Michał Listkiewicz. Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku. Recenzja książki

Książka Listkiewicz PZPN recenzja

Data publikacji: 21 marca 2022, ostatnia aktualizacja: 6 kwietnia 2024.

Od momentu ujawnienia największej afery korupcyjnej w polskim futbolu postać Michała Listkiewicza kojarzy mi się raczej negatywnie. Lektura książki Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku nie zaspokoiła mojej ciekawości na temat wydarzeń, po których w stan oskarżenia postawiono ponad sześćset osób, ale pozwoliła zajrzeć za kulisy wielu bardziej pozytywnych dla polskiego kibica chwil. Pan Miso, jak go również nazywają, dał się poznać jako całkiem sympatyczny człowiek, a lektura dostarczyła mi sporą dawkę nostalgii, śmiechu i refleksji.

Kim jest Michał Listkiewicz?

Michał Józef Listkiewicz przyszedł na świat 20 maja 1953 roku w Warszawie. W młodości trenował piłkę nożną, koszykówkę i piłkę ręczną, ale zawodowcem nie został. Od 1969 roku pracował jako dziennikarz Tempa i Sztandaru Młodych, a później współpracował z dziennikiem Sport oraz tygodnikiem Tak i Nie. Największą rozpoznawalność zyskał jednak jako sędzia i działacz piłkarski.

W zawodzie arbitra pracował od 1973 roku. Brał udział m.in. w Euro 1988 oraz w mundialach 1990 i 1994. Podczas tej drugiej imprezy zaliczył aż 8 spotkań, w tym finał i półfinał jako asystent głównego sędziego.

Działaczem sportowym „Listek” był natomiast od 1979 roku. W latach 1979-1984 zasiadał w zarządzie Polskiego Związku Koszykówki, a od roku 1989 był związany z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. W latach 1999-2008 pełnił funkcję prezesa PZPN. W tym czasie zatrudnił czterech selekcjonerów reprezentacji narodowej: Jerzego Engela, Zbigniewa Bońka, Pawła Janasa i Leo Beenhakkera. Za jego kadencji ujawniona została też największa afera korupcyjna w dziejach polskiego futbolu. Po odejściu ze stanowiska pracował w UEFA i pomagał przy organizacji Euro 2012.

Michał Listkiewicz autobiografia opinie

Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku. Kto jest współautorem?

Łukasz Olkowicz to dziennikarz Przeglądu Sportowego. W 2016 roku razem z Piotrem Wołosikiem napisał książkę pt. Lewy. Jak został królem, a rok później pomógł Łukaszowi Kadziewiczowi w wydaniu autobiografii pt. Siatkówka & rock ‚n’ roll.

Piotr Wołosik również jest dziennikarzem. Od 2008 roku pisze dla Przeglądu Sportowego, a wcześniej pracował w redakcji sportowej Faktu. W 2020 wspólnie z Tomaszem Frankowskim napisał dobrze przyjętą książkę pt. Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek.

O czym jest książka Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku?

Przed przystąpieniem do lektury byłem przekonany, że jest to po prostu autobiografia Michała Listkiewicza. Po lekturze stwierdzam, że tej książce bliżej jednak do zbioru anegdot, podsumowanego wywiadem z „Listkiem”. Wydarzenia opisane zostały niechronologicznie, a poczytać można zarówno o dzieciństwie oraz młodości głównego bohatera, jak i o jego karierze dziennikarza, sędziego czy działacza PZPN. Znajdą się też strzępki na temat życia prywatnego, okraszonego trzema małżeństwami. Pan Michał mierzy się też z syndromem DDA oraz potworną zbrodnią, w wyniku której zginęła jego matka.

Michał Listkiewicz w książce napisanej do spółki z Łukaszem Olkowiczem i Piotrem Wołosikiem opowiada o tym, jak to się stało, że absolwent hungarystyki na Uniwersytecie Warszawskim sędziował finał mistrzostw świata we Włoszech w 1990 roku, a dziewięć lat później został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Mnóstwo miejsca poświęca on nie tyle wydarzeniom, co ludziom. W przytaczanych anegdotach przewija się wiele postaci ze świata polityki i sportu. Do tych najbardziej znanych należą: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk, Sepp Blatter, Kazimierz Górski, Diego Maradona, Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek.

Mia­łem 43 lata. Nie musia­łem opusz­czać sceny, prze­pisy pozwa­lały sędzio­wać kolej­nych sie­dem lat. Tylko nie widzia­łem sensu. Dwa razy sędzio­wa­łem w mistrzo­stwach świata, poje­cha­łem na igrzy­ska olim­pij­skie. Jako sędzia nic wię­cej bym nie osią­gnął. Mógł­bym jedy­nie żyć prze­szło­ścią i odci­nać kupony.

Z try­bun fina­łowi przy­glą­dał się Alek­san­der Kwa­śniew­ski. Wtedy jesz­cze pre­zy­denci Pol­ski zaglą­dali na decy­du­jące spo­tka­nie kra­jo­wego pucharu. Zresztą przed meczem poże­gnał mnie z hono­rami. Wszedł na boisko, wrę­czył krysz­tał – choć aku­rat krysz­tałów szcze­rze nie zno­si­łem – jako pamiątkę za wie­lo­let­nią karierę. Obok krę­cili się foto­re­por­te­rzy, spi­ker ude­rzył w donio­sły ton: – Dziś ostatni mecz sędziego mię­dzy­na­ro­do­wego List­kie­wi­cza. Dzię­ku­jemy!

Kwa­śniew­ski kle­pał mnie po ple­cach, a ja kokie­to­wa­łem: – Panie pre­zy­den­cie, nie prze­sa­dzajmy… Jaka tam kariera… Sędzio­wa­łem jak umia­łem.

Kwa­śniew­ski nachy­lił się do mojego ucha. I wyszep­tał tak, żeby nikt inny nie usły­szał:

– Michał, nie pier­dol.

Kamerdyner Kazimierza Górskiego

Michał Listkiewicz w PZPN działał od 1989 roku, ale nie od razu został prezesem. Za kadencji Kazimierza Górskiego pełnił funkcję wiceprezesa ds. międzynarodowych. Praca „Listka” polegała głównie na wożeniu „Trenera Tysiąclecia” na różne spotkania. Z tego powodu prześmiewczo nazywano go kierowcą Górskiego.

Naj­mi­lej wspo­mi­nam nasze wyjazdy. Moja wice­pre­ze­sura pole­gała głów­nie na zaj­mo­wa­niu się panem Kaziem i woże­niem go po kraju na spo­tka­nia. Byłem jego kie­rowcą, cza­sem kamer­dy­ne­rem.

Z nie­zna­nych mi powo­dów co roku jeź­dził na klu­bową wigi­lię do Ełku i spo­ty­kał się z miej­sco­wymi dzia­ła­czami. Podej­mo­wali go tam z hono­rami. Kie­dyś i ja zała­pa­łem się na taki wyjazd. Dotar­li­śmy na miej­sce, usa­dzili nas przy wigi­lij­nym stole. Kazio roz­gląda się po sali: – Pano­wie, tutaj rok temu był taki wice­pre­zes z siwym wąsem. Nie widzę go teraz.

Cisza. W końcu ode­zwał się ktoś z sali: – Panie Kaziu, on mie­siąc temu zmarł.

Kaziu podra­pał się po gło­wie: – Zmarł? Patrz pan, a rok temu jesz­cze żył.

Innym razem jeste­śmy na nara­dzie. Na sali dwie­ście osób, a my z Kaziem spie­szymy się na kolejne spo­tka­nie. Nachy­li­łem się do niego i kon­spi­ra­cyj­nym szep­tem zapro­po­no­wa­łem wyj­ście po angiel­sku. Nie minęło kilka minut, a on stuka łyżeczką w szklankę. Na sali zapa­no­wała cisza. Kazio się pod­nosi, prze­ma­wia do zebra­nych:

– Bar­dzo prze­pra­szam, ale my się spie­szymy i wycho­dzimy po angiel­sku.

Afera korupcyjna

Był maj 2005 roku. Największy skandal w dziejach polskiego futbolu ówczesnego prezesa PZPN zaskoczył na działce pod Grójcem. Zaczęło się od zatrzymania przez policję sędziego Antoniego Fijarczyka, a temat momentalnie podchwycili dziennikarze. – Wśród dzie­się­ciu tysięcy arbi­trów nie­stety zna­la­zła się jedna czarna owca – powiedział Michał Listkiewicz w rozmowie z jednym z nich.

Aku­rat kosi­łem trawę. Nastrój jak to na działce, wybit­nie sprzy­jał relak­sowi. Obok była rodzina, nie chcia­łem całego dnia wisieć na tele­fo­nie. – Wśród dzie­się­ciu tysięcy arbi­trów nie­stety zna­la­zła się jedna czarna owca – rzu­ci­łem na odczep­nego pierw­szemu dzien­ni­ka­rzowi, prze­gry­za­jąc jabłko. Tam­ten nie­roz­trop­nie wypo­wie­dziany komen­tarz we wsi Teo­do­rówka wraca do mnie do dziś. Naj­głup­sze zda­nie, które powie­dzia­łem w życiu. Nie mia­łem poję­cia, że to taka skala. Dopra­co­wali to do tego stop­nia, że pro­ku­ra­tura w akcie oskar­że­nia nazy­wała ich prze­stęp­czą grupą zor­ga­ni­zo­waną, czyli nie bawiąc się w kur­tu­azję – mafią.

Euro 2012

Pomysł wspólnej organizacji Euro 2012 przez Polskę i Ukrainę padł w 2003 roku we Lwowie, gdzie akurat Kazimierz Górski odbierał honorowe obywatelstwo miasta. Delegacja biało-czerwonych z aprobatą przyjęła tę ideę już na miejscu, ale w drodze powrotnej okazało się, że nie dopełniono pewnych formalności.

Nie zdą­ży­li­śmy wyje­chać ze Lwowa, gdy zoba­czy­li­śmy za nami wóz stra­żacki na sygnale. Nasz kie­rowca przy­kleił się do pra­wej strony drogi, żeby prze­pu­ścić stra­ża­ków, ale oni trzy­mali się naszego zde­rzaka. Roz­glą­da­li­śmy się, ale żad­nego pożaru nie widzie­li­śmy.

– Może jakiś wypa­dek? – ktoś gło­śno się zasta­na­wiał.

– To prze­cież powinni pędzić – zauwa­żył inny.

Kie­rowca naszego auto­karu zre­du­ko­wał pręd­kość do dwu­dzie­stu kilo­me­trów na godzinę. Straż na­dal jechała za nami. W końcu przy­spie­szyła. Zaje­chała nam drogę i zatrzy­mała się.

– Słu­chaj­cie, może to my się palimy?! – zaczę­li­śmy się ner­wowo roz­glą­dać.

Z wozu wysia­dło dwóch stra­ża­ków. Roze­śmia­nych. A za nimi ukra­iń­scy dzia­ła­cze, z któ­rymi w Domu Kole­ja­rza świę­to­wa­li­śmy począ­tek wspól­nych sta­rań o EURO. W rękach trzy­mali siatki. Dziar­sko wpa­ro­wali z nimi do auto­karu. Zaraz wycią­gnęli gorzałę, kie­liszki i cze­ko­ladę. Bo u nich taki zwy­czaj.

Szli wolno, zatrzy­mu­jąc się przy każ­dym pasa­że­rze. Nale­wali wódkę do solid­nych kie­lisz­ków, do zagry­zie­nia dawali kostkę cze­ko­lady i usta­wiali się przy następ­nym chęt­nym. Zro­bili dwie tury, zanim pozwo­lili nam odje­chać.

Dodat­kowe wspo­ma­ga­nie nie posłu­żyło kilku naszym dzia­ła­czom, któ­rzy zaraz padli. Prze­kro­czy­li­śmy gra­nicę ukra­iń­sko-pol­ską, gdy Andrzej Wach nie­mal się wydarł: – Stop! Pano­wie, pano­wie. Sta­tut PZPN mówi, że zarząd nie może podej­mo­wać decy­zji poza tere­nem RP. Decy­zja jest nie­ważna.

– To co teraz?

– Jak to co? Gło­su­jemy! Budzić wszyst­kich! Wsta­jemy!

Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku. Czy warto przeczytać?

Oczywiście, że warto. Gawędziarski styl tej publikacji sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Michał Listkiewicz zabiera czytelnika za kulisy polskiego oraz światowego futbolu. Jego opowieści sprawiają, że wiele wybitnych postaci przestaje być pomnikami, a staje się ludźmi. Człowiekiem w tej książce jest też sam Michał Listkiewicz. Zdaje on sobie sprawę z tego, że nie ma osób nieomylnych, dlatego uczciwie przyznaje się do wielu swoich błędów. W jego mniemaniu szacunku nie trzeba okazywać przez potakiwanie, a nawet poważne potknięcia nie przekreślają tego, że ktoś może mieć dobre serce.

Książka posiada też mankamenty. Jest trochę chaotyczna, a potencjał wielu wątków nie został wykorzystany. Ma ona 356 stron, a miałem wrażenie, że i dwa razy tyle byłoby za mało. Rozczarować się mogą przede wszystkim ci, którzy poszukują pikantnych szczegółów na temat afery korupcyjnej w PZPN czy kulisów zgrupowań reprezentacji Polski.

Dla kogo jest książka Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku?

Pamiętasz futbol lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i ten z pierwszego dwunastolecia XXI wieku, a do tego lubisz czasem się pośmiać, a czasem głębiej nad czymś zastanowić? Jeśli tak, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że ta książka ci się spodoba. To potężna dawka nostalgii, okraszona mnóstwem anegdot i zakulisowych faktów.

Wolisz porządek i czarno-białe opisywanie rzeczywistości? W tym przypadku możesz się rozczarować. Michał Listkiewicz dość swobodnie skacze po tematach, a na końcu opowieść zmienia się w… wywiad z nim. W tej publikacji poza nielicznymi wyjątkami nie też ma tych dobrych i tych złych. Są po prostu ludzie ze wszystkimi swoimi zaletami i przywarami. Uprzedzam też, że niektórym czytelnikom wyrozumiałość „Listka” względem wielu osób może wydać się wręcz nieautentyczna.

Ebook Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku. Skąd pobrać?

Książka Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku jest dostępna w wersji papierowej oraz jako ebook. Gdzie ściągnąć ebooka? W momencie publikacji tej recenzji ebook Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku znajduje się w ofercie Legimi. Koszt subskrypcji tej usługi zaczyna się już od 6,99 zł na miesiąc. Ponadto Legimi kusi nowych użytkowników bezpłatnym, 7-dniowym dostępem do ogromnej bazy ebooków. W praktyce oznacza to, że publikację tę można przeczytać za darmo i to w pełni legalnie.

Tu sprawdzisz, czym jest Legimi i jak wykupić subskrypcję →

Gdzie kupić książkę Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku?

Nie interesuje cię dostęp do ebooków w formie abonamentu lub chcesz po prostu postawić sobie książkę na półce? Nie musisz już mozolnie przeglądać ofert w poszukiwaniu tej najlepszej. Również nie lubię przepłacać, dlatego w poniższej tabeli znajdziesz też zestawienie cen książki Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku.


Gatunek: autobiografia, wywiad
Współautorzy: Łukasz Olkowicz, Piotr Wołosik
Data wydania: 24.11.2021
Wydawca: Ringier Axel Springer Polska
Liczba stron: 356
ISBN: 9788382500967

Listek. Najciekawiej jest po końcowym gwizdku

7.5

Okładka

6.5/10

Styl

8.0/10

Dawka wiedzy

7.5/10

Czy wciąga?

8.0/10

Zalety

  • Lekkie pióro
  • Morze anegdot
  • Sporo samokrytyki
  • Ludzie zamiast pomników

Wady

  • Wiele niewyczerpanych wątków
  • Momentami chaotyczna

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *