Spis treści
Data publikacji: 25 października 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.
Zaledwie siedem sezonów w Pucharze Świata i trzy Kryształowe Kule, okraszone sześcioma medalami olimpijskimi oraz pięcioma krążkami mistrzostw globu. Aż strach pomyśleć, jak wiele jeszcze w narciarstwie alpejskim osiągnęłaby Janica Kostelić, gdyby nie ciągłe kontuzje kolan, które zmusiły ją do zakończenia kariery w wieku dwudziestu pięciu lat.
Początki
„Jani”, jak ją zdrobniale nazywają, na światowych stokach zadomowiła się w 1997 roku. Piętnastoletnia wówczas Chorwatka zanotowała kilka dobrych występów w zawodach juniorskich oraz zmaganiach z cyklu FIS Race. Dzięki temu w styczniu 1998 roku w Cortina d’Ampezzo zadebiutowała w Pucharze Świata, a niedługo później wybrała się na mistrzostwa świata juniorów do Megève, skąd przywiozła srebro w kombinacji oraz brąz w supergigancie. Na pierwsze zwycięstwo w PŚ Kostelić czekała zaledwie do stycznia 1999 roku, kiedy to wygrała kombinację w Sankt Anton am Arlberg.
– Początkowo wcale nie chciałam jeździć na nartach – opowiada. – Ba, nie miałam ochoty uprawiać żadnego sportu. Całkiem nieźle grałam w piłkę ręczną i próbowałam swoich sił w tenisie, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Gdy miałam dziewięć lub dziesięć lat mój brat pojechał na obóz narciarski zorganizowany przez klub, w którym nasz tata był trenerem. Zabrali mnie ze sobą i chociaż jeździłam na deskach nie częściej niż raz do roku, to zostałam umieszczona w grupie razem z Ivicą, który od siedmiu lat szusował regularnie. Strasznie płakałam z tego powodu, ale gdy trener wziął mnie pod swoje skrzydła, to po miesiącu szalałam na stoku.
Kontuzja i pierwsza Kryształowa Kula
Pochodząca z Zagrzebia alpejka w 1999 roku odniosła jeszcze dwa zwycięstwa w Pucharze Świata, aż przyszedł 16 grudnia i pechowy trening na zdradzieckiej trasie Corviglia w Sankt Moritz. W wyniku upadku prawe kolano Janicy uległo totalnej dewastacji. Pięciogodzinna operacja pod okiem doktora Niklausa Friedericha zakończyła się sukcesem, ale Chorwatka wróciła na stok dopiero po jedenastu miesiącach rekonwalescencji. Powrót okazał się jednak owocny, ponieważ w sezonie 2000/01 Kostelić aż dziewięciokrotnie stawała na najwyższym stopniu podium zawodów Pucharu Świata i zakończyła zmagania jako zdobywczyni Kryształowej Kuli oraz dwóch Małych Kryształowych Kul (za slalom oraz kombinację).
– Gdy byłam młodsza, lepiej radziłam sobie w supergigancie i zjeździe – ocenia. – Potem doznałam urazu, a po powrocie nigdy nie zaczyna się od konkurencji szybkościowych, więc zaczęłam przykładać większą uwagę do slalomu oraz giganta.
Kolejny uraz
Po wywalczeniu Kryształowej Kuli na lotnisku w Zagrzebiu czekało na „Jani” tysiąc dwieście pięćdziesiąt sześć róż – po jednej za każdy zdobyty punkt w klasyfikacji generalnej PŚ, a chorwacka poczta wypuściła znaczek z podobizną sportsmenki. Podczas gali Laureus Sports Awards w Monte Carlo Kostelić otrzymała nagrodę za comeback roku, lecz niestety z ze zdrowiem narciarki nie było już tak dobrze. Pod koniec sezonu 2000/01 ucierpiało jej lewe kolano, które potrzebowało aż trzech operacji, żeby normalnie funkcjonować. Janica wróciła do rywalizacji dopiero u schyłku kampanii 2001/02 i z jednym zwycięstwem oraz dwoma miejscami na podium uplasowała się na czternastej lokacie w tabeli PŚ.
– Kiedy w Salt Lake City czekaliśmy już na rozpoczęcie igrzysk, cały nasz zespół stacjonował w jednym wielkim domu – wspomina. – Mój trener pisał maila do żony, a ja akurat przechodziłam obok niego i zobaczyłam słowa: „Nie sądzę, żeby Janica była w stanie wywalczyć medal”. Wtedy postanowiłam, że jeszcze im wszystkim pokażę i nagle moja forma zaczęła rosnąć.
Salt Lake City 2002
Miała być wielka klapa, a igrzyska olimpijskie w lutym 2002 roku w Salt Lake City okazały się najwspanialszą passą w karierze Kostelić. „Jani” zmagania w USA rozpoczęła od złota w kombinacji, pokonując Austriaczkę Renate Götschl i Niemkę Martinę Ertl. Ten medal to pierwszy krążek Chorwacji w historii zimowych igrzysk.
– Ten medal to zwieńczenie wysiłku całej naszej rodziny – zauważa. – Ciągle mówiło się tylko o mnie, bracie i ojcu, a mama zawsze stała z boku. To jednak ona była prawdziwą szefową. Cudownie, że nasze wspólne marzenie się spełniło.
Po triumfie w kombinacji przyszło srebro w supergigancie oraz dwa kolejne krążki z najcenniejszego kruszcu: w slalomie oraz slalomie gigancie. Co ciekawe, triumfatorka PŚ z sezonu 2001/02, Michaela Dorfmeister, wróciła z Salt Lake City bez choćby brązu na szyi.
– Ciągłe sukcesy wypompowują z człowieka energię – tłumaczy. – Przed startem w ostatniej konkurencji, slalomie gigancie, czułam się już potwornie zmęczona. Totalnie straciłam koncentrację, a jazda na nartach nie sprawiała mi żadnej radości. Pomimo tego odniosłam kolejne zwycięstwo. Nie mam pojęcia, co sprawiało, że byłam tak szybka. To przychodziło samo z siebie. Nie wiem, co siedziało w głowach innych dziewczyn. Być może klucz do sukcesu tkwił w sposobie myślenia przed zawodami. Ja nigdy nie oczekiwałam od siebie zbyt wiele.
Druga Kryształowa Kula i spadek formy
Fenomenalną dyspozycję z igrzysk „Jani” przeniosła na sezon 2002/03, kiedy to dwanaście razy stała na podium zawodów Pucharu Świata, w tym sześć na najwyższym stopniu. Chorwatka wywalczyła wówczas drugą w karierze Kryształową Kulę oraz dwie małe: w slalomie i kombinacji. Kostelić w tych dwóch konkurencjach brylowała również podczas mistrzostw świata w Sankt Moritz, skąd wróciła z dwoma złotymi medalami. Gdy wydawało się, że nic już nie będzie w stanie jej powstrzymać przed zwycięstwami w kolejnej kampanii, nagle przyszło wielkie załamanie formy i fatalne czasy treningowych przejazdów.
– Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje – wraca do tamtych chwil. – Próbowałam trenować tak jak zwykle, ale zupełnie nie miałam na to siły. Nawet chodząc łapałam zadyszkę, a o jeździe na nartach mogłam zapomnieć. To było naprawdę przerażające.
Choroba
Początkowo nikt nie wiedział, co dokładnie dolega Janicy. Pomiędzy marcem a październikiem Kostelić przeszła cztery operacje, a jej organizm dawał pierwsze oznaki osteoporozy. Zawodniczce pogorszył się również wzrok i dopiero seria dodatkowych badań wykazała, że to efekt nadczynności tarczycy. Przedwczesny koniec kariery chorwackiej mistrzyni wisiał w powietrzu, ale chorobę ostatecznie udało się opanować. Nieoceniona była w tym pomoc dwóch wielkich sportsmenek, które również borykały się z tą przypadłością: amerykańskiej sprinterki Gail Devers oraz słowackiej pływaczki Martiny Moravcovej.
– Gail miała problemy z nogami, a Martinie dokuczał ból pleców – tłumaczy. – Ja miałam problemy z kolanami, ale po dogłębnym przeanalizowaniu naszych przypadków diagnoza o nadczynności tarczycy zaczęła mieć sens.
Wielki powrót
Z powodów zdrowotnych „Jani” straciła cały sezon 2003/04, w którym po Kryształową Kulę sięgnęła Anja Pärson. Kostelić powróciła na stok w kampanii 2004/05, ale w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata musiała ustąpić miejsca Szwedce i zadowolić się Małą Kryształową Kulą za kombinację oraz trzema złotymi medalami mistrzostw świata w Bormio (kombinacja, zjazd, slalom). Zmagania 2005/06 to natomiast ponowna dominacja Chorwatki, która zgarnęła Kryształową Kulę, Małą Kryształową Kulę za kombinację i slalom oraz dwa medale olimpijskie w Turynie: złoto w kombinacji i srebro w supergigancie. Pärson poprzestała na Małej Kryształowej Kuli w gigancie i trzech krążkach w Turynie: złotym w slalomie oraz brązowych w zjeździe i kombinacji. Rywalizacją tych dwóch niesamowitych alpejek pasjonował się cały narciarski świat.
– Nie wydaje mi się, żeby nasze starcia były tak zażarte jak opisywały je media – twierdzi. – Traktowałam Anję jak każdą inną przeciwniczkę ze stoku. Poza trasą była dla mnie zwyczajną koleżanką, z którą można porozmawiać i się pośmiać. Sportowcy to zazwyczaj pasjonaci dyscyplin, w których konkurują, a do poprawiania swoich osiągnięć motywuje ich przede wszystkim pragnienie zdrowej rywalizacji.
Koniec kariery
Jak się później okazało, fantastyczny pod względem wyników sezon 2005/06 był ostatnim w karierze „Jani”. Dwudziestopięcioletnia dziewczyna, która miała za sobą zmagania zakończone dziewięcioma triumfami w zawodach Pucharu Świata, w maju 2007 roku ogłosiła zakończenie kariery spowodowane ciągłymi kłopotami ze zdrowiem. Chroniczny ból kolan uniemożliwiał Chorwatce czerpanie radości z wyczynowego uprawiania narciarstwa.
– Z jednej strony pragnęłam dalej startować, ale bałam się nowych kontuzji i bólu, jakiego doświadczyłam podczas ostatnich lat kariery – tłumaczy. – Z drugiej strony nie chciałam już więcej cierpieć, a cieszyć się życiem bez presji. Ponadto byłam już nasycona sukcesami i nie czułam pragnienia zdobywania kolejnych medali oraz bicia rekordów.
Poza stokiem
Kostelić przestała pojawiać się na stoku w roli zawodniczki, ale nie zerwała na dobre z narciarstwem alpejskim. Na sportowej emeryturze dołączyła do teamu swojego starszego brata Ivicy, który może się pochwalić m.in. Kryształową Kulą za sezon 2010/11 oraz czterema srebrnymi medalami olimpijskimi, wywalczonymi podczas igrzysk w Turynie, Vancouver i Soczi.
– Trudno jest robić coś, nad czym nie ma się bezpośredniej kontroli – mówi. – Gdy jeździłam, znałam swoje ograniczenia i wiedziałam jak rozwiązywać pewne problemy. Jako trener możesz jedynie dawać wskazówki, ale właściwą robotę wykonuje już ktoś inny. Dlatego też uważam, iż łatwiej jest być zawodnikiem niż trenerem. Dodatkowo kobiety zazwyczaj są lekceważone w tym fachu. Często słyszę: „Co ty możesz wiedzieć o narciarstwie, skoro nigdy nie jeździłaś na Kitzbühel czy innym poważnym stoku”. Wydaje mi się jednak, że z takim dorobkiem medalowym powinnam być poważniej traktowana. Niemniej jednak fantastycznie jest mieć możliwość obserwacji zmagań z obu perspektyw.
Następczynie
Po erze Janicy Kostelić w kobiecym narciarstwie alpejskim przyszły czasy dominacji Lindsey Vonn, Anny Fenninger czy Mikaeli Shiffrin. Gdyby jednak Chorwatka miała wybierać, w których czasach chciałaby startować, wolałaby pozostać przy połowie pierwszej dekady XXI wieku.
– Moim zdaniem w dzisiejszych czasach w sporcie jest zbyt dużo technologii, która pomaga w osiąganiu lepszych wyników – ocenia. – Uważam, że rywalizacja powinna być na tyle czysta, na ile to możliwe, a zawodnicy powinni doskonalić swoje umiejętności, a nie liczyć na technologię, która wspomoże ich wysiłki. Chyba bym oszalała, gdybym miała ciągle skupiać się na znajdowaniu właściwych ustawień, jak to się dzieje w dzisiejszym sporcie.
Emerytura
W latach 1998, 1999, 2000, 2001, 2002, 2003, 2005 i 2006 „Jani” była wybierana sportsmenką roku w swojej ojczyźnie. Całą młodość podporządkowała narciarstwu, dlatego początkowo ciężko jej było odnaleźć się w świecie bez reżimu treningowego.
– Nie przygotowywałam się do funkcjonowania na sportowej emeryturze – mówi. – Żyję z dnia na dzień i nie czynię dalekosiężnych planów. Najtrudniej było mi się przyzwyczaić do szarej codzienności. Dzięki mediom społecznościowym na szczęście wciąż mam kontakt z ludźmi, z którymi współpracowałam i rywalizowałam na stoku.
Janica Kostelić na co dzień razem z partnerem mieszka w Monte Carlo. Wiosną 2016 roku została mianowana w swoim kraju wiceministrą sportu. Trzy lata później urodziła syna Oskara, po czym wycofała się z życia publicznego. W 2023 roku na świat przyszło jej drugie dziecko.
Foto: gettyimages.com