Roman Kosecki. Kosa. Niczego nie żałuję. Recenzja książki

Kosa niczego nie żałuję opinie

Data publikacji: 5 maja 2021, ostatnia aktualizacja: 6 kwietnia 2024.

Miałem niespełna dziewięć lat, gdy Roman Kosecki opuszczał murawę po otrzymaniu czerwonej kartki w meczu eliminacji Euro ’96 pomiędzy Słowacją a Polską. Był to ostatni występ Kosy w narodowych barwach i obrazek z jego kariery, który najbardziej utkwił mi w pamięci. W tamtych czasach informacje o wyczynach polskich piłkarzy w zagranicznych klubach czerpało się głównie z gazet, więc jego popisy w La Liga czy Ligue A nie stanowiły chleba powszedniego, tak jak np. mecze Roberta Lewandowskiego w Bundeslidze i Champions League. Liczyłem, że książka Kosa. Niczego nie żałuję nie tylko wypełni lukę po tym, co mnie ominęło, ale i rozwinie kilka wątków, o których tu i ówdzie od lat się wspomina. Po lekturze pozostał jednak spory niedosyt, tak jak po wielu meczach reprezentacji Polski z Romanem Koseckim w składzie.

Kim jest Roman Kosecki?

Roman Kosecki przyszedł na świat 15 lutego 1966 roku w Piasecznie. Jako piłkarz był kapitanem reprezentacji Polski i zanotował 69 występów w jej barwach. W roli napastnika lub pomocnika grał w takich klubach, jak: Legia Warszawa, Galatasaray SK, CA Osasuna, Atlético Madryt, FC Nantes, Montpellier HSC czy Chicago Fire. W dorobku ma m.in. dwa Puchary Polski, Superpuchar Polski oraz mistrzostwo i Puchar USA. Po przejściu na sportową emeryturę zaangażował się w politykę. Był posłem na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji. W latach 2012–2016 pełnił funkcję wiceprezesa zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej ds. szkolenia. Jest właścicielem szkółki piłkarskiej MUKS Kosa Konstancin, mającej siedzibę w Konstancinie-Jeziornej.

Kosa niczego nie żałuję recenzja książki Romana Koseckiego

Szukasz innej książki sportowej? Tutaj sprawdzisz, czy publikacja o danej tematyce jest dostępna i porównasz ceny →

Kosa. Niczego nie żałuję. Kto jest współautorem?

W momencie pisania tej recenzji Dariusz Dobek przedstawia się jako dziennikarz Onet Sport oraz Przeglądu Sportowego. Dariusz Faron jest natomiast dziennikarzem WP Magazyn i WP SportoweFakty oraz współautorem książki Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona gra.

O czym jest książka Kosa. Niczego nie żałuję?

Publikacja ta jest autobiografią Romana Koseckiego. Wydarzenia uporządkowano w miarę chronologicznie, a klubowe wojaże Kosy przeplatane są tymi reprezentacyjnymi. Narrator tradycyjnie opowiada o różnych ludziach, miejscach i sytuacjach ze swojego życia. Swoje pięć minut w książce mają takie postacie, jak: Wojciech Łazarek, Andrzej Strejlau, Henryk Apostel, Janusz Wójcik, Dariusz Dziekanowski, Wojciech Kowalczyk, Jan Urban, Kenneth Zeigbo, Tanju Çolak, Diego Simeone, Jesús Gil, Jean-Claude Suaudeau, Zbigniew Boniek czy Donald Tusk. Przystępując do lektury liczyłem na sporo opowieści z dzieciństwa i ze wczesnej młodości Romana Koseckiego. O szkole oraz czasie spędzonym w RKS Mirków i dwóch warszawskich klubach, Ursusie i Gwardii, jest tu jednak tyle co kot napłakał. Muszę przyznać, że z autobiografii Kosy dowiedziałem się na te tematy niewiele więcej niż z wywiadu opublikowanego w 2019 roku przez serwis weszlo.com. Po klasówkach modliłem się, żeby uniknąć dwójki, ale dawałem radę i nigdy nie kiblowałem – o edukacji Koseckiego w jego autobiografii nie przeczytasz zbyt wiele ponad to, a w pozostałych kwestiach również nie jest idealnie. Większość rozdziałów zaczyna się tak, jakby czytelnik miał zaraz zostać zasypany całą serią pocisków w formie anegdot, po czym okazuje się, że albo zabrakło amunicji, albo użyto broni nieodpowiedniego kalibru. Kilka okazji do pośmiania się jednak tu jest.

Do dziś nie wiem, jaka kwota trafiła na konto Legii, ale nie interesowały mnie te zakulisowe gierki. Tym bardziej że błyskawicznie dogadałem się z Turkami w sprawie warunków indywidualnego kontraktu. Janek Maciejczyk, pełniący funkcję mojego doradcy, wykonał dobrą robotę. Zaraz po zakończonych rozmowach dostałem dwie reklamówki dolarów. Większość powsadzałem do słoików i zakopałem w ogrodzie. Jeśli kiedyś zabraknie mi pieniędzy, przekopię całą działkę, żeby sprawdzić, czy o jakimś nie zapomniałem. Obawiam się tylko, że jeśli Jadzia zobaczy mnie szukającego forsy z łopatą przy wykopanym dole, odeśle mnie do psychiatryka.

Po otrzymaniu siatek z pieniędzmi chciałem część wziąć do Turcji, ale wtedy mogłeś przewieźć do obcego kraju jedynie określoną kwotę i pojawiło się pytanie, jak przemycić te dolary. Uznaliśmy z żoną, że jest jedno miejsce, gdzie strażnik na pewno nie będzie zaglądał – pieluszka Kuby. Udało się, a od tamtego lotu określenie „brudne pieniądze” nabrało dla nas nowego sensu. Dobrze, że wsadziliśmy kasę do folii, bo w kantorze pewnie nikt by nie przyjął banknotów znaczonych na brązowo.

Atletico Madryt

Roman Kosecki jest jednym z niewielu polskich piłkarzy, którzy mieli okazję nie tylko występować w hiszpańskiej Primera División, ale również w niej zaistnieć. Kosa w latach 1992-93 grał dla Osasuny, a w latach 1993-95 przywdziewał trykot Atlético Madryt. Choć z żadnym z tych klubów nie wywalczył trofeum, to nikt mu nie zabierze np. dwóch goli zdobytych przeciwko FC Barcelonie na Vicente Calderón, kiedy to Rojiblancos przeprowadzili pamiętną remontadę od 0:3 do przerwy do 4:3 po końcowym gwizdku. Z pobytu w stołecznym klubie Kosa zapamiętał jednak nie tylko trafienia w meczu z Dream Teamem Johana Cruyffa, ale i charakterystycznego prezesa Atletico – Jesúsa Gila.

Gil wiele rzeczy mówił pod publiczkę. Chciał, żeby dziennikarze o nim pisali. Lubił widzieć swoją twarz na okładkach czasopism. Wiedział, jaki klawisz ma nacisnąć, by media tańczyły w takt granej przez niego melodii. Ten facet kochał kontrowersje. Raz, po nieudanym meczu wyjazdowym Atlético, życzył całej drużynie, by zginęła w katastrofie lotniczej. Kiedy indziej proponował, że skoro zespół zawiódł, wszyscy zawodnicy powinni zostać rozstrzelani. Najbardziej przegiął chyba w 1997 roku, gdy Rojiblancos spotkali się z Ajaksem Amsterdam w Lidze Mistrzów. W składzie holenderskiej ekipy grali między innymi Patrick Kluivert, Tijani Babangida i Mario Melchiot.

– Wyglądali jak drużyna z Konga. Popatrzyłeś w jedną stronę – czterech czarnych. Spojrzałeś w drugą – pięciu czarnych. Na boisku – kolejnych trzech. Czarni byli wszędzie, jakby byli produkowani przez maszynę do robienia churros. A tak dla przypomnienia, nie jestem rasistą – wypalił w wywiadzie telewizyjnym po meczu. Wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby coś takiego wydarzyło się dziś!? Wtedy Gil musiał jedynie przeprosić. Działacze Ajaksu odmówili tradycyjnego lunchu przed rewanżem i na tym afera właściwie się zakończyła.

Gdy nasz prezydent był w złym nastroju, atakował wszystkich wokół. Często strzelał na oślep. Jeszcze przed moim przyjściem Atlético grało z Fiorentiną w Pucharze UEFA. Gil musiał znaleźć sobie win­nego porażki i tym razem padło na arbitra.

– To pedał. Z dobrego źródła wiem, że Włosi podstawili mu dzieciaka o niebieskich oczach i blond włosach – mówił dziennikarzom prezydent. Tym razem UEFA uderzyła pięścią w stół. Gil przez trzy lata nie mógł uczestniczyć w żadnych imprezach organizowanych przez europejską centralę.

Reprezentacja Polski

Brak awansu na mundiale 1990 i 1994 oraz brak awansu na Euro 1992 i 1996 – tak spisywała się reprezentacja Polski w czasach, w których grał w niej Roman Kosecki. Urodzony w Piasecznie zawodnik w „dorosłej” kadrze strzelił 19 goli w 69 meczach. W książce Kosa. Niczego nie żałuję stara się wytłumaczyć, że rozrywkowe życie piłkarzy nie było główną przyczyną ówczesnych niepowodzeń biało-czerwonych. Kosecki za najważniejszego winowajcę wtop naszej kadry uważa PZPN, w którym panował totalny chaos, i który nie zapewniał zawodnikom odpowiednich warunków do gry na najwyższym poziomie. Przygodę z orzełkiem na piersi Kosecki rozpoczął 6 lutego 1988 roku od towarzyskiego starcia z Rumunią. Kilka dni później w meczu z Izraelem zdobył swojego pierwszego gola, a po raz ostatni w narodowych barwach zagrał 11 października A.D. 1995, kiedy to biało-czerwoni polegli w Bratysławie 1:4 w spotkaniu eliminacji Euro ’96 ze Słowacją, a on w sześćdziesiątej trzeciej minucie opuścił murawę z czerwoną kartką.

Niestety dałem pożywkę dziennikarzom. Roman Hurkowski stwierdził na łamach „Piłki Nożnej”, że zachowałem się prowincjonalnie i że nie przypomina sobie takich kompromitujących wyczynów reprezentantów Polski w ostatnich trzydziestu latach. „Panowie Kosecki i Świerczewski – TYCH KOSZULEK JUŻ NIE ZAKŁADAJCIE” – brzmiał jego apel.
Wtórował mu jego redakcyjny kolega Janusz Atlas: „Kosecki miał kaprys i swój kaprys spełnił. Wszystkich ludzi futbolu w Polsce kosztowało to wstyd i kompromitację. Romana Koseckiego kosztuje i kosztować będzie utratę szacunku bliźnich. Więcej stracić nie mógł, nie tylko jako piłkarz”.

Wiedziałem, że znowu odbije się to na moich rodzicach, więc po powrocie do Nantes wykręciłem numer mamy. Odebrała zapłakana. Szlochała tak bardzo, że nie była w stanie wypowiedzieć słowa.

– Mamo, spokojnie. Nie wierz we wszystko, co piszą. Wychowałaś mnie na dobrego człowieka. Kocham cię.

Nie mogła zrozumieć, jak można tak gnoić człowieka. Gdy przyjechali z tatą do Stambułu, prezes Galatasaray kazał postawić im dwa piękne fotele w swojej loży i ugościł najlepiej, jak się da. Minęło parę lat, a w ojczyźnie stałem się wrogiem publicznym numer jeden.

Niedługo po meczu ze Słowacją mama wybrała się na zakupy. Wchodząc do sklepu, natknęła się na dwie sąsiadki. Ich rozmowa nagle ustała, a po chwili jedna z nich zapytała z szelmowskim uśmiechem:

– A co tam u Romka?

Mama była już na to przygotowana.

– A wasze dzieci co osiągnęły? Gdzie są?

Potrzebny czytnik ebooków? Sprawdź ceny na Kindle, inkBook, PocketBook i inne →


Kosa. Niczego nie żałuję. Czy warto przeczytać?

Z jednej strony warto, a z drugiej nie warto. Ludzie, którzy mają za sobą kilka z głośnych pozycji na temat polskiego futbolu, takich jak np. On, Strejlau, Kowal. Prawdziwa historia, Szamo czy Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie raczej nie znajdą tutaj nic odkrywczego. Identycznie rzecz się ma z ludźmi interesującymi się historią futbolu, którym patologie w PZPN-ie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nie są obce, podobnie jak kontrowersyjna osoba legendarnego prezesa Atletico Madryt – Jesúsa Gila. Nie chodzi jednak o to, że Kosecki opowiada o sprawach czy ludziach, o których wielu opowiadało już przed nim. Bardziej mam na myśli to, że jego wywody nie wnoszą nic nowego. Wiele historii przytoczonych przez Kosę ma potencjał, ale ten, który był ich uczestnikiem, ewidentnie stara się chronić tyłki współuczestników. Na zgrupowaniach kadry za czasów świetności Romana Koseckiego alkoholu raczej nie wylewano za kołnierz i każdy zorientowany w temacie doskonale o tym wie. Wiadomo też mniej więcej, kto był najbardziej imprezowy, a książka Kosa. Niczego nie żałuję tej wiedzy nie uzupełnia. Co się zadziało w Vegas, zostaje w Vegas. Niestety. Czytelnicy z krótszym stażem powinni być jednak bardziej ukontentowani ode mnie.

Dla kogo jest książka Kosa. Niczego nie żałuję?

Na pewno dla osób, które chciałyby powspominać lub poznać piłkarskie lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku, w których profesjonalizacja futbolu nie stała jeszcze na takim poziomie, jaki mamy dziś. Rozdziały są krótkie, napisane prostym językiem i bez owijania w bawełnę, więc całość czyta się szybko. Docenią to na pewno ludzie mający niewiele czasu na lekturę, chociaż minusem takiej formy jest spory niedosyt, który pozostaje po przeczytaniu tej książki. Pełna ona jest niedomówień i sprawia wrażenie jakby była jedynie zarysem czegoś większego. Szkoda, bo przy niektórych fragmentach można się pośmiać, a przy innych złapać z niedowierzaniem za głowę. Kosecki broni się przede wszystkim przed napisaniem czegoś, co mogłoby się nie spodobać jakiejś znanej personie oraz właściwie zamknął drzwi do swojego życia prywatnego. Były kapitan reprezentacji Polski od 1988 roku żonaty jest z Jadwigą, z którą ma syna Jakuba. Są oczywiście tematy, których nie wywleka się na światło dzienne, ale żałuję, że Pani Jadzia pojawia się epizodycznie i właściwie czytelnik nie dowiaduje się o niej nic, a Kuba zaliczył tylko epizod związany z transportowaniem dolarów w pieluszce. Kilkunastoletnia kariera Kosy w ławie poselskiej również została sprowadzona do jednego, krótkiego rozdziału.

Ebook Kosa. Niczego nie żałuję. Skąd pobrać?

Książka Kosa. Niczego nie żałuję jest dostępna w wersji papierowej oraz jako ebook. Gdzie ściągnąć ebooka? Poniżej znajdziesz listę sklepów, które sprzedają tę książkę w wersji cyfrowej. W momencie publikacji tej recenzji ebook Kosa. Niczego nie żałuję znajduje się też w ofercie Legimi. Koszt subskrypcji tej usługi zaczyna się już od 6,99 zł na miesiąc. Ponadto Legimi kusi nowych użytkowników bezpłatnym, 7-dniowym dostępem do ogromnej bazy ebooków. W praktyce oznacza to, że książkę Romana Koseckiego można przeczytać za darmo i to w pełni legalnie.

 

Tu sprawdzisz, czym jest Legimi i jak wykupić subskrypcję →

 

Gdzie najtaniej kupić książkę Kosa niczego nie żałuję?

Nie interesuje cię dostęp do ebooków w formie abonamentu lub chcesz po prostu postawić sobie książkę na półce? Nie musisz już mozolnie przeglądać ofert w poszukiwaniu tej najlepszej. Również nie lubię przepłacać, dlatego w poniższej tabeli znajdziesz też zestawienie cen autobiografii Romana Koseckiego.

Informacje o książce:
Gatunek: autobiografia
Współautor:
Dariusz Dobek, Dariusz Faron
Data wydania: 12.11.2020
Wydawca: Ringier Axel Springer Polska
Liczba stron: 292
ISBN: 9788380919594

Kosa. Niczego nie żałuję. Roman Kosecki

6.4

Okładka

7.0/10

Styl

7.0/10

Dawka wiedzy

5.0/10

Czy wciąga?

6.5/10

Zalety

  • Szybko się czyta
  • Powrót do specyficznych lat 80. i 90. ubiegłego wieku
  • Kilka naprawdę zabawnych anegdot

Wady

  • Mało o dzieciństwie i wczesnej młodości
  • Do poruszanych tematów nie wnosi prawie nic nowego
  • Wrażenie, że najlepsze "kąski" Kosa zachował dla siebie

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *