Peđa Stojaković – śladami Divaca i Petrovicia

Peja Stojaković

Data publikacji: 14 stycznia 2020, ostatnia aktualizacja: 8 kwietnia 2024.

Dražen Petrović i Vlade Divac przecierali szlak w kierunku NBA koszykarzom urodzonym w byłej Jugosławii, ale nigdy nie zaznali smaku mistrzostwa tej ligi. Swój pierścień wywalczył natomiast zainspirowany tym drugim Peđa Stojaković, który wylądował w USA w połowie lat dziewięćdziesiątych.

Wszechstronnie uzdolniony

Predrag Stojaković, jak brzmią jego właściwe personalia, przyszedł na świat 9 czerwca 1977 roku w mieście Slavonska Požega, leżącym wówczas na terenie Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. Koszykówką zainteresował się na poważnie pod koniec lad osiemdziesiątych, kiedy do Los Angeles Lakers trafił jego rodak – Vlade Divac. Jako dziecko Peđa (powszechna jest też pisownia „Peja”), jak go zdrobniale nazywają, uwielbiał spędzać czas u dziadków na wsi.

– Na wsi czułem się wolny – opowiada. – Byłem bardzo żywotnym dzieckiem i próbowałem swoich sił w prawie wszystkich możliwych sportach. Gdy widziałem, że ktoś zaczyna coś trenować, szedłem w jego ślady. Uprawiałem karate, siatkówkę, piłkę nożną, piłkę ręczną i koszykówkę, a gdy trzeba było, to na prośbę mamy nawet tańczyłem, gdyż mój ojciec nie należał do najlepszych tancerzy. Moim sercem najbardziej zawładnął jednak basket i właśnie dlatego trafiłem do lokalnego klubu Papuk.

Przeprowadzka do Belgradu

Slavonska Požega, dziś znana jako po prostu Požega, jest miastem chorwackim. Gdy w byłej Jugosławii wybuchła wojna domowa, Serbowie, tacy jak np. rodzina Stojakoviciów, stali się na tamtych terenach niemile widziani. Zaczęło się od dziwnych telefonów w środku nocy i graffiti z pogróżkami, a skończyło na otwartym grożeniu śmiercią. Z tego powodu Predrag wraz z rodzicami Miodragiem i Branką oraz bratem Nenadem musiał uciekać na tereny kontrolowane przez Serbów.

– Gdy miałem czternaście lat, przeprowadziliśmy się do Belgradu – wspomina. – Mieszkaliśmy w dzielnicy Zemun, gdzie zwiedziłem chyba wszystkie okoliczne hale, w których grano w koszykówkę. Byłem obcym dzieciakiem z prowincji, który na dodatek mówił trochę inaczej niż reszta. Z tego powodu doświadczyłem wielu zarówno przyjemnych, jak i nieprzyjemnych sytuacji. Zapisałem się do szkoły handlowej, gdyż chciałem pójść w ślady moich rodziców, ale wkrótce poznano się na moim talencie do basketu i zaczęła się moja wielka przygoda.

Ciężkie czasy

W Slavonskiej Požedze Stojakoviciowie posiadali dwa wielkie domy i dwa sklepy. Miodrag otrzymał ofertę kupna jednego z tych domów za równowartość niemal ćwierć miliona euro, ale odmówił, gdyż bał się potępienia rodaków, ponieważ potencjalny kupiec był Albańczykiem. Z tego powodu czteroosobowa rodzina musiała się gnieździć w belgradzkiej klitce o powierzchni dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Peđa tymczasem rozwijał swój talent w słynnej Crvenej Zveździe.

– Kiedyś mawiano: jeśli kibicujesz Crvenej Zveździe, to jesteś Serbem! – tłumaczy. – Moje przywiązanie do czerwono-białych barw było dziedziczne, gdyż tata był hardkorowym fanem tego zespołu.

Crvena Zvezda i PAOK

W ekipie spod znaku czerwonej gwiazdy nastoletni Predrag spędził sezony 1992/93 i 1993/94. Crvena Zvezda w obu z nich sięgała po mistrzostwo Jugosławii, ale w tym drugim Stojaković pojawiał się na parkiecie tylko przy okazji meczów o krajowy puchar. Łącznie w teamie z Belgradu Serb wystąpił w trzydziestu dziewięciu spotkaniach i wypracował średnią 2,9 pkt. Peđa miał wówczas jeszcze sporo czasu na zaaklimatyzowanie się w seniorskim baskecie, ale życie nie zawsze toczy się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Nenad ciężko zachorował, a za leczenie trzeba było płacić naprawdę wysokie rachunki.

– Odebrałem telefon od włodarzy PAOK-u, po którym zapadła decyzja, że w wieku szesnastu lat przeprowadzam się do Grecji – wraca do tamtych chwil. – Na początku miałem problemy z komunikacją, ale dzięki obecnym tam rodakom, takim jak Tomić, Nestorović, Vukčević, Gurović, Tarlać czy Jarić, dało się jakoś przetrwać. Nagle jednak zostałem zupełnie sam i musiałem się nauczyć greckiego. Do dziś nie mówię doskonale w tym języku, ale dobrze się dogaduję. W Salonikach spędziłem pięć cudownych lat, poznałem wielu przyjaciół i darzę to miasto wielkim sentymentem. Grecja to taka moja druga ojczyzna i nawet po wyjeździe do USA kupiłem tam mieszkanie.

Przenosiny do USA

Z PAOK-iem Stojaković sięgnął po zaledwie jedno trofeum, a był nim krajowy puchar w sezonie 1994/95. Oprócz tego team z Salonik z Serbem w składzie w kampanii 1995/96 zdołał dobrnąć do finału Pucharu Saporty (porażka z Taugres Vitoria), a w rozgrywkach 1997/98 dotarł do wielkiego finału ligi greckiej, gdzie przegrał jednak serię 2-3 z Panathinaikosem Ateny. W zmaganiach o mistrzostwo kraju PAOK nie zaszedłby aż tak daleko, gdyby nie Peđa i jego trzypunktowy buzzer beater w półfinałowym starciu z Olympiakosem Pireus, walczącym wówczas o szósty tytuł mistrzowski z rzędu. Swoją ostatnią kampanię w Salonikach Stojaković kończył jako MVP ligi greckiej (23,9 punktu, 4,9 zbiórki i 2,5 asysty) oraz król strzelców Euroligi (20,9 pkt.). Niski skrzydłowy o wzroście dwustu sześciu centymetrów w drafcie NBA został wybrany już w roku 1996 przez Sacramento Kings z numerem czternastym. Dwa lata później przyszedł wreszcie czas na wyprowadzkę za ocean.

– Pamiętam, że decyzja o wyjeździe do Stanów nie była wcale taka łatwa – mówi. – Mama wolała, żebym przeniósł się do Włoch lub Hiszpanii, a ojciec w ogóle nie chciał się wtrącać. Gra w NBA była jednak moim marzeniem z dzieciństwa, a ja nie chciałem później żałować, że nie wykorzystałem szansy, którą otrzymałem od losu. Na początku było mi ciężko, ponieważ brakowało mi greckiego stylu życia. Dodatkowo przeżyłem szok kulturowy i znów musiałem się uczyć języka. Grecy to ciepli ludzie, podobnie jak Serbowie, natomiast od Amerykanów bije zimno. Niemniej jednak to właśnie ci ostatni potrafią docenić pracę oraz dać szansę młodemu i ambitnemu człowiekowi.

Krok od finałów

Na początku swojej przygody z ekipą Kings Stojaković pełnił rolę rezerwowego, ale od trzeciego sezonu w NBA był już etatowym graczem pierwszej piątki. W każdej z siedmiu pełnych kampanii, jakie spędził w Sacramento, jego drużyna kwalifikowała się do play-offów, a najlepszy okazał się sezon 2001/02, gdy zespół pod wodzą Ricka Adelmana otarł się o finały ligi po tym jak uległ w finale Konferencji Zachodniej 3-4 Los Angeles Lakers. Kings prowadzili wówczas 2-1 i 3-2, więc tamta porażka naprawdę była bardzo bolesna. W tamtym sezonie Peđa dostarczał średnio 21,2 pkunktu, 5,3 zbiórki i 2,5 asysty, a trzon teamu z Sacramento oprócz niego stanowili tacy zawodnicy, jak: Chris Webber, Mike Bibby, Vlade Diviac, Doug Christie, Hedo Türkoğlu, Scot Pollard czy Bobby Jackson.

– Mieliśmy naprawdę bardzo dobry zespół – zauważa. – Od samego początku funkcjonowaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna i świetnie się dogadywaliśmy na parkiecie i poza nim. Funkcjonowaliśmy w systemie, który maksymalizował nasz potencjał. Pokonaliśmy Utah i Dallas, po czym na naszej drodze stanęli Lakersi. Było bardzo blisko, lecz ostatecznie polegliśmy. Po latach nadal czujemy niedosyt z tego powodu. Mieliśmy wielką okazję, której nie wykorzystaliśmy. Gra dla Kings była jednak wspaniałym doświadczeniem.

All-Star

Za swoje dokonania na parkiecie Predrag Stojaković w latach 2002, 2003 i 2004 był wybierany do udziału w Meczu Gwiazd. W Filadelfii (2002) oraz Atlancie (2003) Serb wygrywał dodatkowo Three-Point Shootout, czyli konkurs rzutów za trzy punkty. Zmagania 2003/04 w NBA okazały się dla niego kapitalne pod względem indywidualnym. Peđa znalazł się w drugiej piątce ligi, a sezon zakończył m.in. jako wicekról strzelców (24,2 pkt.) oraz najskuteczniejszy egzekutor rzutów wolnych (92,7 proc.).

– Biorąc udział All-Star Game masz wrażenie, jakbyś był uczestnikiem jakiegoś naprawdę ważnego wydarzenia – twierdzi. – Zwłaszcza, jeśli pochodzisz z Europy. Wydaje mi się, że wraz z Dirkiem Nowitzkim, Manu Ginobilim i Pau Gasolem sprawiliśmy, że władze NBA zaczęły o wiele przychylniej patrzeć na zawodników spoza USA.

Mistrz Europy i świata

Z Sacramento Kings Stojaković nigdy nie dotarł poza finały Konferencji Zachodniej, ale w barwach reprezentacji Jugosławii miał kilka okazji do wielkiego świętowania. Plavi z nim w składzie wygrali mistrzostwa Europy (2001) i mistrzostwa świata (2002), a z ME A.D. 1999 wrócili z brązowymi medalami. Nagrodę MVP tego pierwszego turnieju, rozgrywanego w Turcji, Predrag jednak zapewne chętnie by zamienił na jakikolwiek medal olimpijski. W karierze przyszło mu jednak wystąpić tylko na igrzyskach w Sydney w 2000 roku, gdzie Jugosławia w ćwierćfinale przegrała z Litwą i ostatecznie uplasowała się na szóstym miejscu.

– Z wielką przyjemnością nosiłem koszulkę reprezentacyjną i grałem dla swojego kraju na arenie międzynarodowej – mówi. – Jednak bardzo irytowały mnie pytania Amerykanów o to, gdzie się urodziłem. Jestem Serbem, ale jeśli za oceanem mówiłem komuś, że przyszedłem na świat w Chorwacji, to zaraz było: „Więc jesteś Chorwatem, tak?”. Dlatego też najłatwiej było mi mówić, że urodziłem się w Belgradzie.

Tułaczka

W styczniu 2006 roku przygoda Stojakovicia z Królami dobiegła końca. Serbski skrzydłowy został oddany do Indiana Pacers w zamian za Rona Artesta, znanego obecnie jako Metta World Peace. W Indianapolis nie zagrzał jednak miejsca zbyt długo i w lipcu zameldował się już w teamie New Orleans/Oklahoma City Hornets, w barwach którego ustanowił swój rekord kariery, jakim są 42 „oczka” zdobyte w starciu z Charlotte Bobcats. To właśnie wtedy Peđa stał się pierwszym graczem w dziejach NBA, który zdobył dla swojego zespołu 20 puntów z rzędu na otwarcie spotkania. W Nowym Orleanie zaczął powstawać ciekawy team, napędzany przez Chrisa Paula, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło i w listopadzie 2010 roku Serb stał się elementem wymiany pomiędzy New Orleans Hornets a Toronto Raptors. Z powodu kontuzji kolana w Kanadzie Stojaković zagrał jednak tylko dwa mecze, po czym został zwolniony, a fakt ten postanowili wykorzystać włodarze Dallas Mavericks.

– Mogłem wtedy podpisać kontrakt z innym zespołem, który miał większe szanse na tytuł – tłumaczy. – Mavs nie należeli wówczas do głównych faworytów, ale zdecydowałem się na team, w którym obiecano mi dość ważną rolę. To odbudowało moją pewność siebie.

Niespodziewany pierścień

Kampania 2010/11 zdecydowanie nie zaczęła się po myśli Predraga, ale jej koniec przeszedł za to jego najśmielsze oczekiwania. Mavs zakończyli sezon zasadniczy z bilansem 57-25, a Stojaković zagrał w ich barwach w dwudziestu pięciu spotkaniach, z których w aż trzynastu wybiegał na parkiet w pierwszej piątce. Serb spędzał na parkiecie średnio niewiele ponad 20 minut, notując 8,6 punktu i 2,6 zbiórki. Zdobycze te dalekie są oczywiście od tych wypracowanych na przestrzeni całej kariery w NBA, ale Peđa potwierdzał swoją przydatność również w play-offach, gdzie dwa razy kończył mecz z ponad 20-punktowym dorobkiem. Ekipa z Teksasu szła tymczasem jak burza, rozprawiając się kolejno z Portland Trail Blazers, Los Angeles Lakers i Oklahoma City Thunder, po czym zameldowała się w serii decydującej o mistrzostwie i tam pokonała 4-2 Miami Heat napędzane przez genialny tercet LeBron James – Dwyane Wade – Chris Bosh.

– To niesamowite uczucie, które można porównać do narodzin pierwszego dziecka – mówi. – Na co dzień funkcjonujesz wśród wielu osób, które mają już to za sobą, ale tak naprawdę nie wiesz o czym mówią, dopóki sam tego nie doświadczysz.

Dirk Nowitzki

Największą gwiazdą Dallas Mavericks w sezonie 2010/11 był bez wątpienia Dirk Nowitzki, ale bez takich zawodników, jak Jason Kidd, Jason Terry, Caron Butler, Shawn Marion, Tyson Chandler, J.J. Barea czy oczywiście Peđa Stojaković odniesienie tamtego sukcesu byłoby zapewne jeszcze trudniejsze.

– Dirk to niesamowity koleś – twierdzi. – Bardzo dobry zawodnik, świetny kolega z drużyny i genialny lider. W tamtym sezonie znajdował się w znakomitej formie. Na boisku funkcjonował na pełnej intensywności oraz w pełnym skupieniu, co znacznie ułatwiało nam pracę. To prawdziwy all-star.

Wciąż przy baskecie

Jak się później okazało, mistrzowska kampania była ostatnim sezonem Predraga Stojakovicia na zawodowych parkietach. Serb od jakiegoś już czasu zmagał się z urazami kręgosłupa i szyi, które bardzo utrudniały mu pokazywanie na parkiecie pełni swoich możliwości. Peđa na sportowej emeryturze pozostał jednak przy baskecie. W maju 2018 roku mianowano go asystentem generalnego menadżera Sacramento Kings. Stojaković to obecnie obywatel nie tylko Serbii, ale i Grecji. Żoną legendarnego koszykarza jest grecka modelka Aleka Kamila. Para ma trójkę dzieci.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *