Spis treści
Data publikacji: 21 listopada 2024, ostatnia aktualizacja: 21 listopada 2024.
Z wielką pompą wkroczył na korty Wimbledonu jako nastolatek, zdobywając serca kibiców i tytuły, o których inni mogli tylko marzyć. Boris Becker to nie tylko historia sukcesów i porażek, to także opowieść o sile charakteru, niesamowitej ambicji i walce z przeciwnościami losu.
Od małego na korcie
Boris Franz Becker przyszedł na świat 22 listopada 1967 roku. Droga Niemca na szczyt zaczęła się w Leimen w Badenii-Wirtembergii, gdzie jego ojciec, architekt Karl-Heinz, stworzył centrum tenisowe. To właśnie tam chłopak po raz pierwszy chwycił za rakietę. Od najmłodszych lat wyróżniał się na tle rówieśników. Determinacja, talent i niepokorna osobowość sprawiły, że szybko stał się nadzieją tenisa u naszych zachodnich sąsiadów.
– Zacząłem grać w tenisa w wieku trzech lub czterech lat – opowiada w rozmowie z magazynem „Esquire”. – Mam starszą siostrę, Sabine, która była moją pierwszą trenerką. W szkole, co za niespodzianka, byłem dobry w sporcie. Byłem też dobry w matematyce i geografii. No i w Łacinie. Nie mogłem pojąć chemii ani biologii. Oceniłbym siebie jako przyzwoitego ucznia.
Pierwszym trenerem Beckera był Boris Breskvar, który dostrzegł w nim ogromny potencjał. Dzięki wytrwałości i pracy, chłopak z Leimen już jako 12-latek wygrywał regionalne turnieje, a jego nazwisko zaczęło być rozpoznawalne w coraz szerszych kręgach. Był nie tylko utalentowany, ale również niesamowicie ambitny – nigdy nie bał się rywalizacji, nawet z dużo starszymi przeciwnikami.
Talent Borisa nie umknął Niemieckiemu Związkowi Tenisowemu, który zapewnił mu wsparcie finansowe i trenerskie. W 1984 roku Becker przeszedł na zawodowstwo, jednak jego początki w roli profesjonalisty okazały się pechowe. Podczas swojego pierwszego turnieju złamał kostkę.
– Moi rodzice nie chcieli, abym został zawodowym tenisistą, a kiedy zadzwoniłem do mamy, usłyszałem tylko: „Mówiłam ci, że powinieneś był zostać w szkole” – wspomina w wywiadzie dla „Guardiana”. – Potem w ciągu kilkumiesięcznej rehabilitacji wielokrotnie analizowałem swój wybór. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak bardzo tego pragnąłem.
Wimbledoński hat-trick
Już rok później Becker dokonał rzeczy, która na zawsze zmieniła jego życie. Mając zaledwie 17 lat został najmłodszym w historii zwycięzcą Wimbledonu. Co więcej, na kortach All England Club triumfował jako zawodnik nierozstawiony, a do tego stał się pierwszym Niemcem, który sięgnął po ten prestiżowy tytuł. Po czterosetowym boju z dwoma tie-breakami pokonał Kevina Currena 6:3, 6:7(4), 7:6(3), 6:4. W tamtym momencie świat oszalał na jego punkcie – zwariowany dzieciak z nieco nieokrzesanym stylem gry stał się ulubieńcem publiczności, a charakterystyczny serwis, przypominający wystrzał armaty, przyniósł mu przydomek „Boom Boom”.
– Byłem tenisistą, a nie żołnierzem – wraca do tamtych chwil. – Miałem zaledwie 17 lat. Nie rozumiałem, dlaczego gazety pisały o mnie to, co pisały. Kiedy wygrywałem Wimbledon, nie było żadnego „blitzkriegu”, a ja nie byłem „pancerny”. Ale gazety będą pisać, co chcą, żeby sprzedać nakład. Relacje Niemców z Anglikami były jakie były, a potem pojawiłem się ja – typowy Niemiec prezentujący potężny tenis. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy ludzie poznali mnie, a nie wyobrażenie o mnie.
Becker nie poprzestał na jednym triumfie w Londynie. W 1986 roku obronił tytuł, pokonując w finale Ivana Lendla. Jego determinacja, niesamowita siła fizyczna oraz wola walki sprawiły, że szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie.
W 1989 roku, kiedy po raz trzeci sięgnął po tytuł na kortach All England Club, w decydującym meczu odprawił z kwitkiem Stefana Edberga. Ich rywalizację z pewnością można zaliczyć do najbardziej emocjonujących w historii tenisa. Niemiec i Szwed spotykali się na korcie wielokrotnie, a ich mecze zawsze dostarczały kibicom niezapomnianych wrażeń. Stawali naprzeciw siebie w aż trzech finałach Wimbledonu z rzędu. W 1988 roku wygrał Edberg, w sezonie 1989 jak już zostało wspomniane triumfował Becker, a w kolejnym znów lepszy okazał się reprezentant Trzech Koron.
– Przegrałem ze Stefanem Edbergiem w finale w 1990 roku w pięciu setach – wspomina Niemiec przepytywany przez BBC. – Do połowy drugiego seta byłem jak lunatyk i myślę, że było to efektem zbyt późno zażytej tabletki nasennej. Nie obchodziło mnie, czy to był finał Wimbledonu, czy nie – byłem powolny i nieświadomy tego, co się wokół mnie dzieje.
Sześciokrotny mistrz wielkoszlemowy
Boris Becker triumfował łącznie w sześciu turniejach Wielkiego Szlema. Poza trzema zwycięstwami w Wimbledonie ma na koncie dwa triumfy w Australian Open (1991, 1996) i jedną wiktorię w US Open (1989). Nie bez powodu uważany jest za jednego z najwybitniejszych tenisistów wszech czasów. „Boom Boom” doskonale odnajdywał się w grze na szybkich nawierzchniach, gdzie jego styl „serw i wolej” przynosił spektakularne efekty. Znakiem rozpoznawczym rudowłosego Niemca stały się widowiskowe woleje połączone z akrobatycznymi rzutami na kort, które wprowadzały publiczność w ekstazę.
Urodzony w Leimen tenisista był także kluczowym zawodnikiem niemieckiej reprezentacji w Pucharze Davisa, prowadząc swój kraj do zwycięstw w 1988 i 1989 roku. W 1992 roku w Barcelonie zdobył również złoty medal olimpijski w deblu, tworząc niepokonany duet z Michaelem Stichem. Do skompletowania Karierowego Wielkiego Szlema zabrakło mu tylko wygranego Rolanda Garrosa. W Paryżu trzykrotnie dotarł do półfinału.
– Tak naprawdę nie żałuję, że w swojej karierze nie zdołałem wygrać French Open. Żałuję, iż przegrałem cztery finały Wimbledonu – zwierza się Benowi Mitchellowi. – Byłem w siedmiu finałach Wimbledonu, co jest wielkim osiągnięciem. Dodatkowo byłem w dwóch półfinałach, więc miałem tam naprawdę dobrą passę. Ale przegrałem cztery finały.
„Boom Boom” nie unikał rywalizacji z najlepszymi – wielokrotnie mierzył się z takimi legendami, jak Andre Agassi, Pete Sampras, Stefan Edberg czy Ivan Lendl. W 1991 roku osiągnął pozycję numer jeden w rankingu ATP, co było spełnieniem jego marzeń i ukoronowaniem lat ciężkiej pracy. W 1996 roku zdobył swój ostatni tytuł Wielkiego Szlema, triumfując po raz drugi w Australian Open, gdzie w finale pokonał Michaela Changa. Na sportową emeryturę przeszedł w 1999 roku.
– Nie myślę o mojej karierze tenisowej na co dzień ani nie oglądam starych filmów – mówi. – Byłem bardzo zadowolony i szczęśliwy dopóki trwała, ale pozostałem równie zadowolony i usatysfakcjonowany, gdy się skończyła. To się stało, kiedy miałem 32 lata. Nadal byłem całkiem dobry, ale optyka się zmienia, kiedy grasz z facetami, którzy są o dekadę młodsi. Są szybsi, sprawniejsi i świeżsi.
Zły chłopiec
Życie Borisa Beckera poza kortem jest co najmniej tak burzliwe, jak jego występy na Wimbledonie. Romanse, głośne rozstania, a także medialne spięcia to jego chleb powszedni. Przyciąga uwagę paparazzi jak magnes. Zawiła historia osobista uczyniła go nie tylko ikoną sportu, ale też bohaterem plotkarskich magazynów.
W 2002 roku za unikanie płacenia podatków został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mimo, że było to dla niego wielkie upokorzenie, nie tracił rezonu. Stwierdził, że skoro od lat nie wygrywa turniejów tenisowych, to przyszedł czas, żeby się ustatkować. Niestety, dbanie o finanse nigdy nie było jego mocną stroną – w 2017 roku ogłosił bankructwo, a kolejne problemy z prawem zaprowadziły go aż do więzienia w Wielkiej Brytanii. Na szczęście „Boom Boom” nie był typem, który się poddaje. Po ośmiu miesiącach opuścił to miejsce i wrócił do Niemiec – jak zawsze z podniesioną głową.
– 22 godziny na dobę za wielkimi drzwiami w bardzo małym pokoju, a twoje życie mija – opowiada na antenie ITV. – Kilka pierwszych nocy… Jeśli jesteś jednym z tych o słabych nerwach, nie dasz rady. W takich chwilach znajdujesz swoich prawdziwych przyjaciół, ponieważ większość twoich tak zwanych przyjaciół cię opuszcza. Tak naprawdę wspierała mnie tylko mała garstka ludzi. Masz dużo czasu na rachunek sumienia.
W życiu prywatnym Boris Becker doświadczył wielu wzlotów i upadków – nie tylko tych związanych z finansami. Jego życie uczuciowe to również istny rollercoaster. Związek z Barbarą Feltus zakończył się rozwodem, ale para doczekała się dwójki dzieci: Noaha i Eliasa. Historia z rosyjską kelnerką, która również znalazła się na pierwszych stronach gazet, przyniosła narodziny jego trzeciego potomka – Anny. Po rozstaniach z kolejnymi partnerkami Becker związał się z holenderską modelką Sharlely „Lilly” Kerssenberg, z którą doczekał się kolejnego dziecka – syna Amadeusa. Para przeżyła razem dziewięć lat, zanim ostatecznie się rozstała. Jednak Boris nie unikał wyzwań, jakie niesie za sobą bycie ojcem. Mimo licznych obowiązków i problemów osobistych starał się być obecny w życiu swoich pociech. Jego relacje rodzinne były pełne napięć, ale też miłości i troski.
Trener i biznesmen
Boris Becker przez trzy lata pracował z Novakiem Djokovicem, pomagając Serbowi osiągnąć najwyższy poziom – sześć tytułów Wielkiego Szlema w trakcie współpracy mówi samo za siebie. Współpraca ta przyniosła obopólne korzyści – Djokovic zyskał doświadczenie, które pozwoliło mu umocnić pozycję lidera światowego tenisa, a Niemiec znalazł nową rolę, w której mógł wykorzystać swoje umiejętności i pasję do gry.
– Gdy byłem zawodnikiem, czasem emocje brały górę – opowiada „Guardianowi”. – Kiedy spoglądam wstecz, żałuję, że nie kontrolowałem tych emocji lepiej. Ale myślę, że więcej wygrałem dzięki tym emocjom niż przegrałem z ich powodu. Tenis to bardzo logiczny sport. Zawsze starałem się zaszczepić tę wiedzę u zawodników, których trenowałem. Meczu tenisowego nie wygrywa się dzięki szczęściu. Jeśli przestrzegasz zasad i jesteś w dobrej formie fizycznej, wygrasz więcej gier niż przegrasz. Tenis to jeden z niewielu sportów, w których musisz pokonać tylko tego gościa po drugiej stronie.
Boris Becker próbował zawodowo rozwijać się również poza kortem, angażując się w różne biznesy i inwestycje. Był między innymi współwłaścicielem firmy produkującej rakiety tenisowe oraz współtwórcą serwisu internetowego poświęconego sportowi. Niestety, te inicjatywy nie zawsze przynosiły oczekiwane rezultaty, a problemy finansowe zaczęły przybierać na sile. „Boom Boom” był również zaangażowany w grę w pokera – brał udział w turniejach, zarówno tych europejskich, jak i światowych, ale nie odniósł większych triumfów.
Historia Borisa Beckera pokazuje, że mimo spektakularnych sukcesów i dotkliwych porażek, najważniejsze jest, by się nie poddawać. „Boom Boom” to nie tylko legenda tenisa, ale i człowiek, który choć połamał się na życiowych zakrętach, zawsze znajdował sposób, by wrócić do gry. Jego historia to dowód na to, że nawet po największym upadku można się podnieść i kontynuować walkę, niezależnie od okoliczności.
Foto: gettyimages.com