Bartosz Zmarzlik. Droga do perfekcji, czyli szczenięce lata mistrza świata

Bartosz Zmarzlik

Data publikacji: 4 kwietnia 2024, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

W rodzinnych Kinicach Bartosza Zmarzlika znają wszyscy. Uważają go nie tylko za znakomitego sportowca, ale i grzecznego, skromnego oraz ułożonego człowieka. Żużlowy mistrz świata nie zadziera nosa i każdemu sąsiadowi mówi „dzień dobry”. Poza torem i na torze Bartek jawi się jako wzór do naśladowania, ale gdy zakłada kask, nie pyta rywali: „Przepraszam, czy mogę tędy pojechać?”.

Kinice

Fanom sportu żużlowego Bartosz Zmarzlik nieodłącznie kojarzy się z Gorzowem Wielkopolskim, a konkretnie z tamtejszym klubem Stal. Tak się jednak składa, że „F-16”, jak nazywają go kibice, od dziecka mieszka w niewielkiej wsi Kinice, oddalonej od Gorzowa o ponad trzydzieści kilometrów. Miejscowość ta formalnie położona jest w województwie zachodniopomorskim, w powiecie myśliborskim, w gminie Nowogródek Pomorski, tuż przy Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym. Ze względu na okoliczne jeziora Kinice często odwiedzane są przez wędkarzy. – Czuję, że to jest dobre miejsce dla mnie – mówi Zmarzlik, cytowany przez „Gazetę Lubuską”. – Od dziecka jestem w tej miejscowości. Wyprowadziłem się 150 metrów od rodziców, więc nadal ich mam pod ręką. Obok jest babcia, firma i brat. Codziennie widzimy się. Szczerze? Nie wyobrażam sobie innego miejsca do zamieszkania. Do miasta mam blisko. Mogę do niego podskoczyć, jak czegoś potrzebuję, w każdej chwili. A tutaj mam drzewa, słońce, jezioro… Co mi więcej trzeba?

Bartosz Zmarzlik przyszedł na świat 12 kwietnia 1995 roku w… Szczecinie. Dlaczego akurat tam? Cóż, jego rodzice twierdzą, że w Grodzie Gryfa mieli lepszą porodówkę niż w Gorzowie. Ojcem późniejszego mistrza świata na żużlu jest Paweł senior – właściciel warsztatu ślusarskiego, mama ma na imię Dorota, a oprócz nich jest jeszcze Paweł junior – starszy o pięć lat brat Bartka. O tacie Zmarzliku krążą legendy, że jest prawdziwą złotą rączką, która z metalu potrafi wyczarować cuda. Produkcja ram do motocykli żużlowych czy tuningowanie silników to dla niego chleb powszedni. – Jak był mały, często przychodził do mnie do warsztatu – mówił o swoim młodszym synu w programie „Dzień Dobry TVN”. – Nawet jak znalazł wiertarkę, potrafił z niej zrobić coś niezwykłego.

Braci Zmarzlików bardziej od narzędzi w warsztacie taty fascynowały jednak wszelkie pojazdy mechaniczne. Paweł senior w rozmowie z Jakubem Kłyszejką dla sport.tvp.pl śmieje się, że Bartek, kiedy był małym chłopcem, to praktycznie nie chodził, a wszędzie jeździł. Gdy chłopak otrzymał od ojca małe autko na akumulator, bardzo ucieszył się z prezentu, ale czegoś mu w nim brakowało. Chodziło o otwierane drzwi. Pomysłowy młodzieniec problem postanowił rozwiązać dość brutalnym sposobem: przeciął samochodzik na pół. Widząc pociąg syna do motoryzacji, tata Bartka nie siedział z założonymi rękami. Ani się obejrzał, a chłopak już śmigał na przerabianych przez niego quadach i motocyklach. – Był malutki i bardzo chciał jeździć – opowiada Paweł senior w wywiadzie dla serwisu internetowego TVP Sport. – Dlatego z czegoś małego musiałem zrobić coś jeszcze mniejszego. Mam swój warsztat i nie miałem z tym problemu. Cieszyłem się, że mogłem sprawić wiele radości synowi.

Miniżużel

Przyszli żużlowcy bardzo często najpierw są kibicami speedwaya, wciągniętymi w ten sport przez kogoś z rodziny. Choć dziadkowie Bartka Zmarzlika pierwszą randkę spędzili na stadionie żużlowym w Gorzowie, to chłopak odkrył wyścigi na motocyklach bez hamulców w sposób dość nietypowy. Wszystko zaczęło się od ulotki z napisem „żużel”, którą dostrzegł w sklepie, kiedy towarzyszył mamie na zakupach. Niedługo później podczas festynu w Barlinku z wypiekami na twarzy podziwiał pokazówkę miniżużla, zorganizowaną przez Bogusława Nowaka z GUKS Speedway Wawrów. Spodobało mu się na tyle, że po wszystkim popędził do trenera. – Tata się zdziwił, bo jako dziecko do nikogo nie zagadywałem, a wtedy sam pytałem, jak można się zapisać. Swoich sił próbował już Adrian Cyfer. Podobało mi się, że ma taki sam crossik jak ja, a już jeździ z innymi dziećmi. Do tamtej pory jeździłem sam. No i tak się zaczęło – wspomina Bartosz Zmarzlik, przepytywany przez Pawła Kapustę i Jarosława Galewskiego z serwisu WP SportoweFakty.

Rodzice pozwalali braciom na wiele, ale mieli też zasady, których młodzieńcy musieli przestrzegać. Jedna z nich brzmiała: możecie jeździć, lecz nie wolno wam zaniedbywać szkoły. Tróje na koniec roku były niedopuszczalne, a najbardziej pożądane było świadectwo z czerwonym paskiem, którego jednak Bartkowi nigdy nie udało się osiągnąć.

Nawet piątka ze sprawdzianu nie smakowała tak jak kilka kółek po słynnym torze do miniżużla w pobliskim Wawrowie. Z czasem Bartek doczekał się też swojego własnego obiektu. – Zrobiłem mu tor, żeby miał gdzie jeździć i nie musiał tylko trenować w Wawrowie – opowiada jego tata w rozmowie z TVP Sport. – Miał wszystko koło domu. Spędzał tam całe dnie. On miał siedem lat, gdy zaczął jeździć na miniżużlu. Traktowaliśmy to jako zabawę i kontakt z rówieśnikami. Synom bardzo się spodobało, a Bartek od początku miał do tego duże zacięcie. Nie myśleliśmy wtedy o strachu. Miał 12 lat i już siadał na dużym motocyklu. Jego starszy brat na takim jeździł, no i on też chciał.

Żużel to bardzo niebezpieczny sport, który wielu zawodnikom zabrał zdrowie, a nawet życie. Z tego powodu Bartoszowi i Pawłowi nie było łatwo przekonać rodziców, żeby wyrazili zgodę na regularne treningi. Z ojcem poszło jeszcze jako-tako, ale z mamą trzeba było dłużej negocjować. Pani Dorota bała się o zdrowie synów i… miała rację. Młodszy z braci na miniżużlu przerabiał m.in. zerwanie więzadeł krzyżowych, wybity bark i złamaną rękę. Starszy natomiast, który siłą rzeczy do poważnego ścigania trafił wcześniej, w sierpniu 2010 roku w finale Srebrnego Kasku miał wypadek, po którym diagnoza lekarzy brzmiała fatalnie: złamania kręgosłupa, uda i miednicy oraz krwiak mózgu. Wyszedł z tego i wrócił na tor, ale kiedy matka o wszystkim się dowiedziała, zabroniła Bartkowi jeździć. Dopiero starszy syn uświadomił jej, że młodszy nie może być karany za czyjeś nieszczęście.

Pierwszy raz na „Jancarzu”

– Najgorszy był dla niego koniec treningu. Chciał jeszcze i jeszcze. Ciągle było mu mało. To zaangażowanie biło po oczach – wspomina Bogusław Nowak w rozmowie z Jarosławem Galewskim z WP SportoweFakty. „F-16” w zawodach miniżużla startował przez trzy lata. W tym czasie zdołał stanąć na podium Pucharu Polski i zdobyć tytuł drużynowego mistrza kraju. Strasznie zazdrościł bratu, że ten może już śmigać na pełnowymiarowym sprzęcie i przy każdej okazji błagał wręcz trenera Stali Gorzów, Stanisława Chomskiego, żeby ten pozwolił mu odjechać kilka okrążeń na klasycznej żużlówce. Szkoleniowiec w pewnym momencie miał już serdecznie dość tych ciągłych próśb, więc na pierwszym słupku wiaty parkingowej Stadionu im. Edwarda Jancarza narysował linię, do której chłopak miał urosnąć, żeby móc wyjechać na tor.

Okazało się, że Bartkowi do osiągnięcia wymaganego wzrostu wystarczyły… dwa tygodnie. Trener zaczął więc węszyć podstęp i odkrył, że jego podopieczny dopomógł naturze zakładając… kozaki mamy! – W końcu jednak się ugiąłem – mówi Chomski w rozmowie z Ireneuszem Klimczakiem dla „Gazety Wyborczej”. – Po pierwszych okrążeniach znów wszyscy szeroko otwieraliśmy oczy, bo to było coś niesamowitego. Taki talent trafia się raz na wiele lat.

Bartosz od dziecka nie grzeszył wzrostem. Gdy siedział na „dużym” motocyklu, nie sięgał nogami do ziemi, więc należało przerobić ramę specjalnie pod niego. Ponadto nie wystarczyło, że zgodę na treningi wyrazili rodzice chłopaka. Dzieciak był młodszy niż przewidywał regulamin, więc podpis na dokumencie musiał złożyć też prezes Stali – Władysław Komarnicki. – Zapytałem: „Jak to ja? Chyba rodzice powinni to zrobić”. Okazało się, że nie. Ja jako prezes ponosiłem odpowiedzialność za Bartka. Trzy lata nie spałem. Gdyby coś mu się stało, to pełne konsekwencje brałem na siebie – tłumaczył na antenie Canal+.

Pierwszy trening Bartosza Zmarzlika na „Jancarzu” potwierdził, że chłopak jest żużlowym brylantem pierwszego sortu. Gorzowski owal był wówczas świeżo po przebudowie. Łatwo łapał wilgoć i stawał się gąbczasty. Podczas tamtych zajęć nikt sobie nie radził, a Stanisław Chomski puścił w końcu Bartka, który odjechał cztery kółka na pełnym gazie. Wszystkiemu przyglądał się wtedy Tomasz Gollob – ówczesny lider Stali Gorzów. – Tomek popatrzył na mnie i zapytał: „Kurwa, kto to jest?” – wspomina Chomski w wywiadzie przeprowadzonym przez Łukasza Jachimiaka dla sport.pl. – Opowiedziałem: „Weź się nim zaopiekuj, to będzie twój następca”.

Licencja

W Polsce żeby móc startować w oficjalnych zawodach żużlowych, należy posiadać uprawniającą do tego licencję. Zdobycie jej wiąże się ze zdaniem egzaminu, do którego w naszym kraju można przystąpić najwcześniej po ukończeniu piętnastego roku życia. Taki sprawdzian składa się z dwóch części: teoretycznej i praktycznej. W tej pierwszej trzeba się wykazać wiedzą dotyczącą m.in. regulaminów FIM i PZM oraz budowy i eksploatacji motocykli żużlowych. Ta druga obejmuje jazdę indywidualną i zespołową (czterech adeptów na torze w jednym momencie). Tutaj należy się zmieścić w wyznaczonym limicie czasowym i nie wolno spowodować wypadku. Komisja ocenia też sylwetkę na motocyklu i zachowanie podczas jazdy.

Nie każdy adept egzamin na tzw. żużlowe prawo jazdy zdaje za pierwszym podejściem, ale Bartosz Zmarzlik nie miał z tym większych problemów. Swój „papierek” zdobył 8 czerwca 2010 roku na torze w Częstochowie. Na starty w lidze był jednak jeszcze za młody, ponieważ do nich uprawnieni są tylko ci posiadacze licencji, którzy ukończyli szesnasty rok życia. Pozostali muszą się zadowolić występami w zawodach młodzieżowych.

Bartek nie potrzebował wiele czasu na aklimatyzację wśród ścigantów. 16 czerwca A.D. 2010 w turnieju 2. rundy młodzieżowych drużynowych mistrzostw polski na torze w Zielonej Górze w swoim pierwszym biegu zdobył 2 „oczka”. Wraz z bratem Pawłem przywiózł 5:1 dla Caelum Stali Gorzów Wlkp. w starciu z duetem Holdikom Ostrovii Ostrów Wlkp. – Marcel Kajzer i Piotr Szóstak. Natomiast 29 czerwca 2010 roku w turnieju Ligi Juniorów na torze we Wrocławiu w swoim pierwszym biegu młodszy z braci Zmarzlików dojechał do mety na ostatniej pozycji. W następnym był już drugi i wraz z Przemysławem Pawlickim przywiózł dla Stali zwycięstwo 5:1 nad parą Unibaxu Toruń. Pierwszą trójkę w Lidze Juniorów „F-16” świętował natomiast w swoim trzecim starcie na owalu Stadionu Olimpijskiego. Wtedy partnerem Bartka znów był Przemek, a żółto-niebiescy po raz kolejny wygrali bieg 5:1, tym razem przeciwko Unii Leszno.

Już w sezonie 2010 Bartosz udowadniał, że ma papiery na znakomitego zawodnika. Zmarzlik jednak od początku swojej przygody ze speedwayem miał w głowie jeden cel: zostać indywidualnym mistrzem świata. – Było to dla mnie zaskoczenie, iż taki młody chłopak podszedł do mnie i powiedział, że chce jeździć na żużlu. Później dodał, że chce zostać mistrzem świata. Mówiłem, iż może tego dokonać, ale czeka go bardzo wiele pracy. On odpowiedział, że zrobi wszystko i będzie słuchał każdej podpowiedzi. Był bardzo pilnym uczniem – wspomina Tomasz Gollob w rozmowie z Przemysławem Ofiarą ze sport.se.pl. W kuluarach mówi się, że siedmiokrotny medalista IMŚ traktował Bartka jak syna. Imponowało mu to, że chłopak jest tak ambitny i dzielił się z nim całą swoją żużlową wiedzą. Opowiadał o technikaliach, o tym jak warunki atmosferyczne wpływają na działanie motocykla i podpowiadał jak na własną rękę dbać o przygotowanie sprzętu. Zmarzlik był wpatrzony w Golloba jak w obrazek, co zaczęło bardzo szybko procentować.

Debiut w Ekstralidze

W sezonie 2010 Bartosz Zmarzlik ze Stalą Gorzów świętował złote medale MDMP (11 punktów w 4 startach w finale w Łodzi) i Ligi Juniorów, a indywidualnie mógł się pochwalić m.in. brązowym krążkiem indywidualnych mistrzostw Ligi Juniorów oraz szóstą lokatą w Brązowym Kasku. Sukcesy w gronie młodzieżowców nie zawsze jednak mają odzwierciedlenie w rywalizacji wśród prawdziwych zawodowców, jacy ścigają się np. w polskiej Ekstralidze. Ponadto wymagania kibiców i klubowych włodarzy wobec żużlowców bywają tu często naprawdę wybujałe, a nie każdy potrafi poradzić sobie z taką presją.

Stal Gorzów to jeden z najbardziej utytułowanych klubów w naszym kraju, więc jeźdźcy żółto-niebieskich rzadko kiedy mogą liczyć na taryfę ulgową. „F-16” pierwszy egzamin żużlowej dojrzałości zdał jednak wzorowo. 25 kwietnia 2011 roku na Stadionie im. Edwarda Jancarza gospodarze podejmowali Unię Leszno, a Bartek w czterech startach wywalczył 4 punkty. Jak na debiutanta był to wynik naprawdę okazały, okraszony dodatkowo zwycięstwem w pierwszym starcie, kiedy to juniorzy Stali rywalizowali z juniorami Byków. Wraz z Łukaszem Cyranem Zmarzlik przywiózł 5:1 dla Gorzowa, a za przeciwników miał braci Tobiasza i Sławomira Musielaków. Należy tu zauważyć, że wyścig udało się odjechać dopiero za trzecim podejściem, a Sławek został wykluczony za dotknięcie taśmy.

Bartek to niesamowity talent – mówi ówczesny prezes gorzowskiego klubu, Władysław Komarnicki, na łamach serwisu zmarzlik.com. – Dostrzegł to również Gollob, ale trzeba też oddać trenerowi Chomskiemu, że to on jako pierwszy zauważył u niego ogromny potencjał. Namówił mnie, żebym podpisał Zmarzlikowi zgodę na wcześniejsze treningi na torze. Ryzykowałem wtedy niesamowicie, bo gdyby złapał kontuzję, płaciłbym mu odszkodowanie do końca życia. Gdyby – nie daj Boże, stało się jakieś nieszczęście, to miałbym kłopoty z prokuratorem. Wtedy ten chłopak miał zaledwie 13 lat. Jako ówczesny prezes zgodziłem się na treningi, ale przez trzy lata chodziłem z duszą na ramieniu. Pomimo zgody rodziców, mój podpis też był wtedy potrzebny. Nieoceniona była też pomoc Tomasza Golloba, którego namówiłem, żeby pomógł Bartkowi. Pamiętam jak dziś naszą rozmowę w ogrodzie. Tomek wysłuchał starannie mojej prośby, ale też potraktował ją bardzo poważnie. Myślę, że przekazał mu wiele cennych wskazówek. Zresztą Zmarzlik jest mu bardzo wdzięczny, co podkreśla na każdym kroku.

Po latach od ligowego debiutu Bartosza jego team trudno sobie wyobrazić bez dwóch Pawłów, czyli ojca i starszego brata. Ten drugi 25 kwietnia 2011 roku leczył kolejną kontuzję, ale nie miał wtedy pojęcia, że już więcej nie pojawi się na owalu w roli zawodnika. – Bartek dużo walczył na torze. Nie odstawał od rywali i w każdym biegu nawiązywał walkę. W jednym z biegów prawie udało mu się minąć Janusza Kołodzieja na kresce. W ostatnim swoim starcie zaprezentował się nieco słabiej, ale na dystansie dochodził rywali – powiedział po meczu z Unią Leszno Paweł Zmarzlik junior w pogawędce z Dawidem Lisem z serwisu WP SportoweFakty. – Na pewno brakuje mu jeszcze obycia w Ekstralidze, ale jeszcze przyjdzie jego czas i będzie zdobywał dużo punktów. Bartek ma dopiero 16 lat i nie wywierajmy zbyt dużej presji na nim. Pojechał dobrze w tym meczu, walczył z zawodnikami z Leszna i potrafił zdobyć punkt na seniorach.

Speedway 24/7

Sześciokrotny indywidualny mistrz świata na żużlu, Szwed Tony Rickardsson, mawiał: „Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz jeść żużel i srać żużlem. Oddychać żużlem i śnić o żużlu”. Te słowa przytaczane są najczęściej przy okazji dyskusji o zawodnikach, którzy w przyszłości mogą nawiązać do jego wielkich sukcesów. Jednak nie każdy utalentowany jeździec bierze je sobie do serca, a niektórzy próbują się ich trzymać, lecz z czasem wymiękają. Tymczasem u Bartka Zmarzlika wszystko przychodziło naturalnie. – Od zawsze kochałem jeździć na motocyklu, bez względu na jego rodzaj. W wolnym czasie jak nie żużel, to motocross, jak nie motocross, to zimą cały czas quadem – mówi w rozmowie z Gabrielem Waliszką w programie „Czarny charakter” na antenie nSport+.

„F-16” trzyma się z daleka od alkoholu. Cola i energetyki mu nie smakują, ponieważ są za słodkie. Fast foodów stara się unikać, bo ich nadmierne spożycie to pierwszy krok do przybrania na wadze, ale jak sam twierdzi w rozmowie z Kamilem Gapińskim dla weszlo.com: – Nie jestem narciarzem, nie muszę aż tak się pilnować. Dlatego od święta pozwala sobie np. na kebaba, chociaż na co dzień woli tradycyjną kuchnię polską serwowaną przez mamę.

Sezon żużlowy trwa mniej więcej od marca do października, ale formę należy szlifować przez cały rok. Zawodnik i motocykl na torze stanowią jedność, dlatego jeśli chce się w dzisiejszym żużlu odnieść sukces, warto dbać o to, żeby kontakt z maszyną mieć jak najczęściej. Poza żużlowym sezonem Zmarzlik głód jazdy zaspokaja głównie na crossie. Muldy i uskoki na torze motocrossowym sprawiają, że przesiadając się później na żużlówkę jeździec ma taką kondycję, iż spokojnie może odjechać sześć wyścigów z rzędu. Kto zaraził Bartka motocrossem? Oczywiście Tomasz Gollob. – Wytłumaczył nam, młodym, wiele kwestii i wręcz kazał kupić crossówki – dodaje „F-16” przepytywany przez Gapińskiego. – Oczywiście moją sfinansowali rodzice. Potem jeździliśmy do Golloba pod Bydgoszcz, do Wrześni i wspólnie trenowaliśmy.

Bartkowi w żużlowym rozwoju bardzo pomogło to, że rodzina od samego początku wspierała go ze wszystkich sił. Po skończeniu wieku juniora starszy brat został stałym członkiem teamu, w którym zajmuje się głównie logistyką. Ojciec odpowiada za sprawy techniczne, a mama jako menadżerka trzyma wszystko w ryzach i dba o finanse. Gdyby nie najbliżsi, młodszemu z braci byłoby niezwykle ciężko czynić takie postępy, jakie czynił od momentu uzyskania licencji. Speedway to piekielnie drogi sport, więc rodzice Bartka pobrali kredyty, żeby ich syn mógł spełniać sportowe marzenia. Nie było żadnej gwarancji na to, że ta inwestycja się opłaci. W końcu można być największym talentem, ale jeden mały błąd lub zbieg okoliczności i wszystko stracone. Wiedzą coś o tym np. Krzysztof Cegielski czy Darcy Ward, których wypadki na torze przykuły do wózka inwalidzkiego. „Cegła” dopiero po wielu latach rehabilitacji stanął na nogi, a Australijczyk po dziś dzień walczy o powrót do zdrowia.

Brak sponsorów to zmora niemal każdego młodego jeźdźca. Swój pierwszy kombinezon Bartosz Zmarzlik ma do dziś. Na jednej ręce jest napisane: „mama” i „tata”, a na drugiej: „babcia” i „dziadek”. Paweł senior stał się natomiast sprzętowym guru, co nie wynikło jednak do końca z pasji do motocykli. – Chłopcy zaczęli jeździć na żużlu, więc musiałem im jakoś pomóc – opowiada tata Bartka w pogawędce z Gabrielem Waliszką dla nSport+. – Starałem się to robić u siebie w domu, żeby było jak najtaniej i jak najszybciej. Wiadomo, że czasami jest tak, że silnik trzeba zrobić z dnia na dzień, a teoretycznie, gdybym musiał gdzieś jeździć, to nie byłoby to wykonalne.

Jak papa Zmarzlik zdobył wiedzę, która jest wymagana przy pracy nad żużlowym sprzętem? Rozebrał silnik, popatrzył, co jest w środku i zaczął kombinować. Miał swój zakład i potrzebne do tego maszyny. Bartek natomiast potrafił dostarczać mu wszelkich niezbędnych informacji. Już jako junior doskonale czuł motocykl i wiedział, czego mu potrzeba. Wiedział też jak motocykl się zachowuje i kiedy go trzeba wzmocnić, a kiedy osłabić. Nieoceniona okazała się również pomoc… Tomasza Golloba. Odwiedzał Zmarzlików i pomagał w pracy nad silnikami. Co ważne, Bartek również się w to angażował. – W tej chwili jest w stanie zrobić sobie silnik. Ja mu tylko poprawię takie szczególne rzeczy. W razie, gdyby mnie zabrakło, to jest jest w stanie sobie poradzić – mówi Paweł senior.

Derby lubuskie po raz pierwszy

Starcia klubów żużlowych z Gorzowa Wielkopolskiego i Zielonej Góry często porównuje się z piłkarskim El Clásico, w którym biorą udział FC Barcelona i Real Madryt. Oczywiście zachowując odpowiednie proporcje. Stal została założona w 1947 roku i ma w dorobku dziewięć tytułów drużynowego mistrza Polski. Falubaz powstał osiemnaście lat później i zgromadził o dwa złote krążki DMP mniej. Nazywane derbami Ziemi Lubuskiej mecze to rywalizacja dwóch miast walczących o prymat w województwie lubuskim – Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie siedzibę ma Urząd Wojewódzki oraz Zielonej Góry, gdzie mieści się Urząd Marszałkowski.

– Jest to spotkanie ligowe jak każde inne, choć inni mówią, że jest to najważniejszy pojedynek, więc nie można tutaj zawieść. Trzeba być dobrze przygotowanym i dać z siebie wszystko – mówi Bartosz Zmarzlik w rozmowie z Marcinem Malinowskim na łamach WP SportoweFakty. Jeździec żółto-niebieskich przed każdymi derbami stara się tonować emocje, ale wszyscy dobrze wiedzą, że starcia Stali z Falubazem nie da się traktować na równi z każdym innym spotkaniem. Bartek swoje pierwsze żużlowe El Clásico odjechał 8 maja 2011 roku na Stadionie im. Edwarda Jancarza. Dopingowani żywiołowo przez kibiców gospodarze wygrali wówczas 56:33, a on w trzech wyścigach wywalczył łącznie 4 punkty.

Zaczęło się od „śliwki” w biegu juniorskim, który Stal przegrała 2:4. Jako pierwszy linię mety minął Patryk Dudek, drugi był Łukasz Cyran, a trzeci Adam Strzelec. „F-16” nie załamał się jednak słabym początkiem i w swoim kolejnym wyścigu asekurowany przez Tomasza Golloba dowiózł „trójkę”. Gorzów świętował triumf 5:1 po batalii z asem Zielonej Góry – Piotrem Protasiewiczem. Swoje ostatnie „oczko” Zmarzlik znów wywalczył jadąc w parze z indywidualnym mistrzem świata z 2010 roku, a gorzowski duet rozdzielił amerykański czempion Greg Hancock. Tymczasem za plecami Bartosza rozegrał się prawdziwy dramat. Walczący o trzecią pozycję Rafał Dobrucki, doświadczony i utytułowany jeździec, zahaczył motocyklem o dmuchaną bandę i fatalnie upadł, uderzając przy okazji głową o tor. Zawodnik Falubazu został odwieziony karetką do szpitala, gdzie badania wykazały m.in. złamania dwóch kręgów w odcinku piersiowym. Mający za sobą inne ciężkie urazy „Rafi” wyszedł z tego, ale po tym wypadku skończył z zawodową jazdą i został trenerem.

– Przede wszystkim cieszę się, że wygraliśmy, bo to były moje pierwsze w życiu derby. Nie mogę powiedzieć, że się stresowałem, bo stresu nie było nawet podczas mojego pierwszego meczu z Unią Leszno. Dlatego dzisiaj był luzik. Jestem na siebie trochę zły za pierwszy bieg i ogólnie liczbę zdobytych punktów, ale myślę, że pozostawiłem po sobie pozytywne wrażenie – mówił Bartek tuż po meczu. – W tym momencie wynik meczu jest dla nas nieważny – dodał Piotr Protasiewicz. – Liczy się przede wszystkim to, w jakim stanie jest Rafał Dobrucki. Zanotował on bardzo groźny upadek i jeśli wieści dochodzące ze szpitala są prawdą, to nie jest kolorowo. Zdrowie jest w tym momencie najważniejsze i spotkanie schodzi na dalszy plan. Wszyscy jesteśmy z Rafałem i nasze myśli są teraz przy nim.

Pierwszy komplet w Ekstralidze

W sezonie 2011 Caelum Stal Gorzów wywalczyła brązowy medal drużynowych mistrzostw Polski. Ekipa pod wodzą Piotra Palucha o trzecie miejsce w Ekstralidze rywalizowała z Unibaxem Toruń, a mecz numer jeden odbył się 25 września na Stadionie im. Edwarda Jancarza. To właśnie wtedy swój pierwszy komplet punktów w najwyższej klasie rozgrywkowej zdobył zaledwie szesnastoletni Bartosz Zmarzlik. Żużlowiec żółto-niebieskich w pięciu startach wywalczył 14 „oczek” i bonus.

Bartek popisy rozpoczął już w pierwszym wyścigu spotkania, który był wówczas biegiem juniorskim. Nie dał szans Kamilowi Pulczyńskiemu i Bartoszowi Pietrykowskiemu, a Adrian Cyfer dojechał na trzecim miejscu, dzięki czemu Stal wygrała tę gonitwę 4:2. Następnie Zmarzlik odpoczywał aż do ósmego wyścigu, w którym ponownie zwyciężył i do spółki z Nickim Pedersenem przywiózł 4:2 dla gospodarzy. Tym razem za rywali miał australijskie „armaty” z Grodu Kopernika, czyli Ryana Sullivan i Chrisa Holdera. Widząc znakomitą dyspozycję Bartosza, Piotr Paluch nie oszczędzał go. Szesnastolatek wystąpił też w dziewiątej, jedenastej i dwunastej gonitwie, zdobywając dwie kolejne „trójki” oraz „dwójkę” z bonusem za przyjazd za plecami Mateja Žagara w kapitalnym starciu przeciwko Chrisowi Holderowi i Kamilowi Pulczyńskiemu.

– Bardzo chciałem w tym roku zdobyć dwucyfrówkę w lidze – powiedział na pomeczowej konferencji główny bohater tamtego widowiska. – To było moje marzenie od początku sezonu. Przed spotkaniem usiadłem sobie w busie i pomyślałem: „Kurczę, zostały mi już tylko dwa mecze”. Wierzyłem jednak, że to marzenie może się jeszcze spełnić, no i się spełniło.

Do momentu tzw. płatnego kompletu przeciwko Unibaxowi najlepszym występem Zmarzlika był ten w rewanżowym ćwierćfinale z Unią Leszno na owalu w Gorzowie. Bartek uzbierał wówczas 8 punktów w trzech startach. W czym tkwił sukces popisu, który dał w starciu o brąz DMP? – Tata zrobił mi w domu maszynę do ćwiczenia startów. Ona bardzo mi pomaga w utrzymywaniu koncentracji. Zrobiliśmy też pewien eksperyment ze sprzęgłem. Nigdy wcześniej tego nie próbowaliśmy i cieszę się, że to zadziałało. Staram się cieszyć z jazdy, bo dopiero wchodzę w tę prawdziwą, sportową rywalizację w Ekstralidze. Jak na razie jestem jeszcze gapa jeśli chodzi o dopasowanie motocykla. Cieszę się bardzo z tego występu i jedziemy dalej!

Pierwszy ligowy start w Szwecji

Zanim Bartosz Zmarzlik zanotował pierwszy komplet w polskiej Ekstralidze, zdążył zadebiutować w lidze szwedzkiej w barwach Gnistorny Malmö. Kontrakt z tym występującym wówczas w Allsvenskan (zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej) klubem podpisał jeszcze w 2010 roku, ale w tamtym sezonie na torze pojawił się tylko w wewnętrznym turnieju, w którym zajął drugie miejsce. Ligowy debiut „F-16” w Szwecji przypadł natomiast 19 maja 2011 roku na owalu w Malmö, gdzie jego drużyna rywalizowała z Ikaros Smederną Eskilstuna.

Bartek tamten występ zaczął od defektu, ale już w swoim drugim starcie minął linię mety jako pierwszy, przywożąc za plecami Linusa Eklöfa i Magnusa Zetterströma. Jego zespół zremisował tamten bieg 3:3, a motocykl zespołowego kolegi Zmarzlika, Kima Nilssona, zdefektował. Tamto zwycięstwo było jedynym triumfem Bartosza w meczu ze Smederną. W trzech następnych gonitwach wychowanek Stali Gorzów uzbierał jeszcze „dwójkę”, „jedynkę” z bonusem i „zero”. Dorobek 6+1 pkt. w pięciu startach wyglądał naprawdę przyzwoicie jak na szesnastoletniego debiutanta, ale niestety nie uchronił Gnistorny przed porażką 39:51.

Po wszystkim okazało się, że wyjazd na mecz do Szwecji był dla Bartosza Zmarzlika nagrodą za znakomitą postawę w eliminacjach Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, rozegranych dzień wcześniej w Grudziądzu. – Bartek wiedział, że warunkiem jego wyjazdu do Szwecji jest awans do finału MMPPK – mówi ówczesny trener Stali Gorzów, Czesław Czernicki, cytowany przez serwis gorzowianin.com. – Udało się, więc wyraziliśmy zgodę na jego start. Na pewno ten występ da mu więcej w kontekście objeżdżenia się na motocyklu z nowym tłumikiem niż trening na naszym stadionie.

Tłumikowa rewolucja

W 2010 roku Międzynarodowa Federacja Motocyklowa rozpoczęła proces wywracania żużla do góry nogami. Włodarze FIM zdecydowali, że od kolejnego sezonu obowiązywać będą nowego typu tłumiki do motocykli, a rewolucję tę argumentowali unijnymi normami hałasu. Nowinki technologiczne to w sportach motorowych chleb powszedni, ale zawodnicy nie lubią, kiedy na gorsze zmienia się coś, co funkcjonuje dobrze. W tym przypadku doszło nawet do swego rodzaju buntu, który jednak szybko upadł.

Na czym dokładnie polegała cała ta tłumikowa rewolucja? Konkretnie chodziło o element, dzięki któremu obniżono poziom hałasu generowany przez motocykl. Nowa konstrukcja nie jest przelotowa, co powoduje zatrzymywanie spalin skutkujące większym nagrzewaniem się jednostki napędowej, spadkiem mocy i utrudnioną kontrolą nad maszyną. – Motocykl inaczej się zachowuje po odjęciu gazu – tłumaczy Bartosz Zmarzlik. – Tak jakby bez czucia jeszcze metr pociąga i trzeba to brać pod uwagę. Przy otwartym tłumiku tego na pewno nie było. No i na pewno jest nieco ciszej.

Początkowo polskie ligi żużlowe wbrew FIM dopuszczały możliwość korzystania z tzw. starych tłumików. Na władze naszego speedwaya mocno pod tym względem naciskali Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i Janusz Kołodziej. – Nie zastanawiałem się nad konsekwencjami. Jeśli stare wydechy będą obowiązywały tylko w Polsce, grozi nam wycofanie z Grand Prix i DPŚ. Na razie o tym nie myślę, bo dobro zawodników i ich zdrowie jest najważniejsze – mówił Gollob, cytowany przez „Gazetę Lubuską”. – Ja też zaopatrzyłem się w ten sprzęt, jednak w porównaniu do pieniędzy, jakie musiałyby pójść na remonty silników przy stosowaniu nowych tłumików, to odstawienie tych ustrojstw na półkę będzie dla mnie dużo korzystniejsze – dodał brat Bartka, Paweł Zmarzlik.

Ostatni bastion starych tłumików padł jednak bardzo szybko. Nowe tłumiki w połowie maja 2011 roku stały się obowiązkowe również w polskich ligach, a konieczność przystosowania się do nich dość poważnie wywróciła układ sił w speedwayowym światku. Najwięcej zyskał Amerykanin Greg Hancock, który będąc już po czterdziestce sięgnął po trzy z czterech swoich tytułów indywidualnego mistrza świata, a najwięcej stracił IMŚ z roku 2010 i mentor Bartosza Zmarzlika – Tomasz Gollob.

Srebro MIMP

1,464 – taką średnią biegopunktową w Ekstralidze wypracował Bartek Zmarzlik w sezonie 2011. Dało mu to trzydziestą trzecią pozycję w najwyższej klasie rozgrywkowej, minimalnie za plecami takich zawodników, jak Lee Richardson czy Peter Karlsson. Z Caelum Stalą Gorzów Wielkopolski Bartek osiągnął trzecią lokatę w tabeli i wywalczył brązowy krążek DMP.

Kampania 2011 pod względem indywidualnym zakończyła się dla Bartosza ósmym miejscem w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów. Na finały czempionatu składały się cztery turnieje, rozegrane w: Poole, Holsted, Pardubach i Gnieźnie. „F-16” najlepiej wypadł w Danii, gdzie finiszował na trzeciej lokacie. Szesnastoletni Zmarzlik był najmłodszym jeźdźcem w stawce, dlatego nie ma co się dziwić, że w IMŚJ prym wiedli inni reprezentanci naszego kraju. Mistrzowski tytuł wywalczył Maciej Janowski, srebro zdobył Australijczyk Darcy Ward, brąz przypadł Przemysławowi Pawlickiemu, a czwarte miejsce zajął Patryk Dudek.

Na arenie międzynarodowej w sezonie 2011 młodszy z braci Zmarzlików zameldował się również w finale indywidualnych mistrzostw Europy juniorów w Lublanie, gdzie uzbierał 9 punktów i zajął szóste miejsce. Jednak gdyby nie wykluczenie w swoim czwartym starcie, Bartek spokojnie mógłby myśleć o brązowym medalu, który ostatecznie sprzątnął mu sprzed nosa Rosjanin Witalij Biełousow. Złoto zgarnął Piotr Pawlicki, a srebro odebrał Duńczyk Michael Jepsen Jensen.

Gorzowski junior w tamtym sezonie brał też udział w wielu innych mniej prestiżowych zmaganiach: młodzieżowych drużynowych mistrzostwach Polski, młodzieżowych indywidualnych mistrzostwach Polski, młodzieżowych mistrzostwach Polski par klubowych, drużynowych mistrzostwach Ligi Juniorów, indywidualnych mistrzostwach Ligi Juniorów czy szwedzkiej Allsvenskan. Największym sukcesem Bartka okazał się wówczas srebrny medal MIMP, rozegranych 2 września 2011 roku na torze w Gorzowie. „F-16” ustąpił wtedy tylko Piotrowi Pawlickiemu, reprezentującemu barwy Polonii Piła oraz Patrykowi Dudkowi z Falubazu Zielona Góra. – To jest coś niesamowitego. Dwóch najmłodszych na podium – mówił po zawodach Bartek, cytowany przez serwis egorzow.pl. – Gratuluję Piotrkowi i Patrykowi. Piotrek jest wyśmienity w tym sezonie. Cieszę się, że mam srebrny medal. W przyszłym roku będę chciał go obronić. Dzisiaj było lepiej niż wczoraj na treningu. Szybko się dopasowałem po pierwszym biegu. Bardzo dziękuję moim rodzicom i wszystkim moim sponsorom.

Debiut w Grand Prix

W 2011 roku zakończono gruntowną przebudowę Stadionu im. Edwarda Jancarza, a 8 października Gorzów po raz pierwszy zorganizował turniej Grand Prix. Zwyciężył wówczas Greg Hancock przed Nickim Pedersenem i Emilem Sajfutdinowem, a zawody zostały zakończone po szesnastym wyścigu z powodu opadów deszczu. Podczas tamtego turnieju Bartosz Zmarzlik jako rezerwa toru mógł się jedynie przyglądać starszym kolegom, gdyż okazja do sprawdzenia się w boju nie nadeszła. Niesamowite żużlowe postępy, jakie czynił ten młodzieniec, sprawiły jednak, że stał się on naturalnym kandydatem do otrzymania tzw. dzikiej karty na gorzowskie Grand Prix Polski A.D. 2012.

Na początku czerwca wszystko stało się jasne. M.in. dzięki wstawiennictwu ówczesnego prezesa Stali, Władysława Komarnickiego, chłopakowi przyznano upragnionego „dzikusa”. – Dla mnie to duży zaszczyt, że będę mógł wystąpić w tak prestiżowej imprezie, z tak wspaniałymi zawodnikami. Będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony – powiedział Zmarzlik na łamach serwisu Interia.pl. Komarnicki dodał: – Myślę, że Gorzów i nasi kibice mają taki prezent w postaci wychowanka. Nie ukrywam, że marzyłem od dawna, żeby tak się stało. Bartek mi w tym pomógł, bo znalazł się w finale indywidualnych mistrzostw świata juniorów, on sobie na to zasłużył.

Grand Prix Polski 2012 w Gorzowie odbyło się 23 czerwca. Trener żółto-niebieskich, Piotr Paluch, który sam przez wiele lat zawodowo jeździł na żużlu, był zdania, że Bartosz da radę urwać kilka punktów zawodnikom ze ścisłej światowej czołówki, ale tego, co dokonał ten chłopak, raczej mało kto się spodziewał. Wyobraziłem sobie pełny stadion i siebie, takiego małego Bartka, na pudle. Minęło kilka godzin i rzeczywiście stałem na najniższym stopniu podium! – opowiada Zmarzlik w rozmowie z Pawłem Traczem z „Gazety Lubuskiej”.

W swoim pierwszym starcie Bartek zainkasował 2 „oczka”, mijając linię mety za innym debiutantem, bogatszym jednak o pięć lat doświadczeń Słowakiem Martinem Vaculíkiem. Za plecami „F-16” znaleźli się Tomasz Gollob i Chris Harris. W kolejnej swojej gonitwie Zmarzlik dowiózł do mety tylko punkt, ale porażka z trzykrotnym IMŚ – Nickim Pedersenem oraz rewelacyjnym Emilem Sajfutdinowem to nie ujma. Dwunasty wyścig zawodów przyniósł Bartoszowi wreszcie „trójkę”, wywalczoną w starciu z Andreasem Jonssonem, Chrisem Holderem i Antonio Lindbäckiem. Natomiast zdobyta w kolejnym biegu „dwójka” zagwarantowała Polakowi udział w półfinale, ale przywiezione „zero” w trzecim od końca wyścigu fazy zasadniczej turnieju pozbawiło Zmarzlika możliwości wyboru pola startowego.

Ta niedogodność nie odbiła się jednak na wyniku uzyskanym przez naszego reprezentanta w batalii o finał. Bartosz wygrał start, a Chris Holder, Emil Sajfutdinow i Greg Hancock nie zdołali już go wyprzedzić. – Marzyłem o półfinale, a potem postanowiłem, że zrobię wszystko, by dostać się do finału. I rewelacja, udało się! W półfinale puściłem sprzęgło i… byłem z przodu. Dziękuję mojemu kochanemu tacie, bo to jego zasługa. Nad tym silnikiem ręce zrywał, żeby go dopasować. Był on najgorszym, jaki miałem na początku sezonu, a teraz, jakby nie było, do następnej rundy jest to trzeci silnik na świecie – mówił roześmiany Zmarzlik w rozmowie z „Gazetą Lubuską”.

Finał GP Polski 2012 w Gorzowie żużlowcy odjechali w naprawdę trudnych warunkach torowych. Wygrał Vaculík przed Holderem, Zmarzlikiem i Gollobem. Bartek bezskutecznie próbował doścignąć Australijczyka, ale trzecia lokata dla startującego z dziką kartą debiutanta i tak była czymś wyjątkowym. – Przede wszystkim będę robił wszystko, aby krok po kroku iść do przodu. Nie zmieniać wykresu i nie spadać w dół. Sukces w takich zawodach jak Grand Prix da mi na pewno dużo pewności siebie: czy to w Ekstralidze, czy też w innych zawodach – powiedział Bartek.

Czwarty w Polsce

Finał indywidualnych mistrzostw Polski to jeden z najbardziej prestiżowych turniejów żużlowych w naszym kraju, a zwycięzca w ramach nagrody otrzymuje m.in. przechodnie trofeum w postaci Czapki Kadyrowa. Oryginalną Czapkę Kadyrowa podarował Andrzejowi Pogorzelskiemu i Antoniemu Worynie radziecki żużlowiec Gabdrachman Kadyrow. Sytuacji miała miejsce w Ufie w 1963 roku, a jako pierwszy IMP otrzymał ją w nagrodę Henryk Żyto i to on zapoczątkował tradycję przekazywania jej kolejnym czempionom. Na czapce haftowane były nazwiska mistrzów z poszczególnych lat, więc kiedyś musiało skończyć się miejsce na nowe hafty. Stało się to w 2003 roku, a wówczas nowy IMP, Norweg z polskim paszportem Rune Holta, ufundował nowe przechodnie trofeum, które zachowało nazwę tego starego.

O wejściu w posiadanie słynnego nakrycia głowy od dziecka marzył również Bartosz Zmarzlik. Zaledwie punkt dzielił go od biegu dodatkowego o srebrny medal podczas pierwszego w karierze finału IMP. 15 sierpnia 2012 roku na torze przy ulicy Wrocławskiej 69 w Zielonej Górze z 14 „oczkami” na koncie triumfował nieżyjący już Tomasz Jędrzejak, a w pojedynku o srebro zmierzyli się Rafał Okoniewski i Krzysztof Buczkowski, którzy uzbierali po 11 punktów. Wygrał ten pierwszy, a Bartek z dorobkiem 10 „oczek” zajął rewelacyjne czwarte miejsce.

– Przed zawodami w ogóle nie wierzyłem w dobry występ. Myślałem, że przyjadę i będę miał okazję do dobrego treningu. Także zabrakło również wiary w siebie – powiedział „F-16” w rozmowie z Danielem Kapicą dla serwisu WP SportoweFakty. O braku medalu dla zawodnika Stali Gorzów przesądził przede wszystkim szesnasty wyścig, w którym junior żółto-niebieskich musiał oglądać plecy Krzysztofa Buczkowskiego, Patryka Dudka i Krzysztofa Kasprzaka. – To dobry i niedobry wynik. Do podium zabrakło mi bardzo niewiele, ale inni zawodnicy byli dużo lepsi. Wygrałem trzy wyścigi i jechało mi się bardzo dobrze.

Tydzień wcześniej na tym samym torze siedemnastoletni Bartek startował w derbach lubuskich w Ekstralidze, w których Stal zremisowała z gospodarzami 45:45, a on wywalczył 8 punktów i 2 bonusy w pięciu wyścigach. Jak się jednak okazuje, doświadczenie z tamtego spotkania na niewiele się zdało w finale IMP. – Tor był inny. W pierwszym starcie zastosowałem ustawienia motocykla, dzięki którym wygrałem swój ostatni bieg w derbach – ocenił. – Niestety to nie pasowało. Zrobiłem małą korektę, wygrałem dwa biegi, później nie dokonałem żadnych zmian i przyjechałem ostatni. Następnie też nic nie zmieniłem i kolejny raz wygrałem, więc to „zero” wynikało z moich błędów.

Złoto IMEJ

Na fali znakomitych występów w Grand Prix Polski i finale IMP 2012 Bartosz Zmarzlik udał się do Opola na finał indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. W tamtym sezonie postanowiono wydłużyć maksymalny dopuszczalny wiek uczestników z dziewiętnastu do dwudziestu jeden lat, ale nawet to nie przeszkodziło siedemnastoletniemu wówczas „F-16” w zainkasowaniu czterech „trójek” oraz „dwójki” i sięgnięciu po złoty medal.

25 sierpnia 2012 roku Bartek na jednym z najkrótszych torów w naszym kraju wygrał swoje cztery pierwsze wyścigi, a w ostatnim minął linię mety jako drugi. Dało mu to łącznie 14 punktów, dzięki czemu o „oczko” wyprzedził drugiego Tobiasza Musielaka i o 2 punkty Duńczyka Mikkela Michelsena, który stanął na najniższym stopniu podium. Na stadionie przy ulicy Wschodniej startowali również m.in. tacy żużlowcy, jak: Piotr Pawlicki, Andrzej Lebiediew, Václav Milík, Kacper Gomólski czy Oliver Berntzon.

– Jestem naprawdę szczęśliwy, gdyż do tej pory bywałem na podium, ale nigdy na jego najwyższym stopniu. Myślę, że za rok pojadę jeszcze w tych rozgrywkach i chciałbym wtedy obronić ten tytuł, bo mi zasmakował. Jestem naprawdę szczęśliwy, bo spełniają się moje najskrytsze marzenia – powiedział na gorąco zwycięzca, cytowany przez serwis echagorzowa.pl.

Zmarzlik jedyną porażkę w tamtych zawodach poniósł w starciu z Tobiaszem Musielakiem. Nie miała ona wpływu na końcową klasyfikację, ale w tamtym wyścigu zawodnik Stali Gorzów musiał walczyć jak lew, gdyż przeciwnicy pod taśmą popisali się lepszym refleksem. – Przyznaję, że myśl o zwycięstwie w zawodach trochę mnie zablokowała, aż złapał mnie skurcz w ręce i zamiast wystartować ledwo ruszyłem. Szybko jednak zauważyłem lukę przy krawężniku, wskoczyłem w nią, a potem pilnowałem drugiej pozycji, gdyż wiedziałem, że daje ona mi mistrzostwo. Powiem uczciwie, że zawsze wolę gonić rywali w punktacji, bo jak teraz miałem nad nimi przewagę, to trochę spanikowałem i o mały włos, a zaprzepaściłbym swoją szansę na zwycięstwo – dodał.

Fatalna kontuzja

W sezonie 2012 żużlowej Ekstraligi Bartosz Zmarzlik wypracował znakomitą jak na juniora średnią 1,847 pkt./bieg, ale niestety nie pomógł Stali Gorzów ani w meczach półfinałowych ze Stelmet Falubazem Zielona Góra, ani w dwumeczu o złoty medal z Azotami Tauronem Tarnów. Żółto-niebiescy zakończyli rozgrywki ze srebrnymi krążkami DMP na szyjach, a Bartek w decydujących spotkaniach musiał się mierzyć ze skutkami poważnej kontuzji.

Brak „F-16” w starciach z Zieloną Górą i Tarnowem to pokłosie wypadku podczas finału drużynowych mistrzostw świata juniorów, który odbył się 1 września 2012 roku w Gnieźnie. Feralna sytuacja miała miejsce w dziewiętnastym wyścigu zawodów. Na drugim okrążeniu w Polaka wpadł Rosjanin Andriej Kudriaszow, zawodnicy się sczepili i z impetem uderzyli w dmuchaną bandę. Bartka po wszystkim przez pół godziny opatrywano na torze, a następnie zabrano karetką do szpitala, gdzie zdiagnozowano złamanie uda lewej nogi z przemieszczeniem. – Nasze motocykle się skleiły. Ani ja, ani Bartek nie mogliśmy nic zrobić. Przykro mi, że kolega doznał tak groźnej kontuzji – powiedział po wszystkim Kudriaszow na łamach sport.fakt.pl.

Reprezentacja Polski totalnie zdominowała zawody w Gnieźnie i pewnie sięgnęła po tytuł DMŚJ. Biało-czerwoni uzbierali 61 punktów, druga była Australia (44), a trzecie miejsce zajęła Szwecja (26). Pierwsze złoto dla „F-16” w zawodach rangi mistrzostw świata stało się faktem. – Szkoda, że Bartek nie mógł odebrać z nami medalu, bo to wspaniałe uczucie. Mam nadzieję, że trafi on do niego jak najszybciej. Dziękujemy mu za jego punkty. Szkoda, że nie mogliśmy świętować razem, ale zrobimy to po sezonie – obiecał lider naszej kadry w tamtych zawodach – Maciej Janowski. Bartek w pierwszej stolicy zdołał dojechać do mety trzech wyścigów i zapisać na swoim koncie 8 punktów. Jedynym, któremu uległ, był Australijczyk Darcy Ward.

Fatalna kontuzja poskutkowała operacją, która na szczęście się udała. Dla Zmarzlika sezon 2012 był już jednak skończony, co smuciło nie tylko kibiców, ale i prezesa Stali Gorzów. – To olbrzymi cios dla naszego klubu i naszej drużyny, ale przede wszystkim dla samego zawodnika i jego rodziny. Bartek w tej chwili bardzo cierpi zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To bardzo ambitny zawodnik, który w tym roku postawił sobie wiele celów do osiągnięcia, a ta kontuzja część z nich przekreśliła. Dzisiaj najważniejsze jest jego zdrowie – powiedział Ireneusz Maciej Zmora w rozmowie z serwisem barlinek24.pl. – Całą rundę zasadniczą udało nam się przejechać bez większych kontuzji, a nagle przed play-offami czołowy junior i podpora drużyny ulega tak poważnemu urazowi. To chyba jakieś fatum. Niemniej wszyscy trzymamy kciuki za szybki powrót Bartka do zdrowia i pełni dyspozycji. Żużlowcy wychodzili z większych opresji i zostawali mistrzami. Bartek jest młody, jego organizm szybko się regeneruje i to przemawia na jego korzyść – dodał ówczesny sternik żółto-niebieskich.

Vetlanda Motor Sällskap

Jeśli zawodnik marzy o wspięciu się na żużlowy szczyt, musi przed sobą stawiać coraz wyższe cele. Po dwóch sezonach spędzonych w Allsvenskan w barwach Gnistorny Malmö, Bartosz Zmarzlik postanowił zmienić pracodawcę w Szwecji i przeniósł się do Vetlandy występującej w najwyższej klasie rozgrywkowej – kiedyś Elitserien. – Bardzo wierzę w Bartosza. To młody i obiecujący zawodnik – powiedział Bosse Wirebrand, pełniący wówczas w klubie funkcję dyrektora sportowego, cytowany przez serwis WP SportoweFakty.

Vetlanda to trzynastotysięczna miejscowość leżąca na wschodzie Kraju Trzech Koron w regionie Jönköping. Założona w 1946 roku drużyna żużlowa rozgrywa swoje mecze na Vetlanda Motorstadion o pojemności 10 tysięcy kibiców, a tamtejszy tor ma długość 355 metrów. Gdy Bartosz Zmarzlik dołączał do składu Vetlanda miała na koncie dziewięć tytułów drużynowego mistrza Szwecji. – Cieszę się, że mogę startować w szwedzkiej Elitserien. Miejscowa liga jest bardzo silna. Występują w niej najlepsi żużlowcy na świecie. Jestem jeszcze bardzo młodym zawodnikiem, a jazda z takimi przeciwnikami w przyszłości na pewno zaprocentuje – mówił „F-16” na temat swoich zagranicznych startów.

Osiemnastoletni Bartek zadebiutował w Elitserien 7 maja 2013 roku w domowym starciu z Vargarną. Gospodarze wygrali 47:43, a on w sześciu wyścigach zainkasował 10 punktów i 3 bonusy. Zwycięski team Zmarzlik stworzył z takimi zawodnikami, jak: Thomas H. Jonasson, Mikkel B. Jensen, Jarosław Hampel, David Ruud, Martin Vaculík i Jacob Thorssell, a po przeciwnej stronie barykady stanęli: Tomasz Gapiński, Kim Nilsson, Peter Kildemand, Grzegorz Zengota, Adrian Miedziński, Anders Mellgren i Pontus Aspgren.

Rozczarowanie w GP i złoto DMEJ

– Bardzo cieszę się z otrzymania dzikiej karty na ten turniej – mówił Bartosz Zmarzlik tuż przed zmaganiami o Grand Prix Polski w Gorzowie, zaplanowanymi na 15 czerwca 2013 roku. – Będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Tak jak w zeszłym roku, podchodzę do tych zawodów z dużym luzem. W środę bierzemy udział w pierwszym treningu reprezentantów Polski. Jutro mam mecz w Szwecji, a z niego jedziemy od razu na trening do Gorzowa.

Na Stadionie im. Edwarda Jancarza osiemnastoletni żużlowiec sukcesu z 2012 roku jednak nie powtórzył. Zamiast miejsca w finale pozostało mu z pokorą przyjąć dwunastą lokatę i brak awansu do półfinału. Wygrał Jarosław Hampel przed Chrisem Holderem i Taiem Woffindenem. W swoim jedynym zwycięskim wyścigu urodzony w Szczecinie jeździec pokonał Mateja Žagara, Tomasza Golloba i Antonio Lindbäcka, a cały turniej zakończył z dorobkiem 6 punktów.

Mecz w Elitserien sprawił, że Bartosz Zmarzlik 8 maja 2013 roku nie dotarł do Opola na finał krajowych eliminacji do IMEJ, w efekcie czego stracił szansę na obronę złotego medalu. Niecałe dwa miesiące później w tym samym mieście „F-16” cieszył się jednak wraz z kolegami z kadry narodowej z triumfu w drużynowych mistrzostwach Europy juniorów. Biało-czerwoni zgromadzili 50 punktów i zdeklasowali Danię (30), Czechy (27) oraz Ukrainę (13). Bartek w czterech wyścigach uzbierał 11 „oczek”. Przegrał jedynie w swoim pierwszym starcie z Duńczykiem Andersem Thomsenem. Najskuteczniejszym polskim jeźdźcem w tamtych zawodach był natomiast Piotr Pawlicki, który wywalczył komplet 12 punktów. Oprócz wspomnianej już dwójki team znad Wisły tworzyli: Artur Czaja, Paweł Przedpełski i Krystian Pieszczek.

– Zwyciężyliśmy na torze w Opolu, który jest typowo duńskim torem. Zdarzyły się nam drobne błędy, ale to jest speedway – nie można wszystkiego wygrywać. Wynik daje powody do satysfakcji i pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość – mówił po zawodach w Opolu trener biało-czerwonych – Rafał Dobrucki, cytowany przez WP SportoweFakty. Wygrana w DMEJ była dla Bartka małym pocieszeniem po nieudanym występie w Grand Prix Polski w Gorzowie. Małym, bo chociaż tytuł wydawał się cenny, to turniej śledziło z trybun tylko ok. 900 widzów.

Zmarzlik kopnął (?) Pawlickiego

Kibice kochają żużel za twardą walkę na torze, gdzie granica pomiędzy czystą akcją a faulem jest zazwyczaj umowna. W stykowych sytuacjach często zdarzają się upadki, po których sędzia musi kogoś ukarać wykluczeniem, podczas gdy werdykt nie zawsze jest oczywisty. W takich momentach ten, na którego padło, ma prawo czuć się pokrzywdzony. Najczęściej obrywa się wówczas arbitrowi, ale bywa i tak, że po uszach dostaje rywal.

17 lipca 2013 roku na stadionie w Ostrowie Wielkopolskim odbył się półfinał Brązowego Kasku, czyli prestiżowych zmagań dla polskich żużlowców w kategorii U-19. Głównymi faworytami tamtych zawodów byli Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów oraz Piotr Pawlicki z Fogo Unii Leszno. Ostatecznie wygrał Bartek, a Piotrek zajął trzecie miejsce, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Młodzieńcy zmierzyli się już w czwartej gonitwie dnia, która miała dość burzliwy przebieg. Na dojeździe do pierwszego wirażu „Piter” miał problemy z opanowaniem motocykla. Zawodnik Byków upadł na tor, zahaczając przy okazji o Arkadiusza Madeja, który również się przewrócił.

Sędzia Grzegorz Sokołowski z powtórki wyścigu wykluczył Pawlickiego, a ten kompletnie nie zgadzał się z tą decyzją: – Obejrzałem przed chwilą na powtórkach ten upadek. Kamery telewizyjne świetnie to uchwyciły. Widać było, że Bartek Zmarzlik kopnął prawą nogą w moje przednie koło. Próbowałem ratować się przed upadkiem, ale przy takiej prędkości i przy takiej sile odśrodkowej ciężko się wyratować, gdy przeciwnik kopie w przednie koło – mówił na gorąco „Piter” w rozmowie z Maciejem Kmiecikiem z serwisu WP SportoweFakty. Obserwatorzy tamtego zdarzenia tradycyjnie byli podzieleni. Część z nich przyklaskiwała zawodnikowi Unii, a część twierdziła, że jeździec Stali wcale nie kopnął w koło motocykla Pawlickiego, a co najwyżej je zahaczył. Byli też tacy, którzy uważali, iż to Piotr w zasadzie nadział się na motocykl Bartka.  – Wygrałem start, ja byłem z przodu i nie widziałem co się za mną dzieje, więc trudno mi to komentować – ocenił całe zajście Zmarzlik, cytowany przez WP SportoweFakty.

Koniec końców w finale Brązowego Kasku pojechali obaj zainteresowani. 17 sierpnia 2013 roku na owalu w Łodzi żaden z nich nie mógł się jednak cieszyć ze zwycięstwa w zawodach. Triumfował Krystian Pieszczek z Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk, Bartosz Zmarzlik był drugi, a Piotr Pawlicki zajął trzecie miejsce. W bezpośrednim wyścigu lepszy był „F-16”.

Rozczarowania w DMP i MPPK

Finał Brązowego Kasku A.D. 2013 był dla Bartosza Zmarzlika swego rodzaju rewanżem za finał Srebrnego Kasku, który odbył się dwa tygodnie wcześniej, i w którym triumfował Piotr Pawlicki, a „F-16” zajął trzecie miejsce. Te dwa turnieje stanowiły jednak tak naprawdę dopiero preludium do tego, co czekało Bartka w końcówce tamtego sezonu.

Najpierw trzeba było przełknąć gorzką pigułkę w postaci braku awansu Stali Gorzów do fazy play-off żużlowej Ekstraligi. Ekipa z lubuskiego zajęła w tabeli pechowe piąte miejsce – o zaledwie punkt za Unią Tarnów. 18-latek z Kinic w tamtych zmaganiach spisywał się w kratkę. Potrafił zdobyć kolejno 13 i 10+1 punktów w pięciu startach w domowych meczach przeciwko Unii Tarnów i Unibaxowi Toruń, by kilka dni później przywieźć zaledwie 3 „oczka” w czterech gonitwach na owalu w Rzeszowie. W efekcie tego Zmarzlik uzyskał średnią biegopunktową 1,783. Był to wprawdzie wynik zdecydowanie lepszy niż w debiutanckim sezonie, ale też wyraźnie gorszy niż w roku 2012. Niemniej jednak taka dyspozycja pozwoliła Bartoszowi zająć dwudzieste ósme miejsce na liście najskuteczniejszych zawodników elity, czyli… identyczne jak w poprzedniej kampanii.

Kolejne rozczarowanie przyszło 30 sierpnia po finale mistrzostw Polski par klubowych, rozegranych na Stadionie im. Edwarda Jancarza. – Nie ukrywamy, że chcemy zdobyć złoto i dlatego wystawiamy najsilniejszą parę: Krzysztof Kasprzak i Bartosz Zmarzlik. Mamy atut swojego toru, świetnych zawodników, publiczność. Gorąco zachęcam do przyjścia na stadion, bo takiej imprezy dawno u nas nie było. Liczymy także na głośny doping, za który chcemy się odwdzięczyć miejscem na podium – mówił przed zawodami trener Stali, Piotr Paluch, w rozmowie z „Gazetą Lubuską”.

Żółto-niebiescy w MPPK na podium rzeczywiście stanęli, ale musieli zadowolić się srebrem. Po złoto sięgnęła Unia Tarnów, o której sile stanowili Janusz Kołodziej i Maciej Janowski. Ekipa z Małopolski wywalczyła łącznie o punkt więcej niż gospodarze, a kluczowe dla podziału medali okazały się wyścigi nr 15 i 20. W tym pierwszym Tarnów pokonał Gorzów w stosunku 4:2. Zwyciężył Janusz Kołodziej przed Krzysztofem Kasprzakiem, Maciejem Janowskim i Bartoszem Zmarzlikiem. W tym drugim Stalowcy pokonali kiepsko dysponowaną tamtego dnia PGE Marmę Rzeszów zaledwie 4:2. Wygrał Bartek Zmarzlik przed Rafałem Okoniewskim i Krzysztofem Kasprzakiem. Dawid Lampart zanotował defekt.

Złoto MDMP i brąz MIMP

4 i 7 września 2013 roku rozegrane zostały dwie najważniejsze, krajowe juniorskie imprezy w sezonie: finał młodzieżowych drużynowych mistrzostw Polski oraz finał młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski. Smak zwycięstwa w tej pierwszej Bartek poznał już w sezonie 2010, natomiast w tej drugiej udział brał wcześniej tylko raz i w roku 2011 zajął drugie miejsce.

Finał MDMP odbył się 4 września w Częstochowie. Barwy Stali Gorzów oprócz Bartosza Zmarzlika reprezentowali: Adrian Cyfer, Łukasz Cyran i Łukasz Kaczmarek. Żółto-niebiescy odnieśli w tamtych zawodach dość pewny triumf, chociaż ich liderem trochę niespodziewanie okazał się nie „F-16”, a Adrian Cyfer. Rówieśnik Bartka uzbierał aż 11 punktów w czterech startach, podczas gdy Zmarzlik zgromadził w takiej samej liczbie wyścigów 8 „oczek”. – Każdy z naszej ekipy cieszy się z tego sukcesu – powiedział po zawodach Cyfer, cytowany przez serwis WP SportoweFakty. – Naszym celem przed tymi zawodami było wywalczenie medalu, najlepiej tego z najcenniejszego kruszcu. Pojechaliśmy bardzo dobrze i unikaliśmy błędów. Może trochę Łukasz Cyran gdzieniegdzie odbijał się po bandach, ale czasem wychodziło mu to na dobre (śmiech). Tor był twardy. Zmieniał się wraz z biegiem zawodów, ponieważ zaczął się odsypywać. Umożliwiał walkę po szerokiej i przy krawężniku.

Na finał MIMP do Tarnowa Bartek udawał się w dobrym nastroju i z nadziejami na kolejny medal do swojej kolekcji. Marzył o tym z najcenniejszego kruszcu, ale ostatecznie musiał zadowolić się brązem. Złoto zgarnął Patryk Dudek z Falubazu Zielona Góra, a srebro wywalczył Paweł Przedpełski z Unibaxu Toruń. „F-16” skomplikował swoją sytuację już w dwóch pierwszych gonitwach. Obie ukończył na drugiej pozycji – najpierw pokonany przez Adama Strzelca, a następnie przez „Duzersa”. Zmarzlik w Tarnowie wywalczył łącznie 12 punktów. Tym, który po raz trzeci go pokonał tamtego dnia, był Kacper Gomólski z Unii Tarnów. – Po dwóch nieudanych biegach, w których byłem bardzo wolny, zmieniłem motocykl na nowy, o którym za wiele nie wiem. Tata zapewniał, że będzie szybki i tak było. Kacper Gomólski miał lepsze pole, ja motor miałem szybszy, ale wygrał ostatecznie on. Popełniłem też trochę błędów, dało mi to dopiero, a może i aż trzecie miejsce, z czego się bardzo cieszę – powiedział Bartek, którego słowa przytacza serwis sportowytarnow.pl.

IMŚJ nie dla Zmarzlika i złoto w Elitserien też nie

Trzeci sezon startów w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów sprawił, że triumf w tych rozgrywkach pozostał w sferze marzeń 18-letniego młodzieżowca Stali Gorzów. Turnieje finałowe czempionatu U21 A.D. 2013 rozegrano w Pile (29 czerwca), Berwick (10 sierpnia) i Terenzano (14 września). Na podium stanęło trzech Polaków: Patryk Dudek, Piotr Pawlicki oraz Kacper Gomólski, a Bartosz Zmarzlik w klasyfikacji generalnej uplasował się na dopiero ósmej lokacie. W dwóch pierwszych imprezach cyklu „F-16” zaprezentował się całkiem nieźle i mógł po nich nieśmiało myśleć o chociaż brązowym medalu, ale we Włoszech wszystko się posypało i Bartek skończył tamte zawody na trzynastym miejscu z dorobkiem zaledwie 6 punktów.

Okazja do poprawy humoru po nieudanym występie w IMŚJ przyszła zaledwie kilka dni później. Szwedzka drużyna Zmarzlika, Elit Vetlanda, zameldowała się w wielkim finale Elitserien. Pierwszy mecz przeciwko Piraternie Motala ekipa z regionu Jönköping odjechała przed własną publicznością 17 września i chociaż ostatecznie triumfowała 46:44, to Bartosz tamtego starcia nie wspomina najlepiej. Reprezentant Polski w czterech startach zgromadził tylko 5 punktów i bonus, w efekcie czego okazał się jednym z najsłabszych ogniw gospodarzy. W rewanżu Bartka zastąpił Mikkel B. Jensen. Duńczyk zapisał na swoim koncie zaledwie 1 „oczko”, a Vetlanda poniosła porażkę 39:51 i musiała się zadowolić srebrem DM Szwecji.

Jeśli jednak chodzi o cały ligowy sezon w Kraju Trzech Koron, to „F-16” zanotował wyraźny progres. Młody żużlowiec wypracował średnią 2,000 pkt./bieg, dzięki czemu zajął piętnaste miejsce w klasyfikacji najlepszych jeźdźców szwedzkiej elity. Ze swoich występów w 2013 roku mogę być zadowolonym – czytamy na oficjalnej stronie internetowej zawodnika. – Myślę, że nie zawiodłem swoją postawą na torze zarówno kibiców, jak i włodarzy klubu. Na pewno w kolejnym sezonie postaram się zaprezentować z jeszcze lepszej strony. Cieszę się z tego srebrnego medalu, to sporo sukces dla naszego zespołu. Wiadomo, że chcielibyśmy zdobyć złoto, ale nie zawsze się wygrywa, taki jest sport.

Finał IMP 2013

Tytuł indywidualnego mistrza Polski to jedno z najcenniejszych wyróżnień, jakie można zdobyć na żużlowych torach. W sezonie 2013 Bartosz Zmarzlik po raz drugi w karierze rywalizował o prymat w kraju, a po czerwcowym półfinale IMP w Krośnie kibice „F-16” mogli liczyć na to, że w finale w Tarnowie młody jeździec Stali Gorzów otrze się o podium. 18-latek zwyciężył bowiem na Podkarpaciu z dorobkiem 14 punktów w pięciu wyścigach, a za jego plecami uplasowało się wielu bardziej doświadczonych jeźdźców, takich jak np. Grzegorz Walasek czy Przemysław Pawlicki. – No to jest czarny sport (śmiech), czy się jedzie z przodu, czy z tyłu, to jest się czarnym – powiedział Zmarzlik w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty, nawiązując jednocześnie do tego, że owal w Krośnie pozostawał wówczas jedynym w Polsce z prawdziwie żużlową nawierzchnią. – Było też trochę dziur, ale warunki są jednakowe dla wszystkich. Trzeba przyznać, że w Krośnie jest wielu dosłownych fanów czarnego sportu, którzy uparcie tkwili przy łukach, mimo że tor był strasznie suchy i za każdym razem leciała w ich stronę chmura pyłu.

6 października w Tarnowie Bartkowi do śmiechu już jednak nie było. Wprawdzie lista startowa prezentowała się o wiele bardziej okazale niż ta półfinałowa, ale zaledwie 5 zdobytych „oczek” i trzynaste miejsce w klasyfikacji końcowej absolutnie nie zadowalało gorzowskiego juniora. „F-16” na torze w Mościcach przywiózł do mety aż trzy „zera” i mógł się pocieszać jedynie tym, że był najmłodszym zawodnikiem w stawce finału IMP. – Zmieniałem motocykle – poinformował w rozmowie z Pawłem Kwiekiem z serwisu WP SportoweFakty. – Nawet już po pierwszym biegu to zrobiłem, później w kolejnych, ale to nic nie dało. Po zmianie ustawień nie czułem różnicy w tych motocyklach, co było dziwne. Może coś tkwiło w samym silniku? Naprawdę nie wiem.

Złoty medal IMP 2013 padł łupem lokalnego matadora – Janusza Kołodzieja, srebro wywalczył Krzysztof Kasprzak ze Stali Gorzów, a brąz przypadł „romansującemu” wówczas z Unią Tarnów Maciejowi Janowskiemu. – Tor był świetnie przygotowany. Widzieliśmy naprawdę wiele walki. Serdecznie gratuluję kolegom, którzy zajęli pierwsze trzy miejsca. Gratulacje także dla Patryka Dudka, który pomimo braku medalu pojechał bardzo dobre zawody – dodał Zmarzlik.

Klapa w IMŚJ

Sezon 2014 nie rozpoczął się dla Bartosza Zmarzlika zgodnie z oczekiwaniami. Jeździec ekipy z Gorzowa Wielkopolskiego planował w tamtym roku zaznaczyć medalem swoją obecność w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów, a skończyło się na ósmym miejscu w finale… krajowych eliminacji. 17 kwietnia na twardszym niż zwykle torze w Ostrowie Wielkopolskim „F-16” nie wygrał ani jednego wyścigu i jego przygoda z tamtą edycją IMŚJ skończyła się zanim na dobre się rozpoczęła.

Na stadionie przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego z dorobkiem 14 punktów triumfował Krystian Pieszczek, a kolejne lokaty premiowane awansem do międzynarodowych kwalifikacji zajęli: Piotr Pawlicki, Kacper Gomólski, Adrian Cyfer, Szymon Woźniak i Adrian Gała. Bartek swoim występem był rozczarowany, ale się nie załamywał, gdyż pozostawały mu jeszcze dwa sezony startów w gronie młodzieżowców, więc miał jeszcze czas, żeby zapracować na upragniony krążek.

Finałowe turnieje IMŚJ 2014 zostały rozegrane w Lonigo (19 lipca), Ostrowie Wielkopolskim (17 sierpnia) i Pardubicach (4 października). Zwyciężył Piotr Pawlicki przed Kacprem Gomólskim i Mikkelem Michelsenem.

Liga brytyjska

Dawniej mawiało się, że droga do tytułu indywidualnego mistrza świata na żużlu wiedzie przez ligę brytyjską. W 2014 roku to powiedzenie było już lekko nieświeże, ale i tak zdążyło się wcześniej zakorzenić w głowach wielu młodych zawodników. Bartosz Zmarzlik wydawał się myśleć podobnie, kiedy trafił do Birmingham Brummies w zastępstwie za Adama Skórnickiego. – Jestem podekscytowany debiutem na Wyspach. Chcę się rozwijać, jestem młodym zawodnikiem, więc potrzebuję wielu startów na rozmaitych torach – mówił cytowany przez Tomasza Lorka z Polsatu Sport. – Rozmawiałem z wieloma zawodnikami, którzy opowiadali mi, że speedway w Anglii to zupełnie inna bajka. Prawdziwy uniwersytet i szkoła przetrwania dla ambitnych. Na razie będę zastępował Adama Skórnickiego. Wiem, że czeka mnie bardzo trudne zadanie, bo Adam jest bardzo dobrym żużlowcem o ogromnym doświadczeniu. Zna na wylot brytyjskie tory. Czas pokaże czy szefostwo klubu będzie zadowolone z moich występów – dodał.

„F-16” w barwach Birmingham Brummies zadebiutował 11 czerwca 2014 roku. W wygranym 50:40 spotkaniu z Belle Vue Aces zdobył 5 punktów w czterech wyścigach i… już więcej w meczu ligi brytyjskiej nie wystąpił. Tuż przed zaplanowanym na 25 czerwca spotkaniem z Poole Pirates powiadomił właściciela klubu, Alana Phillipsa, że z powodu choroby nie uda mu się dotrzeć na Wyspy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zaledwie kilka dni wcześniej brał udział w derbach Ziemi Lubuskiej w Ekstralidze, w których przywiózł 12 punktów i bonus. Ponadto informację o planowanej nieobecności wysłał SMS-em, co nie zostało dobrze przyjęte przez władze klubu z hrabstwa West Midlands. – Sytuacja ze Zmarzlikiem była stałym źródłem frustracji i wymagała z naszej strony inwestycji, które zostały zmarnowane. On już do nas nie wróci – podsumował Phillips na łamach „Birmingham Mail”.

Pierwsze zwycięstwo w Grand Prix

Tytuł indywidualnego mistrza świata dla przytłaczającej większości żużlowców pozostanie jedynie w sferze marzeń. 30 sierpnia 2014 roku Bartosz Zmarzlik również mógł sobie tylko wyobrażać jak stoi na najwyższym stopniu podium IMŚ, ale wykonał olbrzymi kroku ku temu, by w przyszłości cieszyć się choćby z jakiegokolwiek medalu światowego czempionatu. „F-16” po raz trzeci w karierze otrzymał dziką kartę na Grand Prix w Gorzowie i tym razem spisał się kapitalnie.

Polak rozpoczął zawody od „trójki”, zostawiając za plecami Nielsa Kristiana Iversena, Chrisa Holdera i Andreasa Jonssona. W kolejnych czterech gonitwach dołożył do tego dorobku jeszcze 8 „oczek” i bezproblemowo zameldował się w półfinale, w którym jego plecy musieli oglądać Krzysztof Kasprzak, Kenneth Bjerre i ponownie Chris Holder. W wielkim finale natomiast niemal 14 tysięcy kibiców na Stadionie im. Edwarda Jancarza oklaskiwało triumf Bartka nad Matejem Žagarem, „KK” i Michaelem Jepsenem Jensenem. Zmarzlik wygrał start z czwartego pola i nie oddał prowadzenia aż do mety, chociaż przez cały czas czuł na plecach oddech Słoweńca i drugiego z reprezentantów biało-czerwonych.

– Takie coś nawet mi się nie śniło. Gdy wygrałem półfinał, powiedziałem sobie, że już chyba lepiej być nie może, a tu faktycznie na finał potrafiłem się spiąć – udało mi się to wygrać. Gdy w pierwszym roku stałem na podium, to myślałem, że był to jakiś przypadek. Dzisiaj udało mi się to powtórzyć i myślę, że nabrać wiary w siebie, bo ostatnio mi tego brakowało, szczególnie w zawodach międzynarodowych. Myślę, że teraz będę miał już lżej – powiedział główny aktor tamtego widowiska, cytowany przez serwis wPolityce.pl.

W tamtym czasie bardzo głośno się mówiło o tym, że Bartosz Zmarzlik to żużlowy talent na miarę Tomasza Golloba. Pozostawało tylko pytanie: kiedy dziewiętnastoletni wówczas zawodnik na stałe zamelduje się w SGP i stanie przed szansą nawiązania do sukcesów „Chudego” na arenie międzynarodowej? W rozmowie z „Gazetą Lubuską” z września A.D. 2014 jeździec Stali Gorzów zabrał głos na ten temat: – Na pewno w tym momencie nie jestem w stanie podołać finansowo temu wzywaniu. Mój budżet jest zbyt mały, by przygotować się do Grand Prix. Nie wiem jak do końca roku będzie to wyglądać, ale wiem, że na pewno to nie jest to samo, co pojedynczy turniej. Chciałbym się znaleźć tam jak najszybciej, bo to jest moje marzenie, ale zobaczymy jak to będzie.

Złote medale DMEJ i DMŚJ

Co nastroiło Bartosza Zmarzlika do genialnego występu w SGP na domowym torze? Na sto procent nie wiadomo, ale można przypuszczać, iż spory wpływ na morale „F-16” miały finały drużynowych mistrzostw europy juniorów i drużynowych mistrzostw świata juniorów, w których reprezentacja polski sięgnęła po złote medale. Bartek w obu turniejach stracił łącznie 2 punkty.

Na pierwszy ogień poszedł finał DMEJ, a rozegrano go 28 czerwca 2014 roku w Herxheim w Niemczech. Obiekt, na którym odbyły się tamte zawody, miał jedną bardzo charakterystyczną cechę – brak… band! Zawodnicy korzystali ze środkowego pod względem długości toru (najdłuższy liczy 1000 metrów i służy zawodnikom longtracku), a jedyne zabezpieczenie stanowiły umieszczone 20 metrów od krawężnika słomiane baloty. – Paradoksalnie ten tor jest zgodny z regulaminem, bo został odpowiednio zweryfikowany. Nie mogliśmy wycofać naszej drużyny z zawodów, bo wiązałoby się to z nałożeniem na naszą federację kar finansowych – mówił przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański w rozmowie z Damianem Gapińskim z serwisu WP SportoweFakty.

Biało-czerwoni w Herxheim dosłownie zdeklasowali konkurencję. Podopieczni Rafała Dobruckiego zwyciężyli z dorobkiem 49 punktów i wyprzedzili Duńczyków (28), Czechów (25) oraz Niemców (18). Bartosz Zmarzlik wygrał wszystkie swoje wyścigi, dzięki czemu uzbierał 15 punktów i został najskuteczniejszym jeźdźcem zawodów. Goryczy porażki nie zaznali wówczas również Adrian Cyfer i Piotr Pawlicki, ale pierwszy z nich odjechał cztery wyścigi, a drugi wystąpił w tylko trzech gonitwach.

Finał DMEJ stanowił jednak tylko przedsmak rywalizacji o znacznie bardziej prestiżowy tytuł DMŚJ. Zmagania odbyły się 23 sierpnia A.D. 2014 w Slangerup, a reprezentacji Polski wybrała się do Danii w składzie: Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki, Kacper Gomólski i Paweł Przedpełski. – Dlaczego wybrałem tych, a nie innych zawodników? Dlatego, że w Slangerup potrzebuję bulterierów. Takimi bulterierami są Gomólski, Pawlicki, Zmarzlik i Przedpełski. To są zbóje, którzy nie cofną się przed niczym. Nawet mówiący cienkim głosem Zmarzlik ma charakter, bo przecież zawalczy, a jak trzeba to nawet kopnie przeciwnika. Nie żebym to pochwalał, ale w żużlu trzeba być twardym – powiedział w rozmowie z polskizuzel.pl ówczesny coach polskich żużlowców – Marek Cieślak.

Legendarny trener się nie pomylił. Nasi juniorzy nie dali szans rywalom i wygrali zawody z dorobkiem 51 punktów. Druga była Dania (35), trzecia Szwecja (21), a poza podium znalazły się Czechy (16). Tym razem najlepiej dla biało-czerwonych punktowali Piotr Pawlicki i Paweł Przedpełski, którzy zgromadzili po 14 „oczek”, ale dorobek Bartka Zmarzlika był gorszy o zaledwie 1 punkt. „F-16” wygrał trzy wyścigi, a w dwóch przekraczał linię mety na drugiej pozycji. Co ciekawe, w obu przypadkach musiał uznać wyższość Czechów – najpierw pokonał go Eduard Krčmář, a potem Václav Milík.

Finał IMP 2014

W finale indywidualnych mistrzostw Polski, rozegranym 14 sierpnia 2014 roku na torze w Zielonej Górze, Bartek Zmarzlik nie zdołał stanąć na podium, ale spisał się o niebo lepiej niż niemal rok wcześniej w Tarnowie. Wychowanek Stali Gorzów w fazie zasadniczej turnieju uzbierał 9 „oczek”, co dało mu przepustkę do półfinału. Tam jednak przyjechał do mety na końcu stawki – za Grzegorzem Zengotą, Krzysztofem Kasprzakiem i Przemysławem Pawlickim. Ten drugi wygrał później cały turniej. – To były ciężkie zawody, obsada dosyć groźna. Piotr Protasiewicz czy Jarek Hampel są bardzo mocni na swoim, domowym torze. Do tego szybki Grzegorz Zengota, Janusz Kołodziej czy też bracia Pawliccy także byli groźni. Cała szesnastka w sumie miała szansę na ten finał, a tam wszystko może się zdarzyć. W tym wyścigu zaryzykowałem z dyszą i zapłonem i akurat bardzo mi to przypasowało – podsumował „KK” na łamach serwisu WP SportoweFakty.

Chociaż od złotego medalu IMP Bartosza Zmarzlika dzieliła jeszcze daleka droga, to w kampanii 2014 „F-16” miał jeszcze kilka okazji, żeby się cieszyć z krążka z najcenniejszego kruszcu. Na przełomie września i października miały bowiem zapaść najważniejsze rozstrzygnięcia w żużlowej Ekstralidze.

Stal Gorzów vs. Falubaz Zielona Góra

14 września 2014 roku odbył się pierwszy mecz półfinałowy DMP pomiędzy Spar Falubazem Zielona Góra a Stalą Gorzów. Bartosz Zmarzlik na torze przy ul. Wrocławskiej 69 zaprezentował się fatalnie, zdobywając zaledwie 3 punkty w 5 startach. – Chciałbym przeprosić wszystkich za tak słaby występ. Starałem się jak mogłem, ale nie wyszło. Miałem duże problemy ze sprzętem. Dwa silniki były po serwisie. Jeden stracił kompresję, a drugi się zatarł, dlatego w ogóle nie pojechałem w jednym z biegów – kajał się w rozmowie z Marcinem Malinowskim z WP SportoweFakty.

Pozbawieni kontuzjowanego Nielsa Kristiana Iversena żółto-niebiescy przegrali tamto spotkanie 41:49, więc w rewanżu na własnym torze musieli odrobić 8-punktową stratę, jeśli marzył im się występ w wielkim finale Ekstraligi. Ostatecznie zrobili to z nawiązką, deklasując ekipę spod znaku Myszki Miki aż 62:28. Tym razem „F-16” był najlepiej punktującym jeźdźcem swojego zespołu. Młodzieżowiec otarł się o duży komplet, zdobywając 17 punktów w sześciu wyścigach. Na „rozkładzie” w tamtym spotkaniu miał m.in. Andreasa Jonssona i Jarosława Hampela. – Szkoda, bo to drugi mecz, w którym zabrakło jednego punktu – podsumował w swoim stylu na łamach serwisu WP SportoweFakty. Jedyne „oczko” gorzowskiemu juniorowi odebrał Aleksadr Łoktajew. – Popełniłem błąd, bo wygrałem start, a pojechałem prosto zamiast w lewo. Myślałem, że tak będzie lepiej, ale nie wyszło. Trudno. Jak będę zawsze robił 17 punktów, to będzie w porządku – dodał.

Co istotne, rewanż w Gorzowie odbył się dopiero przy drugim podejściu – 24 września 2014 roku. Trzy dni wcześniej Falubaz miał obiekcje co do przygotowania toru. Po upadku Adama Strzelca w pierwszym łuku drugiego biegu sztab ekipy z Zielonej Góry poprosił o przerwanie zawodów, a sędzia i jury zawodów stwierdzili, że tor nie nadaje się do jazdy i spotkanie zostało odwołane. – Tor był jak na Grand Prix i to było rewelacyjne. Taki mi pasuje. Jak będzie tak przygotowywany, to będziemy mieli więcej dobrych wyników – Zmarzlik ocenił nawierzchnię gorzowskiego owalu już po powtórzonym starciu z Falubazem.

Pierwsze złoto DMP

Unia Leszno to najbardziej utytułowany klub żużlowy w Polsce. W 2014 roku Stal Gorzów zameldowała się w finale DMP, w którym rywalizowała właśnie z Bykami, posiadającymi w składzie takich jeźdźców, jak Nicki Pedersen, Kenneth Bjerre, Grzegorz Zengota czy bracia Przemysław i Piotr Pawliccy. Pierwsze spotkanie zostało rozegrane 28 września 2014 roku na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Wspierani przez ok. 17 tysięcy kibiców gospodarze wygrali tylko 46:44, co dla wciąż osłabionych brakiem Iversena żółto-niebieskich stanowiło dobry prognostyk przed rewanżem na własnym torze. Tak dobry wynik byłby niemożliwy, gdyby nie fenomenalny występ Bartosza Zmarzlika. 19-latek w Lesznie wystartował w aż siedmiu wyścigach, z czego 6 wygrał. „F-16” zainkasował łącznie 18 punktów i ciśnienie wytrzymał nawet w biegu piętnastym. Uniści założyli po starcie jego i Krzysztofa Kasprzaka, ale Zmarzlik wjechał przed Nickiego Pedersena na wyjeździe z pierwszego łuku. Następnie zbliżył się bardzo mocno do Przemysława Pawlickiego i wyprzedził go atakiem przy krawężniku w drugim łuku. Poza tym „KK” zdołał uporać się z Nickim Pedersenem, dzięki czemu goście wygrali ostatnią gonitwę 4:2.

Tak Bartosz Zmarzlik na łamach Interii podsumował tamto spotkanie: – Ta mała porażka to w sumie niezły wynik, choć w pewnym momencie to my prowadziliśmy już sześcioma punktami. Potem mieliśmy trochę słabszy moment, ale udało się trochę odrobić straty. Byłem dzisiaj bardzo szybki, szkoda tylko tego jednego zera. To była moja wina, bo po prostu trochę przekombinowałem przy wyjściu ze startu. Ale nic nie zmienialiśmy w ustawieniach i potem już nie zrobiłem błędu.

W Lesznie jedyną „śliwkę” Bartek przywiózł w biegu szóstym, który wygrał jego zespołowy kolega Matej Žagar przed Kennethem Bjerre i Piotrem Pawlickim. Tydzień później podczas rewanżu na Stadionie im. Edwarda Jancarza „F-16” uzbierał 11 punktów i bonus w 6 wyścigach, co było rezultatem nieco gorszym niż w pierwszym spotkaniu, ale i tak znakomitym jak na tak młodego jeźdźca. Stal Gorzów przed własną publicznością zwyciężyła 49:41 i po 31 latach powróciła na tron DMP.

W euforii po zakończeniu ligowego sezonu 2014 pojawiły się głosy, że Bartosz Zmarzlik to już materiał na stałego uczestnika cyklu Grand Prix. Ówczesny prezes Stali Gorzów, Ireneusz Maciej Zmora, tonował jednak te nastroje. W rozmowie z WP SportoweFakty powiedział: – Moim zdaniem Bartek powinien poświęcić w całości ten rok na starty juniorskie. Wiem, że on marzy o tym, by zdobyć najważniejsze trofeum dla zawodników młodzieżowych. Chce mieć złoto w IMŚJ i jestem przekonany, że go na to stać. Wychodzę jednak z założenia, że nie należy się rozdrabniać i brać udziału w zbyt wielu imprezach. W takiej sytuacji można nigdzie nie osiągnąć sukcesu. Jeśli Bartek skupi się na lidze i IMŚJ, to jest w stanie utrzymać wysoki poziom w lidze i wywalczyć upragnione złoto na koniec juniorskiej przygody.

Złoty krążek MPPK

W kampanii 2014 Bartosz Zmarzlik cieszył się jeszcze z tytułu drużynowego mistrza Szwecji z zespołem Elit Vetlanda oraz dwóch medali w zmaganiach na krajowym podwórku: srebra MDMP i złota MPPK. W tych ostatnich zawodach triumfował do spółki z klubowym kolegą ze Stali Gorzów – Krzysztofem Kasprzakiem. Co ważne, 19-latek miał dokładnie taki sam udział w sukcesie jak o ponad dekadę starszy „KK”. 19 października 2014 roku obaj jeźdźcy przed domową publicznością zdobyli bowiem po 14 punktów. Na drugim stopniu podium z 26 „oczkami” na koncie uplasował się Unibax Toruń (Oskar Fajfer i Paweł Przedpełski), a trzecią lokatę z dorobkiem 19 „oczek” zajęła Grupa Azoty Unia Tarnów (Krzysztof Buczkowski i Kacper Gomólski). – Bez Bartka sam bym tego nie ogarnął. Jako doparowego miałem największy talent na świecie, który w kolejnych latach będzie rządził w Polsce – powiedział po zawodach Krzysiek, cytowany przez Marcina Malinowskiego z WP SportoweFakty. Dziś można stwierdzić, że były to prorocze słowa.

Żółto-niebiescy jedyną stratę punktów zanotowali w wyniku upadku Bartosza Zmarzlika w trzecim wyścigu dnia. – Byłoby zbyt kolorowo, gdybyśmy zdobyli komplet punktów  – śmiał się po zawodach Bartek w rozmowie z Dawidem Lisem z serwisu WP SportoweFakty. – Fajnie, że zdobyliśmy złoty medal. Szkoda, że trochę poszarżowałem w pierwszym biegu. Trochę mnie potargało, ale nic się nie stało i jestem cały i zdrowy. Zobaczyłem jaki jest tor, poszliśmy z przełożeniami w górę. Wjechałem w mokre, motor mnie szarpnął, puściłem gaz do zera, a on mnie dziwnie pociągnął. Zgasiłem go, a motor się jeszcze zachowywał jakbym mu odkręcił. Sam do siebie powiedziałem: „Bartosz, przesadzasz!”. Wszystko mnie bolało, ale mówiłem, że spróbuję pojechać. Nic mnie nie bolało na tyle, żeby mi utrudniało jazdę. Wiedziałem, że nie mogę popełnić żadnego błędu i że musimy wygrywać wszystkie pozostałe biegi na 5:1. Przy okazji przetestowałem drugi motor i ten drugi chyba jeszcze lepiej jechał niż poprzedni – dodał.

Z marzeniami w głowie

W sezonie 2014 Bartosz Zmarzlik w Ekstralidze osiągnął średnią biegopunktową 2,055. Do tamtej pory był to najlepszy wynik w jego krótkiej karierze. Lepszymi rezultatami mogło się wtedy pochwalić zaledwie trzynastu zawodników, z czego dziewięciu to dziś medaliści IMŚ. A Bartek był w tym gronie zdecydowanie najmłodszy.

Po zakończeniu kampanii 2014 wychowanek Stali Gorzów natychmiast rozpoczął przygotowania do następnego sezonu. W grudniu był już po rozmowach z tunerami i miał niemal gotowe cztery motocykle. W teamie każdy wiedział, jakie zadania należą do niego. Bartek wraz z Sewerynem składał maszyny, a papa Zmarzlik zajmował się udoskonalaniem sprzętu. 19-latek przed startem nowego sezonu miał też jeden ważny cel. – Chcę zbić trochę wagi, więc rano biegam i po treningach używam bieżni w domu. Do tego też jeżdżę jeszcze na crossie, bo póki pogoda pozwala, to chcę jak najdłużej mieć kontakt z motocyklem – opowiadał na łamach serwisu WP SportoweFakty w rozmowie przeprowadzonej przez Dawida Lisa.

Efekty przyszły bardzo szybko, bo w sezonie 2015 Bartosz Zmarzlik dla wielu rywali był nieuchwytny i cieszył się przede wszystkim z tytułu indywidualnego mistrza świata juniorów oraz awansu do elitarnego cyklu Speedway Grand Prix. Ale to już materiał na kolejną opowieść.

Foto: alamy.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *