Prince Naseem Hamed – Książę wagi piórkowej

Prince Naseem Hamed

Data publikacji: 7 maja 2020, ostatnia aktualizacja: 4 października 2020.

Jak się okazuje, nie trzeba być wysokim i ciężkim mężczyzną, żeby zostać rozpoznawalną na całym świecie gwiazdą boksu zawodowego. Prince Naseem Hamed mierzy sto sześćdziesiąt cztery centymetry, do ringu wnosił sporo poniżej sześćdziesięciu kilogramów, a doskonale kojarzy go każdy fan szermierki na pięści.

Syn imigrantów

Z pochodzenia jest Jemeńczykiem, ale przez całą karierę reprezentował Wielką Brytanię, gdzie wyemigrowali jego rodzice. Przyszedł na świat 12 lutego 1974 roku w Sheffield jako Naseem Salom Ali Hamed. Nie należał do wyrośniętych i silnych chłopców, więc jego ojciec, Sal, prowadzał go na siłownię już jako siedmiolatka.

– W dzieciństwie moim największym idolem był mój tata – opowiada. – Wypruwał sobie żyły. Przebył tysiące mil, żeby dostać się do Sheffield, a nie znał wtedy nawet słowa po angielsku. Nie miał też zielonego pojęcia o tym miejscu. Znalazł jednak pracę i sposób na to jak pozostawać w kontakcie z ojczyzną. Opiekował się całą naszą rodziną, czyli jedenastoma osobami, wliczając w to własnych rodziców. Podziwiam go za wszystko co robił i co osiągnął. Ja nie należę do tych gości, którzy zapominają o rodzicach, kiedy tylko uda im się zerwać ze smyczy. Tak zostałem wychowany.

Młody zabijaka

Hamed zaczął trenować boks bardzo wcześnie, bo w wieku dziesięciu lat. Przez lata powtarzano historię o tym jak jego późniejszy trener, Brendan Ingle, zauważył z okna autobusu podwórkową bójkę, w której prym wiódł właśnie Naseem.

– Szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tamtego okresu – mówi. – Wiele takich historyjek zostało przygotowanych specjalnie dla prasy. Brendan twierdził, że takie rzeczy się dobrze sprzedają. W tym momencie trzeba jednak przyznać, że sprawy zaszły za daleko.

Kariera amatorska

Na amatorskim ringu reprezentant Zjednoczonego Królestwa stoczył siedemdziesiąt pojedynków i przegrał tylko kilka z nich. Wśród zawodowców zadebiutował 14 kwietnia 1992 roku w kategorii muszej, a jego pierwszą ofiarą był Ricky Beard, którego znokautował w drugiej rundzie. Już w pierwszych zawodowych walkach kibice nie oglądali jednak Naseema Hameda, a Prince’a Naseema Hameda – boksera utalentowanego, ale i nieco szalonego, ze skłonnościami do tzw. pajacowania. Salta, przewroty i taniec – to był żywioł tego młodego pięściarza.

– Imię Prince nadałem sobie sam, kiedy miałem siedemnaście lub osiemnaście lat i stałem u progu zawodowej kariery – tłumaczy. – Uznałem, że samo Naseem Hamed to za mało. Oczywiście imię Naseem bardzo mi się podoba. Oznacza łagodną arabską bryzę, ale przecież ja nie należałem do grzecznych chłopców. Dlatego właśnie potrzebowałem drugiego imienia, które będzie zapadało w pamięć. Kiedy wyjeżdżałem za granicę, czułem się traktowany jak książę. No i tak właśnie narodził się Prince.

Zawodowiec

Jak to w przypadku każdego dobrze rokującego boksera bywa, pierwsze pojedynki Hamed toczył z raczej niezbyt mocnymi rywalami, by wreszcie otrzymać możliwość starcia z kimś, kto w tym sporcie znaczy coś więcej. W ten oto sposób 11 maja A.D. 1994 Prince pokonał jednogłośnie na punkty Vincenzo Belcastro i zgarnął pas EBU w kategorii koguciej. Choć warunki fizyczne na to nie wskazywały, na każdym kroku podkreślał, że w ringu wzorem dla niego jest legendarny Muhammad Ali.

– W mojej opinii Ali zmienił nie tylko boks, ale wszystkie dyscypliny sportu – mówi. – Inspirował wiele osób, w tym mnie. Rywalizował w wadze ciężkiej, ale w ringu poruszał się jak piórko. To prawdopodobnie posiadacz najszybszych stóp w historii wagi ciężkiej. Do tego dysponował fantastyczną koordynacją, był po prostu fenomenem. Pod jego wpływem udało mi się wnieść do boksu pierwiastek, którego w nim brakowało. Oczywiście nie twierdzę, że byłem taki jak on, gdyż Ali był legendą nad legendami i nie da się go porównać z kimkolwiek. To człowiek, którego kojarzą w każdym zakątku kuli ziemskiej.

Mistrzowski pas

Kolejnym przystankiem Prince’a Naseema Hameda na drodze do spełnienia marzeń były przenosiny do kategorii superkoguciej. 12 października 1994 roku na ringu w rodzinnym Sheffield znokautował w szóstej rundzie Freddy’ego Cruza i sięgnął po wakujący pas WBC International. Tymczasem niecały rok później Brytyjczyk jemeńskiego pochodzenia świętował już pas mistrza świata federacji WBO w wadze piórkowej po tym jak w Cardiff odprawił z kwitkiem w ósmej rundzie Steve’a Robinsona.

– Od samego początku chciałem być inny niż wszyscy – wspomina. – Ludzie ciągle mi powtarzali, że tylko w wadze ciężkiej można zarobić naprawdę wielkie pieniądze, a piórkowi mogą liczyć co najwyżej na ochłapy. „Jeszcze zobaczymy. Ja zamierzam zmienić boks”, mówiłem takim osobnikom. Kiedy miałem dziesięć lub jedenaście lat zapowiedziałem, że przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia zostanę mistrzem świata.

Na szczycie

Panowanie Prince’a w kategorii piórkowej trwało ponad pięć lat. Reprezentant Wielkiej Brytanii po pokonaniu Steve’a Robinsona wygrał aż piętnaście kolejnych starć. W w lutym A.D. 1997 wszedł w posiadanie drugiego pasa – tym razem od federacji IBF, wywalczonego po znokautowaniu w Londynie Toma Johnsona, a w październiku A.D. 1999 zwycięstwo na punkty z Cesarem Soto przyniosło mu pas WBC. Do historii przeszło też jego wejście do ringu w Manchesterze w kwietniu 1999 roku, kiedy to jego rywalem był Paul Ingle. Hamed wjechał wówczas Cadillakiem El Dorado rocznik 1960, a publika dosłownie wpadła w ekstazę. Prince z jednej strony bywał arogancki i zbyt pewny siebie, a z drugiej chętnie zatrzymywał się na ulicy, żeby porozmawiać z fanami czy rozdać kilka autografów. Z tego powodu wśród fanów pięściarstwa budził skrajne emocje.

– Wielu ludzi chciało, żebym zaznał wreszcie goryczy porażki – tłumaczy. – Nie miałem jednak z tym żadnego problemu. Podchodziłem do sprawy na takiej zasadzie, że jest dobrze, dopóki ludzie się mną interesują. Nie dbałem o to, czy życzą mi zwycięstwa, czy porażki. Ważne, że pragnęli ujrzeć mnie w akcji. W końcu boks był moją pracą, a ludzie płacili za obejrzenie mojej walki w telewizji lub na trybunach.

Pierwsza porażka

Pogromcą Prince’a Naseema Hameda okazał się Marco Antonio Barrera. 7 kwietnia 2001 roku w MGM Grand w Las Vegas pretendent pokonał jednogłośnie na punkty wielkiego mistrza, który ewidentnie był przygotowany na zażartą walkę w kontakcie, a nie na mozolne punktowanie z dystansu. Zapytany jednak o swojego najtrudniejszego rywala, Brytyjczyk nie wskazuje na Meksykanina, a za swoją najlepszą do oglądania walkę uważa pojedynek z Amerykaninem Kevinem Kellym, z którym mierzył się w grudniu 1997 roku w Nowym Jorku.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, z kim walczyło mi się najciężej – opowiada. – Stoczyłem wiele zarówno świetnych, jak i ciężkich pojedynków. Mając w pamięci tyle walk, nie potrafię się zdecydować na tę jedną. Starcie z Kellym na pewno znakomicie się oglądało, ponieważ było pełne dramaturgii. Czterokrotnie posyłałem go na deski, ale ostatecznie pojedynek trwał pełnych dwanaście rund.

Zmierzch Księcia

Publika pokochała Prince’a za efektowny styl polegający na obronie opartej na balansie tułowiem oraz dążeniu do znokautowania przeciwnika. Patrząc na jego poczynania kibice się nie nudzili, ale 18 maja 2002 roku w Londynie było inaczej. Hamed wprawdzie pokonał jednogłośnie na punkty Manuela Calvo, lecz brakowało mu pomysłu na przełamanie defensywy Hiszpana, co publiczność często kwitowała gwizdami. Brytyjczyk tymczasem planował m.in. rewanż z Marco Antonio Barreą, ale nie doszło ani do niego, ani do żadnej kolejnej zawodowej walki z jego udziałem.

– Obecnie bokserzy przechodzą na emeryturę nawet koło czterdziestki, ale w moim przypadku po prostu ręce zaczęły odmawiać posłuszeństwa – tłumaczy. – W wieku dwudziestu ośmiu lat miałem za sobą ponad dwie dekady uprawiania sportu i w pewnym momencie odczuwałem już taki ból, że przed niemal każdym starciem niezbędne były zastrzyki z kortyzonu. Poza tym moje dzieci zaczęły dorastać i pragnąłem spędzać z nimi więcej czasu.

Showman

Prince Neseem Hamed kochał robić show. Akcja z Cadillakiem nie była jednorazowym wybrykiem, bo do ringowych wejść wykorzystywał też np. windę czy latający dywan. Uwielbiał pstrokate kolory i prowokowanie przeciwników swoim zachowaniem, ale poza ringiem też miał swoje za uszami. Jedną z jego miłostek była szybka jazda samochodem, która w 2005 przyczyniła się do poważnego wypadku, po którym został skazany na piętnaście miesięcy więzienia. Wprawdzie po odbyciu tylko małej części kary został wypuszczony na wolność i objęty specjalnym nadzorem, jednak czas spędzony za kratami odcisnął na nim spore piętno.

– To były najgorsze chwile w moim życiu – przywołuje bolesne wspomnienia. – Żyłem jak książę w zamku, a z dnia na dzień trafiłem za kraty. To pokazuje tylko jak wielką Bóg ma moc, i że dla każdego z nas napisał jakiś scenariusz. Do dziś nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś poważnie ucierpiał w takim głupim wypadku samochodowym. Strasznie tego żałuję i myślę o tym każdego dnia. To, co zrobiłem, było bardzo złe, ale zapłaciłem już za to pomimo tego, że wiele osób twierdziło, iż nie powinienem iść za to do więzienia, i że zostałem ukarany w ten sposób dla przykładu.

Mąż i ojciec

Legendarny bokser jest muzułmaninem. Dziś posturą zdecydowanie nie przypomina siebie sprzed lat. W 1998 roku jego żoną została Eleasha, z którą ma trzech synów.

– Nie poślubiłbym jej, gdyby nie zgodziła się na przyjęcie mojej religii – twierdzi. – Obiecała mi, że będzie żyć dokładnie według moich reguł i wychowywać nasze dzieci zgodnie z moją religią. Podsumowując: żyjemy tak jak mnie wychowano. Eleasha nie je więc wieprzowiny i nie pije alkoholu. Strój też jest bardzo ważny. Moja żona zawsze ubierała się w wyrafinowany sposób, ale bycie muzułmanką oznacza poddanie się pewnym restrykcjom.

Prince Naseem Hamed na zawodowym ringu stoczył trzydzieści siedem pojedynków, z czego trzydzieści sześć wygrał, w tym aż trzydzieści jeden przed czasem.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *