Jeremy McGrath – Supermac, czyli gigant supercrossu

Jeremy McGrath

Data publikacji: 12 marca 2020, ostatnia aktualizacja: 8 kwietnia 2024.

Mówi się, że zawodnicy supercrossu spędzają w powietrzu tyle samo czasu co na ziemi. W Europie ta blisko spokrewniona z motocrossem dyscyplina nie jest zbyt popularna, ale za to w USA najlepsi jeźdźcy cieszą się olbrzymią rozpoznawalnością, a zawody z ich udziałem, rozgrywane na wielkich stadionach, regularnie przyciągają na trybuny dziesiątki tysięcy kibiców. Sporo na ten temat wie Jeremy McGrath, czyli siedmiokrotny mistrz AMA Supercross.

Najpierw rower

Nazywają go „Supermac”, „Showtime” lub „The King of Supercross”, a urodził się 19 listopada 1971 roku w San Francisco jako syn Jacka i Ann. Jego ojciec uwielbiał motocross i całkiem nieźle sobie radził na torze, ale Jeremy swoją przygodę ze sportem zaczął trochę łagodniej, bo od wyścigów na rowerach typu BMX.

– Mój sąsiad, dzieciak imieniem Tony, wprowadził mnie do świata BMX – wspomina. – Na początku po prostu śmigaliśmy dla rozrywki, ale po pewnym czasie zaczęliśmy się ścigać w Lake Elsinore w Kalifornii. Tor znajdował się niedaleko od naszego miejsca zamieszkania, a jazda na BMX-ach sprawiała nam wielką radość, więc nieźle się w to wkręciliśmy. Moi rodzice również byli w pełni zaangażowani w moje wojaże, których czas przypadł mniej więcej na lata 1982-86. Cała ta zabawa pochłaniała naprawdę sporo czasu, gdyż tygodniowo brałem udział w ośmiu lub dziesięciu wyścigach.

Mistrz BMX

Zanim McGrath zaczął szaleć na motocyklu, odniósł wiele sukcesów w zawodach BMX. Najchętniej wspomina imprezę z cyklu ABA Gold Cup w San Pedro, gdzie w kategorii jedenastolatków był najlepszy w obu dniach rywalizacji. W pokonanym polu zostawił m.in. Sama Arellano i Jasona Kicka, którzy byli wspierani przez liczne grono sponsorów, podczas gdy „Showtime” mógł liczyć jedynie na pomoc rodziców. Chłopak wzorował się wówczas na pewnym starszym o kilka lat jeźdźcu.

– Ronnie Anderson to był prawdziwy dzikus, ale naprawdę go lubiłem – mówi. – Świetnie panował nad rowerem i wyprawiał naprawdę dziwne rzeczy za kierownicą, gnając na złamanie karku.

Przesiadka na motocykl

W roku 1985 „Supermac” był notowany na osiemnastej pozycji w krajowym rankingu zawodników BMX. Jeremy miał wówczas na koncie około sto różnych trofeów w tej dyscyplinie i powoli zaczęło go ciągnąć w kierunku coraz bardziej ekstremalnych doznań. Zresztą ciężko było mu ograniczać się tylko do roweru, podczas gdy jego ojciec oddawał się motocrossowym szaleństwom.

– Na czternaste urodziny dostałem motocykl – opowiada. – Była to Yamaha YZ80, którą na początku jeździłem dla rozrywki. Mój przyjaciel Ray Hensley, który ścigał się na BMX-ach, rywalizował też w motocrossie. Pewnego dnia przekonał mojego tatę, żeby pozwolił mi pościgać się na torze w Perris. To było jakoś w czerwcu 1986 roku. Wszyscy myśleli, że ojciec jest całkiem niezły w te klocki, ale już w pierwszym moim starcie musiał oglądać moje plecy.

Przecięcie pępowiny

W pewnym momencie Jeremy jeździł na BMX-ach już tylko ze względu na rodziców, którzy na każde zawody udawali się z przyczepką, z której handlowali częściami. Całkiem nieźle na tym zarabiali, dlatego starali się przekonać syna, żeby pomyślał o profesjonalnej karierze w tej dyscyplinie. Tymczasem ten miał zupełnie inne plany na przyszłość. Musiał jednak radzić sobie sam, a od Jacka i Ann dostał zaledwie pięćset dolarów na start.

– Czułem, że w BMX-ach tata wywierał na mnie zbyt dużą presję – tłumaczy. – Nie miał wesołej miny, kiedy oznajmiłem mu, że chcę skończyć z tą dyscypliną, ale z biegiem czasu tak naprawdę on był bardziej zaangażowany w ten cyrk niż ja. Sporo dyskutowaliśmy o motocrossie, w który w pewnym momencie wciągnąłem się na amen. Nie czułem żadnej presji i ścigałem się wyłącznie dla zabawy.

Pierwszy tytuł AMA Supercross

W końcu trzeba było jednak dojrzeć i zacząć na siebie zarabiać. Właśnie z tego powodu „Showtime” wybierał udział tylko w tych wyścigach, które oprócz pucharu i sławy gwarantowały jakieś pieniądze. Dobre wyniki sprawiły natomiast, że jeźdźcem zainteresował się właściciel firmy Pro Circuit – Mitch Payton. Będąc pod skrzydłami jego teamu McGrath mógł liczyć na sprzęt z najwyższej półki, co przełożyło się na to, że w sezonach 1991 i 1992 zgarnął w cyklu AMA Supercross tytuł mistrza strefy zachodniej 125cc.  W kampanii 1993 „Supermac” przeszedł natomiast do najwyższej wówczas kategorii 250cc. Tam w barwach fabrycznego zespołu Hondy miał pobierać nauki u boku panującego czempiona, Jeffa Stantona, ale on wszedł do grona najlepszych z przytupem, wygrał dziesięć z szesnastu zawodów i nieoczekiwanie zgarnął mistrzowski tytuł AMA Supercross.

– Wyścig w Anaheim A.D. 1993, czyli moje pierwsze zwycięstwo, to wyścig najbliższy memu sercu – twierdzi. – Właśnie wtedy zdołałem pokonać jednego z moich idoli – Jeffa Stantona. Dodatkowo dokonałem tego przed własną publicznością i z naprawdę sporym zapasem. To była totalnie ekscytująca noc, która już zawsze będzie zajmować szczególne miejsce w mej pamięci.

Debiut w Motocross of Nations

Sezon 1993 „The King of Supercross” okrasił jeszcze brązowym medalem AMA Motocross w kategorii 125cc oraz złotym krążkiem Motocross of Nations, wywalczonym w austriackim Schwanenstadt. Oprócz niego Stany Zjednoczone w tych zawodach reprezentowali Jeff Emig i Mike Kiedrowski, a McGrath wspomina, że przed żadnym innym startem nie czuł aż takiego strachu.

– Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, iż reprezentacja USA wygrała dwanaście poprzednich edycji tej imprezy, a ja wybierałem się do Austrii w obsranych gaciach, ponieważ byłem przekonany, że przyczynię się do historycznej porażki – wspomina. – Oczywiście obecność w drużynie narodowej była dla mnie wielkim zaszczytem, ale naprawdę bałem się tego występu. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a porażka USA miała ostatecznie miejsce w kolejnej edycji Motocross of Nations, podczas której mnie akurat zabrakło.

Dominator

Sezony 1994-96 to czas absolutnego panowania „Supermaca” na amerykańskiej scenie SX i MX. W tej pierwszej dyscyplinie Kalifornijczyk w każdej z tych kampanii zgarniał medal z najcenniejszego kruszcu, stając na podium w niemal wszystkich wyścigach. Ba, w zmaganiach A.D. 1996 Jeremy McGrath  nie wygrał tylko jednych zawodów. W motocrossie natomiast „Showtime” sięgnął po złoto (1995), srebro (1996) i brąz (1994). Dodatkowo reprezentant USA w kampanii 1996 po raz drugi w karierze udał się na Motocross of Nations. W Jerez de la Frontera Amerykanie sięgnęli po czternasty złoty krążek w ciągu szesnastu lat, a obok McGratha w składzie USA znaleźli się Jeff Emig i Steve Lamson.

– Motocross of Nations 1996 to na pewno najmilszy punkt mojej kariery na arenie międzynarodowej – zauważa. – Stworzyliśmy wówczas najbardziej dominujący team od dziesięciu lat. Wygraliśmy wszystkie trzy wyścigi, a mnie się udało zwyciężyć w swoim pomimo kolizji, w jakiej uczestniczyłem na samym początku. W tamtym sezonie jednak o wiele bardziej skupiałem się na motocrossie niż trzy lata wcześniej i przystępowałem do zawodów z dużą pewnością siebie.

Kolejne tytuły

Po czterech sezonach dominacji w AMA Supercross, tuż przed startem kampanii 1997 „Supermac” rozstał się z teamem Hondy w dość dziwnych okolicznościach. Jeźdźcowi nie podobał się nowy motocykl skonstruowany przez japoński koncern, więc udał się do konkurencji, czyli w tym przypadku do Suzuki. Maszyna tego producenta również nie porażała osiągami, a panujący mistrz musiał zwolnić tron na rzecz Jeffa Emiga. Katastrofy jednak nie było, gdyż McGrath wywalczył srebro oraz dołożył brąz w motocrossie. Rok później  Jeremy wrócił natomiast na szczyt w swojej ukochanej dyscyplinie i pozostał na nim również w sezonach 1999 i 2000. Reprezentant USA startował wówczas w barwach teamu Chaparral Motorsports, który tym samym stał się pierwszym niefabrycznym zespołem, którego zawodnik został mistrzem AMA Supercross.

– Na początku kariery odniosłem tak wiele sukcesów, że kiedy nastał ubogi w dobre wyniki rok 1997, to poczułem się tak, jakby ktoś przywalił mi z całej siły pięścią w twarz – tłumaczy. – Koniec końców te porażki jednak wiele mnie nauczyły i pozwoliły pod wieloma aspektami stać się lepszym człowiekiem. Wcześniej nie byłem postrzegany jako żywa istota, która ma uczucia, a jako zaprogramowany na wygrywanie jeździec. Sam się nawet tak postrzegałem, ale tamten sezon wszystko zmienił.

Abdykacja króla

Znakomita passa Jeremy’ego McGratha definitywnie dobiegła końca wraz z sezonem 2001, kiedy to na supercrossowym tronie zastąpił go młodziutki Ricky Carmichael z Kawasaki, który na przestrzeni lat 2001-06 aż pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo. „Supermac” z podium czempionatu jednak nie zamierzał schodzić, dlatego w kampanii 2001 na jego szyi zawisł srebrny medal, a w kolejnej brązowy. Przed zmaganiami A.D. 2003 legendarny jeździec podpisał natomiast lukratywny kontrakt z KTM, lecz nie wystąpił w ani jednym wyścigu, gdyż kontuzja odniesiona na treningu skłoniła go do podjęcia decyzji o zakończeniu sportowej kariery.

Siedem tytułów mistrzowskich AMA Supercross, jeden AMA Motocross i dwa złote krążki Motocross of Nations to tylko dziesięć najważniejszych osiągnięć w karierze Jeremy’ego McGratha. Amerykanin ma na koncie aż siedemdziesiąt dwa zwycięstwa w najbardziej prestiżowej klasie SX i zdecydowanie prowadzi na liście wszech czasów pomimo tego, że po nim było już kilku seryjnych czempionów, takich jak Ricky Carmichael, James Stewart, Ryan Villopoto czy Ryan Dungey.

– Niektórzy mogą gadać, że moja epoka nie była zbyt silna, ponieważ cały czas wygrywałem – mówi. – Tak się jednak składa, że każda era ma swojego bohatera. W pewnym momencie James Stewart poczynał sobie naprawdę nieźle i przez chwilę miałem wrażenie, że zdoła pobić mój rekord siedemdziesięciu dwóch zwycięstw w zawodach AMA Supercross. W tym momencie jednak uważam, iż moje osiągnięcie jest raczej bezpieczne. Zarobki w tym sporcie weszły już na taki poziom, że nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z dzisiejszych czempionów ścigał się przez tyle lat, przez ile ja to robiłem. Stawka się wyrównała, więc trenować trzeba coraz ciężej. Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał w sobie aż tyle samozaparcia.

Człowiek-instytucja

„The King of Supercross” to człowiek, który na motocykl przeniósł swój ulubiony trik z czasów rywalizacji na BMX-ach, czyli nac-nac. Po oficjalnym zakończeniu kariery nie potrafił długo usiedzieć na tyłku. Testował motocykle Hondy, ścigał się ciężarówkami oraz próbował swoich sił jako promotor zawodów SX i FMX. Okazjonalnie pojawiał się też na supercrossowym torze, gdzie udowadniał o wiele młodszym chłopakom, że nadal jest szybki. Swego czasu podpisał bardzo dobrze płatne umowy z Monsterem i Kawasaki. „Supermac” posiada również w swojej kolekcji cztery medale X Games, wywalczone w konkurencjach Moto X Step Up (2004 – złoto), Moto X Racing (2008 – srebro) oraz Supermoto (2004 – brąz i 2005 – srebro). Jeremy od 2002 roku jest żonaty z Kim, z którą ma dwie córki.

Bibliografia:

  • motoxaddicts.com,
  • pulpmx.com,
  • readmeta.com.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *