Spis treści
Data publikacji: 18 września 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.
W świecie żeńskiego skoku o tyczce jest osobą co najmniej tak samo rozpoznawalną jak Siergiej Bubka w męskiej odmianie tej konkurencji. Jelena Isinbajewa trzydzieści razy biła rekord świata, choć do piętnastego roku życia marzyła o zrobieniu wielkiej kariery w zupełnie innej dyscyplinie.
Niedoszła gimnastyczka
– Rozpoczęcie treningów w skoku o tyczce tak naprawdę nie było do końca moją decyzją – opowiada. – Od piątego roku życia ćwiczyłam gimnastykę, a gdy miałam piętnaście lat podszedł do mnie trener i zapytał się czy chcę spróbować swoich sił w skoku o tyczce. Twierdził, że w gimnastyce osiągnę co najwyżej tytuł mistrzyni sportu.
Jelena początkowo była niechętna, gdyż bała się nieznanego. Ostatecznie przekonała ją obietnica, że będzie mogła wrócić do gimnastyki, jeśli skok o tyczce jej się nie spodoba. Przed pierwszym treningiem przerażała ją wysokość na jakiej zawieszono poprzeczkę, nad którą należało przeskoczyć.
– Dotychczasowy trener zaprowadził mnie do Jewgienija Trofimowa – jedynego wówczas w Wołgogradzie specjalisty od tyczki – wspomina. – Okazałam się pierwszą kobietą, z którą miał okazję współpracować i wystarczyły dwa miesiące, żeby stwierdził, iż mam olbrzymie predyspozycje do osiągania wielkich rzeczy w tej stosunkowo młodej konkurencji.
Szybkie postępy
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia skok o tyczce kobiet dopiero raczkował, więc sześć miesięcy intensywnych treningów wystarczyło Jelenie, żeby w 1998 roku wywalczyć złoty medal podczas Światowych Igrzysk Młodzieży w Moskwie. Rok później w Bydgoszczy triumfowała w światowym czempionacie kadetów, a w 2000 roku była już najlepszą juniorką globu.
– Rodzina zawsze mnie wspierała – zauważa. – Można powiedzieć, że bliscy się dla mnie poświęcili. Siostra wykonywała wszystkie domowe prace. Ja właściwie tylko jadłam i spałam. Mama królowała w kuchni, a tata dbał o to, żeby niczego mi nie brakowało. Wszystko zostało podporządkowane mojej karierze i jak widać się to opłaciło.
Złote Ateny
Skok o tyczce kobiet po raz pierwszy pojawił się na igrzyskach olimpijskich w Sydney w 2000 roku. Triumfowała wówczas Amerykanka Stacy Dragila, która cztery lata później w Atenach nie awansowała nawet do finału. Jej miejsce na tronie zajęły dwie Rosjanki: Jelena Isinbajewa i Swietłana Fieofanowa, a o czołowe lokaty dzielnie biły się również Polki: Anna Rogowska oraz Monika Pyrek.
– Igrzyska w Atenach były dla mnie wyjątkowe, bo pierwsze – twierdzi. – Razem ze Swietłaną Fieofanową byłyśmy faworytkami i prezentowałyśmy naprawdę wyrównany poziom. W pierwszej próbie strąciłam poprzeczkę na 4,70 m, po czym opuściłam tę wysokość. Podobnie było przy okazji próby na 4,75 m, lecz poprzeczkę na 4,80 m pokonałam za pierwszym razem, co koniec końców zapewniło mi zwycięstwo.
Złoty Pekin
Do stolicy Grecji reprezentantka Rosji udawała się jako halowa mistrzyni świata. Po igrzyskach w Atenach tych najważniejszych tytułów znacznie jej przybyło, ponieważ wracała ze złotymi krążkami na szyi kolejno również z Madrytu (HME), Helsinek (MŚ), Moskwy (HMŚ), Goeteborga (ME), Osaki (MŚ) i Walencji (HMŚ). Co ważne, na igrzyskach olimpijskich w Pekinie też nie zawiodła i stanęła na najwyższym stopniu podium.
– W Pekinie sytuacja wyglądała już zupełnie inaczej – tłumaczy. – Tak naprawdę nikt nawet nie zbliżał się do moich wyników i złoty medal miałam w garści już po dwóch skokach i pokonaniu poprzeczki na 4,85 m. To było jednak za mało. Wszyscy oczekiwali ode mnie rekordu świata i miałam świadomość, że bez niego ten triumf będzie niekompletny. Byłam przekonana, że 5,05 m przeskoczę bez żadnego problemu, ale presja zrobiła swoje. Dopięłam swego dopiero w trzecim podejściu, a wtedy trybuny dosłownie eksplodowały.
Rekordzistka świata
Siergiej Bubka z powodu gratyfikacji finansowych w pewnym momencie zdecydował się na bicie kolejnych rekordów świata zaledwie o centymetr. Trofimowa w roli trenera Isinbajewej zastąpił były coach Bubki, więc i Jelena stosowała metodę małych kroczków. Licznik zatrzymał się na łącznie trzydziestu rekordach i wynikach 5,06 m na świeżym powietrzu oraz 5,01 m w hali. Jelena tak bardzo zdominowała swoją konkurencję, że dorobiła się pseudonimu „Caryca Tyczki”.
– Zawsze powtarzam, że niebo to limit – mówi. – Ja sama nigdy nie miałam pojęcia na jak wiele mnie stać, lecz mój trener twierdził, że mam potencjał na 5,10 m. Serhij Bubka to dla wielu sportowców wzór do naśladowania. On był już wielką gwiazdą, kiedy ja dopiero zaczynałam swoją przygodę ze sportem. Tym samym nie śledziłam jego dokonań, a najlepsze skoki miałam okazję obejrzeć, kiedy przebywał już na sportowej emeryturze. Moim celem od początku było ustanowienie trzydziestu sześciu rekordów świata, ponieważ chciałam pobić wyczyn Bubki.
Obniżka formy
Po olimpijskich zmaganiach w stolicy Chin „Caryca Tyczki” ostro spuściła z tonu. W sezonie 2009 wygrała jeszcze światowy finał IAAF w Salonikach, lecz halowe mistrzostwa Świata w Doha (2010) i mistrzostwa świata w Taegu (2011) kończyła już poza podium.
– Głównym problemem było po prostu zmęczenie materiału – przyznaje. – Dziesięć lat rywalizacji latem i zimą zrobiło swoje. Przez ten czas nie opuściłam żadnej ważnej imprezy . Bardzo długo byłam również na szczycie, przez co nieustannie zmagałam się z wielką presją. Gdy przestałam bić rekordy świata, media moje zwycięstwa zaczęły traktować jak porażki. Ciężko wytrzymać coś takiego, więc w pewnym momencie postanowiłam zrobić sobie przerwę od sportu.
Brązowy Londyn
W 2011 roku do roli szkoleniowca Isinbajewej powrócił Jewgienij Trofimow i choć na igrzyskach w Londynie Rosjanka sięgnęła po zaledwie brąz, to w sezonie 2013 udało jej się stanąć na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata w Moskwie.
– Powrót do współpracy z Jewgienijem Trofimowem to najlepsza decyzja w moim życiu – ocenia. – Ufam mu w stu procentach, to przy nim stałam się dojrzałą zawodniczką, a on kocha mnie jak córkę. To dla mnie nie tylko trener, ale również przyjaciel i drugi ojciec. Ma dla mnie czas przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Matka i żona
2014 rok przyniósł w życiu „Carycy Tyczki” dwa ważne wydarzenia pozasportowe: została mamą i wyszła za mąż za ojca swojego dziecka – rosyjskiego oszczepnika Nikitę Pietinowa. Dopiero w 2016 roku wróciła do tyczki i zaczęła się przygotowywać do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Z wynikiem 4,90 m została mistrzynią Rosji, ale ostatecznie w Brazylii nie wystąpiła. Po będącej skutkiem raportu WADA kontrowersyjnej dyskwalifikacji, nałożonej przez IAAF na wszystkich rosyjskich lekkoatletów, zaproponowano jej start pod flagą olimpijską, lecz nie była w stanie tego zaakceptować i w sierpniu 2016 roku ogłosiła zakończenie kariery.
Jelena Isinbajewa obecnie mieszka z mężem i dwójką dzieci w Monte Carlo. Po raz drugi została mamą w lutym 2018 roku. Choć od czasu do czasu odwiedza rodzinny Wołgograd, to na razie nie ma zamiaru na stałe wracać do ojczyzny.
– Moja prawie cała najbliższa rodzina nadal mieszka w Wołgogradzie – mówi. – Jedynie młodsza siostra wyprowadziła się do USA, gdzie pracuje jej mąż. Monte Carlo to całkowicie odmienne miejsce. Inni ludzie, inne życie, inny klimat. W sercu jednak cały czas mam Wołgograd, bo przecież stamtąd pochodzę.
Lekkoatletka roku
„Caryca Tyczki” w latach 2004, 2005 i 2008 wygrywała plebiscyt IAAF na lekkoatletkę roku. Na razie skupia się głównie na życiu rodzinnym, ale od zawsze powtarzała, że na emeryturze nadal chce być związana ze sportem i przekazywać swoją wiedzę oraz doświadczenie młodszym pokoleniom. Taki autorytet w końcu nie może się zmarnować.
Foto: gettyimages.com