Jody Scheckter – ostatni mistrz Ferrari przed Schumacherem

Jody Scheckter

Data publikacji: 25 stycznia 2020, ostatnia aktualizacja: 8 kwietnia 2024.

Jak każdy fan Formuły 1 wie doskonale, Michael Schumacher w 2000 roku przywrócił zespołowi Ferrari dawny blask po ponad dwudziestoletniej posusze jeśli chodzi o najwyższy stopień podium mistrzostw świata. Tym, który jako ostatni przed Niemcem wywalczył tytuł w barwach włoskiej stajni, był natomiast pochodzący z Południowej Afryki Jody Scheckter.

Urodzony za kółkiem

„Little Bear”, jak go nazywają ze względu na charakterystyczną aparycję, przyszedł na świat 29 stycznia 1950 roku w East London. Chłopak kontakt z autami miał już od najmłodszych lat, gdyż jego ojciec prowadził dobrze prosperujący warsztat samochodowy, a wujek swego czasu wcielał się w rolę kierowcy wyścigowego.

– W latach trzydziestych mój wujek ścigał się w East London, a tata prowadził warsztat, więc dorastałem wokół samochodów – opowiada. – Pierwszy raz za kierownicą siedziałem jednak za sprawą mamy, która pozwoliła mi na krótką przejażdżkę po plaży, kiedy miałem jakieś osiem lat. Zapatrzony w ojca i wujka marzyłem o tym, żeby pewnego dnia rywalizować w wyścigach. Miałem wtedy dziesięć lub jedenaście wiosen i zaczynałem swoją przygodę z gokartami. Nigdy nawet nie śniłem o występach w Formule 1.

Zdeterminowany młodzieniec

Jody czynił dosłownie błyskawiczne postępy w świecie wyścigów. Oprócz talentu charakteryzowała go też niesłychana determinacja. Na przepustce z wojska potrafił wlec swojego wyścigowego składaka przez niemal dwa tysiące kilometrów do Rodezji, gdzie akurat zaplanowano zawody. Podróż w jedną stronę zabierała około dwudziestu godzin jazdy non-stop, a ze względu na obowiązki wobec państwa trzeba było wracać zaraz po zmaganiach na torze. Scheckter na szczęście miał kuzyna, który był dentystą, więc w razie wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności mógł uzyskać lewe zwolnienie lekarskie, które stanowiło usprawiedliwienie w przypadku późniejszego powrotu z przepustki.

– Trochę pościgałem się gokartami i motocyklami o pojemności 50cc, a gdy miałem osiemnaście lat i odbywałem praktyki w warsztacie mojego taty, dostałem w prezencie starego, pokiereszowanego Renaulta R8 – wspomina. – Nie miałem grosza przy duszy, ale sukcesywnie zbierałem kolejne części, żeby przygotować to auto do wyścigów. Regulamin stanowił, iż każdy samochód musi mieć klatkę bezpieczeństwa, więc skleciłem ją z rur wydechowych. Zablokowałem też dyferencjał, przez co zyskałem reputację kolesia balansującego na krawędzi. Już w pierwszym wyścigu mistrzostw krajowych zapracowałem na czarną flagę, bo ktoś uznał, że jeżdżę niebezpiecznie.

W drodze na Wyspy

Głównym celem i marzeniem Jody’ego nie były jednak zmagania w Afryce, a na Starym Kontynencie, gdzie rywalizowali nie tylko najlepsi, ale również najlepiej opłacani kierowcy wyścigowi. Scheckter zbliżył się do realizacji swojego planu po tym jak najpierw ścigał się Mazdą w Springbok Series, a następnie wygrał Kyalami 9 Hours.

W efekcie tego Ford użyczył mi swój samochód na udział w pięciowyścigowym cyklu Formula Ford Sunshine Series – wraca do tamtych chwil. – Rywalizowałem tam z wieloma utalentowanymi kierowcami z Europy, ale udało mi się zająć ostatecznie trzecie miejsce. Co jednak najważniejsze, dla najlepszego lokalnego zawodnika nagrodę stanowił bilet na Stary Kontynent, który właśnie przypadł mnie. Miałem wówczas dwadzieścia jeden lat. W marcu 1971 roku pojawiłem się w Anglii. Pamiętam, że było to tuż przed słynnym wyścigiem Race of Champions na Brands Hatch. Pilnie potrzebowałem bolidu Formuły Ford, a Colin Vandervell akurat miał na sprzedaż Merlyna, którym w sezonie 1970 wygrał wszystko i którego w roku 1969 używał Emerson Fittipaldi.

Przedsionek F1

Występy w Formule Ford zaowocowały tym, że „Little Bear” otrzymał dwie poważne propozycje jazdy w Formule 2. Złożyły je teamy McLarena i Surteesa, a reprezentant Południowej Afryki zdecydował się na ten pierwszy, zarządzany wówczas przez Phila Kerra, Teddy’ego Mayera i Tylera Alexandera.

– Do dyspozycji był tylko jeden bolid, zaprojektowany przez Ralpha Bellamy’ego – M21, z którym od początku były poważne problemy – tłumaczy. – Tuż przed osiągnięciem prędkości maksymalnej następowało potężne szarpnięcie. W F2 rywalizowali wówczas również kierowcy z F1, więc na początku przygody z tą serią nie spisywałem się najlepiej. Z tego powodu złapałem doła, ale kiedy odkryliśmy, że przyczyna takiego zachowania auta leży w amortyzatorach, wszystko wróciło do normy i zacząłem notować dobre rezultaty. Wygrałem na Crystal Palace i dobrze spisałem się na Rouen, przez co powoli zacząłem nabierać pewności, że dałbym sobie radę również w Formule 1.

McLaren pod presją

Jody z powodzeniem rywalizował też w zmaganiach Formuły 3, w efekcie czego coraz głośniej mówiło się o tym, że stać go na dobre występy również w królowej motorsportu. W końcówce sezonu 1972 młody kierowca wreszcie dopiął swego.

– Marzenia stały się rzeczywistością, kiedy Lotus zaproponował mi starty swoim drugim autem podczas pięciu ostatnich wyścigów sezonu – wspomina. – Miałem w nich zastąpić słabo sobie radzącego Dave’a Walkera, lecz McLaren nie wyraził na to zgody. Szefostwo teamu poczuło jednak pewną presję, bowiem w ostatniej gonitwie kampanii 1972 na Watkins Glen postanowiło wystawić do wyścigu trzeci bolid.

Spięcie z Fittipaldim

Debiut Schecktera w F1 był naprawdę pamiętny. Kierowca McLarena zakwalifikował się do wyścigu z trzecim czasem i po starcie utrzymał tę znakomitą lokatę. W połowie gonitwy plasował się na wciąż świetnym czwartym miejscu, ale później spadł deszcz i wszystko popsuł. „Little Bear” finiszował jednak jako dziewiąty, co wciąż stanowiło bardzo dobry wynik. Pomimo tego w kampanii 1973 Jody mógł liczyć tylko na okazjonalne występy w F1, a jeden z takich miał miejsce podczas Grand Prix Francji na Circuit Paul Ricard. Młody jeździec McLarena w kwalifikacjach był drugi, a po starcie objął prowadzenie, chociaż jego bolid był ustawiony pomiędzy pojazdami dwóch mistrzów świata: Jackiego Stewarta i Emersona Fittipaldiego. Reprezentant Południowej Afryki na dwanaście okrążeń przed końcem wyścigu wciąż był liderem, ale kolizja z Emersonem Fittipaldim przerwała ten piękny sen.

– Fittipaldi przyszedł do mojego boksu i wygłosił wkurzony monolog o tym, że debiutanci nie mają prawa spowalniać mistrza świata – mówi. – Gadał i gadał, a kiedy już skończył, to odparłem tylko, że miał aż czterdzieści dwa okrążenia, żeby mnie wyprzedzić i gdybyśmy w przyszłości znaleźli się w podobnej sytuacji, to zachowałbym się dokładnie tak samo.

Kraksa na Silverstone

W sezonie 1973 „Little Bear” był bohaterem jeszcze jednej spektakularnej akcji. Miała ona miejsce podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze Silverstone. Pod koniec czwartego okrążenia Scheckter zajmował czwartą lokatę, ale to mu nie wystarczało, więc postanowił, że jadący na trzecim miejscu Denny Hulme musi zostać wyprzedzony. Jody nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że szykana Woodcote ma wobec niego inne plany i po chwili doszło do olbrzymiego karambolu.

– Uniosłem nieco wzrok i zobaczyłem rozbijające się samochody – opowiada. – Szybko pochyliłem się więc w kokpicie, a gdy nastała cisza, ponownie podniosłem wzrok i po chwili nadeszła kolejna fala uderzeniowa, więc znów się pochyliłem. Po wszystkim natomiast wyszedłem z kokpitu, dałem susa przez ogrodzenie i udałem się do swojego boksu. Tam dopadł mnie Phil Kerr i w żołnierskich słowach rzucił: „Spadaj do kampera, schowaj się tam i pod żadnym pozorem nie wychodź!”. Wszyscy mnie szukali i w sumie nic w tym dziwnego. W wyniku mojej akcji rozbitych zostało łącznie aż dziewięć aut, w tym wszystkie trzy należące do Johna Surteesa.

Przemiana

Wyścigi Formuły 1 to bardzo niebezpieczny sport, który zabrał życie wielu śmiałkom. W latach 1952-82 niewiele było sezonów bez żadnej śmierci na torze, a niektóre przynosiły nawet po kilka zgonów. Tymczasem Jody Scheckter zawsze miał opinię nieustraszonego jeźdźca, który często balansuje na krawędzi.

– Wielka przemiana we mnie nastąpiła w 1973 roku, kiedy podczas treningu na Watkins Glen zginął na moich oczach François Cevert – tłumaczy. – Jako pierwszy wyskoczyłem ze swojego samochodu, żeby mu pomóc, ale było już za późno. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego jak niebezpiecznym zajęciem są wyścigi Formuły 1. W latach siedemdziesiątych co roku ktoś ginął na torze. W takich okolicznościach dociera do ciebie, że każda gonitwa może być twoją ostatnią. Ja przeżyłem w swojej karierze kilka naprawdę źle wyglądających wypadków, ale na szczęście z każdego z nich wyszedłem cało.

Pierwsze sukcesy w Formule 1

Pierwszym pełnym sezonem Jody’ego Schecktera w królowej motorsportu była kampania 1974, a „Little Bear” odjechał ją w barwach ekipy Tyrrella. Dwa zwycięstwa oraz cztery miejsca na podium pozwoliły południowoafrykańskiemu jeźdźcowi uplasować się na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata – dziesięć punktów za plecami Emersona Fittipaldiego (McLaren), siedem za Clayem Regazzionim (Ferrari) oraz siedem przed Nikim Laudą (Ferrari). W zmaganiach A.D. 1975 kierowca Tyrrella radził sobie natomiast nieco gorzej, co skończyło się dopiero siódmą pozycją w „generalce”, ale w roku 1976 Jody’emu znów udało załapać się na „pudło”, na którym stanął wraz z Jamesem Huntem i Nikim Laudą, czyli bohaterami najbardziej ekscytującej rywalizacji w dziejach Formuły 1.

– Pod koniec roku 1976 poczułem, że nadszedł czas zmian i pora opuścić zespół Tyrrella – mówi. – Nie miałem w zanadrzu zbyt wielu opcji, ale wtedy pojawił się Walter Wolf ze swoim planem na podbicie świata F1. W rzeczywistości spełnił tylko osiemdziesiąt procent swoich obietnic, ale to i tak było o wiele więcej niż ktokolwiek inny mi oferował. Ja miałem jeden warunek: możliwość zatrudnienia części ludzi, z którymi wcześniej współpracowałem. Dostałem na to zgodę, więc wziąłem ze sobą Roya Toppa, mojego mechanika w Tyrrellu, a także Petera Warra jako menadżera ze względu na jego świetne wyniki w Lotusie.

Wicemistrz świata

W nowym teamie sezon 1977 w wykonaniu Jody’ego Schecktera był naprawdę wspaniały. Kierowca Wolf Racing wygrał trzy gonitwy, w tym legendarny wyścig o Grand Prix Monako na torze w Monte Carlo. Południowoafrykańczyk dorzucił do tego jeszcze sześć miejsc na podium, w efekcie czego w klasyfikacji generalnej zgromadził 55 punktów, co dało mu tytuł wicemistrza świata. Scheckter w całych zmaganiach musiał uznać wyższość tylko niezmordowanego Nikiego Laudy. Kamprania 1978 okazała się tymczasem wielkim rozczarowaniem, ale Scheckter już w jej trakcie wiedział, że w Wolf Racing nie zagrzeje miejsca zbyt długo.

– Co roku ktoś z Ferrari mówił mi „wkrótce pogadamy”, ale koniec końców do żadnych rozmów nie dochodziło – wspomina. – W maju 1978 roku w końcu spotkałem się z samym guru, a on wypalił tylko prosto z mostu: „Ile pieniędzy chcesz?”. Odparłem: „Jestem zbyt młody, żeby rozmawiać o pieniądzach”, po czym wszystko ustaliliśmy. Enzo Ferrari to był twardy i bystry facet. Kiedy mówiłem mu rzeczy w stylu: „Nie chcę teraz rozmawiać, sezon niedawno się zaczął i skupiam się na wyścigach”, rzucił krótkie: „Nie, chcę teraz podpisać z tobą kontrakt”. Nie pozostało mi wiec nic innego niż podanie swojej ceny. Ustaliliśmy, że zarobię milion i dwieście tysięcy dolarów plus premie, czyli naprawdę dużo pieniędzy jak na ówczesne realia.

Upragniony tytuł

W zmaganiach A.D. 1979 bolidy Ferrari nie miały sobie równych, gdyż kierowcy włoskiej stajni zajęli dwa najwyższe stopnie podium mistrzostw świata Formuły 1. Na drugiej lokacie rywalizację ukończył Gilles Villeneuve, a pierwszy był autor trzech wygranych wyścigów i zdecydowanie najregularniej punktujący jeździec z czołówki, czyli… Jody Scheckter!

– Wywalczenie tytułu to nie była dla mnie wielka radość, a raczej wielka ulga – tłumaczy. – Od początku sezonu ciążyła na mnie bowiem olbrzymia presja. Ani przez chwilę nie czułem się zrelaksowany. Zaledwie rok po tym sukcesie przeszedłem na sportową emeryturę, ponieważ poczułem, że osiągnąłem już wszystko, co mogłem osiągnąć. Za swój największy sukces w F1 uważam zresztą to, że… nie zginąłem na torze. Patrząc wstecz wydaje mi się, że miałem naprawdę sporo szczęścia.

Gilles Villeneuve

Napisać, że „Little Bear” wywalczył swój upragniony tytuł bez większego wysiłku byłoby sporym nadużyciem. Jego zespołowy kolega, Gilles Villeneuve, w końcowym rozrachunku uzbierał o zaledwie cztery „oczka” mniej, więc jedno dodatkowe potknięcie Schecktera mogło sprawić, że z trofeum cieszyłby się Kanadyjczyk.

– Przez całe swoje życie nie potrzebowałem żadnej dodatkowej motywacji, ale Gilles jako mój kolega z zespołu sprawił, że dałem z siebie sto dziesięć procent – mówi. – To był facet, który mógł zostać mistrzem świata. Zawsze chciał być bohaterem i najszybszym gościem w stawce. Pragnął wygrywać na każdym polu, w każdym zakręcie i na każdym okrążeniu.

Szybka emerytura

Po swoim największym sukcesie w karierze Jody Scheckter na torach F1 pozostał zaledwie jeszcze jeden sezon. Decyzję o sportowej emeryturze przypieczętowała zapewne katastrofalna kampania 1980, w której Południowoafrykańczyk nie otarł się o obronę tytułu, gdyż wyzwanie stanowiło dla niego nawet przebrnięcie przez kwalifikacje. Po rozbracie z zawodowym sportem „Little Bear” zajął się biznesem oraz wspieraniem sportowych karier swoich synów z pierwszego małżeństwa, Tomasa i Toby’ego, którzy zapragnęli pójść w ślady słynnego ojca. Obecnie Jody Scheckter żonaty jest z Clare, która urodziła mu czwórkę dzieci. Niestety 17 października 2019 roku dwudziestojednoletnia córka legendarnego kierowcy, Ila, zmarła po przedawkowaniu narkotyków.

Bibliografia:

  • elitelivingafrica.com,
  • f1destinations.com,
  • The Guardian,
  • The Independent,
  • Motor Sport,
  • racefans.net.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *