Jaromír Jágr – niezniszczalny król lodowiska

Jaromir Jagr

Data publikacji: 6 listopada 2018, ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2024.

Jaromír Jágr w szkole podstawowej nosił w dzienniczku zdjęcie prezydenta USA – Ronalda Reagana. Czechosłowacja znajdowała się wówczas pod silnym wpływem Związku Radzieckiego, więc nauczyciele wielokrotnie zwracali mu uwagę, a on posłusznie wyjmował fotografię, po czym niepostrzeżenie wkładał ją z powrotem. Nikt jeszcze wtedy nie przypuszczał, że wiele lat później chłopak z rządzonego przez komunistów kraju podbije amerykańską ligę hokejową NHL.

Dzieciństwo

– W czasach mojego dzieciństwa jedyną szansą na lepsze życie było zostanie sportowcem lub piosenkarzem – opowiada. – Śpiewanie? Nie moja bajka! U nas za komuny te dwie profesje naprawdę otwierały wiele drzwi, więc siłą rzeczy nie miałem innej opcji. Zresztą rodzice zdecydowali za mnie, a właściwie to ojciec zdecydował.

„Jags”, jak go zaczęto później nazywać, przyszedł na świat 15 lutego 1972 roku w Kladnie, leżącym około trzydzieści kilometrów na zachód od Pragi. Hokejowe treningi rozpoczął pod okiem ojca, również Jaromíra, na placu pomiędzy domem a stodołą. Mama chłopaka, Anna, musiała w tym czasie zapewnić schronienie dziesiątkom kurczaków, których doglądała na podwórku.

– W wieku siedmiu lat zacząłem robić przysiady – wspomina. – Wykonywałem ich po tysiąc dziennie. Dziś ludzie regularnie ćwiczą i nikogo to nie dziwi, ale w tamtych czasach nikt tego nie robił. W ten sposób bardzo szybko urosłem. Przez trzy lub cztery lata grałem z rówieśnikami, ale później zacząłem rywalizować z chłopakami o cztery lata starszymi i radziłem sobie na lodowisku lepiej od nich.

Predyspozycje

Jágr zawsze był dość duży jak na swój wiek. Mięśnie ćwiczył głównie poprzez pomoc ojcu na oddalonej około dziesięć kilometrów od domu farmie. Jaromír senior udawał się do gospodarstwa na rowerze, a junior musiał biec. Ciężkie treningi doprowadziły go do tego, że w wieku piętnastu lat grał w pierwszej drużynie HC Kladno, występującej w najwyższej lidze hokejowej w Czechosłowacji. Dwa lata później „Jags” stał się natomiast najmłodszym debiutantem w dziejach reprezentacji kraju.

– Gdy dorastałem, mieliśmy farmę, na której musiałem pracować od czwartego roku życia – wraca pamięcią do dawnych czasów. – Na siłowni, gdy się zmęczysz, możesz po prostu spakować manatki i pójść do domu. Na farmie nie ma takiej możliwości, ponieważ robota musi zostać skończona. Dla mnie hokej był rozrywką i odpoczynkiem od ciężkiej pracy w gospodarstwie. Dzięki temu za komuny mogliśmy żyć trochę lepiej niż przeciętna rodzina.

Draft NHL

W 1990 roku, czyli tuż po upadku żelaznej kurtyny, po „Jagsa” zgłosił się klub ligi NHL – Pittsburgh Penguins. Osiemnastoletni prawoskrzydłowy został wybrany w drafcie z numerem piątym. Aklimatyzacja w USA okazała się dość trudna, ponieważ chłopak nie znał języka angielskiego i strasznie tęsknił za rodziną.

– Po drafcie na trzy tygodnie wróciłem do domu, żeby spakować trochę swoich rzeczy, ale później chcieli mnie z powrotem, bo czekała mnie przedsezonowa szkoła – opowiada. – Nadal nie rozumiem tego systemu. Idziesz tam, siedzisz osiem godzin bez żadnej przerwy, nie kumasz nic po angielsku, a co czterdzieści pięć minut zmienia się tylko nauczyciel, którego i tak nie rozumiesz. Nie wolno ci nawet zajrzeć do słownika. Tak to miało wyglądać od poniedziałku do soboty przez sześć tygodni z rzędu, ale dałem sobie spokój po czterech.

Dwa Puchary Stanleya z Pittsburgh Penguins

Na początku swojej przygody w NHL Jaromír skupiał się przede wszystkim na zdobywaniu doświadczenia oraz nauce języka angielskiego. Zasób słownictwa pomagała mu zwiększać gra w Scrabble. Żeby ułatwić Jágrowi aklimatyzację, Pingwiny zasilił jego rodak – Jiří Hrdina. Panowie szybko znaleźli nić porozumienia, a ekipa z Pittsburgha w latach 1991 i 1992 sięgała po Puchar Stanleya. Dwudziestoletni „Jags” stał się jednym z najmłodszych zdobywców gola w finałach NHL, a uczyć miał się od kogo, bowiem wielką gwiazdą zespołu ze stanu Pensylwania był wówczas Mario Lemieux.

– Zawsze chciałem być najlepszy – twierdzi. – U boku Mario wiedziałem jednak, że nie ma znaczenia jak dobry będę, bo i tak nigdy nie będę lepszy od niego. Dla mnie jest on najbardziej utalentowanym zawodnikiem w dziejach. Nie wszyscy jednak o tym wiedzą i to rozumieją. Jest Owieczkin, jest Crosby, ale tacy goście jak Mario Lemieux czy Wayne Gretzky znajdowali się na innym poziomie.

Kolejne trofea

Dla uczczenia wydarzeń Praskiej Wiosny Jágr występował na lodowisku z numerem „68” i z sezonu na sezon stawał się w NHL coraz ważniejszą postacią. W barwach Pingwinów w sezonach 1998/99 i 1999/2000 otrzymywał statuetkę Lester B. Pearson Award, przyznawaną najlepszemu zawodnikowi ligi według członków NHLPA. W tym pierwszym przypadku zgarnął też Trofeum Harta, czyli nagrodę dla MVP sezonu przyznawaną przez zawodowych dziennikarzy hokejowych. Reprezentant Czech w rozgrywkach 1994/95, 1997/98, 1998/99, 1999/2000 oraz 2000/01 wygrywał również klasyfikację kanadyjską, a w 1998 roku podczas igrzysk olimpijskich w Nagano wywalczył z reprezentacją narodową złoty medal.

– Każdy kiedyś choć przez chwilę chciał być na świeczniku, żeby przekonać się jak to jest – mówi. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że ze mną było inaczej. Pewnego razu dziennikarz zapytał mnie o moje ulubione słodycze, a ja powiedziałem, że uwielbiam KitKaty. Nagle ludzie zaczęli mi je masowo wysyłać. W Pittsburghu cieszyłem się niezłą popularnością, a cukier dodawał mi energii. Te łakocie motywowały mnie też do ciężkiej pracy na treningach, ponieważ w przeciwnym razie przybrałbym sporo na wadze. Zawsze lubiłem obżerać się słodyczami, ale na szczęście moje ciało się nie buntowało.

Odejście z Pingwinów

Po wielkich sukcesach w latach 1991 i 1992 Pingwiny ciągle kwalifikowały się do playoffs, ale docierały tam najdalej do finałów konferencji. W 1997 roku „Jags” przejął kapitańską opaskę od Rona Francisa, który odszedł do Carolina Hurricanes, a Mario Lemieux z powodu problemów zdrowotnych był zmuszony do zawieszenia kariery. Kanadyjczyk powrócił na lód w sezonie 2000/01, ale wówczas w ekipie z Pensylwanii nie było już miejsca dla dwóch słono wynagradzanych gwiazdorów. Jágr wtedy nie dogadywał się z trenerem Ivanem Hlinką, a po owocnym sezonie zasadniczym w playoffs miał problemy ze zdobywaniem goli, więc wkrótce został włączony w wymianę z Washington Capitals i mógł pakować walizki w celu przeprowadzki do stolicy USA.

– Moja największą zaletą było to, że uwielbiałem grę przy bandach – twierdzi. – Nie miałem nic przeciwko grze kontaktowej, ponieważ na lodowisku zawsze czułem się jednym z najsilniejszych zawodników. Zawsze uważałem się też za trochę innego od większości ludzi. Przez całe życie szukałem odpowiedzi na pewne pytania. Wiara to dla mnie najważniejsza rzecz na świecie i naprawdę wiele mi pomogła. Miłość, wiara i Bóg dają wielką moc i trzeba tylko wiedzieć jak ją wykorzystać.

Z Waszyngtonu do Nowego Jorku

30 grudnia 1999 roku Jaromír Jágr ubrany w strój Pittsburgh Penguins strzelił trzy gole i zaliczył cztery asysty w meczu przeciwko New York Islanders. Dwa lata później był już zawodnikiem Washington Capitals z siedmioletnim kontraktem na sumę siedemdziesięciu siedmiu milionów dolarów. W stołecznym teamie jego skuteczność dość solidnie jednak spadła, przez co zaczęto mu zarzucać, iż nie wkłada w grę tyle serca co wcześniej. Drużyna też spisała się poniżej oczekiwań, w efekcie czego w połowie zmagań 2003/04 „Jags” przeniósł się do New York Rangers.

– Nie chcę wracać do tamtych lat – mówi. – I tak nie ma znaczenia to co teraz powiem i jak się wtedy czułem. Żeby mnie zrozumieć, trzeba się znaleźć w moim położeniu. Nie staram się szukać wymówek. Dawałem z siebie wszystko, ale niektórzy widzą to po prostu inaczej.

Lokaut i powrót do Czech

Sezonu 2004/05 w lidze NHL nie rozegrano z powodu lokautu, a Jágr przekoczował go w Europie w barwach HC Kladno oraz Awangardu Omsk. W kolejnej kampanii  po raz trzeci w karierze sięgnął po statuetkę Lester B. Pearson Award, prowadząc przy okazji Strażników do pierwszego od 1997 roku występu w playoffs. Rok 2005 to również triumf Jaromíra z reprezentacją Czech w mistrzostwach świata.

– Czułem, że kierownictwo zbudowało dobry zespół, któremu miałem przewodzić – wspomina. – Uwielbiam takie sytuacje i związaną z nimi odpowiedzialność. Funkcjonowało to naprawdę dobrze, ponieważ trener Tom Renney dał mi pełną swobodę działania. Zaczęło się od tego, że powiedziałem sobie: „O, kurde, muszę strzelić gola!”, a po chwili krążek był w bramce. No, może nie do końca tak to wyglądało, ale w pewnym momencie coach krzyknął tylko: „Hej, rób co chcesz!”, bo wiedział, że jestem zawodnikiem, który może wygrać mu mecz.

Tułaczka po klubach

Niestety po wspaniałych rozgrywkach 2005/06 przyszedł regres. Jágr w NHL z sezonu na sezon obniżał on swoje loty, w efekcie czego latem 2008 Rangersi nie przedłużyli z nim kontraktu, a on sam podjął decyzję o powrocie do Europy i występach w lidze KHL w barwach rosyjskiego klubu Awangard Omsk.

– Jednym z powodów, dla których wróciłem do Europy byli moi rodzice, którzy wiele dla mnie poświęcili – tłumaczy. – Szybko jednak zacząłem tęsknić za NHL, pełnymi halami i adrenaliną playoffs. W Europie jest tylko kilka ciekawych aren, a mecze na trybunach ogląda zazwyczaj po trzy tysiące kibiców. Ja przywykłem do pełnych hal na dwadzieścia tysięcy osób oraz miliona widzów przed telewizorami. Pomyślałem tylko: „Co ja tu robię? Spróbuję wrócić”.

Po powrocie do NHL reprezentant Czech przywdziewał strój Philadelphia Flyers, Dallas Stars, Boston Bruins, New Jersey Devils, Florida Panthers oraz Calgary Flames. W sezonie 2012/13 po raz trzeci w karierze miał okazję zagrać w finałowej serii o Puchar Stanleya, ale bostończycy ulegli 2-4 Chicago Blackhawks. Jego dorobek w NHL to łącznie 24 kampanie okraszone 766 golami i 1155 asystami w 1733 meczach sezonu zasadniczego oraz 78 trafieniami oraz 123 kluczowymi podaniami w playoffs. W 2010 roku Jágr sięgnął po ostatnie ważne trofeum z kadrą narodową, czyli złoty medal mistrzostw świata, a osiem lat później zrezygnował z gry w Ameryce Północnej i wrócił do ojczyzny, by znów reprezentować barwy HC Kladno.

– Jestem z siebie dumny, więc nie mam zamiaru wychodzić na lód po to, żeby robić z siebie pośmiewisko – twierdzi. – Kiedy poczuję, że to zmierza w tę stronę, przestanę grać. Kocham hokej, ale nie tak bardzo, żeby przez niego cierpieć.

Długowieczny

Jako dwukrotny zdobywca Pucharu Stanleya, mistrz olimpijski oraz dwukrotny złoty medalista mistrzostw świata Jaromír Jágr należy do elitarnego grona Triple Gold Club. Dziesięć występów w Meczu Gwiazd ligi NHL oraz drugie miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej wszech czasów, tylko za Waynem Gretzkym, czyni z „Jagsa” jednego z najlepszych hokeistów w dziejach. Z takim dorobkiem już dawno mógłby zejść z lodowiska, lecz on podobnie jak żużlowiec Greg Hancock czy skoczek narciarski Noriaki Kasai chce uczestniczyć w rywalizacji tak długo jak tylko się da.

– Dlaczego wciąż to robię? Na to pytanie jest wiele odpowiedzi – mówi. – Po pierwsze: kocham ten sport. Gdybym przestał go uprawiać, musiałbym skupić się na czymś innym i uczyć się tego od zera. Po drugie: to świetna robota. Nie jest ona aż tak absorbująca jak inne prace i nie muszę zapieprzać od szóstej do siedemnastej tak jak moi rodzice kiedyś musieli. Poza tym, hokej może dawać wiele przyjemności. O twoich sukcesach wiedzą wszyscy wokół, a na twoje konto wpływa naprawdę dużo pieniędzy. No i po trzecie: nie wiem jak długo jeszcze pożyję. Chciałbym, żeby czas pomiędzy zejściem z lodowiska a śmiercią był jak najkrótszy. Będę grał najdłużej jak to możliwe, a jeśli dam radę śmigać po lodowisku do śmierci, to lepiej dla mnie.

Bibliografia:

  • huffingtonpost.com,
  • tsportsnet.ca.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *