Lisa Leslie – dunkująca dama

Lisa Leslie

Data publikacji: 12 grudnia 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.

– To było naprawdę cudowne uczucie, ale… przegrałyśmy tamten mecz i nigdy tego nie zapomnę – mówi z uśmiechem Lisa Leslie, czyli pierwsza zawodniczka, która wykonała wsad do kosza w spotkaniu zawodowej ligi WNBA.

Córka samodzielnej matki

Późniejsza gwiazda basketu urodziła się 7 lipca 1972 roku w Gardenie w hrabstwie Los Angeles. Jej ojciec, Walter, grał półzawodowo w koszykówkę, ale opuścił rodzinę zanim Lisa przyszła na świat. Jej mama, Christine, samotnie wychowywała trzy córki, a na życie zarabiała jako kierowca ciężarówki.

– Mama starała się nastrajać mnie pozytywnie jeszcze zanim tak wyrosłam – opowiada. – Pragnęła, żeby wszystkie jej dzieci po prostu były sobą. Okolica, w której mieszkałyśmy, nie cieszyła się największą renomą, ale w domu zupełnie się od tego odcinałyśmy. Nie mieszałyśmy się w handel narkotykami i nie zadawałyśmy z podejrzanymi typami. Mama bardzo nas kochała, trzymała dyscyplinę i chciała, żebyśmy wyrosły na porządne, ciężko pracujące kobiety.

Koszykarskie początki

Przygoda Leslie z basketem zaczęła się dość późno, ale dziewczyna rosła jak na drożdżach i była bardzo utalentowana. W ósmej klasie nie utworzono żeńskiej drużyny, więc zaczęła grać z chłopcami. To jej tylko pomogło doskonalić umiejętności. Z biegiem czasu stała się też oburęczna, ponieważ… źle się czuła jako jedyna leworęczna zawodniczka w zespole i zaczęła namiętnie ćwiczyć rzuty prawą ręką.

– Przed pójściem do liceum byłam po prostu wysoką dziewczyną, która niewiele wiedziała o koszykówce – tłumaczy. – Trudno się temu dziwić, ponieważ ciężko było znaleźć jakiekolwiek wzorce do naśladowania. W USA nie było kobiecej ligi zawodowej, a płeć piękna nie miała szans przebić się do NBA. Po ukończeniu dziewiątej klasy otrzymałam wiele listów z różnych uczelni, a basket stanowił dla mnie narzędzie, które pozwalało dostać się do wymarzonej szkoły. Studia oznaczały szansę na karierę pogodynki, o której zawsze marzyłam. Chciałam pracować w telewizji.

Czternastoletnia Lisa wybierając liceum postawiła na Morningside High School w Inglewood. Tam początkowo nie tylko grała w koszykówkę, ale również trenowała siatkówkę, bieg na 400 metrów oraz skok wzwyż.  O ostatecznym postawieniu na basket zadecydował impuls.

– Latem w moim rodzinnym Inglewood zagrała żeńska reprezentacja USA w koszykówce – wspomina. – Dziewczyny mogły wystąpić gdziekolwiek indziej, lecz z jakiegoś powodu zawitały akurat tam. Siłą rzeczy wybrałam się na mecz i podziwiając popisy Katriny McClain, Anne Donovan i Teresy Edwards zakochałam się w tym sporcie.

University of Southern California

W liceum Leslie była najlepszą punktującą i zbierającą w swoim zespole. W 1989 roku doprowadziła Morningside High School do mistrzostwa stanu Kalifornia, notując średnio 27 punktów i 15 zbiórek. Jej postawa zaowocowała powołaniem do reprezentacji USA na mistrzostwa świata juniorów. Lisa była wówczas uważana za jedną z najlepszych zawodniczek na poziomie szkół średnich i twierdzi, że spora w tym zasługa jej mamy.

– Zawsze powtarzam rodzicom, żeby nie zapominali o tym, że są dla swoich dzieci wzorami do naśladowania – mówi. – Moja mama była wysoka i piękna, a do tego ciężko pracowała, więc miałam w dzieciństwie naprawdę fantastyczny wzorzec. Poza tym zawsze starała się mówić nam miłe rzeczy, a małym dziewczynkom takie podejście pomaga osiągać w życiu kolejne cele. W świecie sportu istnieje wiele stereotypów wobec kobiet, a podstawa to przecież czuć się dobrze w swojej skórze.

Spośród wielu uczelnianych ofert Lisa Leslie wybrała tę od University of Southern California w Los Angeles. Mogła tam być blisko domu, grać w koszykówkę na wysokim poziomie oraz zdobyć wymarzone wykształcenie. Urodzona w Gardenie zawodniczka w 1994 roku uzyskała tytuł licencjata z zakresu komunikacji społecznej, a cztery sezony w barwach USC Trojans to statystyki na poziomie 20,1 „oczka”, 10,1 zebranej piłki oraz 2,7 bloku. Mierząca sto dziewięćdziesiąt sześć centymetrów środkowa ustanowiła rekordy konferencji Pac-10 w łącznej liczbie punktów (2414), zbiórek (1214) i „czap” (321). USC Trojans z Lisą w składzie jeden raz wywalczyły mistrzostwo konferencji oraz czterokrotnie wzięły udział w turnieju NCAA. Leslie w każdym z czterech sezonów była wybierana do najlepszej drużyny Pac-10, w 1991 roku odebrała statuetkę dla najlepszej debiutantki, a trzy lata później przyznano jej dwie najbardziej prestiżowe nagrody dla najlepszej zawodniczki sezonu.

– Gdy mnie podwajano, wolałam podawać piłkę koleżankom niż na siłę próbować zdobyć 30 punktów – twierdzi. – Nie byłam samolubna. Kiedy moje koleżanki z drużyny musiały za karę biegać po schodach, to biegałam razem z nimi. Jeśli chcesz być liderką, to każdego dnia musisz zachowywać się jak liderka. Tu nie ma miejsca na odpuszczanie i na każdym kroku trzeba dawać dobry przykład.

Złoto olimpijskie i wyjazd do Włoch

W 1991 roku Lisa Leslie wywalczyła z reprezentacją USA złoty medal uniwersjady, ale do składu na igrzyska olimpijskie w Barcelonie A.D. 1992 się nie załapała. Jej wielkie marzenie spełniło się jednak cztery lata później w Atlancie. Z powodu braku zawodowej ligi w Stanach Zjednoczonych znakomita środkowa po ukończeniu studiów wyjechała do Włoch, gdzie reprezentowała barwy SC Alcamo. Po powrocie razem z innymi Amerykankami dała popis wielkiej siły i dominacji. W meczu o złoty medal Team USA pokonał Brazylię aż 111:87, a Lisa uzbierała 29 punktów i 6 zbiórek. Wydawać by się mogło, że po takim sukcesie świat stanął przed nią otworem i to w sumie prawda, chociaż trochę czasu minęło, zanim się ziściła.

– Myślałam, że rok 1996 będzie moim ostatnim na koszykarskich parkietach – wspomina. – Po wywalczeniu złota olimpijskiego znalazłam się daleko od koszykówki. Podpisałam umowę z agencją modelek, wyjechałam do Nowego Jorku i próbowałam robić karierę w tej branży, ale nie dałam rady się przebić, ponieważ byłam za wysoka. Jeśli chodzi o basket, to jedyną szansę na kontynuowanie kariery dawał wyjazd do Europy, ale ja nie chciałam wyjeżdżać. Nie mogłam sobie również pozwolić na tkwienie w zawieszeniu, więc starałam się coś robić ze swoim życiem. W styczniu 1997 roku otrzymałam jednak telefon z NBA z informacją, że wkrótce startują rozgrywki dla kobiet i propozycją, żebym wzięła w nich udział.

WNBA

W inauguracyjnym sezonie 1997 do WNBA przystąpiło osiem zespołów: Houston Comets, New York Liberty, Charlotte Sting, Cleveland Rockers, Phoenix Mercury, Sacramento Monarchs, Utah Starzz oraz Los Angeles Sparks. Lisa trafiła do tego ostatniego. Iskry z bilansem 14-14 nie zakwalifikowały się do play-offs, a Leslie na otarcie łez wygrała kategorię najlepszych zbierających oraz znalazła się w pierwszej drużynie ligi. To i tak sporo, ponieważ po parkietach WNBA od początku biegało wiele wyśmienitych zawodniczek.

– Była Teresa Weatherspoon z Louisiana Tech, która wcześniej grała w zagranicznych klubach, a w WNBA świetnie sobie radziła w ekipie z Nowego Jorku – opowiada. – Miała twardy charakter i wielką pasję do gry, a na boisku zachowywała się jak showmanka. Nie wolno zapomnieć też o Janice Lawrence Braxton – środkowej Cleveland Rockers. Znakomicie radziła sobie w rozgrywkach akademickich, a w lidze zawodowej byłyśmy wielkimi rywalkami. W Phoenix królowała Nancy Lieberman. Miała wówczas już prawie czterdzieści lat na karku, ale po boisku poruszała się niczym baletnica. Jej koleżanka z zespołu, Australijka Michele Times, to natomiast ucieleśnienie całego teamu, stawiającego na wysokie tempo gry oraz pełne zaangażowanie. Fani uwielbiali ją do tego stopnia, że farbowali sobie włosy na blond. W Sacramento brylowała zawsze czujna w obronie Chantel Tremitiere. No i jeszcze oczywiście Ruthie Bolton. Kiedy przekraczała linię środkową boiska, nie miała żadnych ograniczeń. Jeśli chodzi o głębokie „trójki”, to mogłaby rywalizować ze Stephem Currym i nie jest powiedziane, że byłaby gorsza. Fani ją uwielbiali.

Mistrzowski pierścień

Inauguracyjny sezon WNBA zakończył się triumfem Houston Comets. Team z Teksasu nie miał sobie równych także w trzech kolejnych kampaniach, a jego dominację w 2001 roku przerwały dopiero koszykarki Los Angeles Sparks z Lisą Leslie na czele.

– Każdy zespół chciał się liczyć w tym pierwszym sezonie, ale Komety miały w składzie tercet genialnych zawodniczek – wraca do tamtych chwil. – Cynthia Cooper była weteranką z bogatą karierą we Włoszech, Tina Thompson świetnie radziła sobie w NCAA w barwach University of Southern California, a Sheryl Swoopes to kobieca wersja Michaela Jordana. Wszyscy chcieli je pokonać, lecz nikt nie był w stanie tego zrobić. W Los Angeles byłam ja oraz Penny Toler, która zawsze dbała o to, żeby mieć zrobioną fryzurę i paznokcie. W końcu obie trafiłyśmy do Hollywood. Kibice w „Mieście Aniołów” pragną ciągłych zwycięstw, ale nie chodzi tu o pojedyncze mecze, ale o tytuły. Dlatego też każdy sezon bez mistrzostwa WNBA w naszym wykonaniu uważany był za klapę.

Pierwszy wsad

W 2002 roku kalifornijska środkowa była już etatową uczestniczką Meczu Gwiazd i regularnie umieszczano ją w pierwszej piątce ligi. W tamtym sezonie po raz drugi z rzędu wywalczyła również mistrzostwo WNBA, okraszone statuetką MVP finałów. To, dzięki czemu przeszła do historii kobiecej koszykówki, miało jednak miejsce 30 lipca podczas domowego meczu kampanii zasadniczej przeciwko Miami Sol. Wtedy właśnie Lisa Leslie wykonała pierwszy wsad w dziejach WNBA.

– Tak naprawdę zaczęłam dunkować już w dziewiątej klasie, ale mogli to zobaczyć tylko ludzie przychodzący na mecze – mówi. – Z perspektywy kobiety mogę powiedzieć, że umiejętność wykonania wsadu to wielka sprawa. Dlatego też cieszę się, że wiele rzeczy w kobiecym baskecie zrobiłam jako pierwsza, i że nikt mi nigdy tego nie odbierze, ponieważ nie da się zrobić czegoś dwukrotnie po raz pierwszy.

Cztery złota olimpijskie

Gdy w 1996 roku w Atlancie Leslie odbierała złoty medal olimpijski nie marzyła nawet o tym, że zaszczytu tego dostąpi jeszcze trzy razy. Środkowa utrzymywała jednak wysoką formę przez kolejne sezony, a Amerykanki z nią w składzie sięgały po złote krążki również w latach 2000 (Sydney), 2004 (Ateny) oraz 2008 (Pekin). Gdy na dekorację medalową w stolicy Chin wyszła z trzema pozostałymi krążkami na szyi, niektóre rywalki oburzyły się.

– Igrzyska olimpijskie w 1996 roku to najwspanialszy moment w mojej karierze – twierdzi. – Nie chodzi o to, że były pierwsze, ale wtedy właśnie okazało się, że koszykówka kobiet może wznieść się na wyższy poziom niż ten uczelniany. Reprezentowanie kraju to moje największe osiągnięcie na boisku. Dzięki temu dotarło do mnie, że dostatecznie ciężka praca otwiera przed człowiekiem wachlarz możliwości.

Dorobek

19,4 punktu, 10,2 zbiórki oraz 2,5 bloku – to średnie Lisy Leslie z dwunastu lat zawodowej kariery na parkietach WNBA. Amerykanka jest dwukrotną mistrzynią ligi, dwukrotną MVP finałów, trzykrotną MVP sezonu zasadniczego, ośmiokrotną uczestniczką Meczu Gwiazd, trzykrotną MVP Meczu Gwiazd i dwukrotną defensywną zawodniczką roku. Ta wspaniała środkowa trzykrotnie wygrywała również klasyfikację zbierających i dwukrotnie ranking blokujących, a także ośmiokrotnie wybierano ją do All-WNBA 1st Team. Oprócz tego w latach 2005-06 reprezentantka USA występowała w Spartaku Moskwa, z którym triumfowała w rozgrywkach FIBA EuroCup.

– Kiedy patrzę na listę swoich osiągnięć, to aż nogi się pode mną uginają – śmieje się. – Nie byłabym jednak w tym miejscu, gdyby nie wielu wspaniałych ludzi, rodzina, przyjaciele oraz koleżanki z drużyn.  Ja chciałam tylko przyczynić się do rozwoju dyscypliny oraz zainspirować inne dziewczyny do spróbowania swoich sił w koszykówce. Tak naprawdę to zrealizowanie tego celu jest moim największym sukcesem.

Poza parkietem

W życiu prywatnym Lisa Leslie lubi oglądać seriale telewizyjne i słuchać muzyki. Miała okazję poznać osobiście rodzinę Jacksonów i Prince’a, a w domowym zaciszu najchętniej słucha ścieżki z „Nędzników”. Jej ulubione słodycze to pączki i wafelki, a wolny czas z rodziną uwielbia spędzać przy grach planszowych, dzięki którym zaspokaja ciągły głód rywalizacji. Uważa również, iż w zawodowym sporcie kobietom trudniej jest zaistnieć niż mężczyznom.

– Będąc sportsmenką musisz się mierzyć z wieloma problemami – tłumaczy. – Powinnaś być ładna, ale nie za bardzo, ponieważ wtedy ludzie będą kwestionować twoje umiejętności. Musisz być pełna pasji i skoncentrowana na wygrywaniu, ale niezbyt emocjonalna. Warto również być wierną swoim ideałom, ale nie do końca, ponieważ wtedy możesz stracić niektórych sponsorów. Powinnaś być również silna i dobrze zbudowana, ale nie do przesady, ponieważ muskularne kobiety nie są atrakcyjne pod względem komercyjnym.

Po sezonie 2009 Lisa Leslie zdecydowała się przejść na sportową emeryturę. Cztery lata wcześniej wyszła za mąż za Michaela Lockwooda – zawodowego pilota, który grał w basket na poziomie uniwersyteckim. Para doczekała się dwójki dzieci. Była zawodniczka Los Angeles Sparks w 2009 roku zdobyła tytuł MBA na University of Phoenix, a obecnie często gości na ekranach telewizorów nie tylko jako komentator i analityk koszykówki, ale również pojawia się rozmaitych programach, serialach czy reklamach. Po prostu spełnia swoje marzenia z dzieciństwa.

Bibliografia:

  • huffingtonpost.com,
  • nba.com,
  • theplayerstribune.com,
  • theuconnblog.com,
  • theundefeated.com.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *