Spis treści
- 24 kwietnia – Grand Prix Europy w Lesznie
- 8 maja – Grand Prix Szwecji w Göteborgu
- 22 maja – Grand Prix Czech w Pradze
- 5 czerwca – Grand Prix Danii w Kopenhadze
- 19 czerwca – Grand Prix Polski w Toruniu
- 10 lipca – Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff
- 14 sierpnia – Grand Prix Skandynawii w Målilli
- 29 sierpnia – Grand Prix Chorwacji w Goričan
- 11 września – Grand Prix Nordyckie w Vojens
- 25 września – Grand Prix Włoch w Terenzano
- 9 października – Grand Prix Polski w Bydgoszczy
- Posłowie
Data publikacji: 10 kwietnia 2024, ostatnia aktualizacja: 16 kwietnia 2024.
Tomasz Gollob udowodnił, że determinacją, talentem i ciężką pracą można pokonać wszelkie przeszkody. Każdy turniej Speedway Grand Prix 2010 to rozdział pełnej wzlotów, upadków, emocjonujących zwrotów akcji i niezapomnianych momentów historii, która składa się na niezwykłą opowieść o dążeniu do perfekcji i spełnieniu marzeń.
W 2010 roku “Chudy” po wielu sezonach nieustającej walki osiągnął swój życiowy cel – trzydzieści siedem lat po Jerzym Szczakielu jako drugi Polak w historii zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu. W parku maszyn nie kumplował się z rywalami, a na torze się z nimi nie cackał, więc swego czasu miał przeciwko sobie cały żużlowy świat. Gdy w 1995 roku podczas finałowej rundy IMŚ w Hackney Craig Boyce wymierzył mu cios pięścią w twarz, pozostali uczestnicy zawodów stanęli murem za Australijczykiem i zrzucili się na karę, jaką otrzymał za ten wybryk. Droga Polaka do triumfu była pełna dramatycznych zwrotów akcji, zaciętej rywalizacji oraz momentów, które przetestowały jego wytrwałość i poświęcenie.
24 kwietnia – Grand Prix Europy w Lesznie
Do Leszna na inaugurację zmagań o tytuł IMŚ młodszy z braci udawał się z bojowym nastawieniem. Przed turniejem o Grand Prix Europy reprezentant Polski otwarcie wyraził pragnienie zdobycia złotego medalu, który przez lata omijał jego wypchaną po brzegi gablotę z trofeami. Do tamtej pory miał w dorobku cztery brązowe krążki (1997, 1998, 2001, 2008) i dwa srebrne (1999, 2009) – Marzy mi się, by to złoto wreszcie trafiło do mnie. Mam dziwne i miłe przeczucie, że w Lesznie będzie naprawdę dobrze – powiedział w rozmowie z “Super Expressem”.
Jednak po zawodach na Stadionie im. Alfreda Smoczyka kibice wychowanka Polonii Bydgoszcz mieli mieszane odczucia. Leszczyński tor, sprzyjający zawodnikom lubiącym się ścigać, tym razem nie przyniósł Gollobowi upragnionego triumfu. Zwyciężył broniący tytułu Jason Crump, a spośród Polaków najlepiej z presją poradził sobie Jarosław Hampel, który zajął drugie miejsce. Jadący z dziką kartą Janusz Kołodziej również pokazał się z dobrej strony i zakończył zawody na czwartej pozycji. Tomasz Gollob, jak zawsze ambitny i w pełni zaangażowany, nie potrafił się odnaleźć na owalu przy ul. Strzeleckiej, kończąc rywalizację na dwunastej lokacie, z zaledwie sześcioma punktami na koncie.
Jednak mimo słabych zawodów w wykonaniu Golloba niemal każdy bieg zmagań w Lesznie dostarczył emocjonujących momentów. Były zacięte wyścigi, a Grand Prix Europy trzymało publiczność w napięciu od początku do końca. Wszystko to sprawiło, że tylko nieliczni kibice żałowali wydanych na bilet pieniędzy. Poza tym do zakończenia cyklu pozostawało jeszcze dziesięć turniejów, a to, co miało być triumfalnym początkiem, stało się dla najlepszego wówczas polskiej jeźdźca przestrogą i motywacją do jeszcze cięższej pracy.
8 maja – Grand Prix Szwecji w Göteborgu
Podczas Grand Prix Szwecji w malowniczym Göteborgu żużlowcy musieli zmierzyć się nie tylko z rywalami, ale i z kapryśną pogodą. Deszcz przemienił czterystumetrowy owal w ślizgawkę, więc każdy błąd mógł kosztować zawodnika nie tylko stratę punktów, ale i zdrowie. W tych trudnych warunkach kluczowe były pola startowe i wyjścia spod taśmy, co sprowadziło rywalizację na legendarnym Ullevi do swego rodzaju gry o przetrwanie.
Jarosław Hampel, pamiętający swój świetny występ w Lesznie, tym razem sobie nie poradził. “Mały” pomimo ambitnej postawy uzbierał tylko sześć punktów i nie awansował do półfinałów. Tomasz Gollob, choć również borykał się z przeciwnościami, okazał się jedynym Polakiem, który po fazie zasadniczej znalazł się w pierwszej ósemce. Tym samym udowodnił, że nawet najtrudniejsze warunki nie są w stanie go zatrzymać w drodze do celu.
Startując w półfinale z niekorzystnego, jak mogłoby się wydawać, zewnętrznego pola, “Chudy” pomknął po trzy „oczka”, pozostawiając za plecami Grega Hancocka, Magnusa Zetterströma i Emila Sajfutdinowa.
W finale Polak znów pojechał w żółtym kasku, lecz mimo heroicznej walki i chwilowego prowadzenia, musiał oddać palmę pierwszeństwa Kennethowi Bjerre, który na starcie był ustawiony najbliżej krawężnika. – Bardzo lubię startować z zewnętrznych pól, stąd moja decyzja – wytłumaczył później swój nieoczywisty wybór. Drugie miejsce Golloba w tych zawodach to jednak nie porażka, a potwierdzenie jego klasy i niezłomności. – Kenneth pokonał mnie moją własną bronią, jadąc po zewnętrznej. Drugie miejsce jednak to bardzo dobry wynik, wróciłem do gry – skomentował swój występ reprezentant biało-czerwonych.
Grand Prix Szwecji pokazało, że w sporcie, podobnie jak w życiu, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Czasem deszczowa aura i niesprzyjające okoliczności mogą przetestować zawodników w sposób, którego się nie spodziewali. Tomasz Gollob mimo przeciwności udowodnił, że jego marzenia o złocie wciąż są żywe, a determinacja i umiejętność dostosowania się do warunków są tym, co odróżnia prawdziwych herosów czarnego sportu od reszty zawodników.
22 maja – Grand Prix Czech w Pradze
Turniej na Stadionie Markéta był trzecią odsłoną zmagań o tytuł IMŚ 2010. W Pradze po raz czternasty w historii sportowe ambicje splotły się z rykiem silników żużlowych motocykli, a Tomasz Gollob miał apetyt na więcej po tym jak dzięki udanym zawodom w Göteborgu wskoczył na czwarte miejsce w klasyfikacji przejściowej cyklu. Prowadził Kenneth Bjerre przed Jasonem Crumpem i Jarosławem Hampelem.
Zanim zawodnicy stanęli do rywalizacji o Grand Prix Czech, odpowiadali na pytania dziennikarzy. – To jeden z moich ulubionych torów, choć zdarzały się także słabsze występy – przyznał Gollob, który ponad dekadę wcześniej wygrał ten turniej jako jedyny do tamtej pory Polak. – Zapomniałem już o inauguracyjnej wpadce w Lesznie. Powiedziałem sobie tylko, że muszę jak najszybciej odrobić straty. Udało się to już w następnych zawodach na Ullevi. Jednak tamte dwa turnieje to już historia. Przed nami kolejne zawody i chcę w nich powalczyć o jak najlepszy wynik.
Pierwsze dwa wyścigi na Stadionie Markéta mogły zachwiać pewność siebie Golloba, gdyż Polak przywiózł do mety zaledwie dwie “jedynki”. Ale od trzeciej serii wyścigów wszystko zaczęło układać się po myśli “Chudego”. No prawie wszystko, ponieważ po dwóch zwycięstwach zanotował “zerówkę”, lecz w znacznym stopniu przyczyniło się do tego fatalne trzecie pole startowe.
Od półfinałów ówczesny zawodnik Stali Gorzów zaczął dominować. Natomiast Jarosław Hampel, któremu również trudno odmówić ambicji i talentu, nie zdołał wykorzystać swojej szansy na zwycięstwo, chociaż do finału podchodził z korzystnego pierwszego pola. To pokazuje, jak niewielkie są różnice między najlepszymi, i jak każdy detal może zdecydować o końcowym sukcesie.
Jadący w finale w niebieskim kasku Tomasz Gollob ostatecznie triumfował na praskim owalu przed Nickim Pedersenem, Jarkiem Hampelem i Magnusem Zetterströmem. – W końcu odczarowałem ten tor dla polskich kibiców – cieszył się po wszystkim i podkreślał, że sukces ten był możliwy dzięki podejściu do zawodów na luzie.
Kiedyś w żużlowym światku mówiło się, że kto wygrywa w Pradze, ten zgarnia tytuł. Tamten wieczór w stolicy Czech jest świadectwem nie tylko klasy Golloba, ale również potwierdzeniem, że w sporcie nie wolno tracić wiary w siebie. Mimo początkowych trudności, Polak potrafił wyjść z opałów i zakończyć zawody w roli zwycięzcy.
5 czerwca – Grand Prix Danii w Kopenhadze
Grand Prix Danii w Kopenhadze było spektaklem, w którym polscy żużlowcy odegrali główne role. Tomasz Gollob, przed zawodami zajmujący trzecie miejsce w klasyfikacji przejściowej cyklu, podszedł do nich z chłodną głową. Spokój i opanowanie stały się jego znakiem rozpoznawczym. – Do Kopenhagi jadę się pościgać. Traktuję te zawody jak każde inne – zapowiadał, cytowany przez serwis WP SportoweFakty. – Jestem nastawiony na zbieranie punktów. W tym sezonie jadę bez zbędnej presji.
Na Parken Jarosław Hampel był w gazie od samego początku, a startujący z wysoką gorączką Tomasz Gollob pokazał, że z uporem maniaka będzie dążył do celu, jaki sobie wyznaczył przed rozpoczęciem sezonu 2010. Półfinały przyniosły sporo dramaturgii. W pierwszym Hans Andersen i Chris Harris zadziwili publiczność swoją wysoką formą. Natomiast w drugim na prowadzeniu znajdował się Jarosław Hampel przed Kennethem Bjerre, który wyprzedził Golloba. Potem “Chudego” próbował minąć jeszcze Chris Holder, ale upadł, w efekcie czego sędzia przerwał wyścig i zarządził powtórkę. W niej Hampel i Gollob zablokowali Duńczyka, co pozwoliło im pewnie pomknąć do mety.
Finał, choć emocjonujący jedynie przez pierwsze okrążenie, ujawnił klasę i doświadczenie biało-czerwonych. Jarosław Hampel, nie dając szans rywalom, potwierdził swoją dominację w tych zawodach, a Tomasz Gollob, wykorzystując każdą szansę na zdobycie przewagi nad resztą stawki, zdołał uplasować się za jego plecami. Błędy Andersena otworzyły drzwi dla Chrisa Harrisa, który zajął miejsce na najniższym stopniu podium.
Grand Prix Danii dostarczyło niezapomnianych wrażeń kibicom zgromadzonym na Parken i potwierdziło, że w żużlowym świecie polscy zawodnicy są siłą, z którą muszą liczyć się wszyscy konkurenci. Tomasz Gollob niezłomny w swych dążeniach udowodnił, że każde zawody to dla niego kolejny krok na drodze do mistrzostwa. Jego strategia zbierania punktów z turnieju na turniej pozwalała mu utrzymywać się w gronie głównych pretendentów do złota.
19 czerwca – Grand Prix Polski w Toruniu
Na toruńskiej Motoarenie, perle wśród stadionów żużlowych, rozbrzmiała prawdziwa symfonia biało-czerwonej orkiestry z Tomaszem Gollobem w roli dyrygenta. W 2010 roku obiekt ten debiutował w cyklu Grand Prix, a tamte zawody przeszły do historii jako wydarzenie, które przekroczyło wszelkie oczekiwania.
Kibice wypełnili stadion po brzegi – sprzedały się wszystkie bilety, nawet te na miejsca stojące. Tomasz Gollob w Grodzie Kopernika zaprezentował żużlową perfekcję. Jego dominacja na owalu przy ul. Pera Jonssona była niepodważalna, a każdy bieg stanowił dowód niezrównanej klasy reprezentanta Polski. Gdy wydawało się, że po gorszym starcie jego szanse na zwycięstwo są nikłe, pokazywał budzącą podziw umiejętność odrabiania strat. Wywalczenie przez “Chudego” tego wieczora wszystkich możliwych do zdobycia punktów było żużlowym koncertem, który ukazał również najwyższy poziom przygotowania technicznego i taktycznego. Umiejętność adaptacji do warunków torowych, czytania rywali i toru, jak również precyzja w każdym wykonanym manewrze, czyniły z niego zawodnika niemal niemożliwego do pokonania.
W finale, po którym na podium stanęło jeszcze dwóch innych reprezentantów biało-czerwonych, Rune Holta i Jarosław Hampel, Gollob udowodnił swoją wyższość, kontrolując wyścig od pierwszego do ostatniego metra. Jego słowa po zawodach, skierowane do kibiców, były pełne determinacji i wiary w siebie: – Nie wiem, jak to się skończy, ale ja myślę, że będę w tym roku mistrzem świata. Zrobię to dla was – powiedział, gdy stało się jasne, że zepchnął Jarosława Hampela z fotela lidera klasyfikacji przejściowej IMŚ.
10 lipca – Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff
Na monumentalnym Millennium Stadium “Chudy” przystępował do kolejnego etapu swojej żużlowej odysei. Ten wieczór miał się stać szóstym rozdziałem jego drogi do wymarzonego tytułu IMŚ, jednak sport, jak to często bywa, napisał własny scenariusz pełen dramatycznych zwrotów akcji.
Tomasz Gollob i Jarosław Hampel rozpoczęli zawody w Cardiff z determinacją godną prawdziwych mistrzów. Ich walka punkt za punkt, wyścig po wyścigu, była odzwierciedleniem żużlowego kunsztu, który obaj prezentowali. Gollob, który w fazie zasadniczej stracił tylko trzy “oczka, pewnie zameldował się w półfinałach, podobne jak Hampel, z którym dzielił pozycję lidera turnieju.
Jednak jak w prawie każdej historii z happy endem, również w tej nadszedł moment zwątpienia. Sprzęt, który do tej pory służył “Chudemu” bez zarzutu, zawiódł w najważniejszym momencie, czyli w półfinale. Uchwycona przez telewizyjne kamery scena, w której Polak podnosi rękę i zjeżdża z toru, chwyta za serce. Rozczarowanie i niedowierzanie widać było w każdym jego geście. Gdy motocykl odmówił posłuszeństwa, marzenia o kolejnych punktach rozpłynęły się niczym mgła nad walijskim stadionem. – Jeszcze nie wiem, co było przyczyną awarii. Przypuszczam, że doszło do uszkodzenia zapłonu – mówił na gorąco Gollob.
Tymczasem Jarosław Hampel konsekwentnie realizował swój plan. Zwyciężył w drugim półfinale, ale w finale, mimo zaciekłej walki, musiał uznać wyższość dwóch Australijczyków – Chrisa Holdera i Jasona Crumpa. Jego determinacja i umiejętność adaptacji do zmieniających się okoliczności przyniosły mu jednak cenne “oczka”, które pozwoliły ponownie objąć prowadzenie w klasyfikacji mistrzostw świata.
Tamta noc w Cardiff była kolejnym przypomnieniem o nieprzewidywalności sportu oraz o tym, że droga do tytułu jest pełna niespodziewanych przeszkód. Dla Golloba, którego kariera w SGP jawi się niczym mozaika złożona z triumfów i porażek, ten wieczór stał się kolejną lekcją, którą wychowanek bydgoskiej Polonii miał zamiar wykorzystać w następnych zawodach. W świetle reflektorów Millennium Stadium żużel ponownie udowodnił, że jest dyscypliną, w której do ostatniego metra przed metą nic nie jest przesądzone.
14 sierpnia – Grand Prix Skandynawii w Målilli
– Ile punktów odrobiłem do Jarka Hampela? – zapytał dziennikarzy Tomasz Gollob na konferencji prasowej po zawodach w Målilli. Odpowiedź, jaką otrzymał, była dla niego bardziej niż satysfakcjonująca – odzyskał bowiem prowadzenie w klasyfikacji czempionatu, zyskując pięć punktów przewagi nad swym największym konkurentem. Jednak w żużlowym świecie, gdzie cztery turnieje mogą przewrócić wszystko do góry nogami, ta zaliczka wciąż nie zapewniała mu spokoju.
Grand Prix Skandynawii rozpoczęło się dla Golloba obiecująco. Jego dominacja w czterech pierwszych biegach, które zwyciężył bezapelacyjnie, zapowiadała szczęśliwy koniec. Jednak nieprzewidywalność speedwaya dała się we znaki w siedemnastym wyścigu. Spowodowana przez zawodnika Stali Gorzów kolizja z Emilem Sajfutdinowem, choć była efektem przypadku, a nie złośliwości, przyniosła moment refleksji nad niebezpieczeństwami tego sportu.
Gollob zaraz po zdarzeniu przeprosił rywala, a potem wygrał swój półfinał. Jednak wielki finał, mimo wybranego przez Golloba pierwszego pola startowego, nie przyniósł Polakowi zwycięstwa, na które tak bardzo liczył. Drobny błąd kosztował go utratę cennych punktów, ale trzecie miejsce za Rune Holtą i Jasonem Crumpem oraz zdobyte siedemnaście „oczek” pozwoliło mu umocnić się na pozycji lidera SGP.
Podium, na którym Gollob stanął po raz piąty w sezonie, było symbolem wytrwałości wobec przeciwności. Incydent w Målilli i wynikające z niego urazy – poranione dłonie oraz inne obrażenia – są świadectwem poświęcenia, jakiego żużlowcy gotowi są dokonać w pogoni za mistrzowskim tytułem. Mimo bólu i niepewności, jaką niosą ze sobą kolejne rundy, “Chudy” pozostawał nieugięty w swoim dążeniu do zwycięstwa. Na każdym kroku podkreślał, że pełnia szczęścia nastąpi dopiero wtedy, gdy przewaga nad rywalami zostanie utrzymana po ostatniej rundzie Speedway Grand Prix 2010.
29 sierpnia – Grand Prix Chorwacji w Goričan
Grand Prix Chorwacji ujawniło wszystkie twarze żużla: dramaturgię, rywalizację i nieprzewidywalność, które sprawiają, że nawet najbardziej doświadczeni zawodnicy mogą znaleźć się w nieoczekiwanych sytuacjach. Tor w Goričan, a właściwie w pobliskiej miejscowości Donji Kraljevec, zdradliwy i pełen niespodzianek, był miejscem, gdzie polscy faworyci, Tomasz Gollob i Jarosław Hampel, zmagali się nie tylko z konkurencją, ale przede wszystkim z trudnymi warunkami.
Związany z opadami deszczu stan nawierzchni spowodował przesunięcie zawodów z soboty na niedzielę. Jednak prace, jakie wykonano na torze, nie przyniosły spodziewanej poprawy. Owal zdominował zalegający na nim piasek i pomimo próśb Golloba o interwencję w kwestii stanu toru, nie udało się poprawić warunków, co wpłynęło na przebieg zawodów. Nawet miejscowy matador, Jurica Pavlic, nie był w stanie wykorzystać swojej znajomości owalu, co tylko potwierdzało trudności, z jakimi mierzyli się zawodnicy.
Na podium w Goričan stanęli kolejno: Greg Hancock, Chris Harris i Jason Crump. Pokazali oni, że w żużlu doświadczenie i umiejętność dostosowania się do zmieniających się warunków są równie ważne jak szybkość czy technika. Crump, mimo pozornej luzackiej postawy w boksie, wysyłał wtedy poważne ostrzeżenie do prowadzących w klasyfikacji Golloba i Hampela, że nie porzucił jeszcze swoich mistrzowskich ambicji.
Polscy kibice z pewnością czuli niedosyt z powodu braku naszych reprezentantów w finale, ale chorwacki turniej zapewnił im momenty prawdziwego żużlowego majstersztyku w wykonaniu Tomasza Golloba, który w swoim trzecim starcie dał pokaz swoich najlepszych umiejętności. Ten wyścig, podczas którego Polak minął trzech rywali, w tym Jasona Crumpa i Nickiego Pedersena, stanowił kwintesencję jego wielkiego talentu.
Ostatecznie Grand Prix Chorwacji było przypomnieniem o nieprzewidywalności żużla, gdzie każdy detal – od tylnej opony i taktyki startowej, aż po dostosowanie się do panujących warunków – może zdecydować o zwycięstwie lub porażce. Dla Golloba i Hampela, mimo że nie ukończyli zawodów na podium, turniej ten był kolejnym krokiem w ich walce o tytuł mistrza świata, gdzie każdy punkt zbliża do osiągnięcia celu.
11 września – Grand Prix Nordyckie w Vojens
W Vojens Tomasz Gollob ponownie potwierdził swoje mistrzowskie aspiracje. Jego występ w Grand Prix Nordyckim stanowił milowy krok w drodze po upragniony tytuł indywidualnego mistrza świata.
Tamte zawody pokazały nie tylko dominację Golloba, ale również wielkie ambicje jego dwóch najgroźniejszych rywali – Jarosława Hampela i Jasona Crumpa. Jednak to właśnie “Chudy” nie miał sobie równych. Tomek zdobył pełną pulę punktów w rundzie zasadniczej i wyraźnie zaznaczył swoją przewagę nad konkurentami. Półfinały przyniosły kolejną dawkę emocji, gdzie wychowanek Polonii Bydgoszcz z łatwością wygrał swój wyścig. Z kolei Hampel, mimo ambitnej walki i próby wyprzedzenia konkurentów, doświadczył awarii motocykla, która pozbawiła go szansy na finał.
Finałowa gonitwa, zdominowana przez Tomasza Golloba, była pokazem jego determinacji w dążeniu do zwycięstwa. Ostra rywalizacja między Kennethem Bjerre i Jasonem Crumpem o drugie miejsce dodała temu wyścigowi dramaturgii, ale to Gollob okazał się niekwestionowanym bohaterem wieczoru, umacniając swoją pozycję lidera w klasyfikacji przejściowej IMŚ z dziewiętnastoma punktami przewagi nad Crumpem i dwudziestoma „oczkami” nad Hampelem.
Tomasz Gollob stanął u progu historycznego sukcesu. – Nadal muszę walczyć na sto procent, bo jak nie, to tytuł mi ucieknie – powiedział „Przeglądowi Sportowemu” tuż po niekwestionowanej wygranej w Vojens. Na dwa turnieje przed końcem rywalizacji był już naprawdę blisko mistrzowskiej korony. – Przede mną jeszcze długa i trudna droga – dodał. – Zastanawiam się właśnie, jak optymalnie przygotować się do włoskiego turnieju. Boję się, żeby nie doznać jakiejś kontuzji, ale strach nie może mnie sparaliżować.
Jego słowa były pełne świadomości wyzwań, jakie jeszcze przed nim stały. Stanowiły odzwierciedlenie charakteru mistrza, który nie spoczywa na laurach, lecz konsekwentnie dąży do celu. Terenzano mogło stać się miejscem, gdzie marzenia o mistrzowskiej koronie staną się rzeczywistością, pod warunkiem, że Gollob utrzyma swoją formę i skupienie, które do tej pory prowadziły go do celu.
25 września – Grand Prix Włoch w Terenzano
W Terenzano odbyły się zawody zwieńczone momentem, którego polscy kibice żużla nigdy nie zapomną. Tomasz Gollob osiągnął swój życiowy sukces i trzydzieści siedem lat po Jerzym Szczakielu jako drugi Polak w historii zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu. Emocjonalne chwile, podczas których dziękował kibicom za cierpliwość, podkreślały wielkość jego sukcesu i głębię sportowej pasji, która kierowała nim przez całą karierę. – Dwadzieścia lat mi zajęło, żeby to zrobić. Przepraszam was bardzo, że musieliście tyle na to czekać – mówił do fanów zgromadzonych na stadionie w Italii.
Wprawdzie początek Grand Prix Włoch w wykonaniu Polaka nie był idealny, a pierwszą gonitwę Tomek zakończył za plecami Grega Hancocka i Chrisa Holdera, to jednak już od kolejnego wyścigu zaczął dominować, prezentując na charakterystycznym białym torze jazdę, która była kwintesencją jego stylu i doświadczenia. Fantastyczna forma “Chudego”, szczególnie widoczna w manewrach po zewnętrznej, pozwoliła mu na systematyczne budowanie przewagi nad rywalami.
Jason Crump i Jarosław Hampel nie byli w stanie zagrozić jego pozycji. “Mały”, choć walczył dzielnie, ostatecznie musiał uznać wyższość Golloba, podobnie jak “Crumpy”, którego pojedynek z Rune Holtą był jedną z wielu dramatycznych chwil tego wieczoru.
Momentem, który przypieczętował triumf Golloba w mistrzostwach świata, był wygrany przez Polaka pierwszy półfinał. Natomiast po drugim półfinale i trzecim miejscu Jarka Hampela stało się jasne, że nikt nie będzie już w stanie odebrać mu złotego medalu IMŚ.
W finale Grand Prix Włoch Tomasz Gollob jeszcze raz udowodnił, że jest w kapitalnej formie. Wyprzedzając rywali z niesamowitą łatwością zapewnił sobie zwycięstwo w zawodach. Jego sukces był osobistym triumfem, a także zwieńczeniem lat ciężkiej pracy, determinacji i nieustannego dążenia do doskonałości. Słowa Polaka po wygranej, pełne pokory i wdzięczności wobec fanów, podkreślają wielkość jego charakteru i sportowego ducha. Tytuł indywidualnego mistrza świata, zdobyty po tylu latach oczekiwania, nie tylko wypełnił lukę w polskim żużlu, ale również zainspirował kolejne pokolenia zawodników, by nigdy nie przestawać walczyć o swoje marzenia.
Historia Golloba, który w Terenzano osiągnął szczyt swojej kariery, jest dowodem na to, że w sporcie, tak jak w życiu, wytrwałość, pasja i praca mogą sprawić, że marzenia staną się rzeczywistością.
9 października – Grand Prix Polski w Bydgoszczy
Wieńczący IMŚ 2010 turniej o Grand Prix Polski w Bydgoszczy przyciągnął tłumy fanów zamierzających świętować złoto Tomasza Golloba, które zapewnił sobie dwa tygodnie wcześniej w Terenzano. Dodatkowe trybuny ustawione na stadionie Polonii świadczyły o ogromnym zainteresowaniu, jakie wzbudzał finałowy turniej cyklu. Kibice, zarówno z Polski, jak i z zagranicy, z niecierpliwością oczekiwali też na rozstrzygnięcia na torze, gdyż na szali leżały jeszcze srebro i brąz światowego czempionatu.
Całemu wydarzeniu dramaturgii dodawała niepewność dotycząca występu świeżo upieczonego mistrza świata. Odniesiona podczas treningu kontuzja torebki stawowej solidnie Gollobowi dokuczała. Po intensywnej rehabilitacji i długich rozważaniach żużlowiec zdecydował się przystąpić do rywalizacji, choć jego jazda po torze przy ul. Sportowej ograniczyła się do zaledwie trzech biegów.
Walka o drugie miejsce w klasyfikacji generalnej między Jarosławem Hampelem a Jasonem Crumpem była zacięta. Ostatecznie obaj zawodnicy zdobyli po sześć punktów, co pozwoliło Jarkowi utrzymać przewagę i zapewnić sobie historyczny srebrny medal. Wielki finał, w którym najlepszy start zaliczył Chris Harris, zakończył się zwycięstwem Andreasa Jonssona. Szwed w drugim łuku popisał się skuteczną akcją i wyprzedził reprezentanta Wielkiej Brytanii.
Kibice, którzy licznie zjechali do Bydgoszczy, mogli być świadkami wyjątkowej historii, gdyż po raz pierwszy w historii IMŚ na żużlu dwa najwyższe miejsca na podium zajęli Polacy. Wśród publiczności i zawodników panowała atmosfera święta, podkreślana przez specjalnie przygotowane okolicznościowe dukaty upamiętniające sukces Tomasza Golloba.
Posłowie
W Speedway Grand Prix 2010 od pierwszych zawodów w Lesznie, aż po finałowy turniej w Bydgoszczy, Tomasz Gollob nie tylko demonstrował swoją wyjątkową klasę na torze, ale również udowodnił, że prawdziwy mistrz nie uznaje słowa „niemożliwe”. Jego historia to kronika sportowych wzlotów i upadków oraz opowieść o sile marzeń i niezłomności w dążeniu do ich realizacji.
Tomasz Gollob, wychowanek bydgoskiej Polonii, zdobył upragniony tytuł i zainspirował kolejne pokolenia polskich żużlowców. W sezonie 2010 “Chudy” zapisał się złotymi literami w annałach żużlowej historii i przypomniał wszystkim, że droga do mistrzostwa jest drogą pełną wyzwań, która wymaga poświęcenia oraz wiary w siebie i swoje możliwości.
Rok 2010 to nie tylko rok, w którym Tomasz Gollob został indywidualnym mistrzem świata. To również rok, w którym żużel pokazał swoje najlepsze oblicze, pełne emocji, niesamowitych rywalizacji i historii, które zostaną z nami na zawsze.
Foto: gettyimages.com