Gail Devers – niezłomna czempionka

Gail Devers

Data publikacji: 20 marca 2020, ostatnia aktualizacja: 8 kwietnia 2024.

– Zapuszczałam paznokcie przez trzy lata, ponieważ tyle czasu zajęło lekarzom zdiagnozowanie mojej choroby – opowiada Gail Devers, czyli trzykrotna mistrzyni olimpijska w biegach sprinterskich, która na bieżni słynęła nie tylko z piekielnej szybkości, ale też właśnie z długich paznokci.

Być jak Wilma Rudolph

Yolanda Gail Devers, jak brzmią jej właściwe personalia, przyszła na świat 19 listopada 1966 roku w Seattle jako córka Larry’ego i Alabe. Jej ojciec był pastorem, a mama pracowała jako nauczycielka. To, że największą inspiracją dla dziewczyny stała się pewna sportsmenka, jest w zasadzie dziełem przypadku.

– Co roku chodziliśmy do biblioteki, żeby wybrać sobie dowolną książkę do przeczytania – wspomina. – W siódmej klasie wzięłam ze sobą autobiografię Wilmy Rudolph. Zwyczajnie spadła pod moje nogi. Podniosłam ją i z miejsca zagłębiłam się w historię lekkoatletki, która wiele w życiu przeszła z chorobą Heinego-Medina na czele. Jej losy stały się dla mnie wielką inspiracją, zwłaszcza że sama później zmagałam się z chorobą Gravesa-Basedowa.

Dorównać bratu

„Pudgy”, jak na nią wołano w dzieciństwie, sportem zainteresowała się podpatrując starszego brata, który został później zawodowym kulturystą. Dziewczyna trenowała razem z nim i robiła wszystko, żeby mu dorównać. Swój wzrok skierowała jednak na zupełnie inną dyscyplinę niż ta, w której zaistniał Parenthesis.

– Na igrzyskach w Los Angeles w 1984 roku pojawiłam się jedynie w roli kibicki – zauważa. – Siedzenie na trybunach, podglądanie najlepszych sprinterów i patrzenie jak Florence Griffith-Joyner zdobywa srebro pozytywnie mnie nakręciło do działania. Przed tamtymi wydarzeniami igrzyska znałam głównie z opowieści o genialnych sprinterach i sprinterkach, takich jak Wilma Rudolph.

Paznokcie

Zamiłowanie Gail do długich paznokci to wynik zakładu z tatą, który miał już dość tego, że córka notorycznie je obgryza. Devers dorastała w National City w Kalifornii. Jej znakomite występy w barwach Sweetwater High School pomogły szkole w wywalczeniu tytułu najlepszej placówki podczas prestiżowych zawodów w San Diego.

– Na poważnie zaangażowałam się w lekkoatletykę jako piętnastolatka – mówi. – Byłam wtedy w drugiej klasie liceum. Z roku na rok czyniłam znaczące postępy, próbując swoich sił w różnych konkurencjach. Zaczynałam od biegów długodystansowych, a dopiero później przerzuciłam się na sprinty.

University of California

Wyniki osiągane przez nastolatkę wywarły olbrzymie wrażenie na uczelniach wyższych, które zaczęły oferować Gail stypendia sportowe. Młoda lekkoatletka ostatecznie zdecydowała się na University of California w Los Angeles, czyli miejsce, które wykreowało wiele gwiazd przeróżnych dyscyplin.

– Na UCLA pieczę nade mną sprawował trener Bob Kersee – wspomina. – Dostrzegł we mnie potencjał, dlatego ciężko pracowaliśmy nad moją formą. Zawsze byłam silnie zorientowana na realizację celów. Te natomiast sama sobie wyznaczałam. Pewnego razu doszłam do wniosku, że moim celem jest zostanie najlepszą na świecie i choć wcielenie tego w życie nie było łatwe, to okazało się niezwykle satysfakcjonujące.

Rozczarowanie w Seulu

Pierwsze sukcesy w „dorosłej” lekkoatletyce Devers odniosła podczas Igrzysk Panamerykańskich w Indianapolis, skąd przywiozła złote medale w sprincie na 100 metrów oraz w sztafecie 4 x 100 m. Głównym celem Gail był jednak  krążek na igrzyskach olimpijskich w Seulu A.D. 1988. Tymczasem tuż przed imprezą  sportsmenka zaczynała tracić włosy i gwałtownie chudnąć, a oprócz tego czuła chroniczne zmęczenie. W efekcie tego w Korei Południowej wystartowała tylko w swojej koronnej konkurencji, czyli sprincie na 100 metrów przez płotki, kończąc rywalizację już w półfinale.

– Lekarze powiedzieli mi, że moje problemy były spowodowane zbyt intensywnymi przygotowaniami do igrzysk – tłumaczy. – Mój stan z dnia na dzień się pogarszał. Wypadały mi włosy, paznokcie nie rosły, schodziła skóra z twarzy. Przez dwa i pół roku specjaliści nie byli w stanie zdiagnozować mojego problemu. Mój pierwszy mąż, a wtedy jeszcze przyjaciel, RJ Hampton, próbował mi jakoś pomóc, ale nie był w stanie nic zrobić. Koniec końców musiałam sama przez to przejść. Doszło nawet do tego, że unikałam wychodzenia na zewnątrz, ponieważ ludzie odwracali wzrok na mój widok.

Walka z chorobą

Ostatecznie u sprinterki zdiagnozowano chorobę Gravesa-Basedowa, która atakuje tarczycę. Sportsmenka została poddana radioterapii, dzięki której jej zdrowie miało się unormować. W trosce o wynik kontroli antydopingowej Devers odmówiła jednak przyjmowania beta-blokerów, w efekcie czego zbyt duża dawka promieniowania sprawiła, że na lewej stopie pojawił się niebezpieczny pęcherz, a tarczyca znalazła się w opłakanym stanie. Był luty 1991 roku. „Pudgy” większość czasu spędzała w gabinetach lekarskich, gdyż o występach na bieżni w takim stanie mogła jedynie pomarzyć. Trzy lata wcześniej biła rekord kraju na 100 metrów przez płotki, a teraz groziła jej amputacja stóp.

– Modliłam się do Boga: „Tylko nie stopy, proszę. Jeśli je uratujesz, to obiecuję, że będę ich używać tak długo jak tylko sobie zażyczysz” – opowiada. – Byłam przekonana, że moja choroba jest dziełem szatana. „OK, panie diabeł, nie dostaniesz moich stóp!”, powtarzałam sobie. Niedługo później zdarzył się cud. Dostałam leki, dzięki którym wyzdrowiałam. Miesiąc później, czyli w marcu 1991 roku, wróciłam do normalnych treningów.

Złoto w Barcelonie

Pierwszym sygnałem, że Gail wraca do walki o najwyższe cele, były mistrzostwa świata 1991 w Tokio, skąd Amerykanka wróciła ze srebrnym krążkiem na 100 metrów przez płotki. Prawdziwa eksplozja jej talentu nastąpiła jednak w finale płaskiej „setki” podczas IO 1992 w Barcelonie, gdzie z czasem 10,82 sek. reprezentantka USA niespodziewanie zgarnęła złoty krążek, pokonując po ekscytującym finiszu Juliet Cuthbert oraz Irinę Priwałową.

– Naprawdę trudno opisać jakie to było uczucie – mówi. – Dziewiętnaście miesięcy wcześniej czołgałam się. W finale startowałam z drugiego toru i praktycznie nikt nie dawał mi większych szans na zwycięstwo. Powtarzałam sobie tylko: „Nikogo i niczego się nie boję. Boże, niech się stanie twoja wola”. Ostatecznie wygrałam ten bieg i zostałam mistrzynią olimpijską.

Fotofinisz w Atlancie

Po triumfie w stolicy Katalonii worek z medalami otworzył się na dobre, a Gail Devers wywalczyła m.in. złoto HMŚ 1993 w Toronto na 60 metrów oraz tytuły mistrzyni świata na 100 m (1993 – Stuttgart) i 100 m przez płotki (1993 – Stuttgart, 1995 – Goteborg). To był jednak tylko wstęp do tego, co fani królowej sportu mogli ujrzeć podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie, gdzie reprezentantka USA zgarnęła złote krążki w sprincie na „setkę” (jako pierwsza kobieta obroniła tytuł na tym dystansie) oraz w sztafecie 4 x 100 m. Co ciekawe, o jej triumfie w tej pierwszej konkurencji zadecydował fotofinisz, który wykazał, iż minęła linię mety o zaledwie 0,005 sekundy szybciej niż Merlene Ottey.

– Pamiętam jak tuż po biegu stałam i czekałam na rezultaty – wspomina. – Brązowa medalistka, Gwen Torrence, podeszła wtedy do mnie i powiedziała: „Czuję, że to ty wygrałaś”. W mojej głowie trwała natomiast gonitwa myśli: „Nie mogę cię słuchać. Chciałabym, żebyś miała rację, ale to nie ty jesteś spikerem”. Pragnęłam tylko usłyszeć swoje nazwisko, żeby całe to napięcie ze mnie zeszło. Miałam wrażenie, że tamta chwila trwała całą wieczność.

Przeklęte płotki

Po igrzyskach w ojczyźnie Devers nadal utrzymywała się na topie. Z halowych mistrzostw świata A.D. 1997 w Paryżu wróciła ze złotem na 60 metrów, a z MŚ na otwartym stadionie w Atenach w tym samym roku przywiozła złoto w sztafecie 4 x 100 m. Dwa lata później podczas MŚ w Sewilli Gail zgarnęła natomiast złoto na 100 metrów przez płotki. W gruncie rzeczy to właśnie tę konkurencję najbardziej lubiła i to w niej tak bardzo pragnęła olimpijskiego złota. Niestety ta sztuka nigdy jej się nie udała, a najbliżej spełnienia marzenia Amerykanka była w Barcelonie, gdzie w finale potknęła się na ostatnim płotku, co kosztowało ją utratę nie tylko prowadzenia, ale i jakiegokolwiek krążka.

– Czy byłam rozczarowana? Trochę tak, gdyż specjaliści ustalili, że gdybym się nie potknęła, to prawdopodobnie ustanowiłabym rekord świata – twierdzi. – Oprócz tego pojechałam jeszcze na igrzyska w latach 2000 i 2004, chociaż tam kontuzje zniweczyły moje szanse. Patrząc wstecz jestem jednak szalenie dumna z tego, że wzięłam udział w aż pięciu imprezach tej rangi. Niewielu amerykańskich sportowców może się tym pochwalić.

Ostatni taniec

Nieudane igrzyska w Sydney Devers po części odbiła sobie w trakcie MŚ 2001 w Edmonton, gdzie wywalczyła srebro na „setkę” przez płotki, przegrywając jedynie ze swoją rodaczką – Anjanette Kirkland. Ostatnie jej wielkie sukcesy na arenie międzynarodowej to natomiast HMŚ 2003 w Birmingham (złoto na 60 m przez płotki) i HMŚ 2004 w Budapeszcie (złoto na 60 m i srebro na tym samym dystansie przez płotki). Później reprezentantka USA zrobiła sobie przerwę od sportu, którą przeznaczyła na urodzenie dziecka. Wróciła w roku 2006, ale na dość krótko. Jej ostatni naprawdę wielki wyczyn miał natomiast miejsce 2 lutego 2007 podczas tradycyjnego mityngu Millrose Games, rozgrywanego w nowojorskiej Madison Square Garden. Pomimo czterdziestki na karku Gail wygrała wówczas bieg na 60 metrów przez płotki, notując czas  o zaledwie 0,12 sek. gorszy od swojego rekordu życiowego.

– W biegu na 100 metrów przez płotki do pokonania jest dziesięć przeszkód, ale w prawdziwym życiu przeszkody czyhają na każdym kroku – tłumaczy. – Zawsze pojawi się coś, z czym trzeba sobie poradzić. Czasami się potykamy, czasami nawet upadamy, ale po chwili słabości należy wziąć się w garść. Nie wolno pozwolić na to, żeby życie nas pokonało. Nic nie dzieje się bez powodu, a każda bitwa kształtuje nasz charakter. Każda wygrana batalia pokazuje nam kim jesteśmy i jak silni jesteśmy, chociaż wcześniej nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.

Poza bieżnią

Prywatnie Gail Devers jest żoną Mike’a Phillipsa, z którym ma dwie córki. Na sportowej emeryturze legendarna sprinterka angażuje się głównie w działalność charytatywną i wolontariat.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *