Łarysa Łatynina – mistrzyni pod dyktando matki

Data publikacji: 25 października 2020, ostatnia aktualizacja: 7 kwietnia 2024.

– W dzieciństwie, podczas zabawy na podwórku, biegałam z chłopakami. Ścigaliśmy się – wspomina Łarysa Łatynina, osiemnastokrotna medalistka olimpijska w gimnastyce. – Gdy zobaczyłam, że jestem w tyle, rzuciłam się na metę. Szusowałam po asfalcie gołymi kolanami i dłońmi. Ręką zahaczyłam o jakieś szkło i została mi po tym blizna, którą mam do dziś. Trzęsłam się jak galareta, krwawiłam, ale najpierw wykrzyczałam: „Moje ręce były pierwsze!”. Ambicja, przywództwo, chęć wygrywania – to moje wrodzone cechy. A ta blizna nie okazała się jedyną i najgłębszą. Pozostałych jednak nie widać, ponieważ są na sercu.

Życie bez ojca

Legendarna czempionka przyszła na świat 27 grudnia 1934 roku w Chersoniu jako Łarysa Semeniwna Dirij. Gdy miała jedenaście miesięcy, ojciec zostawił rodzinę i dziewczynka została sama z matką. Kobieta była analfabetką, ale starała się jak mogła. Za dnia pracowała jako sprzątaczka, a w nocy dorabiała jako palaczka i stróżka. Co ciekawe, w przededniu II wojny światowej otrzymała list od ojca Łarysy, w którym ten przyznał, iż porzucenie rodziny było jego wielkim błędem.

– Mama miała nadzieję, że wkrótce się spotkają, i że wszystko się ułoży – opowiada w rozmowie z serwisem 7days.ru. – Ale wojna się rozpoczęła i wkrótce otrzymałyśmy zawiadomienie, że mój ojciec poległ pod Stalingradem. Po latach pewien żołnierz przysłał mi wycinek ze starej gazety, w którym stało, że Siemion Andriejewicz Dirij bronił fabryki traktorów w centrum miasta i zginął bohaterską śmiercią.

Nauka na pierwszym miejscu

Piełagieja z jednej strony bardzo kochała Łarysę, a z drugiej była dla córki surowa, gdy ta na przykład coś przeskrobała. Jej motto brzmiało: „Moje dziecko nie jest gorsze od innych”. Pomimo swojego analfabetyzmu chodziła na wszystkie szkolne wywiadówki i pilnowała, żeby Łarysa miała tylko najlepsze stopnie. Gdy dziewczynka po ukończeniu czwartej klasy zaczęła uczęszczać na treningi gimnastyki u Michaiła Sotniczenki, wypaliła prosto z mostu: „Ona teraz ma same piątki. Jeśli przyniesie do domu chociaż jeden gorszy stopień, to więcej się tu nie pojawi”.

– W ten sposób pierwszy złoty medal zdobyłam nie w sporcie, a przy biurku – wspomina. – Jako dziecko nie marzyłam jednak o karierze gimnastyczki. Wyobrażałam sobie jak tańczę na wielkiej scenie w wielopoziomowej sali. Publiczność mnie oklaskiwała, a ja czułam się najswobodniej jak tylko można. Dlatego, gdy w Chersońskim Domu Sztuki Ludowej otwarto sekcję choreografii, natychmiast się do niej zapisałam. Miałam wtedy jedenaście lat i chciałam zostać baletnicą.

Niedoszła baletnica

W wyniku różnych zawirowań zajęcia z baletu w Chersońskim Domu Sztuki Ludowej przestały się odbywać, a zainteresowania nastoletniej Łarysy przekierowały się na gimnastykę. Na początku podglądała treningi licealistów, a niedługo później Michaił Sotniczenko zaproponował jej, żeby się przyłączyła.

– Postępy robiłam w ekspresowym tempie i szybko wyprzedziłam wszystkie dziewczyny, które przyszły do ​​sekcji przede mną – wraca pamięcią do dawnych czasów. – Trenerzy z zewnątrz zauważyli, że mam potencjał i powtarzali Sotniczence: „Misza, będziesz miał z nią przechlapane! Gdy zacznie wszędzie wygrywać, stanie się zarozumiała”. No i trener zaczął robić wszystko, żeby sodówka nie uderzyła mi do głowy. Pewnego razu wydał nam polecenie przeciągnięcia mat z jednego końca sali na drugi, ale dla mnie akurat zabrakło uchwytu. Po treningu powiedział groźnym głosem: „A ty, Łaryso, zostań! Kim ty jesteś? Myślisz, że jeśli wygrałaś ostatnie zawody, to teraz inni będą nosić za ciebie matę?

Na rozdrożu

W 1951 roku Łarysa triumfowała w uczniowskich mistrzostwach ZSRR, ale sport nadal nie był dla niej najważniejszy. Z tego powodu kolejny istotny krok w jej życiu stanowiło podjęcie studiów na Politechnice Kijowskiej. Nauka tak ją absorbowała, że zaczęła opuszczać treningi, co zaniepokoiło jej trenera – Aleksandra Miszakowa. Szkoleniowiec wyperswadował dziewczynie, że jeśli chce zostać inżynierką, to powinna dać sobie spokój z wyczynowym uprawianiem sportu, ale jeśli poważnie myśli o karierze w gimnastyce, to najlepszą opcją będzie przeniesienie się na Kijowski Uniwersytet Wychowania Fizycznego i Sportu. Gdyby jednak zawirowań w życiu tej młodej kobiety było jeszcze mało, to w roku 1955 Łarysa… wyszła za mąż.

– Kiedy uczęszczałam do szkoły dla dziewcząt, uczniowie szkoły żeglarskiej byli do ​​nas zapraszani na wakacje – wspomina. – Wtedy właśnie wypatrzył mnie jeden z podchorążych – Iwan Łatynin. Moja mama była kobietą dominującą, z bardzo surowymi zasadami, więc gdy tylko dowiedziała się, że jakiś chłopak zwraca na mnie uwagę, to od razu zdecydowała, że ​​musi wziąć sprawy w swoje ręce. Zaprosiła go do naszego domu, nakarmiła, z wielką przyjemnością patrzyła jak pochłania jej ukraiński barszcz i szybko postanowiła, że zostanie jej zięciem. Kiedy pojechałam do Kijowa, żeby wstąpić na politechnikę, ze mną udała się tam również mama.

Małżeństwo z rozsądku

Łarysa i Piełagieja mieszkały w akademiku, w małym pokoju dwa na dwa metry. Spały w jednym łóżku. W życiu gimnastyczki od czasu do czasu pojawili się chłopcy, którzy odprowadzali ją pod akademik. Rodzicielka obserwowała wszystko przez okno. Gdy Iwan skończył szkołę żeglarską, to został oddelegowany do pracy w Baku nad Morzem Kaspijskim. Tymczasem Łarysa nie wikłała się w żadne poważne związki. Nagle jednak jeden z jej adoratorów, student wydziału reżyserii, zaczął urządzać sesje zdjęciowe z nią w roli głównej.

– Pokazałam te zdjęcia mamie, a ona zaczęła wysyłać telegramy do Iwana, w których stało: „Przyjeżdżaj, bo inaczej możesz stracić Łarysę” – opowiada. – Przyjechał raz, pokręcił się trochę i znowu wyjechał. W 1955 roku, czyli rok później, matka znów zaczęła wariować, bo jeden z naszych sportowców zaczął się mną poważnie interesować. Nie chcę podawać jego nazwiska, ale jest dość znane. Znowu zadzwoniła do Iwana i razem zaczęli kombinować, żeby sformalizować nasz związek! Ja tego nie chciałam, ale bardzo kochałam mamę, zawsze brałam pod uwagę jej opinię i bałam się zrobić cokolwiek wbrew jej woli. Wychowała mnie na bardzo posłuszną córkę. Moja wahanie napotykało jej gniew, więc w końcu uległam. Generalnie jednak lubiłam Iwana, mieliśmy ciepłe relacje, bo to był dobry chłopak z Leningradu.

Worek medali i… ciąża

Pierwszy medal mistrzostw świata w gimnastyce, złoto w wieloboju drużynowym, Łarysa Łatynina przywiozła w 1954 roku z Rzymu. Dwa lata później z igrzysk olimpijskich w Melbourne wróciła już z sześcioma krążkami: czterema złotymi (ćwiczenia na podłodze, skok, wielobój indywidualny i drużynowy), srebrnym (ćwiczenia na poręczy) oraz brązowym (ćwiczenia z przyborami w drużynie). Ze względu na zgrupowania i zawody w domu raczej była gościem, ale dzięki temu jej relacje z mężem układały się naprawdę dobrze. Wielka miłość pomiędzy małżonkami nie kwitła, ale dogadywali się, a w grudniu 1958 roku na świat przyszła ich córka – Tatiana. Co ciekawe, Łarysa była w czwartym miesiącu ciąży, kiedy na lipcowych mistrzostwach świata w Moskwie zdobywała pięć złotych medali i srebro.

– Tylko mój mąż wiedział o ciąży – zwierza się. – Nie powiedziałam nawet matce, bo zmusiłaby mnie do rezygnacji z treningów. Czułam się dobrze, nic mnie nie bolało i nic nie było widać. Chociaż wiadomo, że utrzymywanie ciąży w tajemnicy jest bardzo trudne. Pewnego razu przed zawodami wyczerpana rozgrzewką wypaliłam do koleżanki z drużyny – Tamary Maniny: „Boże, chciałabym, żeby to się już skończyło!”. To zdanie po prostu mi się wypsnęło. A ona na to: „No tak… I żebyś została mistrzynią świata?!” Odpowiedziałam: „Tomka, uwierz mi, teraz w ogóle o tym nie myślę!” Naturalnie mi nie uwierzyła. Ale ja naprawdę nie myślałam o wygranej. A jednak wygrałam. Pięć miesięcy później urodziła się Tania. Dlatego zawsze powtarzam, że ​​zdobyłyśmy te złote medale wspólnie.

Ekspresowy powrót

Dwa miesiące po porodzie Łarysa Łatynina wznowiła treningi. Na początku nawet najprostsze ćwiczenia sprawiały jej problemy, ale z biegiem czasu wszystko wróciło do jako takiej normy i słynna gimnastyczka załapała się do reprezentacji Ukrainy na Spartakiadę Narodów ZSRR. Przed wyjazdem usłyszała jednak sporo gorzkich słów.

– Ci, którzy mieli pecha, gadali: „Cóż, trenerem Łatyniny jest Miszakow, więc to nic dziwnego, że promuje swoją zawodniczkę” – tłumaczy. – Ale, co najważniejsze, spisałam się bardzo dobrze – najlepiej z ukraińskiej drużyny. Wszyscy natychmiast zamknęli usta. Zaczęłam trenować bardzo poważnie i przygotowywać się do igrzysk, a córkę trzeba było zostawić z babcią.

Najbardziej utytułowana olimpijka

Z igrzysk olimpijskich w Rzymie w 1960 roku Łatynina jako jedyna gimnastyczka przywiozła medale we wszystkich konkurencjach: trzy złota, dwa srebra i brąz. Następnie zdominowała ME w Lipsku i MŚ w Pradze, by w 1964 roku z IO w Tokio znów wrócić z krążkami we wszystkich zmaganiach: dwoma złotymi, dwoma srebrnymi i dwoma brązowymi. Tym samym z osiemnastoma medalami IO na koncie Łarysa Łatynina po dziś dzień jest najbardziej utytułowaną olimpijką. Ze swoich dwóch ostatnich wielkich imprez w karierze, czyli mistrzostw Europy 1965 w Sofii oraz mistrzostw świata 1966 w Dortmundzie, mając na karku już ponad trzydziestkę, legendarna gimnastyczka nie przywiozła wprawdzie żadnego złota, ale nie wracała też do domu z pustymi rękami. Za to niedługo później jej relacje z mężem uległy zmianie.

– Gdy tylko zmienił się mój harmonogram i zaczęłam spędzać więcej czasu w domu, zdałam sobie sprawę, że jesteśmy zupełnie innymi ludźmi – mówi. – Zarówno jeśli chodzi o charakter, jak i o poglądy. Coś zaczęło mnie w nim denerwować, pewnych rzeczy miałam już dość. Musieliśmy się rozejść.

Rozwód z Iwanem i drugi mąż

Łarysa zostawiła Iwana dla mężczyzny, o którym chciałaby po prostu raz na zawsze zapomnieć, chociaż bardzo go kochała. Zauroczył ją swoim umysłem, niesamowitą pamięcią i tym, jak o nią zabiegał. Dawał jej wszystko to, czego brakowało jej ze strony męża.

– Moje najlepsze lata – od trzydziestu sześciu do czterdziestu sześciu – odeszły w niebyt – wspomina. – Mam za sobą bardzo mocne przeżycia: zdradę, urazę i upokorzenie. Nie życzę tego żadnej kobiecie. Dla własnego komfortu psychicznego wymazałam te lata ze swojego życiorysu i nigdy do nich nie wracam. Dzięki Bogu, gimnastyka mnie wtedy uratowała. Całkowicie poświęciłam się trenowaniu, przygotowując do zawodów reprezentację narodową.

Trenerka i działaczka

Jako trenerka Łarysa Łatynina również odniosła wiele sukcesów. Jej podopieczne zdobywały medale największych imprez, w tym igrzysk olimpijskich w Meksyku, Monachium i Montrealu. Jednak podczas tych ostatnich cała reprezentacja ZSRR wywalczyła łącznie tylko trzy złote krążki, czyli dokładnie tyle samo, co Rumunka Nadia Comăneci. To nie spodobało się radzieckim działaczom, którzy zaczęli zarzucać legendarnej gimnastyczce przestarzałe metody treningowe. W efekcie tego w 1977 roku Łatynina zrezygnowała z pełnionej funkcji, po czym podjęła pracę w Komitecie Organizacyjnym Letnich Igrzysk Olimpijskich 1980.

– W dzisiejszych czasach gimnastyka właściwie nie jest pokazywana w telewizji – zauważa. – Dzieci i ich rodzice nie widzą, czym jest gimnastyka. W mediach mówi się tylko o tym, który gimnastyk złamał kręgosłup, nogę czy kark. Dziennikarze zbierają wszystkie negatywne newsy i podsycają negatywne emocje, a takie działania nie sprzyjają temu sportowi.

Trzecie małżeństwo

W roku 1985 Łarysa poznała swojego trzeciego męża. Wybrankiem wybitnej sportsmenki został Jurij Izrailewicz Feldman – doktor nauk technicznych. Para poznała się podczas wypoczynku w sanatorium „Woronowo”. Zaczęło się od wspólnej gry w tenisa i zajęć na siłowni, a skończyło na trwającym trzy lata romansie. Mężczyzna był żonaty, ale w końcu wziął rozwód i poślubił Łarysę. Co ciekawe, po ślubie z Jurijem znacznie ociepliły się relacje legendarnej gimnastyczki z jej pierwszym mężem – Iwanem.

– Iwan jest dobrym człowiekiem, a poza tym to ojciec mojej córki – mówi. – Kiedy odeszłam do drugiego męża, zerwaliśmy kontakt. A potem, gdy pojawił się Jura, nasze relacje znacznie się poprawiły. Iwan nawet kiedyś powiedział: „Jura, tak się cieszę, że jesteś mężem Lorki!”. On również ułożył sobie życie. Przyznaję też, że kiedy go zostawiłam, to nie miałam wyrzutów sumienia. W tamtym czasie kręciła się obok niego dziewczyna, która była w nim strasznie mocno zakochana – Nina. Właśnie ukończyła szkołę i zaczynała swoją pierwszą pracę, a on był już szanowaną osobą – inżynierem oraz mężem wybitnej Łatyniny. Obserwowała moje zachowanie i wiedziała o moich ruchach. A kiedy odeszłam, otoczyła go troską. Tania zawsze powtarza: „Mamo, tata nadal cię kocha”. Jest na wszystkich naszych imprezach rodzinnych, na urodzinach swojej córki, a także na moich. Zawsze go zapraszam, a on przychodzi z przyjemnością.

Tytuły i odznaczenia

Za wybitne zasługi dla sportu Łarysa Łatynina otrzymała wiele odznaczeń i tytułów. Wśród tych najważniejszych znajdują się: Mistrz Sportu ZSRR, Order Lenina, Zasłużony Mistrz Sportu ZSRR, Order Znak Honoru, Zasłużony Trener ZSRR, Order Przyjaźni Narodów, Order Honoru, Order Za Zasługi dla Ojczyzny, Order Księżnej Olgi oraz Order Olimpijski.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *