMR R4, Mitsubishi Lancer Ultraleggera, Subaru Impreza STi R4, Ford Fiesta R5, Ford Fiesta R5+, Ford Fiesta WRC, Volkswagen Polo GTI R5, Škoda Fabia R5 i Škoda Fabia Rally2 evo.

Kajto jadę po swoje Kajetan Kajetanowicz opinie czy warto przeczytać

Szukasz innej książki sportowej? Tutaj sprawdzisz, czy publikacja o danej tematyce jest dostępna i porównasz ceny →

Kajto. Jadę po swoje. Kto jest autorem?

Krzysztof Pyzia to dziennikarz Radia ZET, Playboya i Tygodnika Angora. Jest on również autorem kilku innych książek w formie wywiadu-rzeki. Oprócz Kajetana Kajetanowicza jego rozmówcami byli: Wojciech Pokora, Jerzy Dziewulski i kabaret Neo-Nówka.

O czym jest książka Kajto. Jadę po swoje?

To wywiad-rzeka z Kajetanem Kajetanowiczem, przeplatany wspominkami znanych osób. Kajto opowiada głównie sam o sobie, ale swoje trzy grosze wtrącili też np. Maciej Wisławski, Adam Małysz czy Krzysztof Hołowczyc. Kolejność wydarzeń jest tu mniej więcej chronologiczna, co ja akurat bardzo sobie cenię. Cieszę się również, że autor udanie przemaglował trzykrotnego mistrza Europy na tematy związane z okresem dorastania, w którym to Kajetan nie należał do aniołków. Dzięki temu czytelnik nie tylko dowie się jak Kajetanowicz zaraził się rajdami, ale też do jakich zabiegów uciekał się, żeby np. wsiąść za kółko pomimo braku prawa jazdy. Podkradanie auta ojcu i notoryczne chodzenie na wagary nie przeszkodziły mu jednak znaleźć się w miejscu, do którego dociera niewielu rajdowców. Kajto w tej chwili utrzymuje się z tego, że jeździ w rajdach, chociaż przez wiele lat musiał dokładać do interesu. I o tym też jest ta książka. O pasji, która stała się sposobem na życie i zarabianie pieniędzy. O grzechach młodości i o tym, że profesjonalny sportowiec od czasu do czasu też pozwala sobie na małe grzeszki, takie jak piwo czy paczka chipsów.

– W ogóle to wyczytałem, że z wykształcenia jesteś technikiem ekonomistą i technikiem administracji.

– Tylko dlatego, że nie chciałem iść do wojska.

– Skończyłeś szkołę, żeby uciec przed wojskiem?

– Tak.

– Szczwany był z ciebie lis. Wiedza wyniesiona z tej szkoły przydała ci się później?

– Nauczyciele w liceum powtarzali: zdolny, ale nie wykorzystuje potencjału. Dziś wiem, że traciłem wtedy czas. To zupełnie nie były moje zainteresowania. Czy dzisiaj żałuję tego straconego czasu? Nie, ale żałuję, że tak krnąbrnie zachowywałem się w stosunku do nauczycieli.

– To znaczy? Ignorowałeś ich?

– Lekceważyłem. Cwaniakowałem – w mojej ocenie – inteligentnie, co jednak nie zmienia faktu, że żadne oszustwo nie jest fair.

– Nie przychodziłeś na sprawdziany, bo chowałeś co tydzień babcię, czy robiłeś ściągi?

– Próbowałem usprawiedliwić jakimś wytłumaczeniem absencje. A poza tym mało chodziłem do szkoły.

– Z lenistwa?

– Miałem – w mojej opinii – ciekawsze zajęcia. Kręciła mnie ogólnie motoryzacja. Samochody się tam przebijały bardzo mocno. Jakiś, pamiętam, kolega miał furę, chciałem i ja… Pierwsze swoje samochody kupowałem, kiedy nie miałem jeszcze prawa jazdy. Miałem co najmniej dwa samochody, którymi jeździłem, zanim zrobiłem prawo jazdy. Pierwszy był trabant albo fiacik? Nie pamiętam, który był pierwszy, ale w tej chwili nie ma to znaczenia. Nie miałem wtedy prawa jazdy, a te samochody nie zagrzały długo u nas miejsca. Trabanta na spółkę z kolegą mieliśmy dwa tygodnie, a fiata 126p niewiele dłużej. Malucha chyba rozwaliliśmy, a z trabantem mieliśmy problemy z policją. Nie mieliśmy go gdzie garażować. Byliśmy wiesz, jeszcze takimi kajtkami… powinniśmy sobie podkładać poduszki, bo ledwie widzieliśmy, co jest przed maską. Dlatego po dwóch tygodniach musieliśmy trabanta sprzedać. Kupiliśmy go chyba za 200 złotych, a sprzedaliśmy za 50. Biznesu nie zrobiliśmy.

– Trzymaliście te samochody w ukryciu przed rodzicami?

– Tak. Trochę wkopię tutaj rodziców. O drugim chyba wiedzieli, ale nie dali tego po sobie poznać. Zresztą o wielu sprawach dowiadują się dopiero z wywiadów. Często jest tak, że najpierw oglądają mnie w telewizji, ja coś palnę, a oni później dzwonią i mówią: „No wiesz, synek, o tym to my nawet nie wiedzieliśmy!”. Albo: „To prawda, że wtedy pojechałeś na wagary?!”.

Piloci

Od 2018 roku pilotem Kajetana Kajetanowicza jest Maciej Szczepaniak, który pracował wcześniej m.in. z Tomaszem Kucharem, Leszkiem Kuzajem, Michałem Kościuszko i Robertem Kubicą. Wcześniej przez wiele lat współtwórcą sukcesów Kajto był Jarosław Baran, znany głównie jako pilot nieżyjącego już Janusza Kuliga. To z nim na prawym fotelu urodzony w Ustroniu kierowca sięgnął po swoje wszystkie złote medale mistrzostw Polski oraz mistrzostw Europy.

– Kim jest dla kierowcy rajdowy pilot?

– Jazda bez pilota w trakcie rajdu to jak jazda samochodem w nocy bez świateł. Jeden zły ruch i jesteś w rowie.

– Ile razy zawiódł cię pilot?

– Myślę, że niezbyt często. Właściwie zdarzyło się to tylko raz, choć jeździłem z kilkoma pilotami. W trakcie rajdu okazało się, że zaczął mi czytać nie tę trasę co trzeba i w momencie kiedy pojawił się zakręt w lewo, podyktował mi zakręt w prawo. Słyszałem też o pilocie, który w trakcie rajdu źle ułożył kartki i próbował czytać trasę z zeszytu do góry nogami. Jeszcze lepszy był inny pilot, który zapomniał notatek w hotelu i przypomniał sobie o nich dopiero na starcie. Byłem też świadkiem tego, jak pilot zaspał na rajd. Nie ma się co dziwić. W końcu piloci to też ludzie (śmiech). Dlatego ważne jest dla mnie zaangażowanie i serce, które wkłada się w swoją robotę. Już o tym wspominałem, że na początku, jeszcze jako kierowca malucha, jeździłem z kobietą, która później została moją żoną. Wciąż widzę, jak w tych swoich nowiutkich kozakach z determinacją pomaga mi wyjechać z błotnistego rowu.

– W końcu pilot też człowiek.

– Gdyby ciągle mnie zawodził, znalazłbym sobie innego pilota. Z Jarkiem przeżyliśmy dużo fajnych i trudnych chwil. Takie rzeczy też spajają. Zaufanie buduje się latami. Takie sprawy też potrafią zmienić podejście, kwestie wyrozumiałości wchodzą na inny poziom, chociażby w momencie, kiedy masz za sobą kilka wspólnych wypadków zakończonych poważnym koziołkowaniem.

– To jest bezgraniczne zaufanie, jak on ci mówi: „Skręć w lewo” i ty to robisz. I może się pomylić.

– Tak, ale on ma świadomość tego, że jak się pomyli, to siedzi w tym samym samochodzie, co ja. Ja czuję odpowiedzialność za niego, on czuje odpowiedzialność za mnie. Za nas. Każdy czuje, że wykonuje odpowiedzialną robotę. Nie jesteśmy samobójcami.

Bardzo drogi sport

Rajdy to niezwykle widowiskowy sport, ale pochłaniający mnóstwo gotówki. Żeby rywalizować na trasie Kajto przez wiele lat musiał odmawiać sobie różnych przyjemności, ponieważ sponsorzy nie walili do niego drzwiami i oknami. Kajetan w książce wspomina, że jeszcze jako mistrz kraju z własnej kieszeni dokładał do interesu. Krzysztof Hołowczyc zauważa natomiast, ze Kajetanowicz jako jeden z nielicznych polskich kierowców, obok niego czy Janusza Kuliga, dotarł wreszcie do punktu, w którym dzięki startom w rajdach może opłacać codzienne rachunki.

– Co było dla ciebie największym problemem na początku kariery?

– Na początku kariery wściekały mnie dwie rzeczy, niezależne ode mnie, ale mające ogromny wpływ na mój sukces. Sponsor i samochód, który może ci nawalić, i jesteś wówczas kompletnie bezradny. W sumie rzadko zdarzało się, że się wściekałem. Po prostu czułem bezradność. Ale pamiętaj, że w życiu jest wiele sytuacji, w których czujemy się bezradni i tak naprawdę jedynie możemy załamywać ręce.

– No tak, ale rajdy są szczególne. Sponsorzy mogą się odwrócić w każdej chwili, samochód może w każdym momencie nawalić.

– Dlatego rajdy są niesamowitą szkołą życia. Do tego lekcją pokory, która jest bardzo ważnym elementem życia. Jeżeli jej nie masz, to nie potrafisz sobie poradzić w trudnych sytuacjach.

– To zapytam inaczej. Wdrapując się na szczyt i zdobywając kolejne tytuły, miałeś takie momenty, że leżałeś sobie w łóżku i myślałeś: „Kurde, jestem mistrzem Polski, jestem mistrzem Europy, jestem Bogiem”?

– Aż takim narcyzem nie byłem, ale w trudnych sytuacjach powtarzałem sobie, że wiele osób chciałoby być na moim miejscu. Zawsze to pomagało. I to mnie motywowało w chwilach, kiedy był gorszy czas. Dopada mnie zmęczenie, jest moment kryzysowy, padam na twarz. Wtedy mówię sobie: „Kurczę, dam radę! Dostałem szansę od losu i muszę ją wykorzystać”.

– No dobrze, a czego nie wiemy o rajdowych kulisach? Dajmy na to – mamy Rajd Azorów, nim ruszymy, co musimy zrobić. Po pierwsze, przygotowanie, które bardzo dużo kosztuje, po drugie, logistykę, czyli wsadzenie samochodu na statek, i po trzecie, odebranie go już na miejscu.

– W ubiegłym roku startowałem samochodem Ford Fiesta R5. To jest ford w wersji rajdowej, od podstaw zbudowany do rajdów. Seryjny samochód Ford Fiesta kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. 40, 50, 60 tysięcy zależnie od wersji, silników, pakietów. Mój kosztuje milion. Taka jest różnica, jeśli chodzi o cenę samochodu. Zwróć uwagę na to, że musisz mieć części zapasowe, dodane do wozu, który obsługujesz. Są takie elementy, które się psują rzadko, bardzo rzadko, ale musisz je mieć, tak czy inaczej, bo może się to przecież akurat zdarzyć. Jadąc tysiące kilometrów na rajd, inwestując swój czas i czas zespołu, nie możesz sobie pozwolić na to, żeby nie móc czegoś naprawić – pomimo że czasem się tak zdarza z przyczyn od nas niezależnych, bo są rzeczy, których zgodnie z przepisami nie możesz wymienić. Musisz być zabezpieczony, więc właściwie każdą część wozu musisz mieć zapasową, przynajmniej jedną sztukę! Bo są takie części, które muszą występować w dwóch, a nawet w trzech egzemplarzach. Wyobrażasz to sobie? Przebiegi są bardzo małe, bo to jest auto rajdowe. To jest auto, które jest poddawane bardzo dużym przeciążeniom. W związku z tym trzeba te części bardzo często wymieniać. To się wymienia nie, kiedy się psuje, tylko kiedy przypada czas wymiany, czyli co ileś tysięcy albo ileśset kilometrów. No i, jak się domyślasz, jak już mówiłem, te przebiegi nie są zbyt duże. Chodzi także o to, żeby zminimalizować ryzyko zepsucia się danej części jeszcze bardziej. Łatwiej jest wymienić daną część, niż później zawalić cały rajd na końcu świata z powodu jakiegoś drobiazgu wartego – wobec całości kosztów – dosłownie grosze. Oczywiście jak zsumować te grosze… To wszystko składa się na to, że rajd jest drogi. Pomijając opony, których na rajdzie zużywa się kilkanaście sztuk, a z testami przeszło dwadzieścia! To jest logistyka, bilety, przejazdy…

Potrzebny czytnik ebooków? Sprawdź ceny na Kindle, inkBook, PocketBook i inne →


Kajto. Jadę po swoje. Czy warto przeczytać?

Moim zdaniem warto. Na polskim rynku książki mamy niedobór publikacji poświęconych rajdom samochodowym, więc tak naprawdę jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana tej dyscypliny. Choć Kajetan momentami ewidentnie gryzie się w język i wyraźnie unika opowiadania o rywalach, to i tak jest tu sporo historyjek z gatunku tych, do których wiele innych znanych postaci ze świata motorsportu po prostu by się nie przyznało. Kajetanowicz wspomina o błędach młodości, których może się nie wstydzi, ale których szczerze żałuje. Z lektury sporo też jednak wyniosą osoby nastawiające się przede wszystkim na opowieści o rajdach i ich otoczce. Nie znajdziemy tu relacji z oesów, bo wywiad-rzeka nie na tym polega. Nacisk został położony przede wszystkim na odczucia kierowcy za kółkiem czy przygotowanie fizyczne, psychiczne oraz logistyczne do rajdów. Wiele się również można dowiedzieć o roli pilota i… opon. Kajetanowicz opowiada też o tym, jak stara się łączyć życie zawodowego sportowca z życiem rodzinnym i o tym jak odnajduje się w roli ojca. Z dumą patrzy na listę swoich sukcesów, ale dostrzega też, że nie jest człowiekiem pozbawionym wad.

Dla kogo jest książka Kajto. Jadę po swoje?

Przede wszystkim dla fanów rajdów samochodowych, ale też dla osób, które chciałby bliżej poznać jednego z najbardziej utytułowanych polskich kierowców rajdowych, o którym głośno się zrobiło, kiedy zajął 4. miejsce w 86. Plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego polskiego sportowca 2020 roku. Choć w naszym kraju zainteresowanie kibiców rajdami jest nieporównywalnie mniejsze do tego z przełomu wieków, to brązowy medal Kajto w WRC-3 ustąpił tylko sukcesom Roberta Lewandowskiego, Igi Świątek oraz Kamila Stocha. Dzięki tej publikacji można naprawdę wiele się dowiedzieć o gościu, który w ostatnim plebiscycie przegonił zwycięzcę z roku 2019 – Bartosza Zmarzlika. Wprawdzie Kajetanowicz na każdym kroku twierdzi, że jest nudny, bo non-stop myśli i mówi o rajdach, to ten wywiad w żadnym momencie taki nie jest. Anegdot, przy których można boki zrywać, również nie uświadczono, ale atmosfera rozmowy jest luźna i każdy czytelnik na pewno parę razy się uśmiechnie. Książka została napisana prostym językiem, a całość czyta się szybko. Nawet komuś niezaprawionemu w książkowych bojach lektura zajmie od jednego wieczoru do maksymalnie dwóch.

Ebook Kajto. Jadę po swoje. Skąd pobrać?

Książka Kajto. Jadę po swoje jest dostępna w wersji papierowej oraz jako ebook. Gdzie ściągnąć ebooka? Poniżej znajdziesz listę sklepów, które sprzedają tę książkę w wersji cyfrowej. W momencie publikacji tej recenzji ebook Kajto. Jadę po swoje znajduje się też w ofercie Legimi. Koszt subskrypcji tej usługi zaczyna się już od 6,99 zł na miesiąc. Ponadto Legimi kusi nowych użytkowników bezpłatnym, 7-dniowym dostępem do ogromnej bazy ebooków. W praktyce oznacza to, że wywiad-rzekę z Kajetanem Kajetanowiczem można przeczytać za darmo i to w pełni legalnie.

 

Tu sprawdzisz, czym jest Legimi i jak wykupić subskrypcję →

 

Gdzie najtaniej kupić książkę Kajto. Jadę po swoje?

Nie interesuje cię dostęp do ebooków w formie abonamentu lub chcesz po prostu postawić sobie książkę na półce? Nie musisz już mozolnie przeglądać ofert w poszukiwaniu tej najlepszej. Również nie lubię przepłacać, dlatego w poniższej tabeli znajdziesz też zestawienie cen wywiadu-rzeki z Kajetanem Kajetanowiczem.

Informacje o książce:
Gatunek: wywiad
Autor:
Krzysztof Pyzia
Data wydania: 10.10.2017
Wydawca: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 336
ISBN: 9788380972360

Kajto. Jadę po swoje

7

Okładka

6.5/10

Styl

7.0/10

Dawka wiedzy

7.5/10

Czy wciąga?

7.0/10

Zalety

  • Opowieści o dzieciństwie i wczesnej młodości
  • Kajto jest samokrytyczny
  • Można się dowiedzieć jak na wielu płaszczyznach funkcjonuje zawodowy kierowca rajdowy

Wady

  • Odpowiedzi często szczere, ale i ostrożne
  • Wstawki z wypowiedziami osób trzecich są dobrym pomysłem, lecz jest ich za mało

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *