Hakeem Olajuwon – amerykański sen

Hakeem Olajuwon

Data publikacji: 18 stycznia 2021, ostatnia aktualizacja: 7 kwietnia 2024.

– Bezpośrednio po dotarciu do celu nie spoglądasz wstecz i nie analizujesz – mówi Hakeem Olajuwon, legendarny center Houston Rockets. – Cieszysz się sukcesem, gdyż tak naprawdę tylko to się liczy.

Olbrzym z Lagos

Lagos to największe miasto w Nigerii oraz jedno z trzech największych w całej Afryce. Do 1991 roku było stolicą kraju. Co ciekawe, położone jest na wybrzeżu Zatoki Lagos oraz kilku wyspach. Kontynentalne dzielnice miasta mają charakter mieszkalny, a połączona z lądem trzema mostami Wyspa Lagos stanowi centrum wielkiego biznesu. Obecność dwóch dużych portów sprawia natomiast, że metropolia po dziś dzień jest ważnym ośrodkiem przemysłu włókienniczego spożywczego, odzieżowego, chemicznego, drzewnego, metalowego oraz środków transportu.

Salam i Abike Olajuwonowie na początku lat sześćdziesiątych zamieszkiwali na obrzeżach Lagos, mieszczącego się w południowo-zachodniej części Nigerii. Małżeństwo trudniło się handlem cementem, kupując go bezpośrednio w porcie, a następnie sprzedając budowlańcom. Nie był to łatwy kawałek chleba, lecz jeśli miało się głowę do interesów, to można było zarobić trochę grosza. 21 stycznia 1963 roku na świat przyszedł ich pierwszy wspólny syn – Akeem Abdul Olajuwon. Tak właśnie przed zmianą imienia na Hakeem nazywał się najsłynniejszy z rodu. Chłopak miał aż pięcioro rodzeństwa: starszego brata przyrodniego Yemiego Kakę, siostrę Kudirat oraz trzech młodszych braci: Akinolę, Tajudeena i Abdula Afisa. – Moi rodzice byli bardzo religijni – opowiada genialny środkowy Rakiet. – Dorastałem w pobożnym, muzułmańskim domu, w którym obowiązywały zasady i wartości. Moja religia jest w zasadzie stylem życia. Modlimy się o dokładnie określonych porach, w sumie pięć razy dziennie.

Państwo Olajuwonowie wychowywali swoje dzieci surowo, lecz z miłością. Dzięki temu wszystkie wyrosły na pracowitych, rozsądnych oraz inteligentnych ludzi. Rodzice oczekiwali od swoich pociech obowiązkowości i szacunku, a w zamian w każdej chwili służyli dobrą radą czy pomocą. Choć już kilkadziesiąt lat temu Nigeria była krajem dobrze rozwiniętym jak na afrykańskie warunki, to i tak większość młodych obywateli marzyła o wyjeździe na studia do Wielkiej Brytanii lub Stanów Zjednoczonych. Yemi Kaka radził sobie w szkole na tyle dobrze, że zdobywać wyższe wykształcenie mógł w Zjednoczonym Królestwie. W zaistniałej sytuacji państwo Olajuwonowie nie wyobrażali sobie, że ich młodszy syn podąży inną drogą. Hakeem był doskonałym uczniem, a najlepsze wyniki osiągał w matematyce. Trzeba dodać, że o dobre stopnie nie było łatwo, gdyż szkoła stawiała przed nim bardzo wysokie wymagania. Niemal wszystkie zajęcia prowadzono w języku angielskim, uczniowie uczęszczali na lekcje w specjalnych uniformach, a ich wiedzę sprawdzały egzaminy przeprowadzane według standardów akademickich. W natłoku tego wszystkiego ambitnym dzieciakom zostawało bardzo mało czasu na sport, a ten był dla wielu najcudowniejszą rozrywką pod słońcem.

W Stanach Zjednoczonych najpopularniejsze dyscypliny sportowe to futbol amerykański, baseball, koszykówka oraz hokej. W Nigerii króluje piłka nożna, podobnie jak w Polsce, choć „Super Orły” na pierwszy mundial pojechały dopiero w 1994 roku. – Dorastając w Nigerii lub jakimkolwiek kraju poza USA odkrywasz jak popularnym sportem jest piłka nożna – mówi Olajuwon. – To dyscyplina wymykająca się wszelkim skalom. Ja dorastałem w miejscu, w którym dzieciaki w ogóle nie chciały grać w basket. Wszyscy powtarzali: „koszykówka jest amerykańska”.

Gdy Hakeem miał dwanaście lat, rodzice wysłali go do szkoły z internatem, która nosiła nazwę Aladura Comprehensive High School. Chłopak widywał rodzinę tylko raz w miesiącu podczas wyznaczonego dnia odwiedzin. Młodzieńcowi było ciężko, a przetrwać pomagał mu… futbol i to nie ten amerykański. Każdego dnia po lekcjach grupa chłopców zbierała się na szkolnym boisku i rozgrywała mecze. Olajuwon najczęściej występował na pozycji bramkarza, gdzie ze względu na wysoki wzrost i duży zasięg ramion stanowił zaporę niemal niemożliwą do pokonania. Chłopiec lubił również grać jako obrońca i od czasu do czasu wypuszczać się w pole karne przeciwnika w celu zaatakowania jego bramki.

Po roku Hakeem przeniósł się do Muslim Teachers College, choć wbrew nazwie placówka ta miała więcej wspólnego z liceum niż z uczelnią wyższą. Po zdobyciu świadectwa końcowego młodzieniec mógł zdecydować, czy zostanie nauczycielem, czy będzie kontynuował edukację na uniwersytecie. Wreszcie z powrotem był w domu i do szkoły każdego poranka zmierzał piechotą. Muslim Teachers College stawiał również na sport, a Olajuwon będąc jednym z najmłodszych uczniów, był jednocześnie jednym z najlepszych atletów. W drużynie piłkarskiej grał jako bramkarz, a dodatkowo brał udział w biegach. Gdy miał piętnaście lat, dołączył natomiast do nowo utworzonego zespołu piłkarzy ręcznych. – Byłem bardzo dobry w tej dyscyplinie i reprezentowałem nawet stan Lagos – wspomina. – Pełniłem funkcję kapitana drużyny i miałem talent do zdobywania goli. Piłkę ręczną i nożną łączy z koszykówką praca nóg oraz wyskok. Uprawianie ich to doskonała sytuacja dla kogoś, kto w przyszłości chciałby grać w kosza, lecz jeszcze nie zaczął. Dzięki tym dyscyplinom stałem się atletą, a jeśli ktoś nim jest, to może uprawiać każdy sport.

Po kilku tygodniach treningów miało się ważenie, że Hakeem gra w szczypiorniaka od urodzenia. Stał się najlepszym zawodnikiem w szkole i zrezygnował nawet z futbolu, żeby w pełni skupić się na nowej dyscyplinie i przygotować do występu w sponsorowanych przez rząd corocznych igrzyskach dla placówek nauczycielskich. Na kilka tygodni przed startem zmagań okazało się jednak, że turniej piłki ręcznej nie dojdzie do skutku ze względu na zbyt małą liczbę zgłoszonych drużyn. Informacja ta zdruzgotała mierzącego już ponad dwa metry Olajuwona, który po tym wszystkim miał już dość szczypiorniaka i przerzucił się wreszcie na… koszykówkę!

– Na stadionie narodowym boisko do piłki ręcznej znajduje się obok boiska do koszykówki – opowiada Hakeem. – Trener basketu za każdym razem kiedy mnie widział, powtarzał: „Szczypiorniak nie jest dla ciebie, powinieneś grać w kosza!”. Coach Ganiyu Otenigbade starał się przekonać mnie do swojej dyscypliny naprawdę przez długi czas. Kiedy mu się to w końcu udało, trwał akurat trening. Na jedną połowę boiska wziął mnie oraz rozgrywającego, a na drugą wysłał swojego asystenta wraz z resztą drużyny. Dokładnie omówił mi na czym polega pozycja środkowego. Byłem pod wrażeniem, gdyż opisał mi wszystko tak dobrze, że praktycznie od razu wiedziałem, co mam robić. Mówił: „Spójrz, tu jest trumna. Pomalowano ją na czerwono, bo to kolor krwi i zawsze jest tu dużo walki. Jako środkowy rządzisz w tym miejscu. Rządzisz na całym boisku. Jesteś w centrum”. Opowiedział mi ze szczegółami, na czym polega dominacja. Dowiedziałem się, że będąc w pomalowanym jedyną opcją wykończenia akcji jest wsad.

Hakeem przez długi czas był dość niechętnie nastawiony do basketu. W pełni poświęcał się innym dyscyplinom, a koszykówka w Nigerii nie była popularna, wobec czego nie dało się nawet obejrzeć meczu w telewizji. W związku z tym Olajuwon nie miał zielonego pojęcia o zasadach gry. Niemniej jednak, gdy po raz pierwszy przyjrzał się z uwagą trenującym kolegom, to nowy sport zyskał jego sympatię. – Zafascynowało mnie to jak ci goście panowali nad piłką. Chodzi o to kozłowanie pomiędzy nogami, patrząc w zupełnie inną stronę. Miało się wrażenie, że ich ręce są niczym magnesy – opowiada.

Olbrzymi piętnastolatek uczący się grać w koszykówkę musiał wyglądać naprawdę zabawnie. Pierwszym zagraniem, jakie pokazał trener Otenigbade swojemu nowemu zawodnikowi, był dwutakt zakończony rzutem kelnerskim. To podstawy koszykarskiego rzemiosła, więc coach po chwili podał piłkę Hakeemowi i rzekł: – Teraz twoja kolej. Wtedy młodzieniec poczuł się trochę niepewnie. Piłka do basketu jest zdecydowanie większa niż ta do szczypiorniaka, co sprawiło Olajuwonowi problemy już podczas kozłowania, kiedy to się potknął. Po chwili zawodnik wybił się w powietrze, a piłka zamiast wylądować w koszu, odbiła się tylko od obręczy. – Nie przejmuj się tym rzutem. Z czasem złapiesz formę i wyrobisz sobie technikę – pocieszał go szkoleniowiec. Coach miał rację, bo dzięki koordynacji zdobytej podczas lat treningów piłki ręcznej i futbolu, Hakeem już po kilku minutach regularnie trafiał rzuty kelnerskie.

Kolejnym etapem nauki były próby z półdystansu z wyskokiem. Otenigbade doskonale wiedział co robi, gdyż w młodości występował na pozycji rozgrywającego w reprezentacji Nigerii, a potem trenował na Lagos State University. Pierwszy rzut Hakeema nie trafił jednak nawet w tablicę. – Nie wypychaj piłki jak kuli. Musisz ją wyrzucić z nadgarstka – poinstruował go coach. Kolejnych kilka minut wystarczyło do tego, żeby wysoki chłopak notował celne próby na tyle często, że nie dało się nie zauważyć, iż ma naturalny talent do koszykówki. Po kolejnych dwóch godzinach radził sobie lepiej niż kilku członków zespołu. – To twój sport, bo basket jest sportem wielkich ludzi – motywował go na każdym kroku trener Otenigbade. Pewnego razu wypowiedział jednak słowa, które Olajuwonowi szczególnie utkwiły w pamięci: – Prawdziwa gra toczy się w Ameryce. Oczy Hakeema zrobiły się naprawdę wielkie, gdy tylko usłyszał słowo „Ameryka”. W końcu właśnie tam chciał się znaleźć pewnego dnia, a koszykówka stanowiła przecież idealną trampolinę. Środkowy Muslim Teachers College bardzo szybko nauczył się na czym polegają zbiórki, co to jest reguła 3 sekund, jak właściwie podawać piłkę oraz blokować rzuty przeciwnika. – To jest terytorium olbrzymów – mówił trener, pokazując na pomalowane. – Musisz grać jak prawdziwy olbrzym.

Gdy Hakeem obejrzał pełny trening drużyny, nauczył się stosować w praktyce wszystkie poznane wcześniej zagrania. Wiedział, że po zbiórce należy przekazać piłkę rozgrywającemu w celu rozpoczęcia ataku. Zobaczył wreszcie jak środkowy ustawia się w trumnie, żeby stworzyć sobie dogodną pozycję do oddania rzutu. – Masz ogromny potencjał. Gracze tacy jak ty nie pojawiają się zbyt często – usłyszał po zajęciach od trenera. Dwa dni później wysoki chłopak pojechał na wspomniane wcześniej igrzyska jako koszykarz.

W pierwszym spotkaniu Muslim Teachers College spotkał się z ekipą Kano – faworytem turnieju. Najlepszym zawodnikiem rywala był chłopak o ksywce „Big Man”, który był niższy od Hakeema o prawie 10 centymetrów, ale występował na tej samej pozycji. Podopieczni trenera Otenigbade szybko musieli odrabiać dość poważne straty, w związku z czym coach zdecydował się wpuścić na boisko Olajuwona. – Wchodzisz do gry! – krzyknął, po czym młodzieniec dostał solidną lekcję basketu od bardziej doświadczonego kolegi. „Big Man” sprawił, że Hakeem był totalnie bezradny w obronie, a w ofensywie radził sobie tylko troszkę lepiej. Zespół Muslim Teachers College poległ z kretesem, lecz to nie zniechęciło urodzonego w Lagos centra do jeszcze cięższych treningów i podpatrywania lepszych od siebie. Koszykówka stała się wręcz jego obsesją i życiowym celem. Olajuwon jeszcze przez krótki czas grał równolegle w teamie piłki ręcznej, jednak szybko ostatecznie zrezygnował.

Po turnieju w ramach igrzysk szkół nauczycielskich Ganiyu Otenigbade umieścił swojego nowego pupila w reprezentacji stanu Lagos. Z uporem maniaka wierzył w jego talent i był przekonany, że obecność wśród starszych, lepszych i bardziej doświadczonych zawodników pozytywnie wpłynie na jego sportowy rozwój. Miał rację. Olajuwon w ciągu kilku tygodni nauczył się korzystać ze swojego wzrostu i stał się zawodnikiem niezwykle pożytecznym nie tylko w ofensywie, lecz przede wszystkim w defensywie. Z piłką w rękach cały czas czuł się dość niepewnie, ale uwielbiał walczyć o zbiórki i blokować próby przeciwników. Rzucał raczej niechętnie. Gdy jednak pewnego razu podczas treningu coach przemawiał do zawodników, on wziął piłkę, leniwie wyskoczył i wykonał wsad. Przed nim taka sztuka udała się tylko jednemu graczowi w drużynie, więc nawet trener Otenigbade otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. – Zrób to jeszcze raz – rozkazał, a Hakeem posłusznie powtórzył czynność.

W drodze po spełnienie marzeń

Trzy miesiące po wykonaniu pierwszego wsadu do kosza, Hakeem wraz z reprezentacją stanu Lagos udał się na krajowy turniej. Już w pierwszym meczu znów stanął naprzeciw „Big Mana” – środkowego Kano.

Spotkanie od samego początku układało się pod dyktando rywala, a ekipa z Olajuwonem w składzie kompletnie nie radziła sobie w ofensywie, gdyż „Big Man” pilnował „pomalowanego” niczym twierdzy. W pewnym momencie jednak w Hakeema wstąpiły dodatkowe siły i center z Lagos efektownie zablokował rzut bardziej doświadczonego oponenta. Wszyscy wokół przecierali oczy ze zdumienia, gdyż „Big Man” chętnie rozdawał „czapy”, lecz niemal nigdy ich nie otrzymywał, a już na pewno nie od żółtodziobów. Po udanej akcji w obronie Olajuwon zyskał niesłychaną pewność siebie i do końca potyczki to on dominował na boisku. Co najważniejsze, jego drużyna odniosła zwycięstwo, o którym rozpisywały się wszystkie gazety w Lagos. Dzięki temu młody koszykarz uwierzył, że gra w basket rzeczywiście może mu pomóc w spełnieniu marzeń i wyjeździe na studia do Stanów Zjednoczonych.

Po powrocie z turnieju krajowego Hakeem cały swój czas poświęcał koszykówce. W szkole pozwalano mu urywać się z lekcji na Stadion Narodowy, gdzie każdego dnia grał mecze z kolegami z reprezentacji stanu. Zasady były takie, że zwycięski team zostawał na boisku i mierzył się z następnym w kolejce. Olajuwon z tygodnia na tydzień radził sobie coraz lepiej, w związku z czym nadszedł czas, że potrafił grać przez cztery lub pięć godzin bez przerwy. Pewnego razu zauważył stojącego przy linii bocznej bardzo wysokiego mężczyznę. Okazało się, że to Richard Mills – Amerykanin działający na zlecenie rządowej komisji zajmującej się drużynami narodowymi oraz olimpijczykami. – Od kiedy grasz w basket? – zagadnął w końcu Hakeema. – Dopiero od kilku miesięcy – odparł rosły młodzieniec. – Dobry jesteś – kontynuował nieznajomy. – Mogę cię podwieźć do domu? – Spoko, chętnie – chłopak w ogóle nie protestował. Normalnie młodzi ludzie podchodzą do podobnych osób ze sporą nieufnością, ale środkowy Muslim Teachers College był zachwycony tym, że ktoś mający coś wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi się nim zainteresował.

Mills po przybyciu do Nigerii i objęciu stanowiska trenera reprezentacji zmienił nazwisko na Olawale, co w lokalnym języku oznacza „z powrotem w domu”. „Olajuwon” znaczy natomiast „zawsze na szczycie”, co idealnie pasuje do sportowca o wielkich ambicjach. Gdy samochód zaparkował pod domem Olajuwonów, Richard poprosił Hakeema o spotkanie z jego rodzicami. – Wasz syn jest wyjątkowy – zaczął zaraz po przywitaniu się z Salamem i Abike. – Widzieliście kiedykolwiek jak gra w koszykówkę? Małżonkowie przecząco pokręcili głowami. – To będzie wielki gracz. Pewnego dnia wyjedzie na studia do Ameryki i będzie tam grać – dodał. Gdy Richard wypowiedział słowo „Ameryka”, Hakeem otworzył szeroko usta i nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Jego rodzice również oniemieli ze zdumienia. Oczywiście wiedzieli, że ich syn ma talent do basketu, lecz nie mieli pojęcia, że w ciągu kilku miesięcy sprawy zaszły tak daleko.

Po rozmowie z amerykańskim szkoleniowcem, Olajuwon następnego dnia miał się zgłosić na trening drużyny narodowej. Od momentu, gdy zaczął na poważnie traktować koszykówkę, starał się znaleźć jak najwięcej informacji o tym sporcie i dowiedział się, że silniejszego zespołu niż reprezentacja w Nigerii po prostu nie ma. Niestety mecze basketu nie były pokazywane w krajowej telewizji, więc musiał polegać na wiedzy wyczytanej w gazetach lub zaczerpniętej od znajomych. Niemniej jednak fakt jest taki, że do tej pory grywał tylko na świeżym powietrzu, na boiskach o nawierzchni cementowej lub asfaltowej, a teraz miał okazję trenować w hali na najprawdziwszym parkiecie – tak jak to robią najlepsi.

Już podczas pierwszych zajęć Hakeem poznał wszystkich kolegów z nowego teamu. Z tłumu najbardziej wyróżniał się Yommy Sangodeyi, nazywany przez resztę „Yommy Basket” z tego względu, że niemal każdy oddany przez niego rzut okazywał się celny. Zawodnik ten mierzył 208 centymetrów i wydawał się wyższy oraz potężniejszy od i tak będącego już sporych rozmiarów Olajuwona. Gdy zajęcia się rozpoczęły, młody center zobaczył jak wiele jeszcze musi się nauczyć, zanim wyjedzie do wymarzonej Ameryki. – Oni biegają tak szybko i są tacy silni… – myślał sobie, będąc jak dziecko ogrywanym przez niekiedy o kilkanaście lat starszych kolegów. Trenerzy widzieli, że Hakeem musi popracować nad wieloma elementami, jednak mimo wszystko byli z niego zadowoleni. – On jest naprawdę niezły – rzekł Richard Mills do swojego asystenta, Olivera Johnsona, po czym obaj zdecydowali się umieścić Olajuwona w dwóch kadrach narodowych: juniorów oraz seniorów. Dzięki temu perspektywiczny center miał mieć jak najwięcej okazji do zdobywania doświadczenia.

Choć urodzony w Lagos zawodnik postanowił w pełni skupić się na sporcie, rodzice dbali o to, żeby przypadkiem nie zaniedbał nauki. W związku z tym młodzieniec zaczął nagle cierpieć na niedobór wolnego czasu. Budził się jeszcze przed wschodem słońca, żeby odrobić zadania domowe, następnie wiele godzin spędzał w szkolnej ławce, po czym udawał się na trening, który kończył się dopiero po zmroku. Chwili wytchnienia nie miał nawet podczas letnich wakacji, gdyż wtedy kadra narodowa wyjechała na kilkutygodniowe zgrupowanie przed turniejami międzynarodowymi. Wszyscy zawodnicy byli zakwaterowani w hotelu i cały czas poświęcali koszykówce oraz ćwiczeniom wzmacniającym. – Każdego ranka przebiegaliśmy pięć kilometrów, po czym dźwigaliśmy ciężary. Następnie rozpoczynał się kilkugodzinny trening – wspomina Olajuwon. Hakeem starał się jednak nie narzekać i posłusznie wypełniał wszystkie polecenia trenerów. Oprócz tego odbył wiele rozmów z Yommym Sangodeyi, który chętnie służył mu dobrą radą, gdyż wiedział, iż młodszy kolega to bardzo perspektywiczny gracz.

Po zakończeniu zgrupowania center z Lagos wyjechał z kadrą na turnieje do Francji oraz Maroka. – Zdziwiło mnie to jak wielu naprawdę dobrych zawodników brało udział w tamtych zmaganiach. Prawie każdy zespół miał po kilku znakomitych graczy, często potężniejszych niż „Yommy Basket” – opowiada. W związku z poziomem prezentowanym przez rywali, Olajuwon miał obawy czy dane mu będzie zaprezentować się na parkiecie w jakimkolwiek spotkaniu. Los jednak sprawił, że Sangodeyi często miał problemy z faulami, a wtedy na boisku pojawiał się Hakeem. Choć jego gra daleka była jeszcze od ideału, trenerzy wyrażali entuzjazm, a po powrocie do domu wysłali go do kadry juniorskiej na przygotowania do turnieju w Angoli.

Doświadczenie zdobyte z seniorami zaprocentowało, gdyż podczas treningów juniorskiej reprezentacji Nigerii Olajuwon prezentował się zdecydowanie najlepiej z całej grupy. Miał szesnaście lat i mierzył 208 centymetrów przy wadze zaledwie około 90 kilogramów. Gdy przyszło do turnieju w Angoli, wreszcie dominował na parkiecie. W meczu przeciwko Togo uzbierał aż 60 punktów, dzięki czemu zaczęło się robić o nim głośno na całym kontynencie. Nigeryjczycy w zmaganiach dotarli aż do półfinału, ulegając Republice Środkowoafrykańskiej. Po odpadnięciu z imprezy Hakeem relaksował się w swoim pokoju. Nagle usłyszał pukanie do drzwi: – Hej, jakiś biały człowiek chce z tobą porozmawiać. Przybity porażką przyjął, że to pomyłka lub niesmaczny żart. Kilka minut później pod drzwi pokoju Olajuwona ktoś wsunął kartkę z wiadomością od Christophera Ponda – trenera drużyny, której ulegli Nigeryjczycy. Mężczyzna chciał pomówić z Hakeemem, a zbieg okoliczności sprawił, że wpadł na niego w hotelowej restauracji. – To prawda, że grasz dopiero od siedmiu miesięcy? – zagadnął. Młodzieniec potwierdził. – Chcesz iść na studia? – kontynuował, a rosły chłopak znów kiwnął twierdząco głową. – Nie idź na krajowy uniwersytet. Wyjedź do USA. Jeśli załatwię stypendium i wizę, to czy twoi rodzice będą mogli kupić ci bilet? – poradził i zapytał Pond. Gdy Olajuwon usłyszał tamte słowa, po prostu nie mógł w nie uwierzyć. Stypendium na amerykańskiej uczelni było niespełnionym marzeniem większości młodych Nigeryjczyków, a wiza do „lepszego świata” stanowiła dokument prawie niemożliwy do otrzymania przez obywatela afrykańskiego państwa. Tymczasem białoskóry trener mówił o tym wszystkim jak o pójściu do sklepu po bułki.

– Christopher Pond pochodził z Karoliny Północnej i trenował w wielu krajach w Afryce – opowiada Hakeem. – Poradził mi, żebym nie wracał do Nigerii. Powiedział: „Będą starali się cię zatrzymać, żebyś dla nich grał. Ale ty powinieneś grać w Ameryce”. Obiecał, że następnego dnia zabierze mnie do amerykańskiej ambasady i to zrobił. Miał całą listę szkół i trenerów, ale gdy podniósł słuchawkę, najpierw wykręcił do coacha Guya Lewisa z University of Hosuton. „Trenerze, mam zawodnika, w którym się zakochasz od pierwszego wejrzenia. Prawie 213 centymetrów wzrostu, każdą akcję kończy wsadem”, mówił. Przed wydaniem wizy konsul chciał wiedzieć, czy otrzymam stypendium. Coach Lewis powiedział więc mu: „Jeśli jest tak dobry jak mówią, dostanie stypendium”.

Afrykańskie kraje kojarzą się przede wszystkim z biedą, głodem i analfabetyzmem. Nigeria jak każde tamtejsze państwo dotknięta była i jest tymi problemami, choć akurat Hakeem Olajuwon miał szczęście, że przyszedł na świat w dość zamożnej rodzinie. Salam i Abike oczywiście nie spali na pieniądzach, jednak ich dzieciom nigdy niczego nie brakowało. Nastoletni center po spotkaniu z trenerem Pondem był w siódmym niebie, lecz po powrocie do kraju strasznie bił się z myślami. Wiedział, że wyjazd do Stanów Zjednoczonych to dla niego wielka szansa, ale jednocześnie bał się poprosić rodziców o pieniądze na bilet lotniczy, którego koszt szedł w tysiące dolarów. Wiedział, że ojciec coraz bardziej interesuje się jego poczynaniami, jednak i tak coś go blokowało przed zadaniem pytania o sfinansowanie podróży do USA. Gdy wreszcie zdobył się na odwagę, najpierw porozmawiał z matką, a dopiero potem przedstawił sytuację ojcu. Christopher Pond załatwił Hakeemowi testy na pięciu amerykańskich uczelniach: St. John’s University, Providence College, North Carolina State, University of Georgia oraz University of Houston. Ambasador był pod wrażeniem i obiecał wystawić wizę, gdy młodzieniec dostarczy do ambasady paszport oraz ważny bilet lotniczy.

Salam i Abike byli jednak pełni obaw, gdyż płacili już za naukę swojej córki na amerykańskim uniwersytecie w Kairze. Pewnego wieczora ojciec Hakeema rozwiał wszelkie wątpliwości: – Przykro mi, ale nie możemy zaryzykować takich pieniędzy bez pewności, że będziesz mógł studiować w USA. Chłopak był zdruzgotany, a widząc tę rozpacz Abike weszła do jego pokoju i zaczęła go pocieszać: – Porozmawiam jeszcze z twoim tatą. Po słowach matki Olajuwon nie mógł zasnąć. Jego marzenia w jednej chwili legły w gruzach, a ona przecież dała mu jeszcze nadzieję. W środku nocy kobieta obudziła się, wstała z łóżka i zobaczyła, że Hakeem nadal nie śpi. – Słuchaj – rzekła z troską. – Pogadam z tatą i jeśli on się nie zgodzi, to sama dam ci te pieniądze. A teraz idź już do łóżka.

Rano rodzice wręczyli synowi potrzebną kwotę. Koszykarz wnet zakupił bilet na samolot, a potem od razu wybrał się do ambasady, gdzie w ciągu kilku minut otrzymał wizę. Gdy po powrocie do domu pokazał matce dokument, kobieta nie wytrzymała i się rozpłakała. – To dar od Boga – mówiła przez łzy. Ojciec tylko spojrzał i kiwnął twierdząco głową: – Taka jest wola boża, synu. Salam nigdy wcześniej nie patrzył na Hakeema z taką dumą. Młody sportowiec był tymczasem zarazem najszczęśliwszym i najsmutniejszym człowiekiem na świecie. Cieszył się z wyjazdu do Ameryki, lecz jednocześnie nie chciał opuszczać rodziców, których kochał ponad życie. Obiecał więc sobie, że ich nie zawiedzie i da im jak najwięcej powodów do dumy. Dziesięć dni później wylądował w Stanach Zjednoczonych na lotnisku w Nowym Jorku. Był środek października i kalendarzowa jesień. Dla miejscowych to pora, kiedy na zewnątrz panują jeszcze całkiem przyjemne temperatury, lecz wychowany w gorącej Afryce zawodnik tuż po wyjściu z terminala poczuł się jak sopel lodu.

Witaj, Ameryko!

– Chcę lecieć do Houston – powiedział Hakeem do opiekującego się nim agenta tuż po wyjściu z terminala nowojorskiego lotniska. Na zewnątrz wiał przenikliwy wiatr, co przeraziło koszykarza z Nigerii.

– Ale proszę pana, to niemożliwe przez najbliższe dwa dni – rzekł mężczyzna. – Teraz – zakomunikował krótko Olajuwon, a agent już chwilę później przebukowywał bilety. Po kolejnych czterech godzinach obaj wylądowali w Teksasie. Na zachodzie USA panowała o wiele przyjemniejsza temperatura niż w Nowym Jorku, więc Hakeem pod terminalem wsiadł do taksówki i udał się wprost na University of Houston, gdzie pod gabinetem coacha Guya Lewisa przywitał go jego asystent oraz kilku zawodników miejscowych Cougars, w tym m.in. słynny Clyde Drexler. – Tuż po przybyciu do Houston pomyślałem: „Ameryka!” – wspomina Hakeem. – To było takie ekscytujące. Gdy złapałem taxi, omal nie zawieziono mnie do Austin, gdyż miałem problemy z wymową „H”. Taryfiarz na szczęście w porę się zorientował, że raczej nikt by nie chciał jechać taki kawał taksówką.

– Po raz pierwszy spotkałem Drexlera chwilę po tym jak taksówka przywiozła mnie z lotniska wprost pod gabinet trenera Lewisa. Zespół na zewnątrz biegał okrążenia wokół boiska, a coach zaprowadził mnie tam i przedstawił wszystkim. Powtarzano mi jak bardzo wszyscy są zadowoleni z pozyskania Clyde’a, i że na pewno będzie mi się z nim dobrze współpracować – dodaje Olajuwon. „The Glide” był członkiem tzw. komitetu powitalnego, który miał za zadanie pomóc nowemu koledze zaadaptować się w nowym środowisku. – Wydawało mi się, że mierzył 215 centymetrów przy wadze 85 kilo. Wyglądał jak struna – mówi „Szybowiec”. – Był jeszcze nieco „drewnianym” zawodnikiem, ale cechowała go doskonała praca nóg. To pewnie dzięki temu, że sporo grał w piłkę nożną.

Afrykańscy sportowcy nie bez powodu marzą o wyjeździe na studia do Ameryki. Już na pierwszym treningu Kuguarów Hakeem otrzymał strój oraz parę nowych butów do koszykówki, pasujących na jego stopę jak ulał. W Nigerii zawodnik musiał grać w za małych trampkach. Nigdy jednak nie narzekał, tylko podkurczał palce i zaciskał zęby. Teraz wreszcie mógł poczuć się komfortowo i biegać oraz skakać bez towarzyszącego temu bólu.

Asystent głównego trenera był pod wrażeniem umiejętności gracza rodem z Czarnego Lądu, więc młody center już następnego dnia spotkał się w cztery oczy z Guyem Lewisem. Ten zaoferował chłopakowi stypendium na University of Houston, co Hakeem przyjął z aprobatą. Pojawił się również pewien problem. Młodzieniec nie posiadał dyplomu szkoły średniej honorowanego na terytorium USA, wobec czego przed podjęciem studiów musiał zdać egzamin GED. W pierwszej chwili Olajuwon przestraszył się, że nie podoła, po czym Lewis przedstawił mu tutora, który miał przygotować go do pomyślnego zaliczenia testu. Gdy jednak Nigeryjczyk ujrzał książki, z których miał czerpać niezbędną wiedzę, uśmiech od razu wrócił na jego usta. – Moja szkoła wymagała ode mnie znacznie więcej – powiedział. – Przerabiałem ten materiał już kilka lat temu.

Center z Lagos nie chciał marnować czasu, więc przystąpił do egzaminu z marszu i zdał go bez problemu, stając się tym samym studentem University of Houston oraz zawodnikiem tamtejszej drużyny Cougars. Sezon zbliżał się wielkimi krokami, wobec czego szkoleniowcy zdecydowali, iż nowy zawodnik będzie grał w meczach dopiero od następnych rozgrywek, a w pierwszej kampanii skupi się na aklimatyzacji w Ameryce, treningach oraz obserwowaniu kolegów.

– W Stanach jest zupełnie inaczej niż w Nigerii. U nas prawie każdy posiłek składa się z ryżu, a tutaj codziennie jada się steki lub kurczaka – twierdzi Olajuwon. Chłopak był w siódmym niebie. Wisienkę na torcie stanowiły dla niego desery w postaci lodów. Koszykarz polubił ten smakołyk do tego stopnia, że brał dodatkowe porcje z kafeterii i przechowywał w zamrażarce w swoim pokoju, żeby móc uraczyć się nimi kiedy tylko zapragnie. Amerykańskie jedzenie sprawiło, że Hakeem w pierwszym roku pobytu na University of Houston przytył aż 23 kilogramy. W jego przypadku można jednak to uznać za pozytyw, gdyż u środkowych oprócz wysokiego wzrostu bardzo ważna jest również siła fizyczna, o którą przecież ciężko u chuderlaka.

Olajuwon dość szybko zaaklimatyzował się w nowym środowisku, choć sporo czasu zajęło mu przestawienie się na slang używany przez kolegów z zespołu oraz dużo bardziej nieformalne odnoszenie się do nowo poznanych ludzi. Hakeem jako dobrze wychowany młodzieniec podczas przywitania z nieznajomym kłaniał się w pas, co przez Amerykanów często było przyjmowane ze zdziwieniem. Basket pomógł mu się jednak przyzwyczaić do nowych zwyczajów. Chłopak trenował z Kuguarami niemal codziennie, a w wolnych chwilach śledził telewizyjne transmisje z ligi NBA. – Byłem zauroczony Juliusem Ervingiem, Davidem Thompsonem oraz Mosesem Malone – opowiada.

W nowym środowisku Olajuwon nie zapomniał jednak o swoich korzeniach. Tuż przed wyjazdem obiecał „Yommy’emu Basketowi”, że da z siebie wszystko i uzmysłowi Amerykanom, iż w Afryce jest wielu wartościowych zawodników. Dotrzymał słowa, bo jego kumpel zaledwie kilka tygodni później przybył do USA i podjął naukę na Sam Houston State University.

Trenerzy Olajuwona nie wyobrażali sobie, że w przyszłości Hakeem mógłby zajmować się czymś innym niż gra w koszykówkę, więc poradzili mu zapisać się na najłatwiejsze zajęcia, żeby bez problemu uzyskać zaliczenia i w pełni skupić się na baskecie. Młodzieńcowi ambicja nie pozwoliła jednak na obranie takiej drogi, wobec czego narzucił sobie rygorystyczny harmonogram, według którego sport i nauka pochłaniały niemal cały jego czas. Pomimo tego Nigeryjczyk nie miał problemu z uzyskaniem wpisu na drugi rok studiów, a latem otrzymał zaproszenie do miejscowego kompleksu Fonde Recreation Center, gdzie najlepsi zawodnicy w mieście rozgrywali mecze treningowe. Przychodził tam również genialny środkowy Houston Rockets, Moses Malone, od którego Hakeem miał okazję się sporo nauczyć.

W pierwszym meczu Malone wyłączył z gry Olajuwona, ale urodzony w Lagos zawodnik był pojętnym uczniem, więc z tygodnia na tydzień radził sobie coraz lepiej. Mógł być z siebie naprawdę dumny i zaprzyjaźnił się z Mosesem, który stał się dla niego jak starszy brat i dawał mu ubrania oraz kieszonkowe. W mieście zaczęła natomiast roznosić się informacja, że na lokalnym uniwersytecie jest center, który w przyszłości może stać się gwiazdą ligi zawodowej.

Choć Kuguary nigdy nie wywalczyły mistrzostwa NCAA, to już na początku lat osiemdziesiątych były uważane za jeden z najlepszych teamów akademickich. Za czołowych zawodników uchodzili Rob Williams, Clyde Drexler oraz Michael Young, a coach Guy Lewis cieszył się poważaniem w całej lidze. Według ekspertów drużynie brakowało tylko wysokiego centra, a lekiem na ten problem miało być pozyskanie Hakeema Olajuwona. Nowy środkowy grał w basket od zaledwie osiemnastu miesięcy, lecz na parkiecie radził sobie zdecydowanie lepiej niż wielu doświadczonych rówieśników.

– Skupisz się na zbiórkach i defensywie. Od zdobywania punktów są Williams, Drexler oraz Young – instruował Olajuwona trener Guy Lewis przed rozpoczęciem kampanii 1981/82. Nigeryjczyk zdołał wystąpić w zaledwie dwóch spotkaniach Cougars, po czym doznał kontuzji pleców, która wykluczyła go z gry na kilka gier. Przed urazem wychodził na parkiet w pierwszej piątce, a po rekonwalescencji trener pozwalał mu grać tylko w końcówkach, gdy rezultat starcia był już dawno przesądzony. Z czasem jednak wrócił na właściwe tory i albo zaczynał spotkanie w wyjściowym składzie, albo pojawiał się w grze jako jeden z pierwszych rezerwowych. Doskonale blokował rzuty przeciwników i mądrze rozpoczynał kontrataki po zbiórkach w obronie.

W swoich pierwszych zmaganiach na akademickich parkietach Hakeem notował średnio 8,3 punktu, 6,2 zbiórki oraz 2,5 bloku. Kuguary uzyskały bilans 25-8, docierając w turnieju NCAA aż do półfinału, gdzie musiały uznać wyższość North Carolina Tar Heels z Michaelem Jordanem, Samem Perkinsem oraz Jamesem Worthym w składzie. Olajuwon szybko stał się ulubieńcem kibiców, którzy mieli jednak problem z wymową jego nazwiska. W związku z tym środkowy z Lagos otrzymał przydomek „The Dream”, czyli „Sen”. Nawiązywał on do tego jak niespodziewanie rosły koszykarz pojawił się na University of Houston i jak łatwo wkomponował się w team z Hofheinz Pavilion.

Kampania 1982/83 to dalszy progres wyników osiąganych przez team Kuguarów, prowadzony przez doświadczonego Guya Lewisa. Drużyna, o której sile której stanowili Hakeem Olajuwon, Clyde Drexler, Michael Young oraz Larry Micheaux, 3 stycznia 1983 roku otrzymała przydomek „Phi Slama Jama”, nadany przez dziennikarza Houston Post – Thomasa Bonka. Członkowie zespołu stanowili swojego rodzaju bractwo, którego filozofią była widowiskowa gra w koszykówkę, polegająca na kończeniu akcji efektownymi wsadami. Było to nieco na wyrost kanonom uniwersyteckim, które dunkowanie określały wówczas jako ekstrawaganckie i niesportowe. Nazwa „Phi Slama Jama” z marszu przyjęła się w środowisku i już wkrótce wylądowała na rozgrzewkowych koszulkach Cougars. Geneza jej powstania jest natomiast aż zbyt zwyczajna. – Próbowałem wymyślić nazwę bractwa dunkerów i w pewnej chwili do głowy przyszła mi właśnie ta – mówi Bonk. – Dla mnie była to po prostu kolejna linijka tekstu.

– Kiedy wykonujesz nad rywalami wsady, w końcu zaczynają oni schodzić ci z drogi – opowiada Hakeem. – Jeśli chodzi natomiast o defensywę, coach Ganiu powtarzał mi zawsze, że trzeba blokować wszystko, co się da. Rozgrywki 1982/83 okazały się fenomenalne w wykonaniu Hakeema i Kuguarów. Drużyna zakończyła sezon z bilansem 31-3, co było najlepszym wynikiem nie tylko w Konferencji Południowo-Zachodniej, ale i w całej lidze uniwersyteckiej. „The Dream” zdobywał średnio 13,9 „oczka”, dokładając do tego 11,4 zbiórki oraz aż 5,1 bloku.

W turnieju głównym NCAA Kuguary odprawiły z kwitkiem ekipy Maryland, Memphis, Villanova oraz Louisville. Dotarły do upragnionego finału, w którym 4 kwietnia 1983 roku na arenie w Nowym Meksyku uległy 52:54 teamowi North Carolina State, którego obecność na tym etapie rywalizacji była sporą niespodzianką. „The Dream” (20 punktów i 18 zbiórek) stanął na wysokości zadania, ale to było zbyt mało, żeby myśleć o triumfie. Do mistrzostwa zabrakło wprawdzie tyle co nic, lecz wsad Lorenzo Charlesa na dwie sekundy przed końcową syreną przesądził o losach tytułu, który uciekł głównie przez festiwal nieskuteczności zaprezentowany przez Drexlera i Younga oraz nietrafioną zagrywkę taktyczną Guya Lewisa, który w pewnym momencie nakazał swoim podopiecznym bronić wyniku zamiast dobić przeciwnika. – Kuguary były dobrym i utalentowanym zespołem – mówi Thomas Bonk. – Szkoda, że nie wygrały mistrzostwa, ale miały niestety dwie pięty achillesowe: nie potrafiły wykonywać rzutów wolnych i grać na czas. Właśnie dlatego przegrały ten finał.

Z Kuguarów do Rakiet

„The Dream” nie należy do osób, które lubią bezczynność. W czasie letnich wakacji uzyskał wymarzone prawo jazdy oraz zdobywał doświadczenie zawodowe, pracując dla przedsiębiorstwa naftowego.

Hakeem po przybyciu do Stanów Zjednoczonych był oczarowany tamtejszym stylem życia, ale nie wszystko potrafił zaakceptować z łatwością. Przede wszystkim nie mógł się przyzwyczaić do skłonności młodych Amerykanów do imprezowania. Studenci sięgali chętnie nie tylko po alkohol, ale również po narkotyki, w tym kokainę, która kilka lat później zabrała na tamten świat piekielnie utalentowanego koszykarza University of Maryland – Lena Biasa. Pomimo tego Olajuwon starał się nie być odludkiem i wbrew swojej religii od czasu do czasu pozwalał sobie na wypicie piwa. – Często byłem zakłopotany, widząc zachowanie moich kolegów – opowiada. – Dziwiło mnie również to jak traktowali kobiety. Przeklinali w ich obecności i nie okazywali należnego szacunku. W Nigerii uczono nas, że zawsze trzeba być uprzejmym.

Choć Hakeem musiał się przyzwyczaić do egzystowania w nowym otoczeniu, to jako człowiek w ogóle się nie zmienił. Gra w koszykówkę przyniosła mu sławę, lecz on pozostał tym samym nieśmiałym chłopakiem z Lagos, jakim był przed przybyciem do Houston. Najlepiej czuł się na boisku, w uczelnianej ławce lub w swoim pokoju w akademiku. W dalszym ciągu pojawiał się również w Fonde Recreation Center, gdzie doskonalił swój talent pod okiem Mosesa Malone’a. Tymczasem w kampanii 1983/84 Kuguary musiały sobie radzić bez Clyde’a Drexlera, który zdecydował się przejść na zawodowstwo. Po dotarciu w poprzednim sezonie do wielkiego finału NCAA i zdobyciu przez Hakeema statuetki MVP turnieju, oczekiwania względem podopiecznych Guya Lewisa były spore, a do spotkania decydującego o tytule zespół z University of Houston oprócz Nigeryjczyka poprowadzić mieli Michael Young oraz Alvin Franklin.

W swojej trzeciej kampanii na parkietach ligi akademickiej „The Dream” znów poprawił statystyki, notując średnio 16,8 punktu, 13,5 zbiórki oraz 5,6 bloku. Znalazł się w pierwszej piątce All-American, a Cougars znów byli na ustach całego kraju po tym jak najpierw wygrali rywalizację w Konferencji Południowo-Zachodniej, a następnie w turnieju NCAA dotarli po raz drugi z rzędu do finału. Po drodze wyeliminowali Louisiana Tech, Memphis, Wake Forest oraz Virginię, a ich rywalem w walce o tytuł miał być zespół Georgetown z Patrickiem Ewingiem w składzie. Zawodnik Hoyas był uważany za najbardziej utalentowanego centra uniwersyteckiego zaraz po Olajuwonie. To jednak nie Nigeryjczyk, a gracz rodem z Jamajki świętował triumf po końcowej syrenie spotkania rozgrywanego w Seattle przed prawie czterdziestotysięczną publicznością. Kuguary przegrały starcie 75:84, a „The Dream” już na początku drugiej połowy miał problemy z faulami, wobec czego powędrował na ławkę rezerwowych. W całym meczu uzbierał 15 „oczek” i 9 zbiórek, lecz to było zdecydowanie za mało na pokonanie doskonale dysponowanego rywala.

Po zakończeniu kampanii 1983/84 środkowy Houston Cougars miał poważny dylemat. Po czterech latach studiów odebrał dyplom z zarządzania w biznesie, ale rozegrał zaledwie trzy sezony w lidze akademickiej i zgodnie z zasadami mógł zostać na uczelni i jeszcze przez rok reprezentować barwy teamu prowadzonego przez Guya Lewisa. Z drugiej jednak strony rozważał przystąpienie do draftu NBA i wszystko wskazywało na to, że zostanie wybrany z „jedynką” pomimo tego, że do naboru planowało się zgłosić wielu dobrze się zapowiadających zawodników, w tym Michael Jordan z Północnej Karoliny. Za pozostaniem na uniwersytecie przemawiała chęć wywalczenia upragnionego mistrzostwa, lecz udział w drafcie stwarzał Hakeemowi możliwość trafienia do Houston Rocekts i pozostania w mieście, w którym dobrze się czuł i miał wielu przyjaciół. – Celem każdego zawodnika jest gra w NBA – opowiada Olajuwon. – Kiedy podczas swojego pierwszego sezonu w barwach Kuguarów poszedłem na mecz Rakiet, byłem bardzo podekscytowany, bo zrozumiałem, że pewnego dnia również mogę zagrać w tej lidze. Patrzyłem i podczas niektórych akcji myślałem sobie: „Wow, przecież mógłbym zablokować ten rzut!”.

O tym, która drużyna otrzyma pierwszy pick podczas ceremonii zaplanowanej na 19 czerwca w nowojorskiej Madison Square Garden, miał zadecydować rzut monetą. „The Dream” nie mógł jednak poczekać na tę chwilę i musiał wcześniej podjąć decyzję czy przechodzi na zawodowstwo, czy jeszcze przez rok będzie rywalizował w lidze akademickiej. Ostatecznie Nigeryjczyk zdecydował się zaryzykować i zgodnie z planem, ubrany w czarny garnitur, białą koszulę oraz czerwoną muszkę, został wybrany z „jedynką” przez Rakiety z Houston. Dla centra z Lagos było to wyróżnienie najwyższej wagi, gdyż po słynnego Michaela Jordana sięgnięto dopiero jako po trzeciego z kolei. – Sprawdziły się słowa mojego nigeryjskiego trenera: „kiedy jesteś środkowym, jesteś najważniejszy na boisku” – mówi Hakeem. – Michael Jordan stanowił wyjątek, ale Rockets nigdy nie żałowali, że postawili na mnie. W końcu potrzebowali centra. Jesteś środkowym, rządzisz podczas draftu!

Decydując się na grę w NBA Olajuwon był bardzo zadowolony z tego, co udało mu się osiągnąć na akademickich parkietach. – Moja drużyna aż trzykrotnie docierała do Final Four – wspomina. Tymczasem Rakiety nie gwarantowały młodemu centrowi walki o najwyższe laury już na starcie. W rozgrywkach 1983/84 podopieczni Billa Fitcha osiągnęli bilans 29-53, ale w kolejnych po przebudowie składu mieli powalczyć o coś więcej. Oprócz Hakeema trzon zespołu stanowili Ralph Sampson, Rodney McCray, Lewis Lloyd, Lionel Hollins, John Lucas, Mitchell Wiggins oraz Robert Reid. Z ławki kolegów od czasu do czasu wspierał również znajomy Olajuwona z teamu Kuguarów – Larry Micheaux. – Czytałem o Kareemie Abdul-Jabbarze, Mosesie Malone czy Juliusie Ervingu, a plakaty z nimi zdobiłby ścianę mojego pokoju w akademiku – wspomina „The Dream”. – W jednej chwili miałem okazję grać przeciwko zawodnikom, których od dawna podziwiałem. To było niesamowite. W końcu jednak zdałem sobie sprawę z tego, że będę musiał ich pokonać. Ich kariery dobiegały już końca, lecz doświadczenie przemawiało na ich korzyść. To była twarda walka, ale w końcu dotarło do mnie, że ja też jestem wśród tych najlepszych.

Sezon 1984/85 Rakiety zakończyły z bilansem 48-34, dającym trzecie miejsce w Konferencji Zachodniej. W play-offs nie było już jednak tak różowo, gdyż team z Teksasu uległ w pierwszej rundzie 2-3 niżej notowanym Utah Jazz, w barwach których brylował Adrian Dantley, a pierwsze kroki na zawodowych parkietach stawiał John Stockton. Pomimo niepowodzenia, „The Dream” mógł był zadowolony ze swojej debiutanckiej kampanii w NBA. Nigeryjski środkowy zdobywał średnio aż 20,6 „oczka”, dokładając do tego 11,9 zebranej piłki 1,4 asysty, 1,2 przechwytu oraz 2,7 bloku. Dzięki swojej postawie na parkiecie znalazł się w drugiej piątce obrońców oraz pierwszej piątce debiutantów. Zawodnik Rakiet jak na pierwszoroczniaka dokonywał rzeczy nieprzeciętnych, wobec czego nie mogło go również zabraknąć w lutowej All-Star Game, która odbyła się na arenie w Indianapolis. Zachód pokonał wówczas Wschód 140:129, a Olajuwon przebywał na boisku przez 15 minut, zdobywając dla zwycięskiego teamu 6 punków, 5 zbiórek i 2 bloki.

Według danych NBA oficjalny wzrost Hakeema Olajuwona to 213 centymetrów. Jego kumpel z ekipy Rockets, Ralph Sampson, mierzył natomiast aż 223 centymetry, wobec czego duetowi temu nadano przydomek „Twin Towers”, czyli „Bliźniacze Wieże”. Skład ekipy z Teksasu na rozgrywki 1985/86 nie zmienił się zbytnio w porównaniu z poprzednią kampanią, więc sympatycy Rakiet mieli nadzieję, iż team występujący w hali The Summit tym razem włączy się do walki o najwyższe laury. Nikt jednak nie sądził, że będzie łatwo, bowiem tamten okres to czas dominacji Boston Celtics i Los Angeles Lakers, napędzanych przez Larry’ego Birda oraz Magica Johnsona. W związku z tym Olajuwon całe lato ciężko pracował na siłowni oraz ćwiczył rzut z odchylenia, który miał być jego nową bronią w walce z przeciwnikami wypychającymi go z „pomalowanego”.

Jak się później okazało, fadeaway stał się naprawdę zabójczym zagraniem, które sprawiło, że Rakiety stały się jeszcze silniejszym zespołem, zdolnym wypracować bilans 51-31, gorszy na Zachodzie jedynie od Los Angeles Lakers. „The Dream” grał jak z nut, notując średnio 23,5 „oczka”, 11,5 zbiórki, 2 asysty, 2 przechwyty oraz 3,4 bloku. Był pierwszym strzelcem oraz zbierającym w zespole. Znalazł się w drugiej piątce NBA oraz ponownie wystąpił w Meczu Gwiazd, a Rakiety tym razem przebiły się aż do finału konferencji, eliminując po drodze Sacramento Kings oraz Denver Nuggets i trafiając na słynnych Jeziorowców z „Miasta Aniołów”.

Drużyna z Teksasu poległa w starciu numer jeden, ale „Bliźniacze Wieże” wyciągnęły wnioski z przegranej potyczki i w kolejnych meczach w inteligentny sposób zdominowały Kareema Abdul-Jabbara, który w jednym momencie mógł pilnować tylko jednego wysokiego zawodnika Rockets. Jeziorowcy nie poddali się jednak bez walki, i to dosłownie. W piątym meczu serii przy stanie 3-1 dla Rakiet, Mich Kupchak oraz Kurt Rambis mieli za zadanie wyprowadzić graczy z Houston z równowagi przy pomocy niewidocznych dla arbitrów uderzeń przedramieniem oraz łokciem. W czwartej kwarcie, gdy wynik oscylował wokół remisu, Kupchak pacnął Olajuwona łokciem w głowę, a środkowy zespołu z Houston w końcu stracił zimną krew i rzucił się na rywala, wyprowadzając cios. W związku z tym pomiędzy graczami obu teamów wywiązała się szamotanina, którą przerwali sędziowie, jednocześnie usuwając z parkietu dwóch głównych aktorów całego zajścia. Wygranym w tym pojedynku był jednak zawodnik Lakersów, bo on stanowił tylko drugoplanową postać w układance Pata Rileya, a „The Dream” uchodził za asa w talii Billa Fitcha.

– Starałem się dostać pomiędzy Hakeema i Kupchaka, a po chwili trzymałem już tego pierwszego w talii – wspomina Jess Kersey, sędzia tamtego spotkania. – Oni wyprowadzali jednak ciosy nad moją głową, bo mam zaledwie 175 centymetrów wzrostu. W pewnym momencie runęliśmy na podłogę, a wszyscy wokół kopali Olajuwona. Po chwili ktoś uderzył mnie w głowę, więc krzyknąłem: „Nie wiem kto to zrobił, ale jak się dowiem, to winowajca wyleci z parkietu!”. Wtedy odezwał się Bill Fitch: „Jess, wiem kto cię uderzył!”. Spojrzałem na niego i w emocjach zapytałem: „Kto?!”. A on na to: „Kareem i Magic!”.

„The Dream” dopiero po zejściu do szatni zdał sobie sprawę z tego, jak głupio postąpił wdając się w bójkę z przeciwnikiem. Na refleksje było już jednak za późno i środkowy Rockets mógł tylko podziwiać na ekranie telewizora walkę kolegów o upragniony wielki finał. Na sekundę przed końcową syreną na tablicy widniał rezultat 112:112 i Rakiety wyprowadzały piłkę zza linii bocznej. Rodney McCray zagrał na dobitkę do Ralpha Sampsona, a ten znad Kareema Abdul-Jabbara zdobył zwycięskie punkty dla ekipy z Teksasu. – Pamiętam, że wszyscy pobiegli w okolice szatni, a ja wybiegłem na zewnątrz, żeby świętować razem z drużyną – wspomina Olajuwon. – Wtedy nikt już nie pamiętał o głupstwie, które popełniłem. – Oglądaliśmy dalszy ciąg meczu w szatni i kiedy Ralph wykonywał decydujący rzut, Hakeem nie mógł usiedzieć na miejscu – opowiada Rudy Tomjanovich, ówczesny asystent Billa Fitcha. – Gdy próba okazała się celna, biegaliśmy dookoła i krzyczeliśmy z radości. Byliśmy niczym psy poruszające się po marmurze lub linoleum. Naprawdę tak to wyglądało. Hakeem był przeszczęśliwy, że zespół odniósł zwycięstwo pomimo jego nieobecności.

Radość z triumfu nad Jeziorowcami nie trwała jednak zbyt długo. Rockets w finale zmierzyli się z Boston Celtics, mającymi w swoich szeregach takie sławy jak Larry Bird, Dennis Johnson, Kevin McHale, Danny Ainge, Robert Parish i Bill Walton. Team ze stanu Massachusetts bez większego wysiłku zwyciężył w serii 4-2, a Hakeem Olajuwon po raz trzeci w ciągu ostatnich czterech sezonów miał mistrzostwo na wyciągnięcie ręki, lecz mimo fantastycznej postawy musiał obejść się smakiem. Dwa razy nie udało mu się w NCAA i raz w NBA, wobec czego zaczął się zastanawiać, czy pech będzie go prześladować już do końca koszykarskiej kariery.

Niespełnione nadzieje

Kampania 1986/87 miała być ciągiem dalszym sukcesów Houston Rockets, ale stało się zupełnie inaczej. Hakeem Olajuwon nie zdołał w pojedynkę wyprowadzić zespołu ponad półfinał Zachodu.

Ekipę z Teksasu dotknęło pasmo nieszczęść. Najpierw poważnej kontuzji kolana doznał Ralph Sampson, a następnie Mitchell Wiggins i Lewis Lloyd zostali przyłapani na zażywaniu narkotyków i zawieszeni w prawach zawodnika. Rockets w sezonie zasadniczym uzyskali bilans 42-40, dający szóste miejsce w konferencji. W pierwszej rundzie play-offs pokonali Portland Trail Blazers, lecz w kolejnej nie sprostali już Seattle SuperSonics, przegrywając 2-4. Pomimo słabych wyników drużyny, „The Dream” zanotował kolejne znakomite rozgrywki pod względem indywidualnym. Zdobywał średnio 23,4 punktu, dokładając przy okazji 11,4 zbiórki, 2,9 asysty, 1,9 przechwytu oraz 3,4 bloku. Wystąpił w Meczu Gwiazd oraz znalazł się w pierwszej piątce NBA i pierwszej piątce obrońców.

W kolejnych rozgrywkach wcale nie było lepiej. Ralph Sampson po powrocie do zdrowia nigdy nie był już tym samym zawodnikiem co przed kontuzją, w związku z czym w połowie zmagań został oddany do Golden State Warriors. Tym samym team pod wodzą Billa Fitcha stał się całkowicie zależny od Hakeema, co nie rokowało zbyt optymistycznie. Center rodem z Lagos prezentował wspaniałą grę ofensywną tyłem do kosza oraz znakomicie radził sobie w defensywie, często blokując rzuty rywali, lecz Rakiety po regular season z bilansem 46-36 trafiły w pierwszej rundzie play-offs na Dallas Mavericks i szybko zakończyły swoją przygodę z walką o prymat w lidze zawodowej. Basket to sport zespołowy, o czym wielokrotnie przekonywały się nawet takie sławy jak Wilt Chamberlain czy Michael Jordan.

Jeśli mężczyzna jest słynnym sportowcem, to prędzej czy później u jego boku pojawia się jakaś kobieta. Hakeem Olajuwon i Lita Spencer poznali się jeszcze za czasów występów środkowego w akademickiej ekipie Kuguarów. „The Dream” był wówczas studentem University of Houston, a dziewczyna pobierała nauki na pobliskim Rice University. W 1988 roku na świat przyszła ich córka – Abi. Wydawało się, że młody koszykarz ma wszystko, czego człowiek może zapragnąć, lecz on wbrew temu popadł w melancholijny nastrój. – Miałem życie jak z bajki, ale czegoś mi w nim brakowało – wspomina. – Wracały do mnie wspomnienia z dzieciństwa. Mieszkając w Nigerii byłem naprawdę szczęśliwy i chciałem, żeby tamte czasy wróciły. Znalazłem w Houston meczet i gdy usłyszałem wezwanie do modlitwy, zrozumiałem, że to jest to, czego potrzebuję.

Zaproszony przez imama, Hakeem zaczął się pojawiać na spotkaniach, na których czytano i studiowano Koran. Rosły zawodnik Rakiet cieszył się z tego jak mały chłopiec. – To są cudowne chwile. Kilka osób spotyka się, żeby zgłębiać słowo boże. Kocham to bardziej niż nawet grę w koszykówkę – mówił. W niemuzułmańskich krajach od dawna krąży opinia, że islam to niebezpieczna religia. Olajuwon w ogóle się tym jednak nie przejmował. – Islam to nie terroryzm – dodał. – To nie zrzucanie bomb, rasizm czy nacjonalizm. Prawdziwy islam neguje takie zachowania i opiera się na uczciwości, szczerości oraz sprawiedliwości. Wcześniej byłem totalnym ignorantem, a teraz wreszcie przejrzałem na oczy.

Związek Olajuwona z panią Spencer był bardzo burzliwy. Para spotkała się nawet w… sądzie. Po pierwszym rozstaniu posiadająca dyplom z prawa kobieta domagała się od Hakeema stu tysięcy dolarów zadośćuczynienia oraz czterech i pół tysiąca „zielonych” comiesięcznych alimentów. Wygrała sprawę, lecz sąd orzekł na jej rzecz „zaledwie” dziesięć tysięcy dolarów zadośćuczynienia oraz alimenty w wysokości jednej trzeciej sumy, o którą wniosła pozew. Lita oskarżyła również Olajuwona o to, że obiecał jej, iż się z nią ożeni, jeśli ta będzie w stanie wydać na świat jego potomstwo. Ten jednak po narodzinach córki zmienił zdanie.

– Abi jest dla mnie kimś wyjątkowym. To moja duma i całe moje życie – mówił „The Dream” niedługo po całym zamieszaniu. – On jest wspaniałym ojcem. Jestem szczęśliwa, że opiekuje się córką. Ona bardzo go kocha, bo wie, że ma dobrego tatę – twierdziła Lita, która jeszcze kilka tygodni wcześniej najchętniej rozszarpałaby Olajuwona na strzępy. Jak koszykarz tłumaczył tak nagłe ocieplenie relacji z matką swojego dziecka? – Wiele się wydarzyło. Lita czuła się zraniona i ja tak samo. To nie wyparowało z nas tak z dnia na dzień, ale w tej chwili jesteśmy razem i staramy się jakoś wszystko poukładać. Pragnę tylko, żebyśmy żyli długo i szczęśliwie.

Spencer również zrozumiała, że jej postępowanie było złe. – Popełniłam błąd. Czułam się zraniona, a naszym problemem było to, że nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Znalazłam się pod presją, ale potrafię wziąć odpowiedzialność za swoje błędy. Każdy, kto kiedykolwiek kogoś kochał wie, że czasem człowiek robi różne szalone rzeczy. Wtedy chce się, żeby nikt się o nich nigdy nie dowiedział, ale w związku z tym, kim jest Hakeem, od razu znaleźliśmy się na świeczniku – tłumaczyła. Dzięki islamowi „The Dream” wprowadził wiele pozytywnych zmian w swoim życiu, lecz jego wiara przyczyniła się również do tego, że pewnego dnia bezpowrotnie stracił Litę. – Chciałem, żeby stała się muzułmanką, ale ona jest chrześcijanką i poczuła, że nie może tak po prostu zmienić wyznania – opowiada. Abi zamieszkała z matką, a kobieta zgodziła się jednocześnie na wychowanie córki w wierze Hakeema.

Po Billu Fitchu stanowisko głównego coacha Rakiet objął Don Chaney, który prowadził ekipę z Teksasu w sezonach 1988/89, 1989/90, 1990/91 oraz w części kampanii 1991/92. Przez ten czas Olajuwon śrubował statystyki indywidualne, grając regularnie w All-Star Game i zdobywając dwukrotnie tytuł najlepszego zbierającego ligi oraz również dwukrotnie najlepszego blokującego. Rockets nie potrafili jednak przebrnąć pierwszej rundy play-offs, a w rozgrywkach 1991/92, kiedy w drugiej części zmagań Chaneya zastąpił Rudy Tomjanovich, zajęli dopiero dziewiąte miejsce w Konferencji Zachodniej.

Świetna praca nóg i doskonała wręcz gra tyłem do kosza – to znak firmowy Hakeema Olajuwona, z którego urodzony w Lagos center był znany od początku swojej obecności w lidze zawodowej. Dzięki swojej wszechstronności stał się również pierwszym zawodnikiem w dziejach NBA, który dwa sezony pod rząd znalazł się w pierwszej dziesiątce najlepiej punktujących, zbierających, przechwytujących oraz blokujących. 29 marca 1990 roku w starciu przeciwko Milwaukee Bucks uzbierał quadruple-double, czyli poczwórną zdobycz dwucyfrową, co stanowiło dopiero trzeci taki wyczyn w historii ligi. „The Dream” rzucił wówczas 18 „oczek”, zebrał 16 piłek, 10 razy asystował kolegom przy celnych rzutach oraz zablokował aż 11 prób rywali. – To dla mnie wielkie osiągnięcie – mówił tuż po meczu. – Teraz wiem, że jestem zawodnikiem kompletnym.

Kibiców Rakiet bolało to, że bez względu na postawę Olajuwona zespół nie potrafił włączyć się do walki o najwyższe cele. Podopiecznych Rudy’ego Tomjanovicha uważano za solidną ekipę, lecz na Zachodzie na ziemię sprowadzali ich albo Los Angeles Lakers, albo Seattle SuperSonics. Sfrustrowani fani zaczęli w końcu oskarżać Hakeema o wszelkie niepowodzenia ich ukochanego teamu. Nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że ich środkowy musiał oddawać tak wiele rzutów dlatego, że nie miał obok siebie naprawdę silnego partnera, jakim do momentu fatalnej kontuzji był dla niego Ralph Sampson.

„The Dream” z miesiąca na miesiąc stawał się również coraz bardziej gorliwym muzułmaninem. Dzięki temu odnalazł wreszcie część siebie, którą zatracił po przybyciu do Stanów Zjednoczonych. Przestał żyć chwilą i zaczął patrzeć na egzystencję z szerszej perspektywy. Nie tylko się modlił, ale przestrzegał również wszystkich innych zasad islamu, takich jak zakaz picia alkoholu oraz jedzenia wieprzowiny. Nie odpuszczał również w czasie Ramadanu, kiedy to pościł od świtu do zmierzchu. Od połowy kwietnia do połowy maja jadł i pił tylko po zmroku, a mimo wszystko miał siłę, żeby grać w koszykówkę na najwyższym poziomie. W życiu prywatnym przestał się spotykać z osobami, które w jego mniemaniu prowadziły destrukcyjny tryb życia, natomiast na parkiecie nie skupiał się już na zwycięstwach oraz porażkach i zaczął po prostu cieszyć się grą, tak jak wtedy, gdy mieszkał w Lagos.

– Chcę być zapamiętany jako wielki człowiek. Nie jako znakomity koszykarz, a jako szczery, uczciwy i honorowy człowiek. Koszykówka to tylko część mojego życia. Lubię ją, ponieważ sprawia mi radość. Ale przecież to tylko gra – mówił „The Dream”. Hakeem pragnął również wciąż doskonalić swoje umiejętności, dlatego zaczął pracować z indywidualnym trenerem. Dzięki temu odkrył, że ze swojego repertuaru zagrań może korzystać nie tylko pod koszem, a dodatkowo jego nową bronią stał się rzut z wyskoku. Center Rakiet zdawał sobie również sprawę z tego, że do zdobycia odpowiedniego respektu w lidze niezbędny jest mistrzowski pierścień. W końcu nawet Michael Jordan był często krytykowany aż do sezonu 1990/91, kiedy to wywalczył z Bykami pierwszy tytuł.

Wiele osób zadaje sobie pytanie: dlaczego Hakeema Olajuwona zabrakło w reprezentacji Stanów Zjednoczonych na igrzyska olimpijskie w Barcelonie? Zawodowi koszykarze po raz pierwszy mieli możliwość walczyć o medale, a Amerykanie do stolicy Katalonii wysłali drużynę nazywaną „Dream Teamem” ze względu na obecność w niej najlepszych graczy NBA. Odpowiedź jest prosta: wychowany w Nigerii zawodnik nie posiadał jeszcze wtedy amerykańskiego obywatelstwa, które uzyskał dopiero w 1993 roku. Zamiast na wojażach po Europie center z Lagos mógł się więc skupić na kolejnej kampanii w barwach Rakiet. Receptą na sukces zespołu z hali The Summit miał być Rudy Tomjanovich, który objął team w drugiej części rozgrywek 1991/92, ale dopiero w następnych mógł w pełni pokazać, co jest w stanie wnieść do drużyny. Nowy coach zdobył duży szacunek Hakeema za względu na swoją zawodniczą przeszłość w barwach ekipy z Teksasu.

W sezonie 1992/93 pierwszą piątkę Houston Rockets oprócz Olajuwona stanowili Kenny Smith, Otis Thorpe, Robert Horry oraz Vernon Maxwell. Team z Teksasu wypracował rewelacyjny bilans 55-27, dający drugie miejsce na Zachodzie, tylko za Phoenix Suns. W pierwszej rundzie play-offs Rakiety pokonały 3-2 Los Angeles Clippers, lecz w siedmiomeczowej batalii przeciwko Seattle SuperSonics mieli mniej szczęścia, przegrywając ostatnie starcie po dogrywce 100:103. „The Dream” miał prawo być rozczarowany, ale do siebie nie mógł mieć większych pretensji, gdyż przez całe rozgrywki to on ciągnął zespół. Zdobywał średnio aż 26,1 punktu i dokładał do tego 13 zbiórek, 3,5 asysty, 1,8 przechwytu oraz 4,2 bloku. Z roczną pensją przekraczającą trzy miliony dolarów był najlepiej opłacanym zawodnikiem w zespole, zagrał w Meczu Gwiazd oraz załapał się do pierwszej piątki ligi i pierwszej piątki obrońców. Oprócz tego Hakeem odebrał również nagrodę dla najlepszego gracza defensywnego w NBA.

Przed rozpoczęciem kampanii 1993/94 Olajuwon miał na karku już trzydzieści wiosen, ale do zdobycia jeszcze wiele. W jego kolekcji trofeów brakowało nie tylko mistrzowskiego pierścienia, ale również m.in. statuetki dla najbardziej wartościowego zawodnika regular season oraz MVP finałów. Po latach 1991-93, gdy poza konkurencją znajdowali się Chicago Bulls z Michaelam Jordanem w składzie, wydawało się, iż zrealizowanie pierwszego oraz ostatniego celu z powyższej listy może pozostać dla Hakeema marzeniem na wieki. Gdy jednak w październiku 1993 roku „MJ” nieoczekiwanie ogłosił, że żegna się z koszykarskim parkietem i rozpoczyna karierę baseballisty, przed Olajuwonem pojawiła się niepowtarzalna szansa zastąpienia na tronie dotychczasowego króla.

Wreszcie na tronie

Wielu świetnych zawodników zarobiło w NBA miliony dolarów, nie doczekując się upragnionego tytułu mistrzowskiego. Hakeema Olajuwona jednak to nie dotyczy, gdyż w sezonie 1993/94 Rakiety wreszcie wygrały ligę.

Podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha zasygnalizowali swoje mistrzowskie aspiracje już na początku zmagań, wygrywając aż piętnaście pierwszych spotkań. W całych rozgrywkach wypracowali natomiast bilans 58-24, dający drugie miejsce w Konferencji Zachodniej. „The Dream” zanotował wówczas najlepszy sezon w swojej dotychczasowej karierze, zdobywając średnio 27,3 punktu, 11,9 zbiórki 3,6 asysty, 1,6 przechwytu oraz 3,6 bloku. W lidze rywalizował z wieloma znakomitymi centrami, takimi jak Shaquille O’Neal, Patrick Ewing, David Robinson czy Alonzo Mourning, ale wtedy to on był wyraźnie najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji. Ba, według ekspertów był najlepszym graczem w całym sezonie zasadniczym i dostał z tej okazji wymarzoną statuetkę MVP oraz nagrodę dla obrońcy roku.

– Czuję się zaszczycony otrzymując to wyróżnienie, ale tak naprawdę liczy się praca całego zespołu. W drużynie każdy odgrywa swoja rolę, ale współpracujemy ze sobą, tworząc monolit. Wreszcie mamy team, w którym odczuwam pewność siebie – przyznał skromnie Hakeem, odbierając wyróżnienie dla najbardziej wartościowego gracza regular season. Trzon ekipy z Teksasu w kampanii 1993/94 z wyjątkiem Hakeema tworzyli Otis Thorpe, Vernon Maxwell, Robert Horry oraz Kenny Smith, więc pierwsza piątka nie uległa zmianie w porównaniu z poprzednimi zmaganiami. Działało to na korzyść Rakiet, które wreszcie były wymieniane w gronie głównych kandydatów do ostatecznego triumfu.

Zespół z Houston w pierwszej rundzie play-offs odprawił z kwitkiem Portland Trail Blazers, lecz w kolejnej trafił na Phoenix Suns ze zwariowanym Charlesem Barkleyem w składzie. Seria zaczęła się od dwóch zwycięstw Słońc i nagle awans Olajuwona i spółki do dalszych gier stanął pod sporym znakiem zapytania. „The Dream” czuł się odpowiedzialny za zespół, więc tuż przed meczem numer trzy przemówił do kolegów: – Wszyscy wokół powtarzają, że teraz jesteśmy przyparci do muru. Ale tak naprawdę to na nich ciąży presja! W tym momencie ludzie uważają, że Suns wygrają kolejny mecz. Jeśli jednak to my zwyciężymy, wtedy zrobi im się gorąco.

Słowa centra przyniosły skutek, gdyż Rockets wygrali nie tylko trzecie spotkanie serii, ale również następne dwa, wychodząc na prowadzenie 3-2. W kolejnym starciu Słońca zdołały wyrównać, lecz decydującą potyczkę rozstrzygnęły na swoją korzyść Rakiety i to one znalazły się w finale konferencji. Tam nie dały szans Utah Jazz, w barwach których pierwsze skrzypce grał duet John Stockton – Karl Malone. W wielkim finale ligi zawodników Rudy’ego Tomjanovicha czekały batalie przeciwko Patrickowi Ewingowi i jego New York Knicks.

– Za każdym razem, kiedy rywalizowałem z Patrickiem w koledżu lub NBA, miałem świadomość, że mierzę się z kimś takim jak ja. Człowiek nieczęsto ma okazję stawać przed wyzwaniem, które wymusza na nim wzniesienie się na wyższy poziom. Ewing czynił mnie jednak lepszym zawodnikiem, ponieważ zawsze kiedy z nim rywalizowałem, musiałem dawać z siebie wszystko – opowiada „The Dream”. Finałowe starcia pomiędzy Houston Rockets a New York Knicks zostały okrzyknięte konfrontacją dwóch najlepszych centrów w lidze. Po pięciu spotkaniach nowojorczycy prowadzili 3-2 i brakowało im już tylko jednego zwycięstwa do mistrzowskiego tytułu.

Zarówno Olajuwon, jak i Ewing radzili sobie na parkiecie bardzo dobrze, dominując w okolicach podkoszowych. W związku z tym wiele do powiedzenia mieli również ich boiskowi partnerzy, a warto dodać, że u boku środkowego Knicks nie grali statyści, a zawodnicy tacy jak John Starks, Derek Harper czy Charles Oakley. W szóstym meczu serii Rockets wygrali we własnej hali po dramatycznej końcówce 86:84, w związku z czym losy rywalizacji miały się rozstrzygnąć 22 czerwca 1994 roku również w The Summit. Podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha poszli za ciosem i gdy rozbrzmiała końcowa syrena, wynik na tablicy brzmiał 90:84 na ich korzyść. Schodząc do szatni Olajuwon objął Ewinga i szepnął mu do ucha: – Zrobiłeś co mogłeś, ale nie trać nadziei. Środkowy Knicks podobnie jak Hakeem od wielu lat czekał na upragniony tytuł i po raz pierwszy znalazł się tak blisko celu, a ten mu umknął sprzed nosa.

W serii pomiędzy Rockets a Knicks Olajuwon dominował nad Ewingiem w punktach, ale za to urodzony na Jamajce zawodnik notował średnio więcej zbiórek oraz bloków. Statuetka MVP finałów tradycyjnie trafia jednak do rąk gracza zwycięskiego teamu, wobec czego zgodnie z przewidywaniami odebrał ją „The Dream”, stając się pierwszym zawodnikiem w historii NBA, który w jednym sezonie wywalczył mistrzostwo oraz trzy najważniejsze nagrody indywidualne. Wreszcie dopiął swego i mógł ustawić się w jednym szeregu z największymi sławami dyscypliny: Larrym Birdem, Magikiem Johnsonem oraz Michaelem Jordanem. – Nie porównujcie mnie do Michaela, Magica, Larry’ego czy kogokolwiek innego – nalegał. – Ja jestem kimś zupełnie innym i chcę pozostać na zawsze sobą.

Nie bez powodu mówi się, że obrona tytułu jest trudniejsza niż jego wywalczenie. Zmagający się z zasadą „bij mistrza” oraz kontuzjami Rockets w pierwszej części sezonu 1994/95 wygrali 30 z 47 gier i zaczęli poważnie myśleć o wzmocnieniu składu. Sztab szkoleniowy ekipy z Teksasu wpadł na pomysł ściągnięcia do Houston Clyde’a Drexlera, będącego dotąd podporą Portland Trail Blazers. – Co o tym myślisz? – zapytał Olajuwona Rudy Tomjanovich. – To świetny pomysł! On może być receptą na nasze problemy – odparł z entuzjazmem „The Dream”.  Center rodem z Lagos wiedział co mówi, gdyż jako student razem z Drexlerem prowadził do sukcesów zespół Houston Cougars.

– Nadal nie mogę w to uwierzyć. W najśmielszych marzeniach nie zakładałem takiego scenariusza. To zbyt piękne, żeby to była prawda – mówił Hakeem o przybyciu Clyde’a do teamu z The Summit. Zawodnicy w drużynie koszykówki są jak muzycy w kapeli, w związku z czym zawsze potrzebują trochę czasu na zgranie się. Rakiety zakończyły regular season ze słabym jak na nie bilansem 47-35, dającym dopiero szóste miejsce w Konferencji Zachodniej. „The Glide” znakomicie wkomponował się w układankę Rudy’ego Tomjanovicha, ale oddanie Otisa Thorpe’a do Trail Blazers sprawiło, iż duet Olajuwon-Drexler wszystkie swoje walory pokazał dopiero w play-offs.

Serie przeciwko Utah Jazz i Phoenix Suns to dwa fenomenalne „powroty” zespołu z Teksasu. Rakiety najpierw pokonały 3-2 Jazzmanów, przegrywając 1-2, a następnie wyeliminowały Słońca, mając już nóż na gardle przy wyniku rywalizacji 1-3. Przed starciem numer pięć przeciwko teamowi z Arizony Hakeem znów zabrał głos w szatni: – To jest mecz o mistrzostwo. Zaskoczmy ich! Po odprawieniu Charlesa Barkleya i spółki napędzane przez znajdującego się w wyśmienitej formie Olajuwona Rakiety w finale konferencji pokonały 4-2 San Antonio Spurs. David Robinson wówczas przyznał: – Od kiedy jestem sportowcem, nigdy wcześniej się tak nie czułem. To dla nas koniec najgorszy z możliwych. Ci faceci wiedzą czego chcą i zawsze to dostają.

W wielkim finale podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha trafili na rewelację rozgrywek – Orlando Magic. Wydawało się, że ekipa dwóch młodych gwiazd, Shaquille’a O’Neala i Penny’ego Hardawaya, postawi zespołowi z Teksasu twarde warunki, lecz skończyło się na szybkim i gładkim 4-0 dla Rakiet. „The Dream” rozegrał znakomitą serię, w której notował średnio 32,8 „oczka”, 11,5 zbiórki, 5,5 asysty, 2 przechwyty i 2 bloki. Nie było więc zaskoczenia, kiedy urodzony w Lagos center po raz drugi z rzędu odebrał statuetkę MVP finałów. Dodatkowo Rockets stali się pierwszą drużyną w historii ligi, która sięgnęła po mistrzowską koronę startując do walki o nią z dopiero szóstej lokaty w swojej konferencji.

– Hakeem to jeden z najlepszych koszykarzy, jacy kiedykolwiek biegali po parkiecie – chwalił swojego środkowego Rudy Tomjanovich. Clyde Drexler również wypowiadał się o swoim kumplu w samych superlatywach: – To najlepszy zawodnik nie tylko na Ziemi, ale w całym wszechświecie. „The Dream” dobrze jednak wiedział, że bez pomocy kolegów z drużyny nigdy nie wywalczyłby mistrzowskiego pierścienia, dlatego starał się tonować opinie na swój temat: – Nie lubię żadnych porównań, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy od ciebie. Jedyne czego pragnę, to podnosić swoje umiejętności, żeby zawsze móc dawać z siebie wszystko na boisku.

Słynni koszykarze podpisując kontrakty z firmami odzieżowymi i obuwniczymi liczą na dodatkowe wpływy na konto w związku ze sprzedażą produktów sygnowanych swoim nazwiskiem. Ceny butów i ubrań z takich serii są znacznie wyższe niż zwykłych modeli. „The Dream” wraz z korporacją Spalding postanowił jednak stawić temu czoła, oferując sygnowane buty do koszykówki w cenie zaledwie trzydziestu pięciu dolarów. – Jak uboga matka wychowująca samotnie trójkę chłopców ma kupić swoim dzieciom buty firmy Nike czy Reebok w cenie stu dwudziestu dolców za parę? – pytał retorycznie „The Dream”. – Nie jest w stanie, a wtedy młodzi je kradną. Czasem są nawet w stanie dla nich kogoś zabić.

Pomysł Olajuwona był naprawdę godny pochwalenia, lecz nie miał większych szans na powodzenie ze względu na mentalność dzisiejszej młodzieży. Dzieciaki szerokim łukiem omijały budżetową wersję obuwia Hakeema, zachwycając się nadal świecącymi Air Jordanami. Buty za trzydzieści pięć dolarów można było ubrać na boisko, ale nikt nie chciał się pokazywać w nich w szkole.

W kampanii 1995/96 Olajuwon po raz jedenasty w karierze wystąpił w All-Star Game, a dodatkowo znalazł się w drugiej piątce NBA oraz drugiej piątce obrońców. Wciąż brylował w statystykach indywidualnych, lecz Rakiety nie zdołały sięgnąć po trzeci tytuł z rzędu. Gdyby dotarły do wielkiego finału, zapewne i tak zostałyby pokonane przez rozpędzonych Chicago Bulls, w barwach których pierwszy pełny sezon od powrotu z baseballowych boisk rozgrywał Michael Jordan. Podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha zakończyli jednak zmagania już w półfinale Zachodu po bolesnej porażce 0-4 ze Seattle SuperSonics.

Latem 1996 roku „The Dream” był bardzo zapracowanym człowiekiem. Najpierw wraz z reprezentacją Stanów Zjednoczonych wziął udział w igrzyskach olimpijskich w Atlancie, gdzie sięgnął po wymarzony złoty medal, a w sierpniu media poinformowały, że… wziął ślub z osiemnastoletnią Dalią Asafi! – Muzułmanie nie umawiają się na randki i nie „chodzą” ze sobą – opowiadał. – Rodziny się spotykają, żeby porozmawiać i bliżej się poznać, a potem aranżują małżeństwo. W islamie kobiety wychodzą za mąż znacznie wcześniej niż jest to ogólnie przyjęte. Dalia może ma osiemnaście lat, ale jak na swój wiek jest bardzo dojrzała i mądra.

Przed zmaganiami 1995/96 „The Dream” przedłużył swój kontrakt z Rakietami o pięć sezonów, gwarantując sobie wpływy na konto w łącznej wysokości pięćdziesięciu pięciu milionów dolarów. – Nie należy lekceważyć panującego mistrza – powtarzał zawsze Rudy Tomjanovich. Ekipa z Teksasu nie zdołała obronić wywalczonego rok wcześniej tytułu, ale w kolejnych rozgrywkach pragnęła go odzyskać. W tym celu do duetu Hakeem Olajuwon – Clude Drexler dołączył trzeci muszkieter – Charles Barkley.

Wielkie pożegnanie

– Mamy w zespole wszystkie talenty tego świata – mówił „The Dream” o wielkim tercecie w barwach Rakiet. – Trzeba po prostu wychodzić na parkiet i w każdym spotkaniu robić swoje.

Słowa Olajuwona mogą brzmieć nieco zarozumiale, ale otwarcie sezonu 1996/97 bilansem 21-2 pozwalało sądzić, iż legendarny środkowy nie zadzierał nosa, a był zwyczajnie pewny swego. Koszykówka ma jednak to do siebie, że wszystkiego nie da się dokładnie przewidzieć i po znakomitym początku Charles Barkley oraz Clyde Drexler zaczęli się zmagać z urazami, wobec czego podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha kampanię zasadniczą zakończyli z 57 zwycięstwami oraz 25 porażkami na koncie. Nie był to zły rezultat, gdyż dawał trzecią lokatę na Zachodzie, tuż za Utah Jazz oraz Seattle SuperSonics.

– Jestem zadowolony z naszego sposobu gry. Według mnie jednak musimy grać w ten sposób do samego końca. Jeden dobry mecz nie znaczy zbyt wiele. Trzeba kontynuować tę drogę kwarta po kwarcie, posiadanie po posiadaniu. Na tym polega wielki sport – mówił coach ekipy z Teksasu po wyeliminowaniu 3-0 w pierwszej rundzie play-offs Minnesoty Timberwolves. Rakiety na parkiecie prezentowały się naprawdę dobrze, lecz eksperci wśród kandydatów do tytułu wymieniali je może na piątym miejscu. – Byki i Ponaddźwiękowcy to najlepsze teamy, dopóki ktoś ich nie pokona – twierdził Charles Barkley. – Następnie wszyscy zaczynają mówić o Utah Jazz i Los Angeles Lakers. Ja jednak cały czas powtarzam, że jesteśmy jednym z najlepszych zespołów na Zachodzie i jeśli będziemy grać dobrze, to stać nas na końcowy triumf.

Po pokonaniu w drugiej rundzie play-offs 4-3 Seattle SuperSonics, „The Dream” i spółka mogli mieć nadzieję choćby na awans do wielkiego finału ligi. W finale Konferencji Zachodniej na ich drodze stanęli jednak Utah Jazz z fenomenalnym duetem John Stockton – Karl Malone w składzie. To właśnie ten pierwszy trafiając za trzy punkty w ostatniej sekundzie meczu numer sześć rozwiał marzenia teamu z The Summit o trzecim tytule na przestrzeni czterech sezonów.

Hakeem Olajowun był dla Houston Rockets kimś tak samo ważnym jak Michael Jordan dla Chicago Bulls. – To bardzo religijny facet, który ceni swoją prywatność, ale jednocześnie zabawny koleś i prawdopodobnie najlepszy zawodnik spośród tych, u boku których miałem okazję występować – mówi Mario Elie, były gracz Rakiet. – Grałem w jednym teamie z wieloma znakomitymi koszykarzami, ale on był zdecydowanie numerem jeden. Czynił mnie lepszym zawodnikiem, bo skupiał na sobie uwagę dwóch lub trzech przeciwników, a ja miałem wtedy otwartą drogę do kosza. Hakeem szczególnie dbał o obronę. Mawiał: „Mario, nie martw się, że zostaniesz ograny, bo zawsze masz mnie za swoimi plecami”.

Wielki tercet z Houston naprawdę wielki był przez zaledwie jedne rozgrywki. W regular season 1997/98 Olajuwon, Barkley oraz Drexler opuścili łącznie aż 61 spotkań. „The Dream” narzekał na problemy z kolanem, a w listopadzie 1997 roku zdecydował się na operację, która wykluczyła go z gry na ponad dwa miesiące. Bez niego drużyna pod wodzą Rudy’ego Tomjanovicha nie radziła sobie najlepiej, osiągając bilans 41-41, ledwie ósmy na Zachodzie. W związku z tym Rakiety już w pierwszej rundzie play-offs trafiły na rozpędzonych Jazzmanów z Utah, którzy w drodze do drugiego z rzędu wielkiego finału NBA pokonali ich nie bez wysiłku 3-2. Borykający się z bólem kolan Olajuwon nie był już także tym samym zawodnikiem co przed urazem. Jego statystyki poszybowały wyraźnie w dół: 16,4 „oczka”, 9,8 zbiórki, 3 asysty, 1,8 przechwytu i 2 bloki. Wciąż wyglądały imponująco, lecz nie wystarczyły ani do występu w All-Star Game, ani do jakiegokolwiek wyróżnienia indywidualnego.

Po zakończeniu kampanii 1997/98 Clyde Drexler zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami postanowił zakończyć karierę. W związku z tym „The Dream” również zaczął dość poważnie zastanawiać się nad zejściem ze sceny. – Miniony rok był dla niego naprawdę ciężki, a Hakeem chciałby móc spędzać więcej czasu ze swoją córką – Abisolą – zwierzała się Dalia, żona Olajuwona. Drużyna jednak nie była przygotowana na nagłe rozstanie ze swoim wieloletnim liderem. Hakeem miał na karku trzydzieści sześć wiosen i choć uważano go już za weterana, to na parkiecie wciąż mógł dawać zespołowi bardzo wiele. – Damy mu czas do namysłu – zapewniał Rudy Tomjanovich. – Zresztą nie mamy innego wyboru. Mamy nadzieję, że zostanie z nami.

Ostatecznie „The Glide” rozstał się z Rakietami, lecz „The Dream” oraz „Sir Charles” zostali. Dodatkowo po raz drugi na emeryturę wybrał się Michael Jordan, a do ekipy z Teksasu dołączył będący przez wiele lat w jego cieniu Scottie Pippen – również gracz formatu all-star. Sezon 1998/99 miał być także łatwiejszy dla doświadczonych zawodników dzięki skróceniu rozgrywek w związku z lockoutem. – Potrafi jednocześnie być przywódcą i dobrze dogadywać się ze wszystkimi w drużynie – komplementował nowego kolegę Hakeem, którego sposób gry nieco się zmienił od czasu operacji kolana. – To naturalna zmiana.  Polega na tym, że staram się poddawać organizm mniejszym obciążeniom przy jednoczesnym zachowaniu dawnej efektywności – dodał. Statystyki centra rodem z Lagos nieco się wprawdzie pogorszyły, ale jego kumple byli pełni zrozumienia oraz podziwu. – Olajuwon się starzeje, a szybkość i siła nie są atutami, które posiada się przez całą karierę – mówił Eddie Johnson. – Z czasem zawodnik musi wprowadzić pewne zmiany w swojej grze. Popatrzcie na Michaela Jordana. W końcówce swojej kariery wcale nie był maszyną do wykonywania slam-dunków. Zresztą Karl Malone również.

18,9 punktu, 9,6 zebranej piłki, 1,8 kluczowego podania, 1,6 „kradzieży” oraz 2,5 „czapy” – to notowania Hakeema Olajuwona w sezonie zasadniczym 1998/99. Podopieczni Rudy’ego Tomjanovicha wypracowali bilans 31-19, plasujący ich na piątej lokacie na Zachodzie. Już w pierwszej rundzie play-offs trafili jednak na młody i głodny sukcesów zespół Los Angeles Lakers, napędzany przez Shaquille’a O’Neala oraz Kobego Bryanta. Jeziorowcy wygrali dość gładko 3-1, a Rakiety musiały się udać na przedwczesny urlop. – Lakersi byli lepszym zespołem. Hakeem, Scottie i ja musielibyśmy być w formie sprzed lat, żeby im sprostać – przyznał Charles Barkley. „The Dream” również nie szczędził przeciwnikom komplementów. W końcu prawdziwych mistrzów poznaje się również po tym, że porażkę potrafią przyjąć z godnością. – Patrzę na te dwa zespoły i uważam, że zarówno ich, jak i nas stać na sięganie po najwyższe laury – mówił. – Przegraliśmy z drużyną młodych atletów, mających olbrzymi potencjał.

W rozgrywkach 1999/2000 funkcję głównego coacha Rakiet nadal pełnił Rudy Tomjanovich, a siłą napędową drużyny z Teksasu po odejściu Scottiego Pippena do Portland Trail Blazers miała być dwójka Hakeem Olajuwon – Charles Barkley. Wyeksploatowane organizmy weteranów nie sprostały jednak trudom rywalizacji w najlepszej koszykarskiej lidze świata. „Sir Charles” z powodu kontuzji kolana zagrał tylko w 20 meczach, a uraz pachwiny wykluczył centra z Lagos z niemal połowy sezonu. Rakiety z bilansem 34-48 nie załapały się nawet do play-offs, a 19 kwietnia 2000 roku Barkley postanowił zakończyć swoją przygodę z zawodowym basketem. Sześciominutowy występ ukoronował 2 punktami, zbiórką oraz blokiem, a publiczność na stojąco biła mu brawo. – To dla mnie wielki przywilej, że mogłem być świadkiem tego wydarzenia – komentował „The Dream”.

Clyde Drexler zakończył karierę, Charles Barkley poszedł w jego ślady, a Hakeem Olajuwon nadal trwał na posterunku z nadzieją, iż wkrótce będzie mógł założyć na palec trzeci pierścień mistrzowski. Co ciekawe, o możliwość pozyskania legendarnego środkowego pytali działacze Toronto Raptors, lecz włodarze Rakiet chwilowo nie chcieli pozbywać się swojego największego skarbu. – Nie chciałbym być facetem, który pociąga za spust. Pracowaliśmy razem przez wiele lat i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego zrobić – tłumaczył Rudy Tomjanovich. „The Dream” nadal występował w pierwszej piątce, mając u swego boku zawodników takich jak Steve Francis, Cuttino Mobley, Shandon Anderson czy Maurice Taylor. Na parkiecie spędzał jednak już tylko niecałe 27 minut i w związku z tym notował średnio „tylko” 11,9 punktu, 7,4 zbiórki oraz 1,5 bloku. Kampanię 2000/01 Rakiety zakończyły wprawdzie z dodatnim bilansem 45-37, lecz to i tak było za mało na awans do play-offs.

W zawodowym sporcie bardzo rzadko zdarza się, żeby zawodnik bronił barw jednego klubu przez całą karierę. Jednak równie nieczęsto mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy to gracz po siedemnastu sezonach w jednym teamie decyduje się na zmianę otoczenia. Hakeem Olajuwon zalicza się do tej drugiej grupy i odchodząc w sierpniu 2001 roku do Toronto Raptors wprawił w osłupienie znakomitą większość koszykarskiego światka. Co ciekawe, pomimo zaawansowanego wieku centra i wyraźnego spadku jego efektywności, włodarze Rakiet nadal pragnęli zatrzymać go w swoich szeregach. – To na pewno jeden z najtrudniejszych dni w historii tego klubu, bo przecież wszyscy wiedzą, ile ten człowiek znaczy dla basketu w tym mieście – mówił Carroll Dawson, generalny menadżer Rakiet. Co ciekawe, „The Dream” odrzucił propozycję trzyletniego kontraktu z teamem z Teksasu, opiewającego na kwotę trzynastu milionów dolarów, wybierając umowę z kanadyjskim zespołem, oferującym mu za ten okres „zaledwie” o niecałe cztery miliony więcej. – Naprawdę myślałem, że on zostanie z nami – kontynuował Dawson. – Gdy jednak zapoznaliśmy się z jego oczekiwaniami, sytuacja się skomplikowała. Olajuwon to bardzo konkurencyjny facet i po prostu chciał spróbować rywalizacji na innym ringu.

Choć decyzja Hakeema oznaczała wielki cios dla drużyny nadal prowadzonej przez Rudy’ego Tomjanovicha, byli kompani Olajuwona apelowali o zachowanie spokoju i nieocenianie go. – To jest jedna z takich sytuacji, z którymi trzeba się po prostu pogodzić. „The Dream” zrobił to, co uważał za najlepsze dla siebie i swojej rodziny. Jeśli ktoś tutaj podejmował jakąś decyzję, Hakeem nigdy się o to nie obrażał. Kim więc są ci, którzy są teraz na niego wściekli? Ludzie mają problem z tym, że zawsze chcieliby, żeby każdy myślał tak jak oni – mówił Cuttino Mobley. Coach Rakiet także rozmawiał ze swoim wieloletnim podopiecznym i nie była to dyskusja dwóch obrażonych na siebie mężczyzn. – Było naprawdę miło – mówił. – To wielki mistrz, który zwyczajnie postanowił wykorzystać okazję i znaleźć się w sytuacji, która może mu dać kolejny mistrzowski pierścień.

W 2001 roku Toronto Raptors dopiero zadomawiali się w wielkiej rodzinie NBA. Klub został założony w 1995 roku, ale w dwóch sezonach poprzedzających przybycie Hakeema grał w play-offs. Skład kanadyjskiej ekipy na rozgrywki 2001/02 stanowiło połączenie młodości z rutyną. Spekulowano, iż Antonio Davis, Alvin Williams, Jerome Williams, Vince Carter oraz „The Dream” mogą nawet wygrać rywalizację na Wschodzie i powalczyć o prymat w lidze. – Znów czuję się jak debiutant. Jestem podekscytowany nowym wyzwaniem, które mnie czeka – mówił Olajuwon tuż po parafowaniu kontraktu z Raptors. Center rodem z Nigerii nie był już w najlepszej kondycji fizycznej, lecz według opinii lekarzy nie było obaw co do tego, iż mógłby nie dokończyć rozgrywek. – W Toronto uznali, że jestem wartościowym zawodnikiem dla tej organizacji. To zespół, który naprawdę ma szansę na wygranie mistrzostwa – dodał. Nie zmieniało to jednak faktu, że na myśl o Hakeemie w barwach innego klubu niż Rockets, każdy fan NBA miał mieszane uczucia. – Co się stanie, gdy spiker będzie przedstawiał pierwszą piątkę Rakiet i zabraknie w niej gracza z numerem „34”? – pytał retorycznie Sam Mack, były zawodnik ekipy z Teksasu. – Cóż, będzie interesująco. To ciekawe, jak sobie poradzą bez niego.

Legenda

– Kiedy ludzie mówią o Olajuwonie, bez namysłu łączą jego postać z miastem Houston – mówi Rudy Tomjanovich, wieloletni coach Rockets, który przez dziesięć sezonów współpracował z Hakeemem.

„The Dream” nie zagrzał zbyt długo miejsca w Toronto. Kampanię 2001/02 zakończył z najgorszymi notowaniami w karierze: 7,1 punktu, 6 zbiórek, 1,1 asysty, 1,2 przechwytu oraz 1,5 bloku. Centra rodem z Lagos można jednak usprawiedliwić tym, że nie wychodził na parkiet regularnie w pierwszej piątce oraz spędzał na nim średnio niewiele ponad 22 minuty. Gdy we wrześniu 2002 roku podczas obozu przygotowawczego Raptors doznał kontuzji pleców, przestał mieć wątpliwości co do swojej przyszłości w NBA. – Kiedy zawodowy koszykarz kończy karierę, zyskuje wolność do końca życia – mówił. – Poczucie niezależności to wspaniała sprawa. Czuję się jak uczeń, który otrzymał dyplom ukończenia szkoły. Czy to smutna chwila? Mógłbym rozpaczać, gdyby zdarzyła się na początku mojej drogi. W tym momencie żałuję jedynie, że nie mogę za wszystko odpowiednio podziękować Bogu.

Dwanaście występów w All-Star Game, dwa tytuły mistrzowskie i złoty medal olimpijski – to tylko część sukcesów Hakeema Olajuwona, odniesionych podczas osiemnastu sezonów w najlepszej na świecie lidze basketu. Urodzony w Nigerii środkowy zapamiętany został jako jeden z najbardziej wszechstronnych graczy podkoszowych w historii NBA oraz autor zagrania nazywanego „Dream Shake”. Pomimo niezbyt udanych ostatnich kampanii, jego średnie z całej kariery prezentują się naprawdę imponująco: 21,8 „oczka”, 11,1 zebranej piłki, 2,5 kluczowego podania, 1,7 „kradzieży” oraz 3,1 „czapy”. – Dla Rakiet to ktoś taki jak Babe Ruth dla New York Yankees – komplementuje swojego byłego podopiecznego Rudy Tomjanovich. – Wielu wysokich zawodników potrafiło to czy tamto, ale żaden nie był tak kompletny jak Hakeem – dodaje Clyde Drexler. – To zawodnik jedyny w swoim rodzaju.

Wielkość pochodzącego z Czarnego Lądu centra potwierdza to, że jeszcze podczas Weekendu Gwiazd w 1997 roku został włączony w poczet pięćdziesięciu najwybitniejszych zawodników w historii ligi. Jako aktywny gracz znalazł się w towarzystwie tak znakomitych środkowych jak Wilt Chamberlain, Bill Russell czy Kareem Abdul-Jabbar. – Nasza krew. Na obu krańcach boiska pokazuje to, co powinien pokazywać prawdziwy wielkolud – mówił „Szczudło”. Patrząc na osiągnięcia Olajuwona, jasną sprawą wydawało się zastrzeżenie numeru „34” przez Houston Rockets po tym jak „The Dream” zakończył karierę. – Wspaniale się czuję wiedząc, że nadal jestem tu mile widziany – mówił Hakeem. – To dla mnie ogromna satysfakcja i jestem za to bardzo wdzięczny. Nie odbieram tego jednak jako koniec czegoś, a jako początek nowego etapu w moim życiu. Wiem, co udało mi się osiągnąć przez lata. Teraz jednak przyszedł czas, żeby usiąść i patrzeć.

Po zawieszeniu butów na kołku „The Dream” nie próżnował i kursował pomiędzy Jordanem a Houston z uwagi na spoczywające na nim obowiązki studenta… islamistyki. Legendarny center porozumiewa się biegle po angielsku, francusku i arabsku oraz włada nigeryjskimi językami Yoruba i Ekiti. Jako zawodnik NBA zarobił ponad sto milionów dolarów, a handlując nieruchomościami pomnożył swój majątek czterokrotnie. W opinii Clyde’a Drexlera jego mądre decyzje w biznesie są pokłosiem tego jak pracował na boisku i poza nim. – To inteligentny facet, który nie przestanie nad czymś pracować, dopóki nie będzie przekonany, że wszystko jest w porządku. Kiedy my się bawiliśmy, on ćwiczył na siłowni lub w sali gimnastycznej – twierdzi „The Glide”. Według Hakeema kluczem do jego biznesowego sukcesu okazał się kapitał zdobyty przez lata zawodowej gry w basket. – To błogosławieństwo – mówi. – Dzięki temu nie muszę brać żadnych kredytów i mogę sprzedać nieruchomość wtedy, kiedy mi się podoba. Żaden bank nie siedzi mi na głowie i nie zmusza do podejmowania decyzji, na które nie jestem gotów.

Małżeństwo z Dalią Asafi przyniosło Hakeemowi dwie kolejne córki: Rahmah oraz Aishę. Znakomitemu środkowemu nie urodził się syn, który mógłby pójść w jego ślady, lecz to nie oznacza, że nazwisko Olajuwon zniknęło z koszykarskich parkietów. – Rozmawiamy o koszykówce, chociaż to nie jest łatwe, kiedy mieszka się w różnych stanach – mówi Abisola, będąca owocem związku słynnego centra z Litą Spencer. Dziewczyna świetnie sobie radziła na parkiecie już w szkole średniej, by następnie zdobywać punkty dla ekipy University of Oklahoma. Abi, jak na nią wołają, zdołała się również przebić do ligi WNBA, gdzie przywdziewała koszulki Chicago Sky i Tulsa Shock. Występowała też na parkietach poza Stanami Zjednoczonymi, a w maju 2014 roku objęła funkcję trenerki-asystentki na California State University.

Począwszy od 2006 roku „The Dream” organizuje letnie obozy dla młodych adeptów basketu pod nazwą „Big Man Camp”. Chętnie pokazuje tam swoje sztandarowe zagrania z nadzieją, że pozycja środkowego nie zostanie zapomniana i pewnego dnia znów stanie się tą najważniejszą na parkiecie. Choć dysponuje naprawdę ogromną wiedzą i na koszykarskiej emeryturze udzielał wskazówek zawodnikom takim jak Amar’e Stoudemire, Carmelo Anthony, Kenneth Faried, Dwight Howard czy LeBron James, nigdy nie myślał o posadzie coacha na pełny etat. – Rozrysowywanie akcji na tabliczce nie jest dla mnie – twierdzi. – Mnie interesuje pokazanie, że wysocy zawodnicy nowej generacji mogą wznieść tę grę na jeszcze wyższy poziom. Jeśli dzieciaki przychodzą na moje zajęcia i chcą mnie słuchać, to ja się cieszę, że mogę im jakoś pomóc. W ten sposób mogę choć po części odpłacić się za to, co dała mi koszykówka.

Zastrzeżenie koszulki z numerem „34” to nie jedyny honor, jaki spotkał Hakeema ze strony Houston Rockets. W 2008 roku przed Toyota Center, nową halą Rakiet, odsłonięto pomnik z brązu, przedstawiający meczowy trykot z nazwiskiem Olajuwona. Dzieło zostało wykonane z brązu. – Jestem naprawdę wdzięczny za zaszczyt, który mnie spotkał. To najwyższe wyróżnienie, jakie może spotkać zawodnika ze strony miasta – dziękował „The Dream”. – To wielki moment w historii naszej organizacji – mówił Les Alexander, właściciel ekipy z Teksasu. – W dziejach miasta Houston nie mieliśmy lepszego zawodnika niż Olajuwon. To również wspaniały facet i życzę wszystkim, żeby poznali go tak dobrze, jak udało się to mnie.

„The Dream” w 2008 roku mógł się cieszyć nie tylko z pomnika przed Toyota Center, ale również z włączenia do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. Ceremonia miała miejsce tradycyjnie we wrześniu w Springfield w stanie Massachusetts. – Dorastając w Nigerii tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, co to znaczy być członkiem tego elitarnego grona – zwierzył się. – Gdy przybyłem do USA i po raz pierwszy grałem w Final Four NCAA, nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było z Hall of Fame. To dla mnie wielki zaszczyt i nadal nie mogę uwierzyć, że stoję w jednym szeregu z tymi wszystkimi legendami ligi.

Olajuwon podczas osiemnastu sezonów na parkietach NBA dwukrotnie wygrywał klasyfikację zbierających, a trzy razy był najlepszy w blokach. Regularnie znajdował się w pierwszej piątce NBA i pierwszej piątce obrońców. Z dumą wspomina także swoje firmowe zagranie, czyli „Dream Shake”. – To jeden z kilku elementów, które przeniosłem na koszykarski parkiet wprost z boiska do piłki nożnej – opowiada. – Pozwala on osiągnąć jedną z trzech korzyści: zmylić przeciwnika, „zamrozić” go lub pozbawić możliwości zablokowania rzutu.

Największa zdobycz punktowa w karierze Hakeema to 52 „oczka” rzucone w starciu przeciwko Denver Nuggets w kwietniu 1990 roku. Pięć lat wcześniej w meczu z New York Knicks center Rakiet zebrał natomiast 25 piłek, a w marcu 1987 roku zablokował 12 rzutów graczy Seattle SuperSonics. – Po każdej letniej przerwie Olajuwon dodawał coś do swojego asortymentu zagrań – wspomina Carroll Dawson, ówczesny generalny menadżer teamu z Houston. – Tak postępują najwięksi zawodnicy. Być może najbardziej znany był z rzutu hakiem z wyskoku, ale tak naprawdę potrafił mnóstwo innych rzeczy. Na zwycięską ścieżkę wkroczyliśmy dopiero, gdy nauczył się podawać piłkę. Przed każdymi wakacjami rozmawialiśmy o tym, co mógłby poprawić w swojej grze, a gdy wracał jesienią, zawsze potrafił coś nowego. Cały czas nad sobą pracował.

Swoją postawą na parkiecie „The Dream” zdobył również szacunek największych rywali, a warto dodać, ze w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w NBA konkurowało ze sobą kilku naprawdę wybitnych centrów. – Olajuwon był silnym i wszechstronnym zawodnikiem. Właściwie nie dało się go zatrzymać. W swoim wachlarzu zagrań miał dosłownie wszystko: od rzutu z odchylenia, do haka w „pomalowanym”. Człowiek może wymazać z pamięci niektóre wydarzenia, ale podczas play-offs w 1995 roku doprowadził mnie do takiej frustracji, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłem – mówi David Robinson, legendarny środkowy San Antonio Spurs. – Hakeem był niesamowitym zawodnikiem – dodaje Patrick Ewing, wieloletni center New York Knicks. – Na przestrzeni lat stoczyliśmy wiele bitew i niestety podczas tej w 1994 roku udało mu się wygrać coś, czego ja nigdy nie osiągnąłem.

Ludzie wychowani na NBA lat dziewięćdziesiątych często narzekają, że w obecnych czasach liga nie ma już tak charakterystycznych postaci jak wówczas. Co na ten temat sądzi „The Dream”? – To po prostu inna generacja zawodników – mówi. – To naturalny postęp, jaki dokonał się również od pokolenia Kareema Abdul-Jabbara, Artisa Gilmore’a, Mosesa Malone, Juliusa Ervinga, Magica Johnsona i Larry’ego Birda do generacji mojej i Michaela Jordana, Charlesa Barkleya oraz Patricka Ewinga. Słyszę z różnych stron, że liga jest pełna mięczaków i brak w niej prawdziwych centrów. Wystarczy jednak popatrzeć, co robi Tim Duncan w San Antonio. Mówią, że to silny skrzydłowy, ale nie. On jest wysoki i gra jako środkowy.

Od czasu zakończenia kariery przez Hakeema Olajuwona zmieniły się jednak nie tylko nazwiska, ale również sposób gry. Jeszcze kilkanaście lat temu zdecydowana większość akcji kończyła się pod koszem, a dziś furorę robią rzuty za trzy punkty, których oddaje się obecnie kilkakrotnie więcej niż w latach, w których swoimi popisami czarował urodzony w Lagos gigant. – Nie licząc play-offs, nie daję rady oglądać większości spotkań – twierdzi „The Dream”. – Za każdym razem, kiedy mam okazję zobaczyć mecz, widzę jak zawodnicy podejmują złe decyzje rzutowe. Dostrzegam również mnóstwo podstawowych błędów. A to są przecież profesjonaliści. Gdy stajesz się zawodowcem, powinieneś podejmować lepsze decyzje, a twoje koszykarskie IQ powinno być na odpowiednio wysokim poziomie.

Zapytany o czterech graczy, których wybrałby do swojej drużyny marzeń, Olajuwon bez chwili namysłu wskazuje na Michaela Jordana, Shaquille’a O’Neala, Jamesa Worthy’ego oraz Johna Stocktona. Tymczasem wielu twierdzi, że gdyby ten pierwszy nie przerwał kariery przed sezonem 1993/94, to „The Dream” prawdopodobnie nie miałby na palcu żadnego mistrzowskiego pierścienia. – Cóż, mogę jedynie powiedzieć, że w 1995 roku Orlando Magic wyeliminowali Byki w play-offs i wtedy „MJ” był już z powrotem w swoim zespole – mówi Hakeem. – Wrócił wprawdzie w połowie rozgrywek, ale mało kto dawał Magii jakiekolwiek szanse, a chłopcy z Florydy zwyciężyli. Zupełnie nie rozumiem stwierdzeń, że tamten sezon się nie liczy, bo Michael grał dopiero od połowy zmagań.

Gdybanie zostawmy innym i skupmy się na faktach. Te natomiast mówią, że Hakeem Olajuwon to jeden z najlepszych środkowych w dziejach basketu, który śmiało może się ustawić w jednym rzędzie z największymi legendami występującymi na tej pozycji. – Gdyby spisać moją historię, wyszłaby z tego niezła bajka – mówi „The Dream”. – Nadal nie mogę uwierzyć w to, co mnie spotkało. Trafienie do Galerii Sław jest najwyższym możliwym szczeblem koszykarskiego spełnienia. To jest jak sen na jawie.

Bibliografia:

  • 20secondtimeout.blogspot.com,
  • amarillo.com,
  • Baltimore Sun,
  • bubblenews.com,
  • Chicago Tribune,
  • clutchfans.net,
  • espn.go.com,
  • grantland.com,
  • Houston Chronicle,
  • hron.com,
  • lubbockonline.com,
  • Matt Christopher – „On the court with… Hakeem Olajuwon”,
  • nba.com,
  • New York Times,
  • Orlando Sentinel,
  • paklinks.com,
  • Philadelphia Daily News,
  • spokesman.com,
  • Sports Illustrated,
  • Texas Monthly.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *