Inge de Bruijn – niedoszła stewardessa

Inge de Bruijn

Data publikacji: 24 września 2018, ostatnia aktualizacja: 1 stycznia 2020.

– Jako dziecko uprawiałam jazdę konną, pływanie, piłkę wodną i balet. Nigdy nie myślałam, że zostanę w przyszłości mistrzynią olimpijską, ponieważ moim marzeniem była praca stewardessy – mówi Inge de Bruijn, ośmiokrotna medalistka olimpijska w pływaniu.

Marzenie Holenderki wzięło się stąd, że o lataniu samolotem mogła wówczas zapomnieć ze względu na trudną sytuację finansową w domu. Jej mama wychowywała samotnie czwórkę dzieci. Ona tymczasem pragnęła latać po całym świecie i odwiedzić jak największą liczbę krajów. W wieku jedenastu lat wraz z pływacką kadrą narodową poleciała do Londynu na swoje pierwsze międzynarodowe zawody. I wtedy zaczęło się na dobre.

– Walizkę miałam spakowaną już dwa tygodnie przed odlotem, a w noc poprzedzającą podróż nie mogłem zmrużyć oka . W tamtym momencie kompletnie zapomniałam o innych sportach i w stu procentach skoncentrowałam się na pływaniu. Moje marzenia się spełniły, ponieważ gdybym nie została zawodową pływaczką, to prawdopodobnie nie miałabym tylu okazji do podróżowania. Wspaniale było móc odwiedzić tyle różnych krajów, spotkać mnóstwo wspaniałych ludzi i poznać wiele odmiennych kultur.

W 1991 roku specjalizująca się w stylu dowolnym i motylkowym De Bruijn z bardzo dobrej strony pokazała się na mistrzostwach Europy w Atenach i mistrzostwach świata w Perth. Jak łatwo się domyślić, jej forma zaprocentowała w 1992 roku wyjazdem na igrzyska olimpijskie w Barcelonie. Tam Inge medalu jednak nie wywalczyła.

– Miałam wówczas siedemnaście lat i byłam pod wrażeniem całej tej otoczki. Gdy w wiosce olimpijskiej ujrzałam króla Juana Carlosa, po prostu skakałam ze szczęścia. To było tak niesamowite doświadczenie, że na każdym kroku pstrykałam fotki. Atmosfera igrzysk udzieliła mi się tak bardzo, że czułam się zmęczona jeszcze przed pierwszym wejściem do basenu.

Po zmaganiach w stolicy Katalonii pływaczkę z Niderlandów dopadł kryzys. Młoda sportsmenka coraz mniej przykładała się do treningów, co zaowocowało tym, że tuż przed igrzyskami w Atlancie w 1996 roku została zmuszona przez swojego trenera i chłopaka, Jacco Verhaerena, do opuszczenia kadry narodowej. De Bruijn niedługo później rozpoczęła współpracę z coachem Paulem Bergenem, dzięki czemu odzyskała radość z uprawiania swojej ukochanej dyscypliny.

– Do pewnego momentu można bazować na samym talencie, ale wraz z wiekiem musisz dołożyć do tego ciężką pracę, jeśli chcesz osiągać dobre wyniki. Dbałam o to, żeby na treningach pracować najciężej z wszystkich. Później pozostawało mi już tylko modlić się o to, żeby zawody ułożyły się po mojej myśli.

Niesamowita zwyżka formy Inge zaczęła się od mistrzostw Europy na krótkim basenie w Sheffield w 1998 roku i trwała aż do igrzysk olimpijskich w Atenach A.D. 2004. Pływaczka, która z biologicznego punktu widzenia najlepsze wyniki powinna mieć już za sobą, na dystansach od 50 do 100 metrów zdobywała krążki w ilościach wręcz hurtowych. Twierdzi, że pomogła jej w tym nie tylko zmiana przyzwyczajeń treningowych.

– Od samego przyjazdu na miejsce zawodów byłam skoncentrowana, wcześnie kładłam się spać i nie robiłam żadnych zdjęć. Chciałam zdobyć złoty medal i to na mnie mieli się skupiać fotografowie.

Z igrzysk w Sydney w 2000 roku De Bruijn wróciła z trzema złotymi medalami na szyi (50 i 100 metrów stylem dowolnym oraz 100 metrów motylkiem), a także jednym srebrnym (sztafeta 4 x 100 metrów kraulem). W Australii Holenderka ustanowiła również trzy rekordy świata. Cztery lata później w Atenach do swego dorobku dorzuciła złoty krążek na 50 metrów stylem dowolnym, srebro na 100 metrów kraulem oraz dwa brązy (100 metrów motylkiem i sztafeta 4 x 100 metrów dowolnym).

– W basenie nigdy nie myślałam o pieniądzach. Ba, kiedy zaczynałam, to nie mogłam liczyć na jakikolwiek zarobek. Wywalczone tytuły sprawiły, że się dorobiłam, ale pieniądze nie powinny być dla sportowca celem samym w sobie. To bonus. Ja zawsze celowałam w złoto olimpijskie, a nie dużą liczbę zer na koncie. Kocham pływanie, a poza tym uważam, że piłkarze są przepłacani.

„Niezwyciężona Inky”, jak ją również nazwano, w latach 2000 i 2001 została uznana przez magazyn „Swimming World” pływaczką roku. Wszystko dzięki znakomitym występom podczas igrzysk w Sydney oraz na mistrzostwach świata w Fukuoce, gdzie również królowała w swoich koronnych konkurencjach.

– Nie mam pojęcia, kim bym się stała, gdyby nie pływanie. Wybory życiowe kształtują przecież charakter człowieka. Po rozwodzie rodziców ten sport uczynił mnie silniejszą. Komunikacja międzypersonalna, trening, koncentracja – to wszystko przydaje się również w codziennym życiu.

Nagła eksplozja formy De Bruijn po latach posuchy do dziś wzbudza dyskusje w pływackim światku. Jak często w takich sytuacjach bywa, tym razem również nie obyło się bez oskarżeń o doping. Niektórzy zdają się nie dostrzegać, że Holenderka od zawsze miała talent, ale dość późno zrozumiała, że sięganie po najwyższe laury oprócz tego wymaga również solidnego treningu.

– Przeszłam niezliczoną liczbę kontroli i wynik ani razu nie okazał się pozytywny. Co więcej, nigdy nie miałam problemu z poddawaniem się kontrolom, ponieważ dla mnie doping jest przekleństwem sportu. To taka łyżka dziegciu w beczce miodu.

W Holandii mawiają, że chcieć to móc. Trzeba jednak pokonać wiele przeszkód zanim się dotrze do światełka na końcu tunelu, a pływanie jest dyscypliną, w której naprawdę ciężko się wybić ponad przeciętność.

– To nie jest łatwe i wymaga naprawdę wiele poświęcenia. Jako dziecko musisz przede wszystkim bawić się pływaniem, ponieważ w przeciwnym wraz z wiekiem coraz trudniej będzie ci funkcjonować w tym sporcie.

Inge de Brujin na sportową emeryturę przeszła w 2007 roku i do dziś pozostaje najstarszą mistrzynią olimpijską w historii pływania (w chwili wywalczenia złota w Atenach miała trzydzieści jeden lat). Po zakończeniu kariery pływackiej rozpoczęła pracę jako modelka, a w 2017 roku wzięła udział w holenderskiej wersji reality show pt. „Adam szuka Ewy”, gdzie wraz z partnerem występowała przed kamerami… nago.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *