Spis treści
Data publikacji: 11 października 2019, ostatnia aktualizacja: 8 kwietnia 2024.
– Wielokrotnie nie mogłem skoncentrować się na grze – mówi Toni Kukoč, trzykrotny mistrz NBA z Chicago Bulls. W czasie, gdy on oddawał kolejne rzuty do kosza, w jego ojczyźnie toczyła się wojna, której echa wybrzmiewają do dziś.
Niedoszły pingpongista
„The Waiter”, czyli „Kelner”, przyszedł na świat 18 września 1968 roku w Splicie jako syn Antego i Radojki. Jego ojciec zarabiał na życie w stoczni, a matka trudniła się pracą biurową. Bałkański klimat sprzyja przebywaniu na świeżym powietrzu, więc Toni połknął sportowego bakcyla już w dzieciństwie. Co jednak ciekawe, jego miłością od pierwszego wejrzenia nie była ani koszykówka, ani piłka nożna.
– Grałem w ping-ponga od ósmego do dwunastego roku życia i wywalczyłem nawet tytuł mistrza Chorwacji – opowiada w wywiadzie dla narratively.com. – Następnie poszedłem w ślady ojca, który grał w piłkę nożną na pozycji bramkarza, i przez cztery lata uprawiałem futbol. Jako szesnastolatek urosłem jednak w wakacje o jakieś dwadzieścia centymetrów i zrozumiałem, że moim przeznaczeniem jest basket.
Młody koszykarz
Pierwszym klubem Kukoča była rodzima Jugoplastika Split, w której Chorwat występował w latach 1985-1991. Przez ten czas czterokrotnie świętował ze swoim teamem tytuł mistrza Jugosławii oraz trzykrotnie cieszył się ze zwycięstwa w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych, czyli dzisiejszej Eurolidze. Oprócz tego Jugoplastika zgarnęła jeszcze dwukrotnie Puchar Chorwacji, a Toni otrzymał szereg wyróżnień indywidualnych, w tym m. in. MVP Final Four PEMK oraz prestiżowe nagrody Euroscar i Mr Europa, przyznawane najlepszym graczom pochodzącym ze Starego Kontynentu. Znakomita postawa „Kelnera” na parkiecie zaowocowała w 1991 roku przenosinami do włoskiego Benettonu Treviso, gdzie Kukoč miał okazję rywalizować w silniejszej lidze za lepsze pieniądze. Radość z nowego kontraktu zbiegła się jednak w czasie z walką o niepodległość Chorwacji, której władze za wszelką cenę chciały odłączyć się od Jugosławii, co doprowadziło do konfliktu zbrojnego.
– W tamtych czasach jadąc do domu z Włoch przesiadałem się na prom, ponieważ w inny sposób nie dało się dostać do Splitu – wspomina Toni w rozmowie z ESPN. – Prom zawsze płynął w nocy i ze względów bezpieczeństwa nie włączano nawet świateł. Zbliżając się do jakiegokolwiek portu wyłączano też silniki, żeby nie powodować zbędnego hałasu. Nikt wówczas nie mógł czuć się bezpiecznie.
W barwach Jugosławii
W latach 1987-1991 koszykarska reprezentacja Jugosławii dosłownie siała postrach. Zespół z takimi zawodnikami w składzie, jak Toni Kukoč, Dino Rađa, Dražen Petrović oraz Vlade Divac nie schodził z podium najważniejszych imprez, zgarniając złoty medal mistrzostw świata (1990), dwa złota (1989, 1991) i brąz (1987) mistrzostw Europy oraz srebro olimpijskie (1988). W barwach Chorwacji, już bez Divaca, Kukoč sięgnął natomiast po srebrny krążek na igrzyskach w Barcelonie (1992), a po tragicznej śmierci Petrovicia z kadrą zdobył jeszcze brązowe medale MŚ (1994) i ME (1995).
– Nie mam wątpliwości, że reprezentacja Jugosławii w składzie ze mną, Vlade, Draženem i Dino to oprócz oryginalnego Dream Teamu najlepszy zespół w dziejach koszykówki – mówi na łamach nba.com. – Jeśli w 1992 roku nadal moglibyśmy grać razem, to nie twierdzę, że pokonalibyśmy Amerykanów, ale na pewno byłoby to spotkanie miłe dla oka. Mieliśmy w składzie ośmiu lub dziewięciu zawodników NBA i świetnie się dogadywaliśmy. Z łatwością sięgnęliśmy po mistrzostwo świata oraz Europy. Finały wygrane różnicą dwudziestu czy trzydziestu punktów to jest niemal to samo, co Dream Team pokazywał w swoich meczach.
Występy we Włoszech
Przenosiny do Treviso okazały się dla Toniego bardzo dobrym ruchem pod względem finansowym i sportowym. Z Benettonem Kukoč został mistrzem kraju (1992) oraz wywalczył krajowy puchar (1993). W sezonie 1992/1993 ekipa z Treviso dotarła też do Final Four Klubowego Pucharu Europy (Euroligi), a „The Waiter” za swoja postawę zgarnął statuetkę MVP. Chorwat w kampaniach 1991/1992 i 1992/1993 wygrywał również klasyfikację najlepszych asystentów ligi włoskiej. Początki na Półwyspie Apenińskim były jednak dla niego psychicznym koszmarem.
– Nie mogłem się do nikogo dodzwonić, wrócić do domu lub zrobić czegokolwiek – przywołuje dawne czasy w wywiadzie dla ESPN. – Miałem dwadzieścia dwa lata i byłem z dala od moich bliskich. Po pewnym czasie odebrałem połączenie o jakiejś dziwnej godzinie. Okazało się, że jedyny czas na rozmowę przez telefon to okolice trzeciej nad ranem, gdyż przez resztę dnia wszyscy siedzą w schronie poza mieszkaniem. Moja rodzina mieszkała w dziesięciopiętrowym bloku. Ojciec przez lornetkę widział jak snajperzy strzelają do ludzi, a policja ściga ich po dachach budynków. Mój wujek omal nie został zastrzelony jak eskortował swojego syna na trening koszykówki. Kula minęła go dosłownie o centymetry.
Relacje z Vlade Divacem
Wszystkich czterech supergwiazdorów reprezentacji Jugosławii, Kukoč, Rađa, Petrović oraz Divac, trafiło w końcu do NBA. Toni został wybrany z numerem dwudziestym dziewiątym w drafcie A.D. 1990, ale na stałe do USA przybył dopiero po zakończeniu sezonu 1992/93. Po rozpadzie ekipy Plavich cały czas kumplował się z Dino oraz Draženem, czyli Chorwatami, ale jego relacje z Serbem Vlade uległy znacznemu ochłodzeniu.
– Miałem świetne relacje z Vlade, ale wybuch wojny sprawił, że nasza przyjaźń się skończyła – zwierza się Jeffreyowi Denbergowi. – Wiem, że to cudowny gość i wiem, że nigdy nie zrobiłby niczego przeciwko mnie. Mogliśmy jednak pogadać co najwyżej o tym jak leci sezon. Rozmowy o rodzinie nie wchodziły już w grę, bo musiałbym powiedzieć, że moi bliscy całymi dniami siedzą w schronach dlatego, że jego armia do nich strzela. Tak to wyglądało przez bitych sześć lat i było naprawdę bardzo dziwne dla nas obu.
Początki w Chicago Bulls
„The Waiter” w najlepszej koszykarskiej lidze świata podpisał kontrakt z Chicago Bulls, czyli triumfatorami rozgrywek w trzech poprzednich sezonach, posiadających w składzie takie sławy jak Michael Jordan czy Scottie Pippen. W zmaganiach 1993/1994 Byki nadal miały być prowadzone przez niezrównanego Phila Jacksona, ale na ich drodze do czwartego z rzędu tytułu dość nieoczekiwanie pojawiła się ogromna przeszkoda.
– Mój pierwszy dzień w Chicago to dzień, w którym zastrzelono ojca Michaela Jordana – opowiada w wywiadzie dla narratively.com. – Dwie doby później „MJ” ogłosił zakończenie koszykarskiej kariery i tak właśnie zaczęła się moja przygoda z NBA. Dla mnie oznaczało to nie tylko przestawienie się na inny styl gry. Moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Non-stop podróżowaliśmy samolotem i trzeba się było do tego tempa dostosować.
W debiutanckim sezonie na parkietach NBA mierzący według różnych źródeł od dwustu ośmiu do dwustu jedenastu centymetrów Toni Kukoč grał na pozycji niskiego skrzydłowego. Na boisku pojawiał się zazwyczaj w roli rezerwowego i osiągnął średnie na poziomie 10,9 punktu, 4 zbiórek oraz 3,4 asysty, dzięki czemu znalazł się w drugiej piątce najlepszych debiutantów. Osłabieni brakiem Michaela Jordana Chicago Bulls dotarli tymczasem tylko do półfinału Konferencji Wschodniej, gdzie ulegli 3-4 New York Knicks. W kolejnych zmaganiach „The Waiter” zdołał natomiast dość często gościć w pierwszej piątce Byków, poprawiając wyraźnie swoje notowania do pułapu 15,7 punktu, 5,4 zbiórki i 4,6 asysty .Jak się później okazało, był to jeden z najlepszych sezonów Chorwata w NBA pod względem indywidualnym, chociaż drużynowo znów skończyło się tylko na półfinale Wchodu (2-4 z Orlando Magic). Teamowi z Wietrznego Miasta nie pomógł nawet powrót na parkiet „Jego Powietrznej Wysokości” w samej końcówce sezonu. Ponadto „The Waiter” pomimo znakomitych notowań myślami bardzo często znajdował się nie na boisku, a w swojej ojczyźnie.
– Pewnego razu dowiedziałem się, że zaatakowali miasto, w którym mieszkała moja ciotka wraz z rodziną. Ich dom doszczętnie spłonął, a ojciec przekazał mi, że moi dwaj kuzyni zostali wcieleni do armii i od dwóch dni nie dają znaku życia – wspomina w rozmowie z ESPN. – W takich chwilach naprawdę ciężko jest się od tego wszystkiego odciąć i jak gdyby nigdy nic grać w koszykówkę przed dwudziestotysięczną widownią, która je popcorn, pije piwo i chce po prostu miło spędzić czas.
Three-peat
Jak powszechnie wiadomo, sezony 1995/1996, 1996/1997 i 1997/1998 to druga mistrzowska trylogia w historii Chicago Bulls. Michael Jordan, Scottie Pippen i Dennis Rodman to nazwiska, które napędzały tę piekielną maszynę, która w kampanii zasadniczej potrafiła osiągnąć bilans 72-10. Nie wiadomo jednak czy te wszystkie sukcesy padłyby łupem Byków, gdyby również nie tacy gracze, jak Luc Longley, Ron Harper, Steve Kerr oraz… Toni Kukoč. W zmaganiach 1995/1996 „Kelner” dostarczał 13,1 punktu, 4 zbiórki oraz 3,5 asysty, spędzając na parkiecie średnio 26 minut. Za swoje dokonania został uhonorowany nagrodą Sixth Man of the Year, przyznawaną corocznie najlepszemu rezerwowemu ligi. Warto też podkreślić, że oprócz zawodników ogromny wkład w sukcesy Bulls miał ich szkoleniowiec. Phil Jackson wierzył w umiejętności Toniego, który był bardzo często krytykowany za słabą grę w obronie i na tablicach oraz brak charakterystycznej dla zawodników NBA muskulatury.
– Trener Phil Jackson lubił żartować, kiedy udało mi się rozegrać dobry mecz przeciwko jakiejś mocnej drużynie – opowiada. – Mawiał wtedy: „Wiedziałem, że dziś dasz radę, bo dopiero co rozmawiałeś ze swoją rodziną, co oznacza, że masz czystą głowę”. W pierwszym sezonie podarował mi też komiks z samymi obrazkami i rzekł przy tym: „Nie sądzę, żebyś potrafił czytać”. Wymyślał naprawdę różne sposoby, żeby zbić cię z tropu i móc zobaczyć twoją reakcję.
W zmaganiach 1995/1996 Bulls w finałach pokonali 4-2 Seattle SuperSonics, a w dwóch kolejnych sezonach w takim samym stosunku rozprawiali się z Utah Jazz. W ten sposób sięgnęli po sześć tytułów w ciągu ośmiu lat, a „The Waiter” pomógł przy wywalczeniu trzech z nich. Co ciekawe, z jednej strony jego losy mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby nie transfer do Benettonu Treviso, a z drugiej nie wiadomo, czy wówczas w Bykach zostałby Scottie Pippen, który w okolicach draftu A.D. 1990 negocjował nowy kontrakt. Dodatkowe pieniądze dla „Pipa” znalazły się dopiero, gdy Kukoč zakomunikował, iż jeszcze przez pewien czas zamierza grać w Europie. Amerykanin poczuł się dotknięty takim podejściem władz klubu, a igrzyska olimpijskie w Barcelonie potraktował jako okazję do udowodnienia swojej wyższości nad Chorwatem. Gdy jednak Toni ostatecznie przybył do Chicago w roku 1993, Scottie pokazał zupełnie inną twarz.
– Mogę powiedzieć, że zawodnikiem, który najbardziej mi pomógł na początku kariery w NBA, był Scottie Pippen – mówi w rozmowie z Peterem Walshem. – Naprawdę dobrze się dogadywaliśmy zarówno na boisku, jak i poza nim, więc jego pretensje prawdopodobnie nie były skierowane do mnie, a do kierownictwa zespołu. Kiedy przybyłem do Chicago, dowiedział się kim jestem, a jak zacząłem grać, to wszystko się zmieniło.
Rozpad Byków
Przed rozgrywkami 1998/1999 w NBA nastąpił lokaut, a po mistrzowskich Chicago Bulls zostały jedynie zgliszcza. Michael Jordan ogłosił zakończenie kariery, Phil Jackson wziął sobie urlop od koszykówki, Scottie Pippen przeniósł się do Houston Rockets, a Dennis Rodman wylądował w Los Angeles Lakers. Toni Kukoč został na pokładzie, wskoczył do pierwszej piątki Byków i notował aż 18,8 punktu, 7 zbiórek oraz 5,3 asysty, ale Bulls z bilansem 13-37 nawet nie powąchali play-offów. W kolejnych zmaganiach działo się niewiele lepiej, a Chorwat został elementem wymiany pomiędzy Bulls, 76ers oraz Warriors, w efekcie czego trafił do Filadelfii. U boku Allena Iversona nie zagrzał jednak miejsca zbyt długo i pomimo dobrych notowań w lutym 2001 roku został oddany do Atlanty. W Hawks Toni spędził dwa sezony, po czym na cztery przeniósł się do Milwaukee Bucks, gdzie po kampanii 2005/2006 zakończył sportową karierę. Z żadnym z tych teamów „Kelner” nie nawiązał jednak do sukcesów, które świętował z Bykami. 76ers z nim w składzie dotarli co najwyżej do półfinału Wchodu, Hawks za każdym razem kończyli rywalizację poza pierwszą ósemką konferencji, a Bucks stać było maksymalnie na pierwszą rundę play-offów.
– Wydaje mi się, że w Filadelfii radziłem sobie całkiem dobrze – ocenia na łamach nba.com. – Mieliśmy zgrany zespół i wierzyłem, że uda nam się wygrać mistrzostwo w tamtym sezonie. Gdy George Lynch złapał kontuzję, pokazałem na co mnie stać, wykręcając średnie na poziomie około 25 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst. Zanotowałem serię potrójnych zdobyczy przeciwko kilku dobrym zespołom, w tym Bostonowi oraz Indianie. W styczniu jednak Theo Ratliff doznał urazu, a coach Larry Brown postanowił, że klub musi mieć na play-offy zdrowego centra.
Na emeryturze
Toni Kukoč na sportowej emeryturze w różnych rolach nadal jest blisko koszykówki, ale oprócz tego uwielbia grać w golfa. Od czasu do czasu robi to w towarzystwie Michaela Jordana, z którym jego pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Sytuacja miała miejsce podczas rozgrzewki przed treningiem Bulls, a działo się to zanim „The Waiter” podpisał kontrakt z ekipą z Wietrznego Miasta. Rozemocjonowany obecnością w hali NBA Chorwat stanął na linii rzutów wolnych, przymierzył, a piłka nawet nie doleciała do obręczy. Toniemu wydawało się, że nikogo wokół nie ma, lecz wtedy znikąd pojawił się „MJ” i wypalił na cały głos: „Hej, ty, chyba pomyliłeś hale! Pracownicy McDonald’s trenują dziś cztery przecznice dalej!”.
– Zawsze tworzyliśmy tandem – mówi. – Wydaje mi się, że wzajemne zaufanie zostało nam jeszcze z czasów wspólnej gry w koszykówkę. Michael zawsze narzekał, że słabo broniłem i nie błyszczałem na tablicach, ale ja miałem na to gotową odpowiedź, która brzmiała: „Nie za to mi płacą”. Lubimy sobie dogryzać, ale to tylko takie żarty, bo w grze zawsze współpracujemy. Jordan uwielbia rywalizację i nie ma dla niego znaczenia czy gra przeciwko lepszym czy gorszym od siebie. On nigdy nie odpuszcza.
„Kelner” zawsze unikał skandali, głośnych imprez oraz błysku fleszy. Wywiadów udzielał niechętnie, a przemawiać lubił na parkiecie. Od 1993 roku mieszka w tym samym domu na przedmieściach Chicago, a jego pierwszą i ostatnią żoną jest Renata, z którą ma dwójkę dzieci. Wielu powie, że w NBA mógł osiągnąć więcej, ale zabrakło mu przebojowości. Zapewne jest w tym trochę prawdy, lecz z drugiej strony jako ważny gracz mistrzowskich Chicago Bulls będzie zapamiętany już na zawsze, więc prawdopodobnie trzy pierścienie były warte poświęcenia statystyk indywidualnych dla dobra zespołu. Zresztą czterech nagród Mr Europa, pięciu Euroscarów, trzech MVP Final Four Euroligi oraz statuetki dla najlepszego rezerwowego NBA nie dostaje się na ładne oczy.
Foto: gettyimages.com