Ole Einar Bjørndalen – Król Biathlonu

Ole Einar Bjorndalen

Data publikacji: 19 grudnia 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.

– Na przydomowym podwórku mieliśmy strzelnicę. Mieszkaliśmy na wzgórzu, gdzie niewiele się działo, ale w pobliżu celu moja mama zawsze rozwieszała pranie. Często tam nieźle wiało, więc pewnego razu z broni kaliber 22 trafiłem w… jej biustonosz! – opowiada Ole Einar Bjørndalen, trzynastokrotny medalista olimpijski w biathlonie, uważany podobno za strasznego nudziarza.

Zapalony sportowiec

„Król Biathlonu”, jak go dziś nazywają, przyszedł na świat 27 stycznia 1974 roku w Drammen jako syn Hansa i Helgi. Wraz z czworgiem rodzeństwa dorastał na farmie we wsi Simostranda. Olego od dziecka ciągnęło w kierunku nart, a biathlonem zainteresował się podpatrując starszego brata – Daga. Wiele czasu jednak upłynęło zanim zrozumiał, że to tej aktywności warto poświęcić swoje życie. Interesował się też gimnastyką, skokami narciarskimi oraz kilkoma innymi dyscyplinami sportowymi.

– Nie było tak, że od dziecka marzyłem o zostaniu biathlonistą – mówi. – Jako dziesięciolatek próbowałem swoich sił w wielu różnych dyscyplinach sportowych. Najwięcej grałem w piłkę nożną i śniłem o karierze profesjonalnego futbolisty. Niestety moje umiejętności na to nie pozwoliły.

Od zera do bohatera

Gdy w wieku szesnastu lat Bjørndalen wstąpił do akademii sportowej w Geilo, nie wiedział nawet czy zostanie biathlonistą, czy może skupi się na biegach narciarskich. Decyzja zapadła dopiero rok później. Następnie po znakomitych występach na mistrzostwach świata juniorów utalentowany Norweg został włączony do kadry na igrzyska olimpijskie w Lillehammer A.D. 1994, ale podczas zmagań w ojczyźnie nie wywalczył żadnego krążka. W Pucharze Świata występował natomiast od sezonu 1992/93, a pierwszy wielki sukces w zawodach tego cyklu odniósł 11 stycznia 1996 roku w Rasen-Antholz, zwyciężając w biegu indywidualnym. Kampanię 1996/97 reprezentant Norwegii zakończył na drugim miejscu „generalki” PŚ i z Małą Kryształową Kulą za sprint, a podczas kolejnych zmagań dołożył do swoich zbiorów Kryształową Kulę, Małą Kryształową Kulę za sprint oraz dwa medale z igrzysk olimpijskich w Nagano: złoty w sprincie i srebrny w sztafecie. W ten sposób w ciągu zaledwie dwóch sezonów z utalentowanego młodzieńca stał się jedną z największych gwiazd swojej dyscypliny.

– W sporcie napędzała mnie chęć ciągłego doskonalenia się – tłumaczy. – Zimą walczyłem z rywalami na trasie, a latem starałem się poprawiać swoje czasy podczas treningów. Miałem obsesję na punkcie budowania kondycji fizycznej i psychicznej, co czasem okazywało się moim przekleństwem. Zawsze obawiałem się dojścia do momentu, w którym nie będę w stanie poprawić swojego czasu. Trenowałem na dobrze sobie znanych trasach i wynik o dwie minuty gorszy od rekordu życiowego był dla mnie o wiele większą porażką niż zajęcie drugiego miejsca w zawodach Pucharu Świata.

Cztery złota na jednych igrzyskach

Po zmaganiach na japońskiej ziemi przyszły cztery sezony Pucharu Świata, które „Król Biathlonu” kończył na podium klasyfikacji generalnej, ale nigdy na jego najwyższym stopniu. W kampanii 1998/99 lepszy od Norwega okazał się Sven Fischer, w dwóch kolejnych Raphaël Poirée, a w sezonie 2001/02 oprócz Francuza Olego pokonał również Paweł Rostowcew. Bjørndalen zgarnął w tym czasie trzy Małe Kryształowe Kule (za sprint: 1999/2000 i 2000/01 oraz za bieg pościgowy 1999/2000). Gdy jednak w lutym 2002 roku nastał czas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City, Norweg nie miał sobie równych i wrócił z USA z pełną pulą, czyli aż czterema złotymi krążkami na szyi, wywalczonymi w sprincie, biegu pościgowym, biegu indywidualnym oraz sztafecie. Co ciekawe, tylko w tym pierwszym przypadku okazał się bezbłędny na strzelnicy.

– W przeszłości byłem znakomitym biegaczem, a na strzelnicy radziłem sobie nieco gorzej – wspomina. – Pomimo tego seryjnie wygrywałem, ale w dzisiejszych czasach już tak się nie da. Żeby zwyciężać, trzeba dziś być najlepszym strzelcem oraz jednym z najlepszych biegaczy.

Dominator

Na najwyższy stopień podium klasyfikacji generalnej PŚ „Król Biathlonu” powrócił w zmaganiach 2002/03, a do sezonu 2008/09 wygrywał ten cykl jeszcze czterokrotnie i dwa razy meldował się na drugim miejscu. W tym czasie Ole dołożył do swojego dorobku jeszcze czternaście Małych Kryształowych Kul (cztery za sprint, cztery za bieg pościgowy, pięć za bieg masowy i jedną za bieg indywidualny) oraz trzy medale igrzysk olimpijskich w Turynie: srebrne w biegu pościgowym i biegu indywidualnym oraz brąz w biegu masowym. Jego zwycięstwa nie miały końca, a na trasie dosłownie pożerał rywali, przez co zaczęto go nazywać „kanibalem”.

– Wszystkie podobne określenia traktowałem jak komplementy – śmieje się. – Grunt, że postępowałem w zgodzie z własnym sumieniem. Zawsze wybierałem najlepszych trenerów, a moim wielkim atutem byłą ciągła pogoń za nowinkami. Ten sport cały czas się rozwija, a niektórzy kopiują tylko gotowe rozwiązania i przez to zostają w tyle. Bardzo ważna jest również analiza każdej porażki. Tuż po zawodach potrafiłem być nieźle wkurzony, ale później siadałem, na chłodno analizowałem swój występ i starałem się wyciągnąć z tego jakieś wnioski na przyszłość.

Gablota pełna trofeów

Choć po sezonie 2008/09 Bjørndalen wyraźnie spasował w Pucharze Świata, to z igrzysk olimpijskich w Vancouver w 2010 roku wrócił ze złotym krążkiem w sztafecie i srebrnym w biegu indywidualnym, a cztery lata później z Soczi przywiózł dwa złota: za sprint oraz sztafetę mieszaną. W ten sposób miał w dorobku łącznie aż trzynaście medali olimpijskich oraz czterdzieści pięć (!) krążków mistrzostw świata (dwadzieścia złotych, czternaście srebrnych, jedenaście brązowych). Do tego „Król Biathlonu” aż sto siedemdziesiąt osiem razy stał na podium zawodów Pucharu Świata, w tym dziewięćdziesiąt cztery na jego najwyższym stopniu, a klasyfikację generalną tego cyklu wygrywał sześciokrotnie. Po raz pierwszy na podium zawodów PŚ wskoczył 10 grudnia A.D. 1994 w Bad Gastein, a po raz ostatni niemal dwadzieścia trzy lata później (!) w Hochfilzen.

– Statystyki to bardziej temat dla dziennikarzy – twierdzi. – Jako czynny sportowiec nie myślałem o nich w ogóle, ponieważ to historia, a ja z historii w szkole byłem kiepski. W życiu staram się skupiać na teraźniejszości, ale jak najbardziej doceniam ludzi, którzy tworzyli historię. Kimś takim bez wątpienia jest biegacz narciarski Bjørn Dæhlie. Podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City w 2002 roku otrzymałem od niego bardzo cenną radę. Druga taka osoba to mój trener mentalny, Øyvind Hammer, który wprawdzie nie ma pojęcia o biathlonie, ale bardzo mi pomógł w życiu.

Wybitny biegacz

Ole Einar Bjørndalen jako urodzony sportowiec uwielbia wyzwania, dlatego oprócz rywalizacji w biathlonie, okazyjnie pojawiał się również na trasach Pucharu Świata w biegach narciarskich. Co ciekawe, aż trzykrotnie udało mu się stanąć na podium tych zmagań, a po zwycięstwie w listopadzie 2006 roku w biegu na 15 kilometrów w Gällivare przeszedł do historii tej dyscypliny. Ten sukces budzi ogromny podziw, lecz nie może dziwić, ponieważ Norweg jako biathlonista od początku imponował znakomitym przygotowaniem biegowym.

– Przed zawodami testowałem od dziesięciu do dwunastu par nart, ale żeby taką ilość wyselekcjonować, to przed sezonem trzeba było sprawdzić ich dwieście – tłumaczy. – Generalnie wszystkie narty z najwyższej półki są dobre, ale ja zawsze szukałem takich, które są cholernie dobre. Sport to nie tylko trening, ale również odpowiedni sprzęt, który pomaga uzyskiwać jak najlepsze wyniki.

Długowieczny

„Król Biathlonu” po igrzyskach w Soczi miał na karku już czterdzieści wiosen i zaczął coraz głośniej mówić o zakończeniu sportowej kariery, ale ostatecznie zdecydował się wytrwać na biathlonowych trasach do kolejnych zmagań olimpijskich, które zaplanowano w Pjongczangu. Niestety jednak w sezonie 2017/18 Norweg daleki był od wysokiej formy, a trener kadry nie miał sentymentów dla obrońcy złotego medalu w sprincie i nie zabrał go ze sobą do Korei Południowej.

– Ciężko mi było przejść nad tym do porządku dziennego, ponieważ w mojej opinii byłem świetnie przygotowany do tych igrzysk – mówi. – Latem i jesienią miałem problemy, które zakłócały moje przygotowania, ale zimą wróciłem na właściwie tory. To jednak nie miało znaczenia w systemie kwalifikacji. Cóż, takie jest życie.

Związek z Nathalie Santer i koniec kariery

Po nieudanej próbie wyjazdu na siódme igrzyska olimpijskie, w kwietniu 2018 roku Ole Einar Bjørndalen ogłosił, że przechodzi na sportową emeryturę. Była to dla niego niezwykle trudna decyzja, ponieważ biathlonowi podporządkował całe życie. Do tego stopnia, że żenił się tylko z koleżankami po fachu. Jego pierwsza małżonka, Nathalie Santer, w latach dziewięćdziesiątych uchodziła za czołową biathlonistkę, a Norweg stracił dla niej głowę tak na tyle, że nagminnie łamał zakaz spotykania się z nią, gdy ta po przylocie na igrzyska w Salt Lake City zachorowała na zapalenie oskrzeli. Ten sam Bjørndalen, który tuż przed najważniejszymi zawodami nosił maskę, nie podawał ręki na przywitanie i niemal nie wychodził z wysprzątanego własnym odkurzaczem pokoju hotelowego.

– W związku z chorobą Nathalie czułem się w hotelu samotny – opowiada. – Lubię być sam, ale czasem to bywa piekielnie uciążliwe. Schodził mi na tej samotności minimum jeden film na DVD dziennie.

Pech chciał, że schadzki zakochanych zostały zauważone, ale cała sprawa miała dość zabawny finał. Między hotelem, w którym mieszkał Ole, i tym, w którym ulokowano Nathalie wraz z resztą reprezentacji Włoch, było jedynie pole. Podczas igrzysk każdy stawiany tam krok był obserwowany, toteż w wiosce olimpijskiej podniesiono alarm, gdy pomiędzy hotelami na śniegu pojawiły się ślady butów. Do śledztwa zostały włączone… służby specjalne, i zajmowały się nim, póki nie ustaliły, że to tylko dwoje biathlonistów spotyka się na otwartej przestrzeni z powodu ryzyka zarażenia.

Związek z Darią Domraczewą

Relacja Bjørndalena i Santer nie przetrwała próby czasu, ale Norweg po kilku latach zakochał się z wzajemnością w innej kobiecie. W lipcu 2016 roku „Król Biathlonu” ożenił się z Białorusinką Darią Domraczewą, która w jego ukochanej dyscyplinie wywalczyła Kryształową Kulę i cztery złote medale olimpijskie. Para wybitnych sportowców zamieszkała wspólnie w Mińsku.

– Bardzo zasmakowało mi tutejsze jedzenie, które przypomina trochę to serwowane w krajach nordyckich – mówi. – Lubię w szczególności produkty mleczne, ponieważ są zdrowe. W Mińsku najbardziej podoba mi się to, że jest czysty i posiada piękny jak na tak duże miasto park w centrum. Daria to wspaniała kobieta. Jest równie dobrą matką, co biathlonistką. Po przyjściu na świat naszej córki jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, ale świetnie sobie z tym radzi.

Wzór do naśladowania

Ole Einar Bjørndalen to w chwili obecnej najbardziej utytułowany zimowy olimpijczyk w dziejach. Biathlonowi podporządkował życie do tego stopnia, że w 2015 roku zbudował specjalną ciężarówkę, w której mieszkał podczas zawodów. Pojazd zaopatrzono w sześć łóżek, kuchnię, łazienkę, bieżnię, salę ćwiczeń oraz… laserową ministrzelnicę. W rozmowach z mediami być może nie jest zbyt wylewny, lecz na pewno nie można uznać go za nudziarza. Sport zawsze traktował śmiertelnie poważnie, więc próżno go było szukać na okładkach kolorowych czasopism, ale dzięki temu może być stawiany za wzór kolejnym pokoleniom przyszłych olimpijczyków. Profesjonalista w każdym calu.

Bibliografia:

  • nbcsports.com,
  • nettavisen.no.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *