Christo Stoiczkow. Bułgarski temperament i katalońskie serce

Hristo Stoichkov biografia

Data publikacji: 4 lutego 2025, ostatnia aktualizacja: 9 lutego 2025.

W Bułgarii Christo Stoiczkowa znają wszyscy, a w Katalonii traktują jak swojego. Złota Piłka, Złoty But, bramki w meczach o najważniejsze trofea, a do tego charyzma, której wystarczyłoby na obdzielenie kilku piłkarzy.

Był typowym lewonożnym napastnikiem – dynamicznym, świetnie dryblującym i piekielnie skutecznym. Bywał ustawiany także na skrzydle, a trenerzy wiedzieli, że jeśli złapie rytm, to będzie seryjnie zdobywał gole i asystował przy bramkach kolegów. „Wściekły Byk” czy „Wulgarny Bułgar” – tak go czasem nazywano ze względu na twardy charakter. Johan Cruyff uwielbiał w nim tę zawziętość, bo uważał, że każdy zespół potrzebuje zawodników z pazurem.

Chłopak z Płowdiwu

Christo Stoiczkow urodził się 8 lutego 1966 roku w Płowdiwie, drugim co do wielkości mieście Bułgarii. Piłkarskie geny odziedziczył po ojcu, który występował w miejscowym Spartaku na pozycji bramkarza. Jako dziecko był – delikatnie mówiąc – rozrabiaką. Zdarzyło mu się nawet pogryźć kolegę. Kiedy miał 10 lat, za namową taty zapisał się do Maricy Płowdiw. Potem przeniósł się do klubu o nazwie Jurij Gagarin Płowdiw, aż w końcu za sprawą wstawiennictwa sędziego i działacza Atanasa Uzunowa wylądował w Hebrosie, mającym siedzibę w niewielkim Charmanli.

Gra w Hebrosie okazała się przystankiem do czegoś znacznie większego. Po dwóch latach młodzieniec podpisał kontrakt z CSKA Sofia – jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Bułgarii. W ekipie ze stolicy zadebiutował 23 lutego 1985 roku w meczu z Trakią Płowdiw. Jego drużyna przegrała 1:3, co dla ambitnego chłopaka było rozczarowujące, ale sam debiut i tak stanowił dla niego wielkie przeżycie.

Niestety, niedługo potem wydarzyła się jedna z najbardziej bolesnych historii w sportowym życiu Christo. Podczas finału Pucharu Bułgarii A.D. 1985 pomiędzy CSKA a Lewskim Sofia na boisku doszło do przepychanek i bójek, natomiast po meczu Stoiczkow miał zostać zauważony jak wbiega do szatni rywali z trofeum w rękach i krzyczy: „Ten puchar jest nasz!”. Sędziowie zupełnie stracili kontrolę nad wydarzeniami, a zawodnicy biorący udział w zajściach zostali potem dożywotnio zdyskwalifikowani przez bułgarską federację. Ostatecznie jednak karę złagodzono i młody napastnik wrócił do gry po nieco ponad 10 miesiącach.

– Po ostatnim gwizdku piłkarze Lewskiego otoczyli arbitra, Asparucha Jasenowa – wspomina legendarny piłkarz, cytowany przez serwis „Ot Zasada”. – Wśród nich byli tacy zawodnicy, jak Borisław Michajłow – bramkarz reprezentacji, czy Nasko Sirakow – były reprezentant kraju i piłkarz Realu Saragossa oraz Espanyolu. To gracze, którzy powinni zachowywać się profesjonalnie, a tymczasem przeklinali, popychali, grozili i atakowali sędziego. My w tym czasie świętowaliśmy przed naszymi rozradowanymi kibicami. Miałem 19 lat, a już w pierwszym sezonie w ukochanym klubie – CSKA Sofia – zdobyłem swoje pierwsze trofeum.

W barwach CSKA Sofia

Choć awanturniczy epizod mógł zaważyć na jego karierze, Christo się nie poddał. W 1987 roku CSKA zdobyło mistrzostwo i puchar kraju, a on nabrał wielkiej motywacji, by udowodnić wszystkim, że kara była na wyrost. W sezonie 1988/1989 przyczynił się do kolejnego dubletu. Współtworząc niezapomniany atak z Emiłem Kostadinowem i Lubosławem Penewem, został królem strzelców ligi bułgarskiej.

W międzyczasie „Wściekły Byk” zadebiutował w reprezentacji Bułgarii. Stało się to dokładnie 23 września 1987 roku w meczu eliminacji do Euro ’88 przeciwko Belgii. Wcześniej był podporą młodzieżowych kadr i już wtedy miał opinię faceta, który umie rozkręcić towarzystwo.

W półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów 1988/1989 CSKA Sofia trafiło na potężną wtedy FC Barcelonę, prowadzoną przez Johana Cruyffa. Bułgarzy dwumecz przegrali, ale „Itso”, jak często nazywali go koledzy, znalazł się w notesie holenderskiego trenera.

– Miałem szczęście strzelić trzy gole w tym dwumeczu – dwa na Camp Nou i jeden w Bułgarii – choć to Barça awansowała do finału w Bernie – wspomina w rozmowie z oficjalnym serwisem Dumy Katalonii. – Te trzy bramki miały ogromny wpływ na dalszy rozwój mojej kariery. Najbardziej przenikliwy ze wszystkich był Josep Maria Miguella, agent i pośrednik FC Barcelony, który wraz ze zmarłym Paco Venturą, ówczesnym wiceprezesem klubu, odpowiadał za mój transfer. Po meczach przeciwko FC Barcelonie i analizie mojego rozwoju obaj zarekomendowali mnie Johanowi Cruyffowi, który ostatecznie dał zielone światło.

Przenosiny do FC Barcelony

Barça chciała go sprowadzić już latem 1989 roku, ale CSKA nie planowało jeszcze żegnać swojego największego diamentu. Tymczasem Stoiczkow w następnym sezonie uzbierał 38 goli, zdobywając tym samym Złoty But dla najskuteczniejszego ligowego piłkarza w Europie. Wprawdzie nagrodą musiał się podzielić z Hugo Sánchezem z Realu Madryt, ale takie wyczyny budowały jego pozycję. Pięcioletni kontrakt z FC Barceloną podpisał ostatecznie 4 maja 1990 roku. Kwota odstępnego wynosiła 4,5 miliona dolarów, co w tamtych czasach i realiach oznaczało niemałe pieniądze.

– Pod koniec 1989 roku podpisałem wstępny kontrakt z FC Barceloną, ale nie powiedziałem o tym ani żonie, ani rodzicom! – opowiada. – Nie chciałem, żeby cokolwiek poszło nie tak, więc milczałem aż do momentu, gdy wszystko stało się oficjalne w maju 1990 roku. Możecie to sobie wyobrazić? Czy inne kluby chciały mnie sprowadzić? Nie będę kłamał, było ich kilka. W sezonie 1989/1990 zdobyłem Złotego Buta wspólnie z Hugo Sánchezem, więc zainteresowanie moją osobą było duże. Niektóre kluby już wcześniej się ze mną kontaktowały. Które? Wspomnę tylko pierwszy: Panathinaikos, jeden z największych klubów Europy pod koniec lat osiemdziesiątych. Oferowali mi spore pieniądze, ale byłem jeszcze młody, miałem dwadzieścia kilka lat i uznałem, że kolejny sezon w Bułgarii pomoże mi się jeszcze rozwinąć.

W grudniu 1990 roku „Wściekły Byk” znów wpadł w tarapaty. Podczas meczu o Superpuchar Hiszpanii z Realem Madryt nadepnął na piętę sędziego Urízara Azpitarte. Ten wyrzucił Bułgara z boiska. Barça była wściekła, bo wcześniej wielokrotnie zarzucano temu arbitrowi stronniczość, a Christo niestety dał się ponieść emocjom. „Ósemkę” Barcelony zawieszono na pół roku, co potem złagodzono do dwóch miesięcy. Kara za tamten występek była więc naprawdę dotkliwa.

Dyskwalifikacja Stoiczkowa zbiegła się z kontuzją Ronalda Koemana – filaru tamtego zespołu. Gdy Bułgar wrócił już na boisko, wybuchł z siłą wulkanu, strzelając cztery gole w wyjazdowym 6:0 z Athletikiem Bilbao. Debiutancki sezon w Primera División ukończył z dorobkiem 14 bramek, a FC Barcelona cieszyła się z pierwszego od sześciu lat mistrzostwa Hiszpanii.

Kolejny sezon to wciąż świetna forma – 17 goli w 32 ligowych meczach, obrona tytułu mistrzowskiego i dołożony Superpuchar Hiszpanii. Jednak zdecydowanie najjaśniejszy moment kampanii 1991/92 przypadł 20 maja A.D. 1992 na Wembley. W finale Pucharu Europy, czyli dzisiejszej Ligi Mistrzów, FC Barcelona pokonała Sampdorię 1:0, a Stoiczkow został pierwszym w historii Bułgarem, który wzniósł puchar za triumf w tych rozgrywkach. Co ciekawe, wykupił prawa do transmisji telewizyjnej tego spotkania w bułgarskiej telewizji, by jego rodacy mogli je obejrzeć.

Po tych sukcesach, a także kolejnych bramkach w lidze, Pucharze Interkontynentalnym czy Superpucharze Europy, „Wściekły Byk” czuł, że jest na szczycie. W plebiscycie Złotej Piłki zabrakło mu 18 głosów do zwycięzcy, czyli Marco van Bastena z AC Milanu. W głosowaniu na Piłkarza Roku FIFA też musiał uznać wyższość Holendra. Potem w swoim stylu głośno komentował, że te wyniki są niesprawiedliwe, i że sam Silvio Berlusconi maczał w nich palce.

Latem 1993 roku do Blaugrany przybył Romário. Johan Cruyff chciał w ten sposób zmobilizować Stoiczkowa do jeszcze cięższej pracy, a ten od początku wydawał się tym niepocieszony, nie szczędząc przy okazji kąśliwych komentarzy w mediach. Koniec końców obaj panowie stali się najlepszymi kumplami, a ich wspólna gra w ataku często była mordercza dla obrony przeciwnika. W sezonie 1993/1994 Barça po raz czwarty z rzędu została mistrzem Hiszpanii, a Christo dorzucił 16 trafień. Kryzys przyszedł dopiero w finale Ligi Mistrzów, który Duma Katalonii przegrała z AC Milanem aż 0:4.

Złota Piłka

W 1993 roku Bułgaria dość niespodziewanie wywalczyła awans na mundial w Stanach Zjednoczonych, wygrywając z Francją na Parc des Princes 2:1. Na amerykańskich boiskach Christo Stoiczkow doprowadził swój zespół do historycznego czwartego miejsca, strzelając w turnieju 6 bramek, co dało mu Złotego Buta, ex aequo z Rosjaninem Olegiem Salenką. W drodze do półfinału Bułgarzy pokonali Argentynę, Meksyk (po rzutach karnych) oraz broniących tytułu Niemców. „Wściekły Byk” w meczu z naszymi zachodnimi sąsiadami popisał się golem z rzutu wolnego, który fani na całym świecie do dziś oglądają z rozdziawionymi ustami.

W półfinale Bułgaria przegrała 1:2 z Włochami. Rozgoryczony Stoiczkow powiedział wówczas: „Bóg jest Bułgarem, ale sędzia niestety Francuzem”, zarzucając arbitrowi, że nie podyktował oczywistego, jego zdaniem, rzutu karnego. Na otarcie łez Lwy walczyły o trzecie miejsce, ale poległy z rewelacyjną Szwecją aż 0:4. Po turnieju Christo zdążył jeszcze wbić szpilę selekcjonerowi, Dimityrowi Penewowi, stwierdzając, że marny z niego trener i psycholog, a sukces to i tak głównie zasługa piłkarzy.

Jednak w ostatecznym rozrachunku rok 1994 był dla Stoiczkowa znakomity. Napastnik odebrał upragnioną Złotą Piłkę, wygrywając z gigantyczną przewagą nad Roberto Baggio i Paolo Maldinim. Co więcej, w ojczyźnie przyznano mu tytuł Człowieka Roku, a w plebiscycie na Piłkarza Roku FIFA ustąpił tylko Romário.

– Osobą, której zawdzięczam bardzo wiele – a może nawet wszystko – jest Johan Cruyff – przyznaje. – Przede wszystkim muszę mu podziękować za to, że we mnie wierzył i zawsze mnie wspierał. Pamiętam, jak zaraz po moim przyjeździe do Barcelony powiedział: „Posłuchaj, będę z tobą pracował, aż zdobędziesz Złotą Piłkę”. W tamtym czasie byłem jeszcze mało znanym chłopakiem, więc takie słowa z ust Cruyffa stanowiły dla mnie ogromną motywację. Później wielokrotnie mówił rzeczy, które miały mnie zirytować lub sprowokować, ale w rzeczywistości podsycały tylko moją wolę zwyciężania. Johan był mistrzem motywacji, a do tego zrobił dla mnie i mojej rodziny naprawdę wiele. Będę mu za to wdzięczny do końca życia.

Rozstanie z Camp Nou i szybki powrót

Niestety, sezon 1994/1995 nie był już tak perfekcyjny. Stoiczkow uzbierał tylko 9 goli w lidze, a w Dumie Katalonii zaczęła się psuć atmosfera. Christo głośno krytykował trenera Cruyffa, że sprzedaje ważnych piłkarzy i promuje własnego syna – Jordiego. Skończyło się dyskwalifikacją na 15 dni nałożoną przez klub. Atmosfera gęstniała i nasz gwiazdor w końcu uznał, że czas się rozstać.

W 1995 roku trafił do Parmy. Wszyscy liczyli, że w duecie z Gianfranco Zolą będzie czarować Serie A, ale niestety chemii między nimi nie było. W 23 ligowych spotkaniach strzelił zaledwie 5 goli, dokładając jeszcze dwa w Pucharze Zdobywców Pucharów. Nie porwał tłumów w Italii tak, jak to robił w Katalonii i już po roku wrócił na Camp Nou.

– Bez wątpienia odejście z Barcelony było najgorszą decyzją w całej mojej karierze – ocenia. – Gdybym miał magiczną różdżkę i mógł zmienić tylko jedną rzecz, to zmieniłbym właśnie to. Na szczęście rok później wróciłem. Nie chcę zapomnieć o ludziach, którzy odegrali ogromną rolę w moim życiu i życiu mojej rodziny: Joan Gaspart, Anton Parera, Nicolau Casaus, Amador Bernabéu oraz wspomniani już Josep Maria Minguella i Paco Ventura. Wszyscy oni byli dla mnie niezwykle ważni.

Na Euro ’96 Bułgaria trafiła na silne reprezentacje Hiszpanii i Francji oraz Rumunię. Stoiczkow strzelał po golu w każdym z trzech grupowych meczów, za co wybrano go do jedenastki gwiazd turnieju. Niestety, cztery punkty w tabeli to było za mało na awans do dalszych gier.

Gdy latem 1996 roku ponownie zjawił się w Barcelonie, największą gwiazdą zespołu był Brazylijczyk Ronaldo. „Itso” grał mniej, czasami wchodził na końcówki spotkań. Owszem, dorzucił 7 bramek w 22 ligowych meczach, sięgnął z drużyną po Puchar Zdobywców Pucharów i Puchar Króla, ale czuł, że zaczyna mu brakować boiskowej swobody. Kiedy do sterów klubu dorwał się Louis van Gaal, między nim a Christo natychmiast zaiskrzyło – i to nie w pozytywnym sensie. Holender miał pretensje o wyjazdy na kadrę, z kolei Bułgar w typowym dla siebie stylu stwierdzał, że od Van Gaala i tak niczego się nie nauczy.

Ostatnie lata kariery

W marcu 1998 roku Stoiczkow został wypożyczony do CSKA Sofia, praktycznie za darmo, by wspomóc klub w meczach końcówki sezonu. Niestety, finał krajowego pucharu zakończył się kompromitującą porażką z Lewskim 0:5. Mimo to dla kibiców CSKA był to euforyczny moment – ich największa legenda wróciła do domu, choć tylko na chwilę.

Jeszcze w 1998 roku „Wściekły Byk” wylądował w saudyjskim klubie Al-Nassr, dosłownie na dwa mecze w finale Pucharu Zdobywców Pucharów Azji. Zdobył jedynego gola w rewanżu i tym samym zgarnął kolejne trofeum do gabloty. Przy okazji mundialu we Francji pokłócił się z federacją, a potem z kolegami z drużyny, która ponownie mogła pakować manatki już po fazie grupowej.

Po feralnych mistrzostwach świata zbliżający się do sportowej emerytury napastnik przeniósł się do japońskiego klubu Kashiwa Reysol. Jego ostatnim meczem w reprezentacji był występ przeciwko Anglii w eliminacjach do Euro 2000 – 9 czerwca 1999 roku. Niedługo później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by podpisać kontrakt z Chicago Fire, gdzie spędził trzy sezony. Grał w jednej drużynie z m.in. Piotrem Nowakiem, a potem reprezentował jeszcze barwy D.C. United.

W 2003 roku podczas sparingowego meczu z uczelnianą drużyną American University złamał nogę Freddy’emu Llerenowi. Student pozwał go na 5 milionów dolarów odszkodowania. Ostatecznie podpisano ugodę, a MLS nałożyła na Stoiczkowa karę – 2 mecze dyskwalifikacji i 2 tysiące dolarów grzywny. Dla takiego piłkarza to pewnie było mniej bolesne niż sam fakt, że incydent odbił się szerokim echem w mediach.

Sportową karierę skończył oficjalnie 15 grudnia 2003 w Barcelonie.

– Mój sukces to wynik ciężkiej pracy, lat pokonywania różnych przeszkód i nieustannej ambicji, by być najlepszym – mówi w wywiadzie dla serwisu „Gost”. – Już na samym początku postawiłem sobie jasny cel. Chciałem grać w piłkę, dostać się do drużyny seniorskiej, następnie występować w Hebrosie, później w CSKA, a w końcu wyjechać za granicę. Każdy z tych etapów realizowałem krok po kroku. Jako dziecko marzyłem o grze w reprezentacji, potem w zespołach juniorskich, młodzieżowych, olimpijskich, aż w końcu w drużynie narodowej. FC Barcelona dostrzegła moje umiejętności, dlatego mnie sprowadziła. Inne kluby też były mną zainteresowane, ale to właśnie Barça jako pierwsza złożyła konkretną ofertę. Osiągnąłem w życiu wszystko, o czym marzyłem.

Na ławce trenerskiej

W lutym 2004 roku Christo Stoiczkow zaczął pracę z młodzieżą w FC Barcelonie, a kilka miesięcy później objął stery reprezentacji Bułgarii. Szybko sięgnął po radykalne środki i odmłodził kadrę, licząc na cud w eliminacjach do mundialu 2006. Niestety, jego zespół zajął dopiero trzecie miejsce w grupie. „Itso” zdążył jeszcze narobić sobie wrogów, oskarżając szefa UEFA Lennarta Johanssona o ustawianie wyników. Federacja zawiesiła go wtedy na cztery mecze. W dodatku bułgarscy piłkarze zaczęli odchodzić z kadry, gdyż nie potrafili się dogadać z cholerycznym selekcjonerem. Nawet Stilian Petrow, kapitan reprezentacji, ogłosił że nie będzie grał, jeśli Christo nie pożegna się ze stanowiskiem.

W marcu 2007 roku Stoiczkow przyjął propozycję pracy w Celcie Vigo. Przygoda z hiszpańskim klubem zakończyła się spadkiem do Segunda División, a Bułgar złożył dymisję kilka kolejek później, po zaledwie 16 meczach na ławce. Następnie wylądował w RPA, w zespole Mamelodi Sundowns, ale i tam długo nie zagrzał miejsca. Był też dyrektorem sportowym w rosyjskim FK Rostów, a w 2012 roku przejął stery w Liteksie Łowecz, gdzie – co ciekawe – otrzymał nagrodę dla najlepszego trenera w lidze. Zdążył jeszcze wrócić do ukochanego CSKA Sofia w 2013 roku i nawet przejął udziały w tym zadłużonym wówczas klubie, by szybko z tego zrezygnować.

Wulgarny Bułgar

Wbrew pozorom, poza boiskiem Christo Stoiczkow to człowiek serdeczny i lojalny wobec bliskich. Od lat jest mężem Mariany, z którą ma dwie córki. Na stałe osiadł w Barcelonie, bo jak mówi: „Tam mnie kochają, a w Bułgarii nie zawsze rozumieją”. W wolnym czasie grywa w golfa.

Uwielbienie dla „Wściekłego Byka” w Barcelonie jest trudne do opisania. Kibice do dziś wybierają go do jedenastek wszech czasów, cenią za mentalność zwycięzcy i za to, jak identyfikuje się z klubem oraz regionem. Sam Bułgar twierdzi, że w Katalonii czuje się jak w domu. Jego antimadridismo, czyli niechęć do Realu Madryt, jest wręcz legendarne.

Christo Stoiczkow to człowiek, który zawsze mówi, co myśli, przez co zapisał się w pamięci jako niepokorna dusza. Ale obok prowokacyjnych wypowiedzi, rękoczynów i dyskwalifikacji, ma przecież całe mnóstwo fantastycznych osiągnięć. Jest uznawany za najwybitniejszego piłkarza w dziejach Bułgarii. Trudno się z tym spierać, patrząc na liczbę zdobytych przez niego bramek, trofeów i wyróżnień. Gdyby miał łagodniejszy charakter, być może uniknąłby kilku skandali, ale… prawdopodobnie nie byłby wtedy tym samym „Itso”, którego pokochały rzesze kibiców.

Foto: gettyimages.com

Ziemowit Ochapski
Latest posts by Ziemowit Ochapski (see all)

Warto przeczytać: