Patrick Ewing – gigant bez pierścienia

Patrick Ewing

Data publikacji: 22 listopada 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.

– W dzieciństwie nie wiedziałem nawet, co to jest koszykówka. Na Jamajce grano w netball, który jest czymś podobnym, ale tylko raz widziałem to na żywo. Ja uprawiałem piłkę nożną i krykiet, należące wraz z lekkoatletyką do trzech najpopularniejszych dyscyplin na Karaibach – mówi Patrick Ewing, jeden z najwybitniejszych środkowych w dziejach NBA.

Dzieciak z Jamajki

„Big Pat”, jak go nazywano, przyszedł na świat 5 sierpnia 1962 roku w stolicy Jamajki – Kingston. Jest jednym z aż siedmiorga dzieci Carla i Dorothy Ewingów. Gdy miał dziewięć lat, jego mama wyemigrowała za pracą do USA i systematycznie ściągała tam kolejnych członków rodziny. Patrick do podbostońskiego Cambridge w stanie Massachusetts trafił w 1975 roku i dopiero wtedy po raz pierwszy zetknął się z basketem.

– Poszliśmy na boisko, gdzie ujrzeliśmy chłopaków grających w koszykówkę – wspomina. – Zapytali, czy chcę dołączyć. Odpowiedziałem, że nie potrafię w to grać, ale dla nich nie miało to znaczenia, ponieważ brakowało im po prostu jednej osoby do pełnych składów. Zagrałem więc i bardzo mi się spodobała ta zabawa. Zajęło mi trochę czasu zanim stałem się dobrym zawodnikiem, ale to normalne w tym wieku, że od czasu do czasu trzeba przechodzić jakieś próby. Początkowo wkurzali się, gdyż nie grałem zbyt dobrze jak na swój wzrost, ale zawziąłem się i powtarzałem sobie, że nie robię tego dla nich, a dla siebie. Koszykówka sprawiała mi przyjemność i nie zamierzałem z niej rezygnować.

Życie na emigracji

Carl był robotnikiem, a Dorothy pracowała w szpitalnej kuchni. Nie zarabiali kokosów, ale im oraz ich dzieciom w Cambridge żyło się zdecydowanie lepiej niż na Jamajce. Wierzyli, że dzięki zdobytej w USA edukacji ich dzieci będą miały dobry start w dorosłość. Patrick swoje koszykarskie umiejętności doskonalił pod okiem trenera Johna Fountaina, co zaowocowało tym, że szybko stał się jednym z najbardziej obiecujących licealnych zawodników w kraju. Imponował przede wszystkim warunkami fizycznymi, a na parkiecie musiał się mierzyć nie tylko z rywalami, ale również z wrogo nastawionymi kibicami przeciwnych drużyn, którzy dokuczali mu na tle rasowym. Radził sobie na tyle dobrze, że wkrótce zaczęto go porównywać do legendy Boston Celtics – Billa Russella.

– Trener często mi to powtarzał – wraca do dawnych czasów. – Nie ujmując niczego Wiltowi Chamberlainowi oraz Kareemowi Abdul-Jabbarowi, Bill Russell był najlepszym centrem w historii, szczególnie dla ludzi wychowanych w Bostonie i okolicach. Tutaj ma on po prostu status boga. To naturalne, że kiedy w tych stronach pojawia się zawodnik zdolny do takich wyczynów jak moje, jest on z miejsca porównywalny do Billa.

Georgetown

W ostatniej klasie szkoły średniej „Big Pat” mógł przebierać w ofertach uczelni oferujących mu sportowe stypendium. Ostateczny wybór padł na Georgetown University w Waszyngtonie, czym rozczarował lokalnych fanów, widzących go w barwach Boston College lub Boston University. Pod okiem coacha Johna Thompsona Georgetown Hoyas w 1984 roku świętowali mistrzostwo NCAA, a Ewing zgarnął statuetkę dla najlepszego zawodnika turnieju finałowego, pieczętując jeszcze później to wszystko złotym medalem olimpijskim w Los Angeles. Tych pięknych chwil nie doczekała niestety mama Patricka, Dorothy, która w 1983 roku zmarła na atak serca.

– Na parkiecie po prostu cieszyłem się grą – mówi. – Lubiłem blokować, zdobywać punkty, biegać do kontrataków czy dunkować. Lata spędzone w koledżu uważam za fantastyczne. Myślałem o przejściu na zawodowstwo już po trzecim roku na uczelni, ale przemyślałem sprawę i uznałem, że do świata wielkiego basketu wejdę dopiero za dwanaście miesięcy, czyli po ukończeniu studiów.

Draft NBA

Podczas czterech lat akademickiej kariery Ewing aż trzykrotnie znajdował się w pierwszej piątce All-America. Notował średnio 15,3 punktu, 9,2 zbiórki oraz 3,4 bloku, dzięki czemu w 1985 roku w drafcie NBA został wybrany z numerem pierwszym przez New York Knicks. Warto wspomnieć, że do ligi zawodowej w tym samym czasie trafiło trzech innych późniejszych członków Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha: Chris Mullin (nr 7), Karl Malone (nr 13) oraz Joe Dumars (nr 18).

– Nie dorastałem w Nowym Jorku, a w Bostonie, więc siłą rzeczy gościłem kilka razy w hali Celtics – tłumaczy. – Knicks nie byli również moim ulubionym zespołem, ponieważ kibicowałem Philadelphii 76ers, gdzie brylowali „Dr. J” i Dawkins. Będąc na studiach śledziłem jednak poczynania Bernarda Kinga. Gość potrafił zdobyć 50 czy 60 punktów, a Knicks potrzebowali jeszcze kilku elementów układanki, żeby się stać drużyną kompletną. Gdyby nie jego poważna kontuzja… prawdopodobnie nigdy nie trafiłbym do Nowego Jorku. Niemniej jednak fantastycznie byłoby móc zagrać z nim w jednym teamie.

Brak sukcesów z klubem

W NBA „Big Pat” nie potrzebował zbyt wiele czasu na to, by rozwinąć skrzydła. Już w pierwszym sezonie w roli profesjonalisty został nominowany do występu w All-Star Game, zgarniając przy okazji statuetkę dla debiutanta roku. W kolejnych latach Ewing regularnie notował występy na poziomie ponad 20 punktów, 10 zbiórek i 3 bloków, ale niestety jego dokonania indywidualne nie szły w parze z wynikami drużyny. Do kampanii 1991/92 Knicks z Patrickiem w składzie docierali co najwyżej do półfinałów konferencji.

– Prawda jest taka, że od zawsze miałem smykałkę do rzutów – zauważa. – W koledżu trener nie pozwalał mi jednak oddawać prób z wyskoku. Powtarzał tylko, żebym zabierał swój tyłek w pomalowane, a ja posłusznie wypełniałem jego polecenia. Wynikła z tego później zabawna sytuacja, gdy gawędziłem sobie na treningu ze znakomitym skautem Knicksów, Dickiem McGuirem, który wypalił nagle: „Patrick, gdzie ty się nauczyłeś tak rzucać?! Myślałem, że ty umiesz tylko blokować, zbierać i dunkować”. Gdy trafiłem do NBA, niemal wszyscy byli więksi ode mnie. Oczywiście centymetrów mi nie brakowało, ale odstawałem budową ciała i starcia z tymi kolosami stanowiły dla mnie piekło.

Dream Team

Zespołowe spełnienie Patrick osiągnął w 1992 roku podczas lipcowo-sierpniowych igrzysk olimpijskich w Barcelonie. Złożona po raz pierwszy w historii z gwiazd NBA reprezentacja USA, zwana „Dream Teamem”, sięgnęła wówczas bez żadnych problemów po złoty medal, a Ewing może mieć satysfakcję, że należał do prawdopodobnie najsilniejszej drużyny w dziejach gier zespołowych. Obok niego pod wodzą Chucka Daly’ego po parkiecie biegali: Charles Barkley, Larry Bird, Clyde Drexler, Michael Jordan, Christian Laettner, Karl Malone, Chris Mullin, Scottie Pippen, David Robinson i John Stockton.

– To były moje drugie igrzyska – opowiada. – W 1984 roku w Los Angeles zdobyliśmy złoto i razem z Michaelem Jordanem oraz Chrisem Mullinem tworzyliśmy naprawdę świetny zespół. Skład z Barcelony to jednak najlepsza ekipa w dziejach. Czuliśmy się jak gwiazdy rocka, jak Beatlesi. Na parkiecie byliśmy natomiast jak elitarne jednostki specjalne. Wychodziliśmy, skopywaliśmy wszystkim tyłki, a potem odsyłaliśmy ich bezpiecznie do domu.

Przegrane finały

W zmaganiach 1992/93 Knicks dotarli do finałów Wschodu i ulegli 2-4 zmierzającym po three-peat Chicago Bulls, a w kolejnych, gdy Michael Jordan odpoczywał od basketu, znaleźli się w serii decydującej o mistrzostwie, gdzie przegrali 3-4 z Houston Rockets. Potem nastało kilka sezonów posuchy, aż do kampanii 1998/99 i 1999/00. Najpierw jednak nowojorczycy w wielkim finale musieli uznać wyższość San Antonio Spurs, a później przegrali z Indianą Pacers decydującą batalię na Wschodzie.

– Wydaje mi się, że największe szanse na tytuł mieliśmy w 1997 roku, kiedy stoczyliśmy prawdziwą wojnę z Miami Heat w półfinałach konferencji – twierdzi. – Uważam, że dalibyśmy wówczas radę najpierw Chicago Bulls, a później Utah Jazz. Na parkiecie doszło jednak do bójki, po której wielu zawodników zostało zawieszonych i rywalizacja skończyła się tak, a nie inaczej.

Koledzy z zespołu

Latrell Sprewell, Allan Houston, Charles Oakley, Gerald Wilkins czy John Starks to zawodnicy, którzy przywdziewali strój New York Knicks wspólnie z Patrickiem Ewingiem. Sam zainteresowany najbardziej ceni sobie współpracę z tym ostatnim, który reprezentował nowojorczyków w latach 1988-98.

– Uwielbiałem grać z Johnem i zwyczajnie kocham tego gościa – mówi. – To prawdziwy wojownik. Ludzie nazywali mnie wojownikiem, ale gdy idziesz ze Starksem na wojnę, to masz pewność, że zawsze będzie cię ubezpieczał. Z takimi ludźmi aż chce się współpracować, bo tacy jak on nigdy nie uciekają z pola bitwy.

Na wygnaniu

Jedenaście nominacji do występu w All-Star Game, osiem sezonów w pierwszej dziesiątce strzelców i zbierających NBA oraz aż trzynaście kampanii w TOP 10 blokujących. „Big Pat” to bez cienia wątpliwości legenda New York Knicks i wielka szkoda, że nigdy nie wywalczył mistrzowskiego pierścienia, a ostatnie dwa sezony w lidze musiał spędzić w Seattle SuperSonics i Orlando Magic, zamiast pożegnać się z parkietem w barwach klubu, z którym jest kojarzony do dziś.

– Jest kilka rzeczy, które zrobiłbym inaczej – przyznaje. – Mam tu na myśli otwarcie się na fanów oraz media. Miałem wspaniałą karierę i życie w Nowym Jorku. Wydaje mi się, że nie powinienem był odchodzić z tego klubu. Cóż, poprosiłem o wymianę, ponieważ miałem dość słuchania od piętnastu lat, że drużyna jest lepsza beze mnie, i że moja obecność w składzie blokuje jej rozwój. Zawsze dawałem z siebie sto procent i nigdy nie przeszkadzałem w budowie składu. Gdy poczułem, że nie jestem już potrzebny w Knicks, postanowiłem po prostu poszukać szczęścia gdzieś indziej.

Poza parkietem

Po przejściu na sportową emeryturę Patrick Ewing pozostał przy koszykówce w roli trenera. W latach 2003-06 pracował jako asystent w Houston Rockets, by po krótkim odpoczynku powrócić latem 2007 roku na to stanowisko w zespole Orlando Magic. W kampanii 2008/09 Magia dotarła aż do finałów NBA, ulegając 1-4 Los Angeles Lakers. W 2013 roku „Big Pat” miał jeszcze krótką przygodę jako asystent w Charlotte Bobcats, a przed sezonem 2017/18 otrzymał posadę głównego coacha swojej byłej akademickiej drużyny – Georgetown Hoyas. Dawny as Knicksów ma trójkę dzieci: syna oraz dwie córki. W latach 1990-98 był żonaty z Ritą Williams.

Bibliografia:

  • Chicago Tribune,
  • New York Times,
  • Slam,
  • Washington Post.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *