Tony Rickardsson. Łowca trofeów i prekursor modern speedway

Tony Rickardsson

Data publikacji: 18 kwietnia 2024, ostatnia aktualizacja: 21 kwietnia 2024.

Żużlowiec Tony Rickardsson zdominował światowe tory na przełomie XX i XXI wieku. Szwed przeszedł w swojej karierze wiele transformacji – od młodego i ambitnego zawodnika, przez innowatora i niekwestionowanego czempiona, do ambasadora i promotora speedwaya na arenie międzynarodowej. Tytuł indywidualnego mistrza świata wywalczył aż sześciokrotnie, czego przed nim dokonał tylko legendarny Nowozelandczyk Ivan Mauger.

Dzieciństwo o zapachu spalonego oleju

Jan Tony Sören Rickardsson, jak brzmią jego pełne personalia, przyszedł na świat 17 sierpnia 1970 roku w Aveście – niespełna piętnastotysięcznej miejscowości w Szwecji, położonej nad rzeką Dal. W jego rodzinie motosport był sposobem na życie, a chłopak od najmłodszych lat podążał ścieżką, która miała zaprowadzić go do tytułów mistrzowskich w żużlu. Miłość do jednośladów i rywalizacji zaszczepili w nim ojciec i brat. Ten pierwszy, Stig, był przed laty utytułowanym zawodnikiem motocrossu, a ten drugi, Kent, uprawiał speedway.

– Pochodzę z rodziny, która dosłownie oddychała motosportem – opowiada Tony w wywiadzie dla serwisu fimspeedway.com. Młody Rickardsson, choć próbował swoich sił w różnych dyscyplinach sportowych, od tenisa ziemnego po hokej na lodzie, szczególną estymą darzył motocykle. Stig po zakończeniu kariery motocrossowej zajął się sprzętem – ramami, silnikami oraz budową kompletnych maszyn. – Uwielbiał wynajdywać nowe rzeczy – zauważa Tony. W ten sposób synowie Stiga stali się testerami wielu jego projektów i mogli poznawać żużlowe technikalia od podszewki.

Dom rodziny Rickardssonów był miejscem, gdzie każda chwila stanowiła okazję do rozmów o speedwayu. – Podczas każdego śniadania w weekendy i każdej kolacji w tygodniu rozmawialiśmy o żużlu. Szkoda mi mojej matki, która musiała siedzieć i słuchać nas mówiących o silnikach, o tym jak jeździć na motocyklu żużlowym i co działało, a co nie – wraca do dawnych czasów Tony. Mimo, że dla niektórych mogłoby się wydawać to męczące, dla niego były to bezcenne lekcje, które pomogły mu zrozumieć i pokochać żużel.

Swój pierwszy motocykl „Ricki”, jak go również nazywają, otrzymał zanim nawet dostał pierwszy rower. – Gdy miałem osiem lub dziewięć lat, dostałem moją pierwszą domowej roboty młodzieżową maszynę, którą zabierałem ze sobą na zawody, w których brał udział mój brat – wspomina. Późniejszy sześciokrotny indywidualny mistrz świata nie zapomina o roli, jaką w jego karierze odegrał Kent. – Kiedy miałem piętnaście lat i przeszedłem na duże motocykle, pomógł mi dostać się do klubu – zauważa.

Idol Bruce Penhall

5 września 1980 roku dziesięcioletni Tony siedząc na trybunach legendarnego Ullevi w Göteboru z wypiekami na twarzy podziwiał jak Michael Lee sięga po swoje jedyne złoto IMŚ. W domu Rickardssonów żużel zajmował centralne miejsce nie tylko przy rodzinnych posiłkach. W czasach, gdy magnetowidy VHS były nowością technologiczną, rodzina Tony’ego jako jedna z pierwszych w okolicy zaopatrzyła się w ten sprzęt. Dzięki temu przyszły czempion miał możliwość wielokrotnego oglądania wyścigów, które go fascynowały.

– Kiedy tylko mogłem, oglądałem żużel. Pamiętam, że mieliśmy nagrany finał IMŚ z 1981 roku i włączałem go codziennie po powrocie ze szkoły – mówi przepytywany przez Paula Burbidge’a. To właśnie wtedy, na srebrnym ekranie, Tony odkrył swojego idola – Bruce’a Penhalla. Styl jazdy Amerykanina zrobił na młodzieńcu niesamowite wrażenie. Chłopak strasznie żałował, że szwedzkie media niechętnie poświęcały żużlowi uwagę, przez co ciężko mu było uzyskać więcej informacji o swoim ulubieńcu. – Nie miałem dostępu do magazynu „Speedway Star” i nie umiałem czytać po angielsku – żali się. – Żadne gazety nie pisały o żużlu. Tylko raz w roku, podczas finału światowego, pokazywali żużel w szwedzkiej telewizji. To były jedyne dwie godziny w roku, kiedy można było oglądać żużel na żywo!

Za sprawą kaset VHS Tony mógł w nieskończoność przeżywać emocjonujące wyścigi swojego idola z takimi gwiazdami, jak Duńczycy Tommy Knudsen i Ole Olsen. – Bruce miał dwa epickie wyścigi z Knudsenem i Olsenem – wspomina. – W tamtych czasach rzadko widziało się, jak żużlowiec wyprzedza kogoś po zewnętrznej. Bruce zrobił to zarówno przy kredzie, jak i przy płocie. Nigdy wcześniej nie widziałem, by ktoś wyprawiał takie rzeczy. To było niesamowite. Od tego czasu był moim bohaterem.

To właśnie te momenty, spędzone przed telewizorem na obserwowaniu stylu jazdy i techniki wyprzedzania Bruce’a Penhalla, ukształtowały młodego Rickardssona i zainspirowały go do dążenia do perfekcji na torze żużlowym, co w przyszłości miało przynieść mu międzynarodowe sukcesy.

Pierwsze kroki na drodze do sukcesu

W wieku osiemnastu lat Tony Rickardsson jako zawodnik Getingarny Sztokholm wyruszył wraz ze swoją dziewczyną samochodem do Anglii. – W 1988 lub 1989 roku z moim szwedzkim klubem pojechaliśmy do Anglii na obóz treningowy. Miałem nadzieję zrobić tam dobre wrażenie i zdobyć kontrakt – opowiada. Jednak pomimo wysiłków i wielu przejechanych okrążeń, żaden z brytyjskich klubów nie wykazał wówczas zainteresowania młodym Szwedem.

Powrót do ojczyzny przyniósł jedynie gorzkie słowa od dawnego trenera, który sugerował Rickardssonowi zakończenie kariery żużlowej i skupienie się na innym sporcie. – Kiedy wracaliśmy promem z Harwich do Göteborga powiedział mi, że powinienem sprzedać wszystkie motocykle żużlowe i wrócić do gry w hokeja na lodzie, bo nigdy nie osiągnę sukcesu w speedwayu – wraca do tamtych chwil. Jednak zamiast się załamać, Tony znalazł w sobie dodatkową motywację. – Przez jakiś czas byłem smutny, ale potem pomyślałem, że naprawdę pokażę mu, na co mnie stać. To była motywacja, która towarzyszyła mi przez całą karierę – dodaje.

Zmiana nadeszła w 1990 roku, gdy Rickardsson w barwach Getingarny Sztokholm zdobył z kompletem punktów tytuł indywidualnego mistrza Szwecji. Za jego plecami na podium uplasowali się Erik Stenlund i Per Jonsson. – Wygrałem szwedzki finał w 1990 roku, kiedy miałem dwadzieścia lat. Ale szczerze mówiąc, nie byłem wówczas godnym mistrzem – przyznaje. Był to jednak przełomowy moment, który otworzył młodemu jeźdźcowi drzwi do reprezentowania kraju i zdobycia międzynarodowego uznania.

Po tamtym sukcesie „Ricki” został wybrany do szwedzkiej drużyny na test-mecz w Australii, co jeszcze bardziej podniosło jego wartość na rynku żużlowym. – Te zawody były transmitowane w telewizji, a ja spisałem się całkiem nieźle. Kiedy wróciłem do domu, odebrałem telefony od brytyjskich klubów z Coventry i Ipswich, które chciały, żebym do nich dołączył – mówi. Wybór padł na Ipswich Witches, gdzie Tony znalazł wsparcie w osobie dawnego zawodnika, a wtedy promotora – Johna Louisa. W składzie Wiedźm znajdował się też jego syn, Chris, który również był utalentowanym jeźdźcem.

W sezonie 1990 na torze we Lwowie Tony Rickardsson wywalczył brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Po złoto sięgnął wtedy właśnie Brytyjczyk Chris Louis, srebro zgarnął reprezentujący Związek Radziecki Rene Aas, a Szwed swój krążek wyszarpał po wyścigu dodatkowym z Jarosławem Olszewskim.

W kolejnej kampanii reprezentant Kraju Trzech Koron ponownie rywalizował w finale światowego czempionatu, ale już w gronie seniorów. Załapał się do niego pomimo tego, że w półfinale w Abensbergu miał być tylko rezerwowym. Młody jeździec dostał jednak szansę występu w tych zawodach z powodu kontuzji Brytyjczyka Andy’ego Smitha i wywalczył przepustkę do Göteborga, gdzie sensacyjnie zdobył srebrny medal IMŚ, ustępując tylko Janowi Osvaldowi Pedersenowi z Danii. – Przed zawodami ludzie śmiali się i zastanawiali, co ja tam będę robił. Na kartach historii wygląda to fantastycznie, ale tak po prawdzie przekraczałem wówczas swoje możliwości – przyznaje Rickardsson.

Wczesne lata Tony’ego Rickardssona w żużlu były pełne wyzwań, ale również kluczowych momentów, które ukształtowały go jako jednego z najlepszych żużlowców w dziejach.

Rickardsson kontra Nielsen

Ostatni bieg dodatkowy o tytuł IMŚ w historii tzw. finałów jednodniowych, który odbył się w 1994 roku w Vojens, pozostaje jednym z najbardziej dramatycznych i pamiętnych momentów w karierze Tony’ego Rickardssona. Duński owal był wówczas areną rywalizacji między nim a dwoma innymi wybitnymi zawodnikami – Duńczykiem Hansem Nielsenem i Australijczykiem Craigiem Boycem.

– Hans wygrał rzut monetą przed wyścigiem dodatkowym i mógł wybrać swoje ulubione pole – opowiada Rickardsson. Start był kluczowym momentem tamtego biegu i to „Profesor z Oksfordu” wyszedł na prowadzenie. Jednak „Ricki” zamiast podążać jego ścieżką, zdecydował się na ryzykowny manewr. – Przed startem zrobiłem rekonesans i zauważyłem, że tuż przy wewnętrznej krawędzi toru, na wyjściu z drugiego łuku, jest miękki materiał – relacjonuje. W kluczowym momencie gonitwy, kiedy Hans Nielsen nieco wyniósł się na zewnętrzną, Tony Rickardsson wykorzystał sytuację: – Zobaczyłem, że Hans trochę się wynosi, więc przyciąłem i trafiłem w ten kawałek miękkiego materiału.

Ten precyzyjny manewr pozwolił Rickardssonowi nie tylko wyprzedzić Nielsena, ale i zdobyć tytuł indywidualnego mistrza świata A.D. 1994. – To mnie właśnie wyrzuciło przed Hansa i pozwoliło wygrać tytuł. W tamtym momencie to było niewiarygodne. Nadal wydaje się niewiarygodne. Pokonanie Hansa w Vojens było fantastyczne – wspomina ze szczerym entuzjazmem.

Ta zwycięska chwila, w której Rickardsson pokonał jednego z największych żużlowców w historii, nie tylko przypieczętowała jego pierwsze mistrzostwo świata, ale również ugruntowała jego reputację jako zawodnika zdolnego do wygrywania pod największą presją. Pokazała też, że żużel to sport, w którym o wyniku decydują ułamki sekund, a historia pisana jest na każdym wirażu i każdej prostej.

Co istotne, podczas finału w Vojens Rickardsson stanął przed nie lada wyzwaniem. Tamten sezon był dla niego trudny ze względu na problemy z silnikami, które niejednokrotnie uniemożliwiały mu skuteczną rywalizację. – Wprowadzano wtedy nowe jednostki leżące – tłumaczy. Przed finałem IMŚ w Danii Tony był zrozpaczony, ponieważ jego park maszyn znajdował się w niemal agonalnym stanie. Z tego powodu na kilka dni przed zawodami Henka Gustafsson doradził mu zakup jednostek od znakomitego tunera Klausa Lauscha. Ten przygotowywał silniki dla Hansa Nielsena i Brytyjczyka Marka Lorama, więc dla Szweda zostały tylko „odrzuty” po rywalach, które jednak w Vojens okazały się wystarczająco szybkie.

Złote lata w Speedway Grand Prix

W 1994 roku Tony Rickardsson zdobył swoje pierwsze indywidualne mistrzostwo świata na żużlu. Był to ostatni finał jednodniowy w historii tego sportu, gdyż już w kolejnym sezonie zainaugurowano Speedway Grand Prix. Zmiana formatu z jednodniowego finału na cykl początkowo składający się z sześciu rund miała na celu zwiększenie popularności żużla na świecie poprzez częstsze i bardziej rozłożone w czasie zawody rangi mistrzowskiej.

– Byłem naprawdę podekscytowany. Czułem, że ten sport się rozwija, i że nadchodzą zmiany. Jednodniowy finał mistrzostw świata był wspaniałym wydarzeniem, ale odbywał się tylko raz w roku – mówi „Ricki” na łamach fimspeedway.com. Wprowadzenie SGP było dla Szweda powodem do optymizmu, ponieważ dawało nadzieję, że nowy format pozwoli na rozszerzenie żużla na nowe rynki i przyciągnie większą liczbę fanów na całym świecie. Rickardsson przyznaje jednak, że zmiana formuły IMŚ miała również swoje minusy, zwłaszcza dla zawodników, którzy byli w stanie osiągnąć szczyt formy tylko podczas pojedynczego, decydującego wydarzenia. – Gdyby system Speedway Grand Prix obowiązywał już w 1994 roku, nie zostałbym wtedy mistrzem świata – przyznaje z rozbrajającą szczerością. – Miałem swoje pięć minut podczas finału, co wtedy wystarczyło, aby zdobyć tytuł. Byłem bardzo dobry w tych jednych zawodach, ale niekoniecznie przez cały rok.

Przejście z jednodniowych finałów indywidualnych mistrzostw świata na cykl Speedway Grand Prix było znaczącą zmianą dla wszystkich żużlowców, w tym dla Tony’ego Rickardssona. Wymagało to nie tylko zmiany podejścia, ale też dostosowania się do nowej rzeczywistości sportowej, w której regularność i konsekwencja miały kluczowe znaczenie. – Było to nowe dla nas wszystkich. Musieliśmy próbować dostosować się i zmienić nasze nastawienie – mówi Rickardsson. Pierwszy rok nowego formatu przyniósł mu drugie miejsce w klasyfikacji generalnej (za Hansem Nielsenem) i srebrny krążek, ale następne dwa sezony okazały się znacznie trudniejsze i Szwed plasował się w nich poza podium IMŚ.

Przyczyny problemów Rickardssona tkwiły głównie w jego mentalności oraz w licznych wypadkach i kontuzjach. – Miałem wiele wypadków i często jeździłem będąc połowicznie sprawnym – tłumaczy. W 1995 roku podczas pierwszego biegu ostatniej rundy SGP w Hackney „Ricki” złamał obojczyk. Mimo bólu nie poddał się, a wywalczone punkty pozwoliły mu na zdobycie srebrnego medalu, co pokazuje jego determinację i poświęcenie. – Po sezonie leżałem w szpitalu, myśląc sobie: „Bardzo chcę zostać mistrzem świata, ale to nie może być aż tak bolesne” – opowiada. Ta refleksja była dla niego punktem zwrotnym. Po uczynieniu kroku wstecz, aby odzyskać motywację i głód rywalizacji, w sezon 1998 Rickardsson wkroczył z nowym zapałem.

– W 1998 roku byłem znakomicie przygotowany. Znajdowałem się w świetnej formie. Zmodernizowałem swoje motocykle i poukładałem całą resztę. Byłem gotów, by stawić czoła światu – mówi Paulowi Burbidge’owi. Jego przygotowanie przyniosło efekty, gdyż w latach 1998 i 1999 zdobył tytuły indywidualnego mistrza globu i powtórzył ten wyczyn w sezonach 2001 i 2002. W kampanii 1998 w bezpośredniej walce o złoto pokonał Szweda Jimmy’ego Nilsena i Tomasza Golloba. W kolejnej kroku dotrzymywał mu tylko Polak, a w sezonie 2001 cisnął go jedynie Australijczyk Jason Crump. Sezon 2002 był już natomiast popisem dominacji Szweda. Gdyby nie regularność Marka Lorama i wygrana Amerykanina Billy’ego Hamilla w Bydgoszczy w 2000 roku, „Ricki” prawdopodobnie zgarnąłby pięć tytułów z rzędu i miał otwartą drogę do pobicia rekordu Ivana Maugera.

Te owocne lata nie tylko umocniły pozycję Tony’ego Rickardssona jako jednego z najwybitniejszych żużlowców w historii, ale również pokazały, jak ważna w tym sporcie jest zdolność dostosowania się do zmieniających się warunków i przeciwności. Dzięki swojej niezłomności i zdolności adaptacji, Szwed zdołał osiągnąć sukces w erze Speedway Grand Prix.

Innowacje

Tony Rickardsson dominował na torze i wprowadzał innowacje poza nim, podnosząc poziom organizacji i prezentacji sportu żużlowego. Jego słynna ciężarówka zamiast zwykłego busa, słuchawki w stylu Formuły 1 oraz odzież Rickardsson Racing to tylko niektóre z elementów, które wpłynęły na obraz speedwaya, przyciągając nową publiczność i sponsorów. – Szczerze mówiąc, nie było konieczności posiadania ciężarówki, dużych słuchawek czy ładnej odzieży zespołowej. W 1997 roku poczułem, że nie mogę już bardziej poprawić siebie, ale jeśli mogę zrobić coś dobrego dla tego sportu, to będzie to również dobre dla mnie – tłumaczy.

Inicjatywy Rickardssona miały na celu poprawę własnego wizerunku oraz podniesienie prestiżu żużla jako dyscypliny. – Posiadanie dużej ciężarówki było bardziej sztuczką PR-ową niż rzeczywistą potrzebą. Uwierzcie mi, motocykle dzięki niej nie dotrą na miejsce szybciej! – śmieje się. Estetyka i profesjonalizm, które wprowadził do speedwaya Tony, zdecydowanie przyciągały uwagę. Zespół Rickardssona dbał o każdy detal – od ubrań teamowych, po malowanie skrzynek narzędziowych na kolory odpowiadające motocyklom i odzieży. – Sprawiliśmy, że nasze stanowiska w parkingu wyglądały naprawdę ładnie, co miało na celu przyciągnięcie nowych osób i podniesienie prestiżu żużla. Do tamtej pory speedway w Szwecji miał bardzo niski prestiż – wyjaśnia.

Zmiana wizerunku mechaników żużlowych, którzy wcześniej byli postrzegani jako umorusani faceci z papierosami w ustach, stanowi jedno z osiągnięć, z których Rickardsson jest najbardziej dumny. – Wznieśliśmy ten sport, zwłaszcza w Szwecji, na ten sam poziom, co hokej na lodzie i piłka nożna – twierdzi. Jednak ambicje Tony’ego były jeszcze wyższe. – Śmieszy mnie to teraz, ale wtedy naprawdę wierzyłem, że żużel może być tak duży jak Formuła 1 – dodaje. – Naprawdę w to wierzyłem. Celowałem w gwiazdy. Nie dotarłem tam, ale wtedy czułem, że naprawdę idziemy do przodu.

Unia Tarnów i Rickardsson vs. Gollob

Tony Rickardsson i Tomasz Gollob stworzyli jedną z najbardziej pamiętnych rywalizacji w historii żużla. Ich walka o mistrzowskie tytuły i bezpośrednie starcia na torach ligowych oraz w SGP czy DPŚ przyciągały uwagę fanów i mediów, generując atmosferę pełną napięcia. Obaj zawodnicy konkurowali nie tylko o zwycięstwa, ale także o lojalność i umiejętności najlepszych mechaników czy tunerów w branży. W Polsce Rickardsson był postrzegany jako czarny charakter, podczas gdy w Szwecji tę rolę pełnił Gollob. Najlepszym przykładem ich wzajemnej rywalizacji jest sezon 1999, kiedy to kontuzja Golloba tuż przed ostatnią rundą Speedway Grand Prix otworzyła Rickardssonowi drogę do zdobycia złotego medalu IMŚ.

Mimo, że ich relacje były napięte, to w 2004 roku obaj znaleźli się w tej samej drużynie ligowej – Unii Tarnów. Chociaż już w 1998 roku startowali razem na Wyspach w barwach Ipswich Witches, to wiele osób zastanawiało się, jak dwaj wielcy rywale będą w stanie współpracować w jednym zespole w naszej Ekstralidze, gdzie na zawodnikach ciąży o wiele większa presja. Okazało się jednak, że „Chudy” i „Ricki” mogą wspólnie osiągać znakomite rezultaty. Mimo osobistych animozji, potrafili połączyć siły, prowadząc Unię Tarnów do zdobycia drużynowego mistrzostwa Polski w latach 2004 i 2005. – W drużynie zarówno jeden jak i drugi wykonywali swoje zadania w sposób doskonały. Nie było żadnych nieporozumień – wspomina na łamach WP SportoweFakty Zbigniew Rozkrut, były prezes Unii Tarnów.

Jednak nawet wspólne sukcesy nie były w stanie całkowicie zatrzeć rywalizacji między nimi. Gdy w 2006 roku Rickardsson kończył karierę, zaprosił Golloba i wielu innych znanych zawodników na swój turniej pożegnalny, a „Chudy” nie pojawił się na tym wydarzeniu. Co ciekawe, gdy w 2010 roku Gollob zdobył swój długo wyczekiwany tytuł IMŚ, „Ricki” pogratulował mu tego osiągnięcia. W ten sposób pokazał, że potrafi docenić sportową klasę dawnego rywala bez względu na wydarzenia z przeszłości.

W Tarnowie Rickardsson i Gollob będą zawsze pamiętani jako żużlowcy, którzy przyczynili się do największych sukcesów klubu w XXI wieku. Ich współpraca przyniosła wymierne korzyści zarówno dla nich samych, jak i dla drużyny, którą reprezentowali.

Ostatni pełny sezon

Rok 2005 był dla Tony’ego Rickardssona kulminacją niezwykłej kariery w Speedway Grand Prix, podczas której osiągnął wielkie sukcesy i wyrównał niesamowity rekord legendarnego Ivana Maugera – posiadacza sześciu tytułów indywidualnego mistrza świata. To był rok, w którym „Ricki” pokazał wyjątkową formę. Szwed zwyciężył w sześciu z dziewięciu rund SGP i zdobył w klasyfikacji generalnej imponującą liczbę 196 punktów.

– To był fantastyczny rok. Nie spodziewałem się tego, co się wydarzyło. Nie wprowadziłem wielu zmian. Jeździłem na tych samych motocyklach, co rok wcześniej – wspomina w rozmowie z oficjalnym serwisem Speedway Grand Prix. Jednak dodatkową motywacją dla niego było to, że zaczął odczuwać, iż zbliża się do końca swojej żużlowej kariery. – Kiedy w mojej głowie zaczęło się klarować, że to będzie mój ostatni rok w tym sporcie, dało mi to dodatkową energię, by dać z siebie wszystko – twierdzi. Tony nie informował o swojej decyzji nikogo, traktując ją jako prywatną motywację, by wykorzystać swój ostatni sezon na spełnienie swoich ambicji.

Mimo imponujących statystyk, tamta kampania mogła być w jego wykonaniu jeszcze lepsza. Rickardsson przypomina sytuację z Grand Prix Szwecji w Eskilstunie, gdzie prowadził w finale do momentu wypadku, który wymusił powtórkę wyścigu. – Nie wygrałem tej powtórki. Gdybym wygrał, miałbym siedem zwycięstw w SGP z rzędu, licząc od końca 2004 roku – żali się. Przebieg tego zdarzenia i jego konsekwencje w pełnej krasie ukazują nieprzewidywalność żużla. – To właściwie Nicki Pedersen zakończył tę serię. Wjechał pod Bjarne Pedersena, który się przewrócił. Nicki został wykluczony, a potem „Crumpy” pokonał mnie w powtórce. Ale hej, nie można narzekać! – mówi z uśmiechem.

Cardiff 2005

Tony Rickardsson często wspomina swój spektakularny manewr na pierwszym łuku w finale Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff w 2005 roku. To, co wydarzyło się na torze, pokazało nie tylko umiejętności Rickardssona, ale także jego zdolność do podejmowania szybkich decyzji pod ogromną presją. Szwed pojechał najszerzej jak się dało, oparł się kołami motocykla o bandę i w pokonanym polu pozostawił Jarosława Hampela, Bjarne Pedersena oraz Hansa Andersena.

– Moim zamiarem było odbicie się od płotu – tłumaczy. Jego taktyka, choć ryzykowna, była przemyślana. Jednak rzeczywistość przyniosła nieoczekiwany obrót wydarzeń. – Gdy tylko uderzyłem w odsypany materiał pod bandą, uzyskałem natychmiastową przyczepność i mocno mnie pociągnęło. Jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy, to: „Jeśli teraz odpuszczę gaz, to zginę”. Poleciałbym przez ogrodzenie wprost w trybuny – dodaje.

Sytuacja na torze była krytyczna, a każdy milimetr i każda setna sekundy miały znaczenie. – Wychodząc z wirażu myślałem tylko o tym, by nie zahaczyć o dmuchaną bandę. Hak był dosłownie o milimetry od zaczepienia się o dmuchawca – opowiada. To, co wydarzyło się później, było dla Rickardssona chwilą triumfu i ulgi. – Kiedy mi się udało, to było najlepsze uczucie na świecie – mówi. – Pomyślałem sobie: „Teraz zrobiłem wszystko, co chciałem zrobić w żużlu!”. Byłem przeszczęśliwy, że to się nie wydarzyło podczas zwykłego spotkania ligowego przed dwustoma osobami, a w finale w Cardiff. Nie mogłem sobie wybrać lepszego momentu! Zrobiłem to raz i potem nigdy więcej!

Decyzja o zakończeniu kariery

– Byłem wyczerpany, mimo że wszystko wyglądało świetnie, z tymi wszystkimi dużymi ciężarówkami na czele – mówi Tony. – Zobowiązałem się również, że zawsze będę siedział i rozdawał autografy do momentu aż ostatnia osoba otrzyma swój. Robiłem wiele dla mediów – nie tylko w Szwecji, ale wszędzie, gdzie jeździłem – dodaje. To nieustanne zaangażowanie w promocję sportu i dbanie o fanów, choć budujące relacje i wzmacniające jego pozycję, było również źródłem ogromnego zmęczenia. Poświęcenie Rickardssona dla sportu, kibiców i mediów z czasem zaczęło odbijać się negatywnie na jego samopoczuciu i życiu prywatnym.

W lidze polskiej reprezentant Kraju Trzech Koron zadebiutował w 1991 roku w barwach Polonii Bydgoszcz. Następnie reprezentował kluby z Ostrowa Wielkopolskiego (1992), Zielonej Góry (1993), Tarnowa (1994-1996), Gorzowa Wielkopolskiego (1997-1998) i Gdańska (1999-2000). Po swój pierwszy tytuł DMP sięgnął jednak dopiero w 2001 roku z Apatorem Toruń, którego plastron przywdziewał do końca sezonu 2003. Potem miał jeszcze trzyletnią przygodę z Unią Tarnów, zwieńczoną dwoma kolejnymi złotymi medalami drużynowych mistrzostw Polski. Tylko w debiutanckim sezonie w Ekstralidze wypracował średnią biegopunktową poniżej dwóch „oczek”. A przecież oprócz tego Tony Rickardsson brał udział w ligowych zmaganiach w ojczyźnie i na Wyspach oraz jeździł w wielu innych turniejach. Najważniejsze były te z reprezentacją narodową, w barwach której „Ricki” wywalczył dwa złote medale Drużynowych Mistrzostw Świata i jedno złoto Drużynowego Pucharu Świata. Znakomicie radził sobie również w indywidualnych mistrzostwach Szwecji, gdzie zgarnął osiem krążków z najcenniejszego kruszcu.

Fantastyczny rok 2005, który objawił się m.in. spektakularnym przejazdem po dmuchanej bandzie w Cardiff, stał się dla Rickardssona symbolicznym podsumowaniem jego osiągnięć i potwierdzeniem, że nadszedł właściwy moment na zakończenie kariery. – To właśnie tamtej nocy powiedziałem mojemu zespołowi, że zamierzam przejść na emeryturę – wspomina. Decyzja o zakończeniu kariery była dla Rickardssona końcem pewnego rozdziału oraz możliwością odzyskania równowagi życiowej i osobistej satysfakcji. Wiedział, że w żużlu osiągnął już wszystko.

Wewnętrzna walka

Chcąc zakończyć karierę na szczycie, „Ricki” wzorował się na swoim idolu z dzieciństwa. Bruce Penhall w 1982 roku przeszedł na sportową emeryturę jako indywidualny mistrz świata. Choć Tony Rickardsson miał zamiar skończyć z żużlem po sezonie 2005, wprowadzenie tej decyzji w życie zostało opóźnione, głównie z powodu presji ze strony jego szwedzkiego klubu, Masarny, który nie był przygotowany na odejście swojego najlepszego jeźdźca. Jednak kontynuacja kariery w 2006 roku nie przyniosła Rickardssonowi satysfakcji ani spełnienia. – Nie byłem mentalnie gotów do jazdy na motocyklu żużlowym. Straciłem zapał – tłumaczy.

Zmagania z wyczerpaniem i brak motywacji skłoniły Szweda do przemyśleń nad swoim zdrowiem i bezpieczeństwem. Rickardsson zmagał się z poważnymi konsekwencjami licznych wypadków i kontuzji, które nagromadziły się przez lata żużlowej kariery. – Miałem szesnaście wstrząśnięć mózgu – wylicza. – W 2005 roku miałem jedno. Odpocząłem tydzień lub dwa i wróciłem do wyścigów. Odjechałem świetne zawody, ale następnego dnia czułem się, jakbym znowu miał wstrząs mózgu.

Te doświadczenia skłoniły go do ponownej oceny swoich priorytetów życiowych. – Wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem bardzo blisko zrobienia sobie czegoś złego. Dlatego chciałem przejść na emeryturę. Nie chciałem opuścić sceny na noszach – wyjaśnia. Ostateczna decyzja Tony’ego o odejściu z żużla w połowie sezonu 2006 była wynikiem wielu trudnych doświadczeń oraz głębokiego przekonania, że zdrowie fizyczne i psychiczny dobrostan są w życiu najważniejsze. To rozstrzygnięcie pozwoliło mu odejść z aktywnego sportu w sposób, który sam uważał za odpowiedni.

Technologiczna przewaga

Tony Rickardsson okazał się prawdziwym pionierem w dziedzinie technologii sportowej. Był znany z tego, że poszukiwał najlepszych rozwiązań sprzętowych i potrafił przekonać do współpracy czołowe fabryki, które produkowały części wyłącznie na jego użytek. Co ciekawe, ten wyjątkowy sprzęt po zakończeniu przez niego kariery nie stał się dostępny dla innych zawodników. Jego współpraca z firmą Penske, znaną z osiągnięć w konstruowaniu samochodów IndyCar, zaowocowała stworzeniem specjalnej ramy motocyklowej, która kosztowała dziesięć razy więcej niż standardowe modele używane przez jego rywali. Ta rama, dzięki zaawansowanej regulacji i niezwykłej elastyczności, pozwalała Rickardssonowi na osiąganie lepszych wyników, co było kluczowe dla jego triumfów w 2005 roku.

Ale to nie koniec innowacji, jakie Rickardsson wniósł do speedwaya. Jego motocykl wyposażony był w amortyzatory firmy Ohlins, które początkowo zaprojektowano dla zespołów Formuły 1. Szwed zadbał o to, aby amortyzatory te zostały dostosowane do ekstremalnych warunków panujących na torach żużlowych.

Dodatkowo, współpracując z innymi dostawcami, Rickardsson zainicjował produkcję specjalnych łańcuchów oraz innych części, które choć z pozoru wyglądały standardowo, oferowały znacznie lepszą wydajność i trwałość.
Te technologiczne innowacje nie tylko podkreślały jego geniusz jako żużlowca, ale również jako wizjonera, który potrafił wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie do osiągania przewagi nad rywalami.

Porsche Carrera Cup

Romans Tony’ego Rickardssona z wyścigami samochodowymi rozpoczął się, gdy Szwed wciąż był aktywnym żużlowcem. – Na początku 2004 lub 2005 roku dostałem zaproszenie, aby prowadzić samochód VIP, którym dysponowało Porsche. Zapraszali różnych ludzi z wyścigów – od motocyklistów, po legendę Formuły 1 – Mikę Häkkinena – opowiada.

Następnie „Ricki” wziął udział w Porsche Carrera Cup Scandinavia – serii, która właśnie wchodziła na rynek i na początku liczyła tylko osiem samochodów. W swoich wyścigach zajął trzecie i czwarte miejsce, czym zrobił duże wrażenie na przedstawicielach Porsche, którzy zaoferowali mu możliwość dalszej współpracy po zakończeniu kariery żużlowej. – Ludzie z Porsche powiedzieli: „Wow! Kiedy zdecydujesz się zakończyć karierę w żużlu, zadzwoń do nas. Damy ci fabryczny samochód i będziemy cię sponsorować” – wspomina.

Rickardsson, zainspirowany tą możliwością, zdecydował się na rozwijanie swojej kariery w wyścigach samochodowych. Podpisał z Porsche trzyletni kontrakt i został ambasadorem marki w Szwecji. Jego sponsorzy ze świata żużla, tacy jak koncern tytoniowy Swedish Match, również postanowili kontynuować współpracę. Zaangażowanie Rickardssona w Porsche Carrera Cup przyczyniło się do jego sukcesu jako kierowcy i pomogło w rozwoju tej serii wyścigowej w Skandynawii. – W pierwszym roku zespół wystawił do rywalizacji jedno auto – opowiada. – W drugim roku do teamu dołączył Martin Ohlin, więc mieliśmy już dwa samochody. Zajmowałem się klientami Swedish Match, dbając o nich podczas weekendów. Na każdym wyścigu mieliśmy od stu do stu pięćdziesięciu gości. Seria Porsche Carrera Cup się rozwijała. Pomogliśmy im z prawami telewizyjnymi. W drugim roku funkcjonowania klasa ta urosła do trzydziestu samochodów i zaczęła być transmitowana w telewizji.

Kariera w Swedish Match

Po zakończeniu kariery żużlowej i po okresie ścigania się w Porsche Carrera Cup, Tony Rickardsson podjął wyzwanie zawodowe, które znacznie odbiegało od sportów motorowych. Jego kolejnym etapem w życiu stała się praca w strukturach sponsorującej go do tamtej pory korporacji Swedish Match – jednego z największych na świecie koncernów tytoniowych.

– Podczas mojego czasu w Porsche Swedish Match zaproponowało mi ubieganie się o stanowisko, o którym nie wiedziałem zbyt wiele – wspomina. – Przeszedłem cały proces aplikacji na posadę menedżera regionu Europy Wschodniej. Nigdy nie myślałem, że dostanę tę pracę. Nie rozumiałem, dlaczego poprosili mnie o aplikowanie. Okazało się, że zostało nas dwóch – ja i jeszcze jedna osoba. Wybrali mnie.

Dzień po swoim ostatnim wyścigu dla Porsche, Rickardsson rozpoczął pracę w Swedish Match. Praca ta była dla niego nie tylko nowym zawodowym wyzwaniem, ale również stałym źródłem zatrudnienia przez kolejnych czternaście lat. Ta zmiana świadczy o zdolności sześciokrotnego IMŚ do adaptacji i odnajdywania się w różnych środowiskach – z dala od świata sportu, który go ukształtował. Jego doświadczenia pokazują, jak umiejętności zdobyte na torze i w parku maszyn mogą być skutecznie przekształcone i wykorzystane w zupełnie innym kontekście zawodowym.

Ambasador FIM Speedway

Po latach skupiania się na karierze poza żużlem, Tony Rickardsson w 2021 roku podjął nową rolę w świecie sportów motorowych, dołączając do Warner Bros. Discovery Sports jako globalny ambasador FIM Speedway. To stanowisko było dla niego powrotem do świata żużla, ale w zupełnie nowej roli. – Zdziwiło mnie, że przez długi czas niewiele osób dzwoniło do mnie w sprawie zaangażowania się w żużel – mówi. – Przez ten czas po prostu pracowałem, a to była naprawdę pierwsza poważna oferta od poważnego gracza, który zapytał, czy chciałbym znów być w jakiś sposób zaangażowany w ten sport.

Praca w roli menedżera w firmie notowanej na giełdzie pozwoliła Tony’emu zdobyć cenne doświadczenie w zarządzaniu finansami dużych przedsiębiorstw, co było idealnym przygotowaniem do nowej roli. Po przyjęciu oferty Rickardsson z entuzjazmem zajął się rozwijaniem żużla na nowych, globalnych platformach. – Powiedziałem: „Tak, bardzo bym chciał to robić”. Ta propozycja nadeszła w idealnym momencie. Chwyciłem tę szansę obiema rękami. Chciałem być częścią budowania czegoś nowego w żużlu – opowiada.

Jego rola jako ambasadora nie ogranicza się do reprezentowania dyscypliny na zewnątrz. Rickardsson aktywnie uczestniczy w tworzeniu i rozwijaniu programów mających na celu wsparcie młodych talentów i długoterminowy rozwój żużla. – Moim oficjalnym tytułem jest ambasador FIM Speedway, ale oczywiście wniosłem też kilka pomysłów, w tym program młodzieżowy SGP4, który uważam za kluczowy dla długoterminowej przyszłości tego sportu. Warner Bros. Discovery Sports bardzo wspiera ten projekt – dodaje.

Funkcja ambasadora FIM Speedway w Warner Bros. Discovery Sports pozwala Rickardssonowi wykorzystać swoją pasję i doświadczenie do wpływania na kształt i przyszłość żużla, a także budowania mostów między pokoleniami fanów i zawodników na całym świecie.

„Ricki” prywatnie

Życie prywatne Tony’ego Rickardssona, mimo intensywnego harmonogramu sportowego i biznesowego, zawsze koncentrowało się wokół rodziny, która stanowiła dla niego fundament stabilności i wsparcia. Jego decyzje życiowe często odzwierciedlały głębokie zaangażowanie w bycie obecnym i wspierającym ojcem.

Po rozwodzie z pierwszą żoną, Anną, „Ricki” podjął decyzję o pozostaniu blisko swoich córek – urodzonej w 1997 roku Michelle i Natalie, która przyszła na świat w 2002 roku. Chcąc zapewnić im poczucie bezpieczeństwa i ciągłość w wychowaniu, wybrał nietypowe rozwiązanie – kupił dom położony zaledwie kilkadziesiąt metrów od domu, w którym mieszkały jego dzieci z matką. Taki krok pozwolił mu na utrzymanie bliskich relacji z córkami i regularne uczestnictwo w ich życiu codziennym mimo rozwodu.

Podczas udziału w programie telewizyjnym „Let’s Dance” Tony Rickardsson poznał swoją drugą żonę – Christinę. Ich związek szybko się rozwinął, a para doczekała się dwojga dzieci: córki Victorii Julii, która przyszła na świat w 2009 roku oraz urodzonego w 2011 roku syna Williama.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *