Stefan Edberg – w ślady Borga

Stefan Edberg

Data publikacji: 12 czerwca 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

Po zakończeniu kariery przez Björna Borga Szwecja nie znalazła się nagle w tenisowym niebycie, ponieważ w krótkim czasie do ścisłego topu rankingu ATP wskoczyło dwóch zawodników z Kraju Trzech Koron. Jeden z nich to Stefan Edberg, który wprawdzie sławą nie dorównał starszemu koledze, ale na światowych kortach napisał własną, piękną historię.

Syn policjanta

„Blonde Adonis”, jak go nazywano ze względu na charakterystyczną aparycję, przyszedł na świat 19 stycznia 1966 roku w Västerviku jako starszy z dwóch synów Bengta i Barbro. Jego ojciec był policjantem, a matka zajmowała się domem. Państwo Edbergowie wraz z dwójką dzieci uchodzili za typową rodzinę reprezentującą szwedzką klasę średnią.

– W Västerviku w każde miejsce spokojnie da się dojechać rowerem – opowiada. – Jeśli ktoś cię nie zna osobiście, to na pewno nie będzie próbował zagadywać cię na ulicy. Ja zawsze byłem trochę skryty i nieśmiały. To chyba po prostu część szwedzkiej mentalności. Ciężko mi to wytłumaczyć, ale przez wiele dni w roku panuje tu taki półmrok, że ludzie najchętniej zamykają się w swoich domach. Najgorzej pod tym względem jest zimą.

Kariera pod zastaw

Choć Edbergowie nie narzekali na zasobność portfeli, to fascynacja obu pociech tenisem brutalnie zweryfikowała ich postrzeganie rzeczywistości. Żeby stworzyć Stefanowi idealne warunki treningowe, zastawili dom. Chłopak tymczasem z tygodnia na tydzień czynił coraz większe postępy, czego zwieńczeniem okazało się zdobycie wśród juniorskich singlistów Kalendarzowego Wielkiego Szlema A.D. 1983. Niedługo po tym sukcesie „Blonde Adonis” dołączył do grona zawodowców.

– W tenisa zacząłem grać z przyjacielem jako siedmiolatek – wspomina. – Trenowaliśmy raz w tygodniu, latem trochę częściej, i dość szybko zaczęliśmy rozgrywać mecze. Gdy w wieku jedenastu lat wygrałem Puchar Kaczora Donalda, stało się jasne, że powinienem powalczyć o miano najlepszego zawodnika w kraju. Po dziewiątej klasie rzuciłem szkołę, żeby w stu procentach skupić się na tenisie. W moim rodzinnym Västerviku ciężko było o odpowiednie warunki do treningu, więc przeniosłem się do Sztokholmu, by doskonalić swoje umiejętności pod okiem Percy’ego Rosberga.

Edberg kontra Wilander

Na pierwsze zwycięstwo w turnieju spod znaku ATP World Tour Stefan Edberg musiał czekać do 19 marca 1984 roku, kiedy to w finale zmagań w Mediolanie pokonał swojego rodaka – Matsa Wilandera. Dwadzieścia jeden miesięcy później „Blonde Adonis” triumfował w swoich pierwszych zmaganiach wielkoszlemowych, Australian Open, odprawiając z kwitkiem ponownie Wilandera. Edberg w kolejnej edycji rywalizacji na Antypodach również nie miał sobie równych, ale w głębi duszy tamto zwycięstwo z wielką chęcią wymieniłby na wygraną w pewnym prestiżowym turnieju na trawiastych kortach, w którym do sezonu 1987 meldował się co najwyżej w półfinale.

– Emocje towarzyszące obecności na korcie centralnym są jedyne w swoim rodzaju – twierdzi. – Gdyby wśród tenisistów przeprowadzić ankietę na temat ulubionego turnieju wielkoszlemowego, większość wskazałaby Wimbledon. Tradycja, atmosfera oraz mistyczna aura – te słowa najlepiej opisują londyńskie zmagania.

Wimbledon

Rok 1987 był dla Stefana Edberga udany również jeśli chodzi o grę podwójną. W parze z Andersem Järrydem „Blonde Adonis” zgarnął dwa tytuły wielkoszlemowe – w styczniu Australian Open, a we wrześniu US Open. Reprezentanta Trzech Koron najbardziej jednak cieszyły osiągnięcia singlowe, a 4 lipca 1988 roku po pokonaniu w czterosetowym meczu Borisa Beckera, Stefan wzniósł wreszcie w górę puchar za triumf w ukochanym Wimbledonie.

– To był dla mnie przełom – tłumaczy. – Wcześniej dwukrotnie wygrywałem Australian Open, lecz triumf w Wimbledonie to coś naprawdę wyjątkowego. Pamiętam znakomity pojedynek w półfinale z Miroslavem Mečířem. Przegrywałem już 0-2 w setach, a ostateczne zwycięstwo w tym meczu dało mi potężny zastrzyk determinacji przed finałem.

Medalista olimpijski

Rozpędzony Szwed we wrześniu A.D. 1988 sięgnął po dwa brązowe medale igrzysk olimpijskich w Seulu. Warto wspomnieć, że tenis powracał wówczas na igrzyska jako pełnoprawna dyscyplina, a Stefan potwierdził, iż wygrany przez niego cztery lata wcześniej pokazowy turniej olimpijski nie był jednorazowym wybrykiem. W czerwcu następnego roku Edberg dotarł natomiast do finału French Open, ale tam pięciosetowy thriller zakończył się jego porażką z Michaelem Changiem. Miesiąc później w Londynie „Blonde Adonis” znów zameldował się w pojedynku o triumf w Wimbledonie, lecz tym razem poległ po zaledwie trzech setach.

– Wydawało mi się, że mam duże szanse na zwycięstwo w tamtym finale, ponieważ byłem naprawdę zadowolony ze sposobu w jaki do niego dotarłem – mówi. – Szczęśliwie swój półfinał z Johnem McEnroe skończyłem w piątek, a mecz Borisa Beckera został przerwany z powodu deszczu i dokończony dopiero w sobotę. Wielu obserwatorów stawiało, że pokonam Niemca, ale ten rozegrał kapitalny ostatni set w półfinale przeciwko Ivanowi Lendlowi i utrzymał taką dyspozycję aż do ostatniej piłki w finale. Poza częścią drugiego seta nie miałem właściwie nic do powiedzenia. Nie rozegrałem też dobrego meczu. Gdy idzie ci dobrze, ale przegrywasz, to da się z tym jakoś żyć, ale porażka po słabym spotkaniu jest bardzo dotkliwa.

W cieniu Lendla i Wilandera

Sezon 1989 z jednej strony był w wykonaniu Stefana Edberga znakomity, ponieważ szwedzki tenisista dotarł do ośmiu finałów, lecz z drugiej aż sześć z tych starć przegrał. Marzył o pierwszym miejscu w rankingu ATP, ale od września 1985 roku na tenisowym tronie zasiadali naprzemiennie Ivan Lendl oraz Mats Wilander.

– W mojej głowie siedziało coś, co odciągało moją uwagę od tenisa – wspomina. – Nie wiedziałem co jest nie tak, ale próbowałem znaleźć odpowiedź na to pytanie. Prawda jest taka, że każdy tenisista musi być po części egoistą. Mnie od zawsze pozytywnie nastrajało uczucie wygrania jakiegoś turnieju.

Koniec złej serii

Fatalną passę pięciu przegranych finałów z rzędu „Blonde Adonis” przerwał 3 grudnia 1989 roku w Nowym Jorku, pokonując Borisa Beckera w turnieju ATP World Tour Finals. W styczniu następnego roku po kreczu w trzecim secie Szwed przegrał wprawdzie z Ivanem Lendlem finał Australian Open, ale później było już tylko lepiej. W marcu łupem reprezentanta Trzech Koron padły dwie imprezy z cyklu Masters Series (dwa wygrane finały z Andre Agassim), w kwietniu Edberg wygrał zawody w Tokio, a 2 lipca po kapitalnym pięciosetowym starciu z Borisem Beckerem zapisał na swoim koncie drugi w karierze triumf na Wimbledonie.

– Po dwóch znakomitych setach myślałem, że w trzecim gładko wygram, ale udało mu się przełamać mój serwis i dzięki temu nabrał wiatru w żagle i przejął inicjatywę – opowiada. – Zanim się odrodziłem, w piątym secie prowadził nawet różnicą dwóch gemów. W tamtym sezonie często zdarzało mi się przegrywać 1-3 w piątym secie, a potem odwracać losy meczu. Pokonując Michaela Changa w Cincinnati też miał miejsce taki scenariusz.

Lider rankingu ATP, rywalizacja z Borisem Beckerem

Zwycięstwo w najbardziej prestiżowym turnieju na świecie dało Edbergowi potężny zastrzyk energii, który doprowadził go w sezonie 1990 do jeszcze siedmiu finałów, w tym trzech z cyklu Masters Series. Stefan mierzył się w nich aż trzykrotnie z Borisem Beckerem, ale tylko raz udało mu się pokonać Niemca. Na szczęście po razie był również lepszy od Michaela Changa, Brada Gilberta i Gorana Ivaniševicia, dzięki czemu 13 sierpnia 1990 roku zameldował się na pierwszej pozycji rankingu ATP.

Edberg wytrwał na tronie aż dwadzieścia cztery tygodnie, po czym na trzy zmienił go Boris Becker. Drugie panowanie zawodnika spod znaku Trzech Koron trwało od 18 lutego do 7 lipca 1991 i zostało przerwane przez… Beckera, który tym razem okupował tron przez dziewięć tygodni. Niemiec, jak łatwo się domyśleć, musiał ustąpić miejsca Edbergowi, który po triumfie w US Open zakotwiczył na szczycie na kolejnych pięć miesięcy. Rywalizacja Stefana Edberga z Borisem Beckeram przeszła do historii tenisa. Choć z trzydziestu pięciu pojedynków aż dwadzieścia pięć kończyło się triumfem Niemca, to w turniejach wielkoszlemowych bilans brzmi 3-1 na korzyść Szweda.

– Stoczyliśmy kilka bitew – zauważa. – Rozstrzygnęliśmy pomiędzy sobą trzy finały Wimbledonu z rzędu, a Boris dotarł nawet w 1991 roku do czwartego, podczas gdy ja uległem Michaelowi Stichowi w niesamowitym półfinale. Wydaje mi się, że ta rywalizacja była dobra dla nas obu. W końcu o to chodzi w tenisie, a my walczyliśmy nie tylko o triumfy na Wimbledonie, ale również o pierwszą pozycję w rankingu. Przez długi czas cała uwaga była skupiona na Connorsie, Borgu, McEnroe i Lendlu, ale ja i Boris również mieliśmy swoje pięć minut.

Ostatni tytuł wielkoszlemowy

„Blonde Adonis” liderem rankingu ATP był łącznie pięć razy, ale jego dwa ostatnie panowania trwały po ledwie 3 tygodnie. To drugie nastąpiło tuż po ostatnim wielkoszlemowym triumfie Edberga w karierze, czyli US Open 1992, gdzie w decydującym starciu rozprawił się z Petem Samprasem. Cztery miesiące później Stefan zameldował się jeszcze w finale Australian Open, lecz tam nie sprostał już Jimowi Courierowi. Na światowych kortach dysponujący fantastycznym wolejem oraz klasycznym, jednoręcznym backhandem tenisista wytrwał do listopada 1996 roku, kiedy to po porażce w pierwszej rundzie turnieju w Sztokholmie ogłosił, że przechodzi na sportową emeryturę.

– Najbardziej się cieszę z tego, że mogłem robić w życiu to co lubię, a dodatkowo jeszcze odniosłem sukces w tej dziedzinie – mówi. – W moich czasach zawód tenisisty wyglądał też trochę inaczej niż dzisiaj. Pierwszy wygrany tytuł wielkoszlemowy na zawsze pozostanie dla mnie szczególnym wydarzeniem, podobnie jak udział w każdym Wimbledonie. Z nostalgią też wspominam US Open 1992, kiedy to trzy razy z rzędu byłem o krok od porażki, a jednak za każdym razem odnosiłem zwycięstwo. W latach 1990 i 1991 byłem numerem jeden na światowych kortach, a w 1992 roku niewiele mnie od tego dzieliło. Żałuję jedynie, że nigdy nie udało mi się wygrać French Open.

Najdłuższe spotkanie w karierze

Sześć tytułów wielkoszlemowych w singlu – po dwa razy Wimbledon, Australian Open oraz US Open. Stefanowi Edbergowi do skompletowania Karierowego Wielkiego Szlema zabrakło tylko triumfu we French Open, gdzie w sezonie 1989 uległ w finale Michaelowi Changowi. Reprezentant Trzech Koron w latach 1983-1996 wystąpił w siedemdziesięciu siedmiu finałach turniejów ATP w grze pojedynczej, z czego czterdzieści jeden razy schodził z kortu jako zwycięzca. W deblu natomiast Szwed grał w finale dwadzieścia dziewięć razy, a wygrywał osiemnastokrotnie, w tym trzy razy zgarniając przy okazji tytuł wielkoszlemowy. Choć w swojej karierze stoczył mnóstwo pasjonujących pojedynków i prowadził zażartą rywalizację z Borisem Beckerem, to najczęściej lubi wspominać o bardzo dziwnym starciu w pierwszej rundzie Wimbledonu przeciwko pewnemu Szwajcarowi.

– Deszcz od zawsze jest częścią Wimbledonu – tłumaczy. – W 1991 roku jednym z moich rywali był Marc Rosset, a nasz pojedynek trwał z przerwami… cztery dni. Zaczęliśmy w poniedziałek o czternastej, a skończyliśmy w czwartek. To był prawdopodobnie najdłuższy mecz w mojej karierze.

Oaza spokoju, mentor Rogera Federera

„Blonde Adonis” w trakcie kariery nie należał do ekspresyjnych zawodników i zawsze starał się grać fair, za co aż pięciokrotnie został wyróżniony przez ATP, a od 1996 roku nagroda za postawę godną sportowca nosi jego imię. Po zakończeniu kariery zawodowego tenisisty nie stroni od sportu. Szwed odnosił spore sukcesy w squashu i racketlonie, grywał w turniejach tenisowych dla weteranów, a w latach 2014-2015 Stefan współpracował również w charakterze mentora z Rogerem Federerem. Edberg świetnie spełnia się również w biznesie, działając w branży nieruchomości. Od 1992 roku jest żonaty z Annette Hjort Olsen, z którą ma dwójkę dzieci.

Bibliografia:

  • The Independent,
  • New York Times,
  • stefanstennis.free.fr.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *