Stefan Everts – Mr. 875cc, ikona motocrossu

Stefan Everts

Data publikacji: 24 kwietnia 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

– Recepta na sukces to pełne poświęcenie się treningowi. Ważne są również marzenia, bo to one napędzają cię do działań zmierzających do realizacji celu. Trzeba nie tylko ciężko trenować, ale też uważnie słuchać mądrzejszych od siebie – mówi Stefan Everts, dziesięciokrotny mistrz świata w motocrossie.

MX we krwi

Jeździec, który stał się jedną z najważniejszych postaci w historii sportów motorowych, urodził się 25 listopada 1972 roku w miasteczku Bree w Belgii. Smykałkę do motocrossu odziedziczył po swoim ojcu Harrym, który cztery razy stawał na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata w tej dyscyplinie.

– Ojciec to dla mnie idol, nauczyciel i wzór do naśladowania – mówi. – Na początku kariery miałem z nim wiele ciężkich przepraw, ale koniec końców wszystko to zaprocentowało w postaci tego, co udało mi się dokonać na torze.

Swój pierwszy wyścig Stefan ukończył już w wieku dziesięciu lat, a sześć lat później sięgnął po tytuł mistrza Belgii juniorów w klasie 125cc. Nic dziwnego, że w międzyczasie uwagę zwrócił na niego Sylvain Geboers – były znakomity zawodnik, a później menadżer europejskiego teamu fabrycznego Suzuki. Z pomocą swojego rodaka Everts na japońskim motocyklu w 1991 roku zwyciężył w pięciu odsłonach mistrzostw świata w klasie 125cc, a w ostatecznym rozrachunku wywalczył złoty medal czempionatu jako najmłodszy zawodnik w dziejach.

– Sylvain to facet, który wsadził mnie na motocykl marki Suzuki – opowiada. – Widział moje wojaże gdy miałem zaledwie trzynaście lat i był pod ogromnym wrażeniem moich umiejętności. Suzuki w tamtym czasie nie działało zbyt prężnie w motocrossie i off-roadzie, ale dzięki Sylvainowi dostarczyli prosto z Japonii dwa motocykle i tak zaczęliśmy wspólnie działać. Nasza współpraca trwała pięć lat, podczas których zdobyliśmy złoto, srebro oraz brąz mistrzostw świata. To był wspaniały czas.

Brat

Syn Harry’ego Evertsa od najmłodszych lat miał znakomitych podpowiadaczy. Cenną radą młodzieńcowi oprócz Sylvaina Geboersa służył również jego starszy brat Eric, czyli jeździec, który swego czasu był najlepszym motocrossowcem na świecie w klasach 125cc, 250cc oraz 500cc.

– Pamiętam sytuację, gdy miałem szesnaście lat i Eric próbował mnie nauczyć supercrossu – przywołuje dawne czasy. – Na swoim torze w Olmen pojawił się w zwykłych butach i z miejsca wskoczył na mój motocykl Suzuki pomimo tego, że sam dosiadał maszyn Hondy. Śmigał jak szalony po tych wszystkich hopkach, a ja patrzyłem z szeroko otwartymi oczami. Na koniec rzucił, że droga do tytułu mistrzowskiego to jak wypicie całej wody z okolicznego stawu. Po latach spotkaliśmy się na drinku i wyznałem mu, że na mojej ścieżce były aż dwa takie stawy.

Ważna decyzja

W sezonie 1992 Stefan przeszedł do kategorii 250cc, a w roku 1994 przesiadł się z Suzuki na Kawasaki. Zmiana sprzętu zaprocentowała w kampanii 1995, kiedy to reprezentant Belgii wywalczył drugi w karierze tytuł motocrossowego mistrza świata. W tamtym czasie Everts był naprawdę zapracowanym człowiekiem o wielkich ambicjach. Nie wystarczały mu tylko zawody na Starym Kontynencie, więc często pojawiał się również w USA, gdzie rywalizował w supercrossie z jeźdźcami uważanymi powszechnie za najlepszych na świecie.

– Miałem na karku dwadzieścia trzy wiosny, byłem mistrzem w klasie 250cc i miałem już serdecznie dość nieustannego życia w biegu – tłumaczy. – Supercross, zimowe przygotowania, motocross, potem znów supercross… Non-stop się ścigałem i po pięciu latach poza domem nie dawałem już rady. Po wywalczeniu tytułu 250cc w 1995 roku podjąłem więc decyzję o pozostaniu w Europie i skupieniu się na zdobywaniu tu kolejnych medali.

Droga do gwiazd

Wielu ludziom wydaje się, że motocross to w gruncie rzeczy bardzo prosta dyscyplina, a rola jeźdźca ogranicza się tylko do operowania manetką gazu. Nic bardziej mylnego, gdyż tak naprawdę cykl przygotowań topowego „rajdera” niewiele się różni od reżimu w jaki muszą wchodzić czołowi przedstawiciele innych sportów.

– W trakcie kariery każdego dnia realizowałem bardzo rygorystyczny program treningowy – opowiada. – Trener personalny, odnowa biologiczna i testy medyczne to bardzo ważne elementy przygotowań do startów. Każdego roku starałem się być jak największym profesjonalistą i ulepszać swój system. Wszelkie testy sprawnościowe przeprowadzaliśmy w szkole sportowej w Brukseli i okazywało się, że moja kondycja jest lepsza od kondycji belgijskich piłkarzy. Zresztą motocrossowcy to czołówka belgijskich sportowców pod względem ogólnej sprawności.

Kolejne sukcesy

W sezonie 1995 Everts do swojego sportowego CV dopisał triumf w Motocross of Nations. Obok Stefana Belgię reprezentowali wówczas Marnicq Bervoets i Joël Smets. W zmaganiach A.D. 1996 urodzony w Bree jeździec zamienił natomiast Kawasaki na Hondę i po wygraniu pięciu Grand Prix świętował trzeci w karierze tytuł mistrza świata. Do kolejnych sukcesów doszedł nie tylko dzięki pełnemu poświęceniu się treningowi oraz słuchaniu bardziej doświadczonych od siebie.

– Oprócz tego warto zwracać uwagę na swoich rywali – zauważa. – Przeświadczenie o własnej doskonałości jest złe, a podglądając konkurentów można się wiele nauczyć. Każdy sportowiec powinien również dać sobie trochę czasu na zebranie doświadczenia. Przydatna jest też odrobina szczęścia, żeby odpowiedni ludzie zwrócili na ciebie uwagę i udzielili odpowiedniego wsparcia, ponieważ motocross nie należy do najtańszych dyscyplin. Na każdym kroku trzeba na siebie uważać i nie wolno podejmować niepotrzebnego ryzyka.

Gdy w 1995 roku Belgia wygrywała Motocross of Nations, Everts i spółka dokonali tego jako druga reprezentacja po trzynastoletniej dominacji Amerykanów w latach 1981-1993. Stany Zjednoczone wprawdzie powróciły na tron w kampanii 1996, lecz w kolejnej znów zwyciężyła Belgia ze Stefanem w składzie. Podobnie zresztą działo się w sezonach 1998, 2003 i 2004.

– Gdy w latach dziewięćdziesiątych zaczynałem startować w Motocross of Nations, Amerykanie mieli worek mistrzowskich tytułów, gdyż byli po prostu lepsi w tym fachu – mówi. – My borykaliśmy się z wieloma przeciwnościami, ale ostatnimi czasy karta się odwróciła i Europejczycy podnieśli swoje umiejętności, więc reprezentanci USA nie zgarniają już wszystkich trofeów na Starym Kontynencie. W moich czasach istniał problem z brakiem szacunku z ich strony, ale nie dało się tego zmienić, chociaż próbowałem, czego efektem było zwycięstwo w Grand Prix USA 1993. Oni są najlepsi w supercrossie, ale Europejczycy znakomicie radzą sobie w motocrossie i nie warto wałkować już tego tematu.

Wielokrotny czempion

Kampania 1997 przyniosła Stefanowi Evertsowi czwarty w karierze tytuł mistrza świata, ale w kolejnym sezonie osiem wygranych rund Grand Prix nie wystarczyło mu do kolejnego złotego krążka. Lata 1999 i 2000 stały natomiast u Belga pod znakiem kontuzji i dopiero w zmaganiach A.D. 2001 król powrócił na tron, dokonując tego w barwach nowego teamu fabrycznego (Yamaha) i w nowej klasie (500cc). Tym samym Everts stał się drugim w dziejach tzw. „Mr. 875cc”, czyli posiadaczem tytułu motocrossowego mistrza świata kategorii 125cc, 250cc oraz 500cc. Co ciekawe, Stefan jako pierwszy w dziejach wygrywał też złoty medal światowego czempionatu na czterech topowych japońskich markach motocykli (Suzuki, Kawasaki, Honda i Yamaha).

– Wywalczenie pierwszego tytułu mistrzowskiego było wspaniałym uczuciem, ale dokonałem tego jako bardzo młody człowiek i jeszcze do końca nie rozumiałem, co się stało – tłumaczy. – Drugi triumf był dla mnie szalenie ważny. Trzecie trofeum wpadło dość niespodziewanie, ponieważ w trakcie sezonu borykałem się z wieloma problemami. Rok 1997 to natomiast moja totalna dominacja, a powrót w 2001 roku po kontuzji to coś fantastycznego.

W barwach Yamahy Stefan Everts triumfował w mistrzostwach świata jeszcze czterokrotnie, czyniąc to w latach 2003-06. Kampania 2006 była jego ostatnią w roli profesjonalnego jeźdźca, a karierę Belg zakończył z wielkim przytupem, wygrywając czternaście z piętnastu rund Grand Prix. Legendarny motocrossowiec nie zwyciężył tylko w Irlandii Północnej, chociaż zdobył tyle samo punktów co triumfator, czyli Joshua Coppins. Everts w trakcie swojej przygody na światowych torach rywalizował z wieloma znakomitymi jeźdźcami, a wśród swoich największych przeciwników wymienia najczęściej czterech zawodników: Sébastiena Tortelliego, Mickaëla Pichona, Marnicqa Bervoetsa i Joëla Smetsa.

– Najtrudniejszy był dla mnie rok 1998, kiedy Tortelli sięgnął po tytuł – ocenia. – Rywalizacja pomiędzy nami była naprawdę zacięta, ponieważ w niemal każdym wyścigu zajmowaliśmy dwa pierwsze miejsca. Liczyłem, że on w końcu popełni błąd, ale tego nie zrobił i ostatecznie zakończyłem rywalizację za jego plecami. Również Pichon należał do moich najtrudniejszych rywali. Ciężko było go wyprzedzić zwłaszcza w 2003 roku, kiedy po raz pierwszy mieliśmy okazję się ze sobą ścigać. Wygrał trzy pierwsze Grand Prix, a ja strasznie się męczyłem na torze. Dopiero we Włoszech złapałem właściwy rytm po tym jak wystartowałem zarówno w MXGP, jak i MX2. Trudnymi konkurentami byli dla mnie również Marnicq i Smets, ale nie dali mi się we znaki tak bardzo jak wcześniej wspomniana dwójka.

Na sportowej emeryturze Stefan Everts nadal pracuje przy swojej ukochanej dyscyplinie. Belg ściśle współpracuje ze stajnią KTM, a oprócz tego wraz z ojcem prowadzi szkółkę motocrossową w Hiszpanii. Dziesięciokrotny mistrz świata w 2013 roku poślubił swoją wieloletnią partnerkę – Kelly Tureluren. Syn pary, Liam (rocznik 2004), planuje pójść w ślady ojca.

Bibliografia:

  • gatedrop.com,
  • mxlarge.com,
  • racerxonline.com,
  • supercross.com,
  • transmoto.com.au,
  • wasserwerfer-magazin.de.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *