Arvydas Sabonis – lepiej późno niż wcale

Arvydas Sabonis

Data publikacji: 3 kwietnia 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

Gdyby przyszło mu grać w basket w innych czasach, Arvydas Sabonis zostałby zapewne gwiazdą NBA formatu co najmniej Dirka Nowitzkiego. Pomimo tego, że za ocean trafił dopiero po trzydziestce, litewski środkowy do dziś uważany jest jednak za jednego z najlepszych europejskich koszykarzy w dziejach.

Chłopak z Kowna

„Sabas”, jak na niego wołają, przyszedł na świat 19 grudnia 1964 roku w Kownie, leżącym wówczas na terytorium Związku Radzieckiego. Od dziecka rósł jak na drożdżach i miał predyspozycje do gry w koszykówkę, ale początkowo o wiele chętniej garnął się do innych zajęć. Dopiero jego ojciec, Andrius, w pewnym momencie wyperswadował mu, iż gra w basket będzie dla niego najwłaściwszą ścieżką.

– To, że zostałem koszykarzem, w dużej mierze jest sprawką mojego ojca – opowiada. – Jako dzieciak uczęszczałem do szkoły muzycznej i grałem na akordeonie, a na boisku pojawiałem się tylko od czasu do czasu. Pewnego dnia jednak po powrocie do domu zastałem tatę rozmawiającego z moim trenerem. Chwilę później coach wyszedł, a ojciec przeprowadził ze mną wychowawczą rozmowę, po której nie opuściłem już żadnego treningu.

Junior jak senior

Jako trzynastolatek Arvydas nie rywalizował już z rówieśnikami, a z chłopakami starszymi o sześć lub siedem lat. 1981 rok przyniósł natomiast Sabonisowi debiut w seniorskim zespole Žalgirisu Kowno oraz występ na mistrzostwach Europy do lat szesnastu, skąd reprezentacja ZSRR wróciła ze złotym medalem.

– Dorastałem w czasach bez komputerów, a wtedy trenerzy musieli mieć oczy dookoła głowy – tłumaczy. – Potrafiliśmy nieźle zabalować czy wciągnąć dziewczynę liną przez okno do pokoju hotelowego na trzecim piętrze. Teraz jest dużo łatwiej. Wystarczy odciąć prąd, a młodzież nie ma nic do roboty i kładzie się spać. W moich czasach największym marzeniem było dostanie się do reprezentacji narodowej. Dziś wystarczy podpisać dwuletni kontrakt w przeciętnym klubie i jest się ustawionym.

Wielka niespodzianka

Koszykarska Liga ZSRR w latach 1959-84 zdominowana była przez drużynę CSKA Moskwa, która wywalczyła dwadzieścia jeden na dwadzieścia pięć możliwych tytułów mistrzowskich. Jakież było zdziwienie włodarzy i kibiców stołecznej ekipy, gdy w 1985 roku Žalgiris Kowno przerwał panowanie wojskowych na aż trzy sezony.

– My, gracze Žalgirisu, przez rosyjskich fanów często byliśmy nazywani faszystami – wspomina. – Dla nas było to bardzo bolesne, ponieważ w reprezentacji ZSRR nigdy nie dążyliśmy do jakichkolwiek podziałów. Nie separowaliśmy się od reszty i nie urządzaliśmy tajnych spotkań, na których zastanawialiśmy się jak się pozbyć Ukraińców czy Kazachów. Oczywiście na parkiecie za każdym razem chcieliśmy pokazać graczom CSKA, że jesteśmy od nich lepsi.

Ucieczka z sideł CSKA

W CSKA Moskwa jak w wielu wojskowych klubach stosowano sprytną taktykę ściągania do siebie najlepszych graczy niskim kosztem. Polegała ona na powoływaniu wyróżniających się zawodników do armii w celu odbycia przez nich obowiązkowej służby. Trzy przegrane finały ligi z Žalgirisem sprawiły, że włodarze stołecznej ekipy zaczęli się interesować Arvydasem Sabonisem, który w latach 1984-85 zgarniał nagrodę dla najlepszego zawodnika na Starym Kontynencie. Młody środkowy ostatecznie jednak nie trafił ani do wojska, ani do CSKA.

– Wykonano fałszywy kardiogram – tłumaczy. – Po turnieju w Holandii, po którym miałem zgłosić się do armii, udałem się na zwolnienie lekarskie, po czym zacząłem studia na Litewskim Uniwersytecie Rolniczym. Główną zaletą tej uczelni była katedra wojskowa, dzięki czemu studenci unikali obowiązkowej służby. Ja nie miałem czasu, żeby chodzić codziennie na wykłady, ale moja edukacja była kontrolowana przez Moskwę. Z tego powodu musiałem oddawać wszystkie prace pisemne oraz raz w tygodniu uczęszczać na zajęcia, podczas których nauczyłem się maszerować oraz strzelać z kałasznikowa.

W barwach Związku Radzieckiego

Lata 1982-1986 to pasmo sukcesów „Sabasa” z reprezentacją ZSRR. Mierzący dwieście dwadzieścia jeden centymetrów Arvydas w tym czasie uzbierał złoto i srebro mistrzostw świata oraz złoto i brąz mistrzostw Europy. Z turnieju o prym na Starym Kontynencie A.D. 1985 wrócił dodatkowo ze statuetką MVP, ale w jego zbiorach nadal brakowało szalenie ważnego trofeum, jakim jest medal olimpijski. Na igrzyska do Los Angeles w 1984 roku Sabonis nie wybrał się ze względów politycznych, a ze zmagań w Seulu o mały włos nie wyeliminowała go kontuzja ścięgna Achillesa. Ostatecznie jednak center Žalgirisu pojawił się na turnieju w Korei Południowej, gdzie Związek Radziecki zaczął rozgrywki od grupowej porażki z Jugosławią 79:82, a zakończył zwycięstwem 76:63 nad tą samą ekipą w… wielkim finale. W pojedynku o złoto Sabonis był liderem swojego zespołu z dorobkiem 20 punktów, 15 zbiórek i 3 bloków. Arvydasowi dzielnie pomagał m.in. Šarūnas Marčiulionis, a po przeciwnej stronie barykady stały takie sławy jak Dražen Petrović, Vlade Divac, Dino Rađa czy Toni Kukoč.

– Amerykańscy lekarze doradzali mi, żebym odpuścił sobie igrzyska i w pełni wyleczył ten uraz – mówi. – Ja jednak tak bardzo chciałem grać, że udałem się do Nowogrodu i prosiłem trenera Gomelskiego, żeby zabrał mnie do Seulu chociaż jako turystę. Po bojkocie zmagań w Los Angeles w 1984 roku głód igrzysk był w nas ogromny. Nie chciałem po raz drugi rezygnować ze swoich marzeń. Gdy poczułem atmosferę wioski olimpijskiej, wstąpiła we mnie dodatkowa energia. Koszykówka to gra zespołowa i właśnie dlatego dane mi było wystąpić w Seulu. Tajemnica naszego sukcesu tkwiła w tym, że byliśmy jak rodzina i nawzajem wierzyliśmy w swoje umiejętności. Trener Gomelski był natomiast mistrzem motywacji. Chłonęliśmy jego entuzjazm, co pomogło nam pokonać w półfinale reprezentację USA.

Draft NBA

Marzeniem niemal każdego koszykarza jest gra w NBA. Arvydas zgłosił się do draftu już w 1985 roku i został wybrany z numerem siedemdziesiątym siódmym przez zespół Atlanta Hawks, lecz szybko całą operację anulowano ze względu na zbyt młody wiek litewskiego centra. Nieustępliwy Sabonis przystąpił do naboru do ligi zawodowej również rok później i został wybrany z numerem dwudziestym czwartym przez Portland Trail Blazers, ale w ZSRR niechętnie patrzono na jego potencjalną grę za oceanem i pozwolono mu ostatecznie na poszukanie sobie zagranicznego klubu w Europie. Wybór padł na CB Valladolid.

– Związek Radziecki powoli coraz chętniej pozwalał zawodnikom na grę za granicą, więc przenosiny do Hiszpanii nie były jakimś karkołomnym zadaniem – tłumaczy. – Gorzej, że nie miałem konkretnych ofert, ponieważ obawiano się o stan mojego zdrowia. Rozmów było wiele, lecz dopiero prezydent klubu z Valladolid przyjechał na Litwę z gotowym kontraktem.

Hiszpania

W ekipie z Valladolid Sabonis spędził trzy sezony. Klub z Kastylii i León nie odnosił sukcesów, ale w międzyczasie Związek Radziecki upadł, a latem 1992 roku Arvydas z reprezentacją Litwy sięgnął po brązowy medal olimpijski w Barcelonie. Jego postawa w lidze ACB spodobała się również włodarzom słynnego Realu Madryt, którzy ściągnęli „Sabasa” do siebie przed kampanią 1992/93.

– Co mnie najbardziej zaskoczyło w kapitalistycznym świecie? Wynagrodzenie! – wspomina. – Przejście z 300 rubli na 20 tysięcy dolarów to spora różnica. Wcześniej musiałem oszczędzać, a z zagranicznych wojaży przywoziłem fanty, które po wyższych cenach odsprzedawałem w kraju. Gdy przyjaciele odwiedzili mnie w Valladolid, a ja zaprosiłem ich do kasyna wręczając każdemu po tysiąc dolarów, to nikt nie chciał grać i każdy poszedł na zakupy.

W ekipie Królewskich litewski środkowy osiągnął pełne spełnienie jako koszykarz na Starym Kontynencie. W latach 1993-94 Real Madryt wygrywał ligę ACB, a w roku 1995 triumfował w Eurolidze, pokonując w wielkim finale Olympiakos Pireus. „Sabas” zgarnął przy okazji statuetki MVP finałów ligi ACB 1993 i 1994 oraz MVP Final Four Euroligi 1995. W decydującym starciu o miano najlepszego klubu w Europie z dorobkiem 23 punktów i 7 zbiórek był najjaśniejszą postacią Realu Madryt.  Dodatkowo Litwin sięgnął z Królewskimi w 1993 roku po Puchar Króla, a w kampanii 1994/95 zgarnął nagrodę MVP sezonu zasadniczego ligi ACB.

Portland Trail Blazers

W 1995 roku, w wieku trzydziestu lat, Arvydas Sabonis dołożył do listy swoich sukcesów srebro Eurobasketu z reprezentacją Litwy i nie miał już nic do udowodnienia na europejskich parkietach. Pomimo problemów z kolanami oraz ścięgnem Achillesa zdecydował się wreszcie podpisać kontrakt w NBA z Portland Trail Blazers. Ze względu na wiek oraz kłopoty zdrowotne za oceanem nie brylował już tak jak na Starym Kontynencie, ale w kampanii 1995/96 notował średnio 14,5 punktu, 8,1 zbiórki oraz 1,1 bloku, dzięki czemu zajął drugie miejsce w głosowaniu na najlepszego debiutanta sezonu oraz najlepszego rezerwowego. Oprócz tego „Sabas” załapał się do pierwszej piątki rookies i wystąpił w meczu Rookie Challenge podczas Weekendu Gwiazd w San Antonio, a latem A.D. 1996 przywiózł z Atlanty kolejny olimpijski brąz.

– Był październik 1995 roku – wspomina. – Miałem na karku już trzydzieści wiosen, ale czułem się jak nowicjusz. To była zupełnie inna koszykówka. Różniło się dosłownie wszystko: organizacja, styl życia oraz intensywność. Koledzy z drużyny nie traktowali mnie jednak jak typowego pierwszoroczniaka.

W NBA „Sabas” spędził łącznie siedem sezonów, a jego średnie to 12 „oczek”, 7,3 zebranej piłki oraz 1,1 „czapy”, chociaż należy mieć na uwadze, iż w kampanii 2002/03 wrócił na parkiet po rocznym rozbracie z koszykówką i przebywał na nim średnio przez niewiele ponad 15 minut na mecz. Litwin wymarzonego mistrzostwa NBA nigdy nie zdobył, ale Trail Blazers w sezonach 1998/99 i 1999/2000 docierali do finałów Konferencji Zachodniej, gdzie przegrywali kolejno z San Antonio Spurs i Los Angeles Lakers, czyli późniejszymi czempionami ligi zawodowej.

– Gra w NBA o wiele bardziej opierała się na fizyczności – zauważa. – Dziś Europa również zmierza w tę stronę ale jeszcze daleko jej do USA. Tamtejszy styl jest też zupełnie inny, podporządkowany bardziej indywidualnym umiejętnościom poszczególnych zawodników. W NBA inna jest również waga poszczególnych spotkań. Nie jest tak, że mecze sezonu zasadniczego są nieistotne, ale po prostu nie ma tu czasu na świętowanie zwycięstw lub opłakiwanie porażek, ponieważ za dzień lub dwa masz następny mecz i to na nim musisz się skupić.

Powrót do ojczyzny

W 2003 roku niemal trzydziestodziewięcioletni Arvydas Sabonis czuł się już naprawdę zmęczony wieloletnią karierą koszykarza, ale postanowił oddać jeszcze ostatnią posługę ojczyźnie i związał się na jeden sezon z ekipą Žalgirisu Kowno, w której zaczynał swoją przygodę z prawdziwym basketem. Litewski zespół w kampanii 2003/04 sięgnął po mistrzostwo kraju, a w Eurolidze dotarł do fazy TOP-16. Wiekowy „Sabas” zgarnął w Eurolidze statuetki MVP sezonu zasadniczego oraz MVP TOP-16, co stanowiło piękne ukoronowanie jego kariery.

– W tym wieku zdecydowanie trudniej jest się dobrze przygotować do sezonu niż grać – twierdzi. – Dla mnie bardzo ważne było to, żeby zakończyć swoją karierę tam gdzie zaczynałem, czyli w Žalgirisie. Jeszcze przed sezonem 2003/04 zdecydowałem, że będzie on ostatnim w mojej karierze. Kolejny rok na parkiecie niczego by już nie zmienił, a poza tym po tylu latach na najwyższym poziomie człowiek nie ma już w sobie takiego pragnienia zwycięstw.

Arvydas Sabonis w klubowej koszykówce na Starym Kontynencie zgarnął wszystko, podobnie jak na gruncie reprezentacyjnym. Do NBA trafił w takim a nie innym momencie, więc ten rozdział swojej kariery również może zapisać na plus. „Sabas” od wielu lat żonaty jest z pierwszą Miss Litwy, Ingridą Mikelionytė, z którą ma czwórkę dzieci. Legendarny center od 2011 roku pełni funkcję prezydenta Litewskiej Federacji Koszykówki, a jego najmłodszy syn, Domantas, w 2016 roku w wieku dwudziestu lat trafił do NBA i z sezonu na sezon udowadnia, że nie znalazł się w tej lidze tylko ze względu na nazwisko.

Bibliografia:

  • arvydassabonis.com,
  • basketnews.lt,
  • basketball.ru,
  • basketball.realgm.com,
  • dallas-mavs.com,
  • livejournal.com,
  • lrytas.lt,
  • medium.com,
  • nba.com,
  • rg.ru,
  • sabonis.4t.com,
  • sovsport.ru,
  • sport-express.ru,
  • Sports Illustrated.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *