Spis treści
Data publikacji: 17 kwietnia 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.
– Wiem, że nie jestem aniołkiem. Nie jestem też taka idealna, za jaką mają mnie ludzie. Jestem po prostu normalną kobietą. Spotykałam się z wieloma facetami, lubiłam wypić kilka drinków, opowiadałam sprośne dowcipy, przeklinałam i potrafiłam odpyskować rodzicom – mówi Chris Evert, osiemnastokrotna triumfatorka turniejów spod znaku Wielkiego Szlema.
Córka tenisisty
„Ice Maiden”, jak ją nazywano ze względu na wyrachowanie na korcie, przyszła na świat 21 grudnia 1954 roku w Fort Lauderdale na Florydzie jako córka Jimmy’ego i Colette. Jej ojciec w młodości dobrnął do jedenastego miejsca w rankingu amerykańskich tenisistów, po czym zajął się trenowaniem swoich pociech. Chris (zdrobnienie od Christine) zaczęła pod jego okiem ćwiczyć w wieku pięciu lat. W 1969 roku osiągnęła pierwszą lokatę rankingu singlistek U-14 i zadebiutowała w seniorskim turnieju w swoim rodzinnym mieście, gdzie dotarła aż do półfinału.
– Tata zawsze powtarzał, że zainteresował nas tenisem po to, żebyśmy trzymali się z dala od ulicy – mówi. – On był naprawdę rodzinnym i skromnym człowiekiem, który lubił pozostawać w cieniu. Co ważne, potrafił łączyć funkcję rodzica i trenera, a to nie zawsze idzie ze sobą w parze. Nigdy nie krzyczał na nas po porażkach, ale mógłby wpaść w furię, gdybyśmy podczas treningów nie dawali z siebie wszystkiego.
Pierwsze finały Wielkiego Szlema
Kariera Chris rozwijała się w zastraszającym tempie. We wrześniu 1971 roku szesnastoletnia „Ice Maiden” osiągnęła półfinał US Open, ulegając dopiero słynnej Bille Jean King. Niecałe dwa lata później Amerykanka grała już w finałach French Open i Wimbledonu, przegrywając jednak kolejno z Margaret Court oraz ponownie z Bille Jean King.
– Gdy byłam małą dziewczynką, marzyłam o występie na Wimbledonie – opowiada. – To był jedyny turniej tenisowy pokazywany w telewizji i było w nim coś tak wyjątkowego, że śniłam, iż kiedyś go wygram. Ta wyjątkowość objawiała się w lokalizacji za oceanem, trawiastych kortach oraz obecności rodziny królewskiej. Ludzie nazywają Wimbledon mekką tenisa, a przy tamtejszym korcie centralnym bledną wszystkie inne areny. Turniej ten cechuje również przywiązanie do tradycji, dlatego nie dziwię się, że większość zawodników zapytanych o ulubione zmagania wybiera właśnie Wimbledon.
Związek z Jimmym Connorsem
Czas wielkich triumfów Chris Evert nastał w roku 1974, który reprezentantka USA zakończyła z bilansem spotkań 100-7. Amerykanka triumfowała w szesnastu turniejach, w tym dwóch wielkoszlemowych (French Open i Wimbledon) oraz dotarła do finału Australian Open. W tym samym czasie Chris zaręczyła się ze swoim kolegą po fachu, Jimmym Connrosem, z którym zaczęła się spotykać już w sezonie 1972. Wesele zostało ustalone na listopad A.D. 1974, ale nigdy do niego nie doszło. Powód rozstania słynnej pary przez dekady owiany był tajemnicą, ale Connors w końcu zdradził, że Chris zaszła wówczas z nim w ciążę, po czym wbrew jego woli dokonała aborcji.
– Bardzo mi przykro, że Jimmy w swojej autobiografii przeinaczył wydarzenia, które miały miejsce czterdzieści lat wcześniej, a dodatkowo postanowił się podzielić z opinią publiczną tak prywatną sprawą bez mojej wiedzy – kontruje.
Liderka rankingu WTA
3 listopada 1975 roku opublikowano pierwszy ranking WTA, a jego liderką została Chris Evert. „Ice Maiden” utrzymała się na tronie przez dwadzieścia pięć tygodni, po czym tylko na chwilę oddała prowadzenie Evonne Goolagong, by później cieszyć się przodownictwem aż do lipca 1978, gdy zdetronizowała ją Martina Navrátilová. W latach 1975-1978 Evert zdobyła sześć tytułów wielkoszlemowych: French Open, Wimbledon oraz cztery razy US Open.
– Jako światowy numer jeden trzeba być skupionym przede wszystkim na sobie – tłumaczy. – Tenis to sport indywidualny i na korcie nikt nie będzie myślał za ciebie. Człowiek jest również zamknięty w bańce, z której nie da się uciec. Sława pozbawia cię prywatności i trafiasz do takiego tunelu, w którym musisz myśleć tylko o ciągłym doskonaleniu się, żeby jak najdłużej utrzymać się na szczycie.
W kwietniu 1979 roku Chris Evert wyszła za mąż za brytyjskiego tenisistę Johna Lloyda, ale kariera Amerykanki na tym nie ucierpiała. „Ice Maiden” toczyła zaciętą rywalizację o prym ze swoją wcześniejszą partnerką deblową – Martiną Navrátilovą. W singlu obie panie spotykały się ze sobą aż osiemdziesiąt razy, a urodzona w Pradze zawodniczka ma na koncie o sześć zwycięstw więcej. W finałach wielkoszlemowych pomiędzy zainteresowanymi doszło do czternastu pojedynków i aż dziesięć z nich zakończyło się zwycięstwem Martiny.
– Moja rywalizacja z Martiną to jedna z najwspanialszych rywalizacji w dziejach tenisa – twierdzi. – Napędzałyśmy siebie nawzajem, a dodatkowo reprezentowałyśmy dwa zupełnie różne style, dzięki czemu obie miałyśmy swoje grono fanów. Dzięki Navrátilovej cały czas musiałam doskonalić swoje umiejętności, żeby móc z nią konkurować. Byłyśmy też przeciwieństwami, które się przyciągają. Po meczach finałowych zostawałyśmy same w szatni i kiedy nikt nie patrzył, to wtedy jedna płakała, a druga ją pocieszała.
Dwadzieścia dwa finały Wielkiego Szlema w singlu
Lata 1979-1987 przyniosły Chris Evert dziesięć wygranych turniejów wielkoszlemowych w singlu, ale i dwanaście finałowych porażek, w tym aż dziewięć z Martiną Navrátilovą. Reprezentantka USA w tym czasie przewodziła rankingowi WTA przez sto dwadzieścia dwa tygodnie, dzieląc się pozycją liderki tylko z Navrátilovą oraz Tracy Austin. Niestety jej sukcesy na korcie poważnie rzutowały na małżeństwo z Johnem Lloydem, do którego przylgnęła łatka „męża słynnej Chris”. Dodatkowo Evert uwikłała się w romans z brytyjskim piosenkarzem i aktorem, Adamem Faithem, co w dużej mierze przyczyniło się do rozwodu z Lloydem, do którego doszło ostatecznie w roku 1987. Co ciekawe, „Ice Maiden” po rozstaniu z mężem pocieszała… Martina Navrátilová.
– Martina zaprosiła mnie do Aspen i nauczyła jeździć na nartach – wspomina. – Od dziewiątej do dwunastej szusowałyśmy, potem przez dwie godziny grałyśmy w tenisa, a następnie udawałyśmy się na siłownię, gdzie pokazywała mi ćwiczenia z ciężarkami. Tak było przez cały tydzień. Niewielu czołowych sportowców łączą takie relacje z największymi konkurentami do laurów.
Mistrzyni US Open
Wspaniała kariera Chris Evert zakończyła się we wrześniu 1989 roku. Licznik reprezentantki USA zatrzymał się na stu pięćdziesięciu siedmiu wygranych turniejach singlowych (w tym osiemnastu wielkoszlemowych) i trzydziestu dwóch deblowych (w tym trzech wielkoszlemowych). „Ice Maiden” czterokrotnie wygrywała również WTA Finals oraz osiem razy Puchar Federacji. Na przestrzeni lat Chris najbardziej upodobała sobie US Open, gdzie triumfowała w singlu aż sześć razy.
– Stany Zjednoczone to mój kraj i myślę, że wszyscy amerykańscy zawodnicy czują dodatkową motywację, gdy występują przed nowojorską publicznością – mówi. – Gramy turnieje w Europie czy Australii, ale to nie to samo. Potem przychodzi podróż do Nowego Jorku, a tutejsi fani są hałaśliwi niczym kibice baseballu. Takie wsparcie to dodatkowy wiatr w żagle dla każdego amerykańskiego gracza.
Oburęczny backhand
Evert uważana jest za prekursorkę oburęcznego backhandu. Preferowała defensywną grę z głębi kortu, opartą na nieprawdopodobnej wręcz regularności oraz precyzji uderzeń. Chris przewodziła rankingowi WTA łącznie przez aż dwieście sześćdziesiąt tygodni, a podczas swojej kariery mierzyła się z takimi zawodniczkami jak Virginia Wade, Evonne Goolagong, Virginia Ruzici, Sue Barker, Betty Stöve, Rosemary Casals, Hana Mandlíková, Wendy Turnbull, Billie Jean King, Pam Shriver, Kerry Melville Reid, Manuela Maleeva-Fragniere, Helena Suková, Andrea Jaeger, Dianne Fromholtz Balestrat, Olga Morozova, Françoise Dürr, Margaret Court, Mary Joe Fernandez, Gabriela Sabatini, Nancy Richey Gunter, Monika Seleš, Tracy Austin, Steffi Graf czy Martina Navrátilová i tylko z tymi trzema ostatnimi ma negatywny stosunek zwycięstw do porażek.
– Dzisiejszy tenis jest całkowicie inny od tego, co było kiedyś – tłumaczy. – Cieszę się, że zaczynałam w latach siedemdziesiątych. Mieliśmy wówczas sporo frajdy, a na światowych kortach prym oprócz mnie wiodły również takie sławy jak Billie Jean King, Martina Navrátilová, Arthur Ashe, Jimmy Connors i John McEnroe. To my zapoczątkowaliśmy tenisowe szaleństwo, ale uwaga społeczeństwa nie skupiała się jeszcze na nas aż tak bardzo, więc mogliśmy liczyć na odrobinę prywatności. W dzisiejszych czasach czołowi zawodnicy nie mają tego komfortu, bo media społecznościowe na to nie pozwalają. W moich czasach również relacje pomiędzy tenisistkami były bliższe. Razem trenowałyśmy i jadłyśmy posiłki, a teraz to już jeden wielki biznes.
Drugie małżeństwo
Tuż przed zakończeniem tenisowej kariery, w 1988 roku Chris Evert po raz drugi wyszła za mąż. Jej wybrankiem okazał się dwukrotny olimpijczyk w narciarstwie alpejskim, Andy Mill, którego słynna sportsmenka poznała rok wcześniej podczas wspólnego tygodnia z Martiną Navrátilovą w Aspen.
– On był taki słodki… – śmieje się. – Gdy się rano obudził, wypalił od razu: „Nie wierzę, że przespałem się z Chris Evert w sypialni Martiny Navratilovej!”. Martina jest odpowiedzialna za to, że go poznałam, a spędziliśmy ze sobą wspaniałych dwadzieścia lat, więc moje życie wcale nie jest jedną wielką porażką.
Trzeci mąż
Evert i Mill doczekali się trójki dzieci, ale ich związek rozpadł się po niemal dwóch dekadach. Tymczasem latem A.D. 2008 Chris zawarła trzecie małżeństwo, tym razem z australijskim golfistą Gregiem Normanem, ale do rozwodu doszło zaledwie półtora roku później.
– Przez pewien okres czasu moje relacje z drugim mężem były bardzo napięte, ponieważ związałam się z Gregiem, który przyjaźnił się z Andym – opowiada. – Przechodziłam wtedy menopauzę, o czym nie mówi się zbyt wiele. Teraz nadal tworzymy rodzinę, chociaż żyjemy osobno. To chyba najlepszy opis naszych obecnych relacji. Złamałam wiele serc, w tym serce Andy’ego oraz serca naszych dzieci.
Trenerka i ekspertka
Chociaż Chris Evert już od dawna zawodowo nie gra w tenisa, to cały czas stara się być jak najbliżej swojej ukochanej dyscypliny. „Ice Maiden” jest właścicielką akademii tenisowej, udziela się jako trenerka w lokalnej szkole, a także współpracuje z magazynem „Tennis” oraz pojawia się w telewizji w roli ekspertki.
– Mój brat John od dawna namawiał mnie do otwarcia na Florydzie akademii tenisowej – mówi. – Zaoferował się, że będzie tym przybytkiem zarządzał, a ja w końcu dałam się przekonać. Bycie mentorem dla tych dzieciaków sprawia mi wielką przyjemność. Ta akademia stanowi dla mnie motywację do ciągłej aktywności. Nie chcę tylko siedzieć, patrzeć i notować Grając z nimi mogę lepiej oceniać ich postępy. Sportowi poświęciłam całe swoje życie, więc aktywność to mój tlen niezbędny do życia. Grunt to dobrać sobie odpowiednie ćwiczenia, dobrze się odżywiać i wysypiać.
Całe życie na korcie
Pomimo upływającego czasu legendarna tenisistka stara się być cały czas w formie, która umożliwia jej choćby rekreacyjne uprawianie ukochanej dyscypliny.
– Nie mam problemów z usztywnianiem się czy różnymi urazami, chociaż wiadomo, że z wiekiem człowiek nie jest już tak giętki i szybki. Moje ulubione przekąski to masło orzechowe, twaróg i jogurt. Na śniadanie spożywam granolę z jogurtem. Dużo czasu poświęcam też na jogę, dzięki czemu rozciągam wszystkie partie ciała – puentuje.
Foto: gettyimages.com