Sergio Agüero. Ocalony dzięki futbolowi

Sergio Agüero biografia

Data publikacji: 3 czerwca 2024, ostatnia aktualizacja: 3 czerwca 2024.

Sergio Agüero miał trudne dzieciństwo, ale wyrósł na światowej sławy piłkarza. Jego droga na największe piłkarskie areny to świadectwo niezłomnej determinacji i wyjątkowego talentu, które uczyniły go jednym z najwybitniejszych napastników swojego pokolenia.

Korzenie

Niewiele ponad dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od stołecznego Buenos Aires leży miasto Quilmes, liczące dwieście trzydzieści tysięcy mieszkańców, z których spora część żyje w slumsach w dzielnicy Villa Itati. Przemoc i narkotyki są tam na porządku dziennym. Codzienne żniwa zbiera paco, czyli pasta stanowiąca produkt uboczny przy produkcji kokainy z domieszką różnych dziwnych substancji, takich jak nafta, amoniak, klej przemysłowy, węglan sodu, trutka na szczury czy… potłuczone szkło. Za parę groszy można przeżyć kilka minut haju i dorobić się nieodwracalnych uszkodzeń neuronów lub nawet pożegnać się z życiem. Miejscowe dzieciaki jednak kupują i palą ten specyfik hurtowo. – Dilerzy przyjeżdżają tutaj i od razu kierują swój wzrok na młodzież – mówi jeden z tubylców. – Sprzedają im działkę za peso, a jak ktoś się uzależni, to zaczyna dla nich pracować. Jeśli przy rozliczeniu brakuje choćby jednego woreczka, strzelają dzieciakowi w nogi lub od razu go zabijają. Całe rodziny wytwarzają paco w swoich domach, bo to często jedyny sposób, żeby zarobić jakieś pieniądze.

Młodzież traktuje niebezpieczny narkotyk jak lek na całe otaczające zło. Już po trzydziestu sekundach od pierwszego zaciągnięcia się następuje uczucie euforii i człowiek zapomina o wszystkich smutkach oraz żalach. Błogostan trwa jednak tylko przez pięć minut, a organizm szybko zaczyna się upominać o kolejne dawki. Silnie uzależnieni potrafią wypalać nawet po pięćdziesiąt działek dziennie. – Po raz pierwszy spróbowałem tego świństwa, kiedy miałem osiemnaście lat. Haj jest szybki i intensywny, ale kończy się niemal natychmiast. To sprawia, że pozostaje niedosyt i jak najszybciej chce się przeżyć to uczucie jeszcze raz – opowiada Jeremías.

Skutki uzależnienia od paco są opłakane. Pół roku zażywania narkotyku to jak wypalanie osiemdziesięciu papierosów dziennie przez dwadzieścia lat. – On żyje w innym świecie. Musi spać na zewnątrz, jak pies, gdyż w przeciwnym wypadku wyniósłby z domu wszystko i sprzedał – dodaje María, matka chłopaka. Będąca już w podeszłym wieku Nina wyciąga z kieszeni kilka fotografii i pokazuje palcem: – Ten już nie żyje. I ten też. Ten natomiast został zastrzelony przez policję w zeszłym miesiącu, a ta dziewczyna zaginęła. Straciliśmy tyle pięknych dzieci przez to cholerstwo. Znaliśmy je od urodzenia i miały jeszcze tyle wspaniałych lat życia przed sobą.

Siedemnastoletnia Adriana Agüero i o dwa lata starszy Leonel Castillo wraz z malutką córeczką, Yesicą, przenieśli się w 1987 roku z leżącego pod Buenos Aires Tucuman do samej stolicy. Chłopak był utalentowanym piłkarzem. Liczył, że zrobi wielką karierę i sprawi, iż jego rodzinie uda wyrwać się z biedy. Panujący w kraju kryzys nie ułatwiał jednak zadania, a świeżo upieczony ojciec za grę w futbol otrzymywał tylko marne grosze i musiał dorabiać w piekarni. Gdy wylądował w klubie z González Catán, Adriana zaszła w drugą ciążę. Para zamieszkiwała w nowo wybudowanym domu, ale w marcu 1988 roku region nawiedziła powódź, w związku z czym większość mieszkańców została ewakuowana do Buenos Aires. – Poziom wody wzrastał w zastraszającym tempie – wspomina kobieta. – Staraliśmy się sobie jakoś poradzić, ale to okazało się niemożliwe.

Po opuszczeniu lokum rodzina musiała spać na materacach w noclegowni, którą była po prostu sala lekcyjna w szkole. W pomieszczeniu panował niesamowity ścisk i hałas, a wkrótce okazało się, że ciąża Adriany jest zagrożona. Dziewczyna wylądowała w szpitalu im. Parmenio Teódulo Piñero i musiała w nim zostać prawie do rozwiązania. Gdy wody opadły, Leonel z Yesicą wrócili do González Catán, lecz Adriana nie mogła do nich dołączyć. Musiała niemal cały czas leżeć w szpitalnym łóżku, gdyż istniała obawa, że jakakolwiek aktywność fizyczna wywoła przedwczesny poród. Partner odwiedzał ją codziennie pomiędzy szesnastą a siedemnastą. – Mogłabym leżeć przez cały dzień, gdybym wiedziała, że Leo tego dnia do mnie nie przyjdzie – opowiada Adriana. – Każde popołudnie spędzałam jednak na wyglądaniu przez okno i wypatrywaniu, czy już przyjechał. Przybywał każdego dnia. Nie pozwalali mu wchodzić do mojego pokoju, więc za każdym razem schodziłam z pierwszego piętra i wychodziliśmy do małego parku, który mieścił się na zewnątrz budynku.

Ojciec rodziny w czasie pobytu swej wybranki w klinice stał się niesłychanie zabieganym człowiekiem. Pracował, odwiedzał Adrianę w szpitalu oraz opiekował się malutką Yesicą. – Byłem zatrudniony w piekarni w Bernal i po zakończeniu pracy mogłem od razu jechać do szpitala, a dopiero potem do małej. Często jednak najpierw udawałem się do González Catán po Yesicę, a potem wspólnie jechaliśmy do szpitala – mówi. W ten sposób rodzina mogła spędzić ze sobą trochę czasu. Wielu mężczyzn takie zachowanie uważałoby za ogromne poświęcenie, lecz Leonel nigdy nie czuł się bohaterem. – Robiłem to co chciałem i to co powinienem, więc nie ma specjalnie nad czym się rozwodzić – dodaje.

W połowie dziewiątego miesiąca ciąży Adriana wreszcie mogła dołączyć do rodziny w González Catán. Powrót do codziennych obowiązków sprawił jej wielką przyjemność, lecz nie nacieszyła się długo spokojem, gdyż 2 czerwca 1988 roku zaczęła odczuwać coraz bardziej regularne skurcze. Leo na wszelki wypadek poprosił w pracy o urlop, a kiedy skurcze stały się jeszcze intensywniejsze, para podjęła decyzję o wyjeździe do szpitala. Młodzieńcy nie mieli własnego samochodu, ani pieniędzy na podróż taksówką, więc drogę pokonali pociągiem oraz autobusem. Na dworze panował chłód – termometr wskazywał niewiele ponad trzy stopnie Celsjusza. – Pomimo skurczów byłam spokojna. Pamiętam nawet, że przez całą drogę wcinałam churros. Leo wyglądał jednak na nieźle wystraszonego. Był tak zdenerwowany, że nie spojrzał nawet na gazetę, którą czytał siedzący obok nas mężczyzna – wspomina Adriana. Gdyby to zrobił, mógłby zobaczyć wielki nagłówek o szczycie Reagan-Gorbaczow. Dowiedziałby się wtedy o propozycji argentyńskiego rządu wobec Wielkiej Brytanii, żeby po sześciu latach od wybuchu konfliktu na Południowym Atlantyku wznowić rozmowy. Przeczytałby również, że jeden dolar kosztował już trzy australe i dziewięćdziesiąt centavos.

Od przystanku autobusowego do szpitala trzeba było jeszcze kawałek drogi pokonać piechotą. Pod bramą Leonel zauważył strażnika. Podbiegł do niego i rzekł: – To moja żona. Właśnie zaczęła rodzić. Mężczyzna spojrzał na chłopaka jak na obłąkanego, gdyż obok niego nie było żadnej kobiety. – Szedł tak szybko, że zostawił mnie jakieś sto metrów za sobą – Adriana przywołuje tamte chwile z uśmiechem na ustach. – Nagle zauważyłam, że ktoś przy bramie gestykuluje w moją stronę. To był Leo. Stał obok ochroniarza i mnie poganiał.

Gdy młodzi dotarli wreszcie na odpowiednie piętro szpitala im. Parmenio Teódulo Piñero, Adriana została przyjęta na oddział, a Leo usadowił się w poczekalni. Ze względu na ułożenie dziecka, lekarz zaproponował dziewczynie poród ze wspomaganiem kleszczy, ale ona za żadne skarby nie chciała się na to zgodzić. Za dużo naczytała się o zagrożeniach, jakie za sobą niosła ta metoda. Zamiast tego wybrała dodatkowe nacięcia krocza i pogodzenie się z faktem, że dziecko może przyjść na świat ze złamanym obojczykiem.

Ważący prawie cztery i pół kilograma oraz mierzący pięćdziesiąt dziewięć centymetrów Sergio Leonel wydał z siebie pierwszy krzyk dokładnie o godzinie piętnastej dwadzieścia trzy. – Masz pięknego i zdrowego chłopca – powiedziała do Adriany położna. – Ten malec przyniesie ci szczęście – dodał lekarz chwilę po tym jak zapoznał się z przebiegiem ciąży dziewczyny. Młoda matka już wtedy pomyślała, że doktor miał rację, bo to musiał być naprawdę cud, że pomimo tylu przeciwności losu jej dziecko było całe i zdrowe. Chwilę później przy maluchu znalazł się również ojciec. Ze względu na młody wiek matki, rodzice mogli opuścić szpital jedynie po podpisaniu dokumentów przez jej pełnoletniego krewnego. Z tego samego powodu malutki Sergio nie mógł przyjąć nazwiska taty, więc został zarejestrowany w urzędzie jako Sergio Leonel Agüero.

Kun

Kiedy synek Adriany i Leonela miał dwa lata, rodzina przeniosła się do Florencio Varela, należącego podobnie jak González Catán do prowincji Buenos Aires. Młodzi rodzice szybko zaprzyjaźnili się z sąsiadami – Chettimi. Najstarszego z familii, Jorge, mały Sergio traktował jak swego dziadka. To właśnie ten mężczyzna nadał chłopcu pseudonim, który zna dziś cały świat – „Kun”. – Moi rodzice mówią, że gdy byłem dzieckiem, to w telewizji leciała kreskówka, której głównym bohaterem był jaskiniowiec, na którego wołano „Kum Kum” – opowiada późniejszy gwiazdor Albicelestes. – Dziadek Jorge wkrótce zaczął nazywać mnie „Kunem”, bo jedyne co byłem wówczas w stanie powiedzieć to „koo” lub „koom”. Według innych opowieści wyglądałem dokładnie tak jak Kum Kum, miałem identyczną grzywkę i naśladowałem jego ruchy. Niezależnie jednak od prawdy, ksywka ta jest ze mną do dnia dzisiejszego.

W 1991 roku trzyletni Sergio zamieszkał wraz z rodzicami w małym domku na obrzeżach Los Eucaliptus, graniczącego z dystryktami Quilmes i Bernal. Okolica nie należała do najprzyjemniejszych, a warunki były zdecydowanie gorsze niż w González Catán czy Florencio Varela. To oczywiście pokłosie kryzysu gospodarczego, który dopadł Argentynę w latach osiemdziesiątych. Krach poskutkował niewypłacalnością państwa, hiperinflacją oraz ogromnym spadkiem dochodów i PKB. Nie zmienił się za to najlepszy sposób na wyrwanie się z biedy, którym wciąż było zostanie zawodowym sportowcem. – Futbol jest tu dosłownie wszędzie – opowiada „Kun”. – Sam zacząłem grać w bardzo młodym wieku. Prawda jest taka, że urodziłem się z piłką przy nodze. Wszystkiego nauczyłem się na ulicy. Każdego dnia w „budzie” kopaliśmy piłkę. Ulica to dobra szkoła gry, gdyż stając naprzeciw starszych uczysz się znosić kopnięcia lub ich unikać.

W domu familii Agüero-Castillo na początku lat dziewięćdziesiątych się nie przelewało. Czasem lodówka była całkiem pusta i wtedy Adriana serwowała na obiad gotowany napar z ostrokrzewu paragwajskiego z chlebem. Smakowało nieszczególnie, ale chociaż napełniało żołądek. – Zdarzały się jednak dni, kiedy ojciec kompletnie nie miał pieniędzy na jedzenie – wspomina Sergio. – Wtedy kładliśmy się do łóżek głodni, mając nadzieję, że następnego dnia tata przyniesie coś z pracy. Bywało również tak, że rodzice nic nie jedli, żebyśmy my mogli coś zjeść. Kiedy przypominam sobie tamte popieprzone czasy, od razu mam w oczach łzy.

Leonel amatorsko kopał piłkę w drużynie należącej do Eduardo Gonzáleza
– znanego dziennikarza radiowego. Zdawał sobie sprawę z tego, iż „Kun” również ma talent do futbolu, więc pewnego dnia zaprezentował chłopca żurnaliście. – Powiedział mi, że jego syn naprawdę potrafi grać. Gdy pierwszy raz zobaczyłem go w akcji, już wiedziałem, że to wyjątkowy dzieciak – mówi González. Warunki, w jakich rodzina Agüero-Castillo musiała egzystować w połowie lat dziewięćdziesiątych, dałyby w kość największym miłośnikom mocnych wrażeń. Mieszkanie nie miało nawet toalety, nie mówiąc już o oddzielnych pokojach dla każdego z siedmiorga rodzeństwa. Po urodzeniu Yesici i Sergio, Adriana wydała bowiem na świat jeszcze piątkę potomstwa: Gabrielę, Maírę, Daianę, Mauricio i Gastona. – Nie było mowy o nawet chwili prywatności – opowiada „Kun”.

Wyrwać się ze slumsów

Buenos Aires nazywane jest stolicą światowej piłki. Wyliczono, że wokół aglomeracji skupionych jest aż sześćdziesiąt teamów rywalizujących w pięciu różnych ligach. Tamtejsze stadiony wyglądają niczym wycięte z minionej epoki, lecz to w ogóle nie przeszkadza kibicom tłumnie wypełniać trybun i dopingować swoich ulubieńców.

Najwięcej fanów mają oczywiście River Plate i Boca Juniors, których bezpośrednie starcia określa się mianem Superclásico. W leżącej w prowincji Buenos Aires Avellanedzie również zadomowiły się dwie słynne ekipy – Independiente oraz Racing. Właśnie z tym pierwszym klubem, w którym znajomości miał Eduardo González, związał się dziewięcioletni Sergio Agüero. Dziennikarz porozmawiał ze swoim przyjacielem trenującym drużynę U-13, Nestorem Rambertem, a ten zaprowadził chłopca do Mencho Balbueny, opiekującego się teamem U-11.

Bieda często wymusza na ludziach różne niecodzienne zachowania. Ledwie nastoletni „Kun” rozgrywał po pięć spotkań tygodniowo, a na treningach młodzieżowego zespołu El Rojo pojawiał się raz na siedem dni. W kuluarach mówiło się, że grał za pieniądze w slumsach. Ponadto Leonel wpadł w złe towarzystwo w Los Eucaliptus i nie bardzo wiedział jak się z niego wyplątać. – Otaczali go narkomani i oszuści. Stoczyliśmy prawdziwą wojnę o „Kuna” – opowiada Eduardo González. – Rodzice innych dzieciaków byli wściekli, że Sergio mógł przychodzić na treningi tylko raz w tygodniu – dodaje Nestor Rambert. – Ale ja doskonale wiedziałem, że on grał w slumsach i zarabiał pieniądze dla swojej rodziny.

Każdy dzieciak grający w futbol czy to na podwórku, czy w klubie, ma swojego piłkarskiego idola. Dla małego Agüero kimś takim był Michael Owen – wówczas gracz Liverpoolu. – Kiedy byłem dzieckiem, chciałem być Michaelem Owenem. Zawsze lubiłem Liverpool. W dzieciństwie grając w gry wideo wybierałem ten klub ze względu na czerwony kolor koszulek – taki sam jak Independiente. Często wcielałem się też w Arsenal lub Chelsea – mówi.  „Kun” już w wieku dziesięciu lat wiedział, że Owen jest typem napastnika, któremu nie można zostawić ani milimetra wolnej przestrzeni, bo każdy moment nieuwagi to narażanie się na utratę gola. – Gdy byłem Liverpoolem, grałem czwórką obrońców, dwoma środkowymi napastnikami oraz dwoma rozciągającymi grę na skrzydła, ze Stevenem Gerardem tuż za Djibrilem Cisse lub Fernando Morientesem. W ten sposób za każdym razem zdobywałem sześć lub siedem goli – wspomina. Agüero nadal pamięta bramkę, którą Michael Owen wbił reprezentacji Argentyny podczas mundialu w 1998 roku: – Pomyślałem wtedy: „Ty mały skurczybyku!”.

González i Rabmert stali się właścicielami karty zawodniczej małego „Kuna”, a w zamian udzielali wsparcia całej rodzinie. Dawali pieniądze, kupowali jedzenie, ubrania i książki do szkoły. Płacili również za opiekę medyczną czy bilety autobusowe. Gdy zauważyli, że Sergio koniecznie musi opuścić slumsy, nabyli dla familii dom w spokojniejszej części Villa Itati w Quilmes. Okolica wydawała się dużo lepsza niż Los Eucaliptus, ale i tak można tam było szybko wpaść w tarapaty. – Nie sądzę, że którykolwiek z moich przyjaciół z dzieciństwa jest teraz w domu – opowiada Sergio. – Wszyscy siedzą w więzieniu. Gdybym się stamtąd nie wydostał, nie wiem, co by się ze mną stało. Piłka nożna mnie uratowała.

– Już jako dzieciak to był prawdziwy „crack” – mówi Mencho Balbuena, coach Agüero w zespole Independiente U-11. Chłopak piął się po szczeblach młodzieżowych sekcji w zastraszającym tempie, grając najczęściej z zawodnikami o dwa lata starszymi. Choć nie straszył wzrostem, radził sobie naprawdę wyśmienicie. Jako dwunastolatek poprowadził młodzieżową ekipę El Rojo do tytułu mistrzowskiego. W 2001 roku w meczu przeciwko Boca Juniors w kapitalnym stylu przedryblował czterech rywali, po czym pokonał golkipera strzałem tuż przy słupku. Skauci czołowego zespołu Argentyny byli pod takim wrażeniem umiejętności chłopaka, że klub bez mrugnięcia okiem zaoferował Independiente za niego równowartość ponad czterystu tysięcy euro. – Wszyscy próbowali ukraść nam Sergio – opowiada Rambert. – Powiedziałem dyrektorowi ds. futbolu, żeby załatwił jego ojcu jakąś pracę, tak by ten nie zabrał syna gdzieś indziej.

Niedługo później Leonel był odpowiedzialny w klubie za stroje. Od Eduardo Gonzáleza dostał również samochód, dzięki czemu mógł dorabiać jako taksówkarz. Nastoletni „Kun” był tak dobry, że trener potrafił wpuścić go na boisko pomimo kontuzji. Grający na pozycji napastnika chłopak z ledwością poruszał się po murawie, ale przeciwnicy darzyli go takim respektem, że pilnowali go we trzech. W 2001 roku młodzieżowcy Independiente zapewnili sobie zwycięstwo w jednym z turniejów dzięki triumfowi nad River Plate. Mecz odbywał się na stadionie Club Atlético Atlanta, a śledził go Miguel Ángel Tojo, odpowiedzialny wówczas za selekcję nastolatków do drużyny U-15. – Trzon zespołu stanowili Sergio Agüero oraz bramkarz Emiliano Molina – wspomina mężczyzna, który niedługo później wysłał chłopakowi powołanie do kadry Albicelestes.

W większości krajów Ameryki Południowej sezon piłkarski dzieli się na aperturę (turniej otwarcia) oraz clausurę (turniej zamknięcia). Tytuł mistrza kraju podczas jednej kampanii mogą więc wywalczyć dwa różne zespoły. W 2002 roku młokosi Independiente z „Kunem” w składzie zajęli pierwsze miejsce w aperturze oraz drugie w clausurze. Sergio jak zwykle zachwycał wszystkich swoimi akcjami, więc nic dziwnego, że wkrótce pojawiły się plotki o możliwym rychłym przesunięciu go do pierwszej drużyny El Rojo.

Kiedy w 2003 roku team Independiente objął były reprezentant Albicelestes, Óscar Ruggeri, Eduardo González postanowił wkroczyć do akcji. Nowy coach nie wiedział nic o Agüero, więc dziennikarz zaprosił go do swojego programu radiowego i opowiedział mu o niesłychanie utalentowanym napastniku. – Trener był nastawiony dość sceptycznie, gdyż Sergio miał dopiero czternaście lat. Obiecał mi jednak, że mu się przyjrzy – mówi. Gdy pewnej soboty wybrał się na mecz młodzieżowców, skończyło się to tym, iż wziął „Kuna” do pierwszego zespołu. Gra z seniorami to zupełnie inna bajka, lecz młody chłopak potrafił się dostosować. – Byłem dużo młodszy i o wiele mniejszy od wszystkich na boisku, więc musiałem nauczyć się unikać agresywnych ataków – opowiada. – Ten dzieciak był naprawdę aktywny podczas treningów – dodaje Ruggeri. – W ogóle się nie bał starszych i większych kolegów. Ci natomiast nie potrafili go powalić na ziemię. Poza boiskiem „Kun” był jednak bardzo posłusznym chłopakiem i z uwagą słuchał rad bardziej doświadczonych graczy.

W drodze na Stary Kontynent

Grając dla zespołów młodzieżowych Independiente Agüero zdobył ponad 200 goli. Takie dokonania nie mogą umknąć oczom skautów największych klubów i właśnie tak się stało w przypadku Sergio. Po młodego Argentyńczyka szybko zgłosili się przedstawiciele Juventusu oraz Bayernu Monachium. – Juventus zaoferował nam równowartość miliona i trzystu tysięcy funtów – Eduardo González zdradza kulisy rozmów ze Starą Damą. – Na lancz zaprosił mnie również prezes River Plate i zaproponował za „Kuna” okrągły milion. Ja jednak chciałem, żeby Sergio grał dla Independiente.

Piłkarze dorosłej ekipy El Rojo rozgrywają swoje spotkania na monumentalnym Estadio Libertadores de América. Sergio Agüero zadebiutował w czerwonej koszulce 5 lipca 2003 roku, mając dokładnie piętnaście lat i trzydzieści pięć dni. Zmienił Emanuela Rivasa w sześćdziesiątej dziewiątej minucie spotkania przeciwko San Lorenzo. Jego team poległ 0:1, ale on stał się najmłodszym debiutantem w historii argentyńskiej Primera División, poprawiając rekord Diego Maradony z 1976 roku. – Podczas przedmeczowego lanczu wszyscy go obserwowali, żeby zobaczyć jak reaguje na stres – wspomina Óscar Ruggeri. – On był jednak wyjątkowo cichy i spokojny.

Początki „Kuna” w pierwszym teamie Independiente wcale nie były łatwe. Coach Ruggeri umożliwił młodemu napastnikowi podpisanie profesjonalnego kontraktu, ale za swojej kadencji nie dał mu już ani jednej szansy na zaprezentowanie umiejętności. Jego następca, Osvaldo Sosa, również nie korzystał z usług Agüero zbyt często. Sytuacja uległa zmianie dopiero po objęciu zespołu przez José Omara Pastorizę. Coach stawiał na chłopaka od czasu do czasu w lidze oraz Copa Libertadores, a 26 listopada 2004 roku w starciu przeciwko Estudiantes La Plata strzałem zza pola karnego „Kun” zdobył swojego pierwszego gola w „dorosłej” ekipie El Rojo. Po tym trafieniu szkoleniowiec zaczął coraz częściej wpuszczać go na boisko, co zaowocowało powołaniem od Francisco Ferraro na mistrzostwa świata U-20 w Holandii.

Podczas młodzieżowego mundialu Albicelestes wywalczyli złoty medal, a ich najjaśniejszą postacią był o rok starszy od „Kuna” Lionel Messi. Agüero wchodził czasem z ławki, ale miał swój udział w sięgnięciu po trofeum, gdyż w finałowym starciu z Nigerią wywalczył drugi rzut karny dla swojej ekipy, który na gola zamienił właśnie „La Pulga”. W 2005 roku Messi był jedynie dobrze się zapowiadającym młodzieńcem, który jako trzynastolatek wyjechał do Barcelony, żeby podreperować zdrowie i szlifować piłkarski talent. – Gdy po raz pierwszy spotkałem Leo, nie miałem pojęcia kim on jest – wspomina Sergio. – Nie mogłem natomiast napatrzeć się na jego buty. Teraz jesteśmy jednak jak bracia. Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy byłem na zgrupowaniu kadry U-17 i zobaczyłem go jak rozmawiał z Ezequielem Garayem i kilkoma innymi chłopakami o „kapciach”, które udało mu się przywieźć z USA. Po chwili zagadnąłem: „Przepraszam, jak się nazywasz?”. „Leo”, odparł. „Leo…? Leo i jak dalej?”, kontynuowałem. „Leo Messi”, usłyszałem w odpowiedzi. Zdałem sobie sprawę, że już kiedyś słyszałem to imię i nazwisko, po czym przypomniałem sobie, że to ten dzieciak z Rosario, który wyjechał do Barcelony.

Od tamtego spotkania „Kun” i Lionel zawsze nocowali w tym samym pokoju podczas zgrupowań reprezentacji Albicelestes. – On ma tendencje do szybkiego zasypiania i denerwuje go, że ja lubię oglądać telewizor ze ściszonym dźwiękiem – śmieje się Agüero. – Gdy ja zasypiam, Leo się budzi i zaczyna szukać pilota. Kiedy on śpi, ja muszę chodzić cichutko na palcach i wyłączać w telefonie nawet alarm wibracyjny, żeby czasem go nie obudzić.

Zwycięstwo w turnieju w Holandii „Kun” zadedykował swojemu kumplowi z młodzieżowych sekcji Independiente, Emiliano Molinie, który kilka dni wcześniej zginął w wypadku samochodowym. W sezonie 2005/2006 Agüero strzelił dla El Rojo 18 goli w 36 meczach. 11 września, w derbowej potyczce z Racingiem, wygranej przez Independiente 4:0, zdobył bramkę po uderzeniu lewą nogą z własnej połowy boiska. Pierwszą czerwoną kartkę ujrzał natomiast w starciu z Tiro Federal w ramach turnieju otwarcia. W związku z szybkim rozwojem talentu młodego napastnika, w kuluarach zaczęto mówić o możliwym wyjeździe chłopaka do Europy.

Czerwono-biała strona Madrytu

Latem 2006 roku Sergio Agüero został sprzedany za równowartość prawie dwudziestu dwóch milionów euro do Atlético Madryt, choć marzył, że trafi do Liverpoolu. – Jeśli mógłbym wybrać sobie ligę, chciałbym zagrać w Premier League. Od dziecka byłem fanem Liverpoolu i marzę, żeby założyć koszulkę tego klubu. Oglądałem ostatni finał Ligi Mistrzów z udziałem The Reds i każdego ich gola celebrowałem tak jak trafienia dla Independiente – mówił. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży swojego wychowanka klub z Avellanedy przeznaczył na remont stadionu.

Stolica Hiszpanii to bardzo specyficzne miejsce, ale rywalizacja dwóch słynnych klubów z jednego miasta dla wychowanego w Argentynie piłkarza nie była czymś nowym. Jednak u siebie w domu osiemnastoletni napastnik wciąż był na językach wszystkich, a w Madrycie musiał przywyknąć do tego, że jest tylko jednym z wielu klasowych piłkarzy i to w dodatku grającym dla Rojiblancos, zawsze znajdujących się w cieniu bardziej utytułowanych Królewskich. Do nowego miejsca przybył z wszechobecnej biedy, a tu nagle mógł sobie pozwolić na wszystko. Szybko przybrał trochę na wadze, wcinając codziennie hamburgery i balując w nocnych klubach.

W związku ze zmianą otoczenia, pierwszy sezon Agüero w barwach Atlético nie był dla młodego piłkarza bogaty w sukcesy. Napastnik wystąpił w 42 potyczkach ekipy z Vicente Calderón, zapisując na swoim koncie zaledwie 7 trafień. Pierwsze skrzypce w teamie prowadzonym przez Javiera Aguirre’a grał Fernando Torres, a urodzony w Buenos Aires młodzieniec pozostawał w jego cieniu. Pomimo tego selekcjoner „dorosłej” reprezentacji Argentyny, Alfio Basile, dał mu we wrześniu 2006 roku szansę debiutu w starciu przeciwko Brazylii. Rok później, w spotkaniu eliminacji mundialu 2010 z Boliwią, „Kun” zanotował swoje pierwsze trafienie dla pierwszej kadry Albicelestes. Latem 2007 roku dziewiętnastolatek pojechał natomiast na swoje drugie finały mistrzostw świata U-20, tym razem do Kanady, zdobywając znów złoty medal i z 6 golami na koncie zostając królem strzelców imprezy. Pod nieobecność Leo Messiego to wreszcie on mógł być najjaśniejszą postacią zespołu. Albicelestes w finale pokonali 2:1 Czechów, a Agüero był autorem trafienia na 1:1. – Ten dzień jest dla mnie wszystkim – mówił uśmiechnięty od ucha do ucha tuż po końcowym gwizdku. – Nie ma wątpliwości, że to najcudowniejsze uczucie na świecie. O co więcej mógłbym prosić? Wywalczyłem z Argentyną mistrzostwo świata, a to się nie zdarza każdego dnia.

Sukces w Kanadzie przełożył się na szereg nagród indywidualnych dla „Kuna”. Chłopak został nie tylko królem strzelców mundialu U-20, ale odebrał również nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju oraz najlepszego gracza młodego pokolenia, przyznawaną przez FIFA. Wkrótce swoją zwinnością, przyspieszeniem, siłą oraz instynktem strzeleckim zaczął imponować także w Madrycie. Przed rozgrywkami 2007/2008 do Rojiblancos w miejsce Fernando Torresa dołączył Diego Forlán, z którym Agüero stworzył niesamowicie bramkostrzelny duet. – Bardzo lubię grać z innymi napastnikami – zwierza się. – Podoba mi się, kiedy kilku zawodników jest zaangażowanych w zdobywanie goli. Zawsze występowałem z kimś u boku. W Independiente z jednym kolegą, w reprezentacji Argentyny też z jednym, a w Atlético aż z dwoma. Było nas więc w sumie trzech. To o wiele lepsza opcja, która daje wiele różnych możliwości w ataku.

„Messi i Agüero poprowadzili Argentynę do złota”, głosił nagłówek „New York Timesa” z 23 sierpnia 2008 roku. Albicelestes kontynuowali świetną passę i podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie sięgnęli po kolejny triumf na znaczącej imprezie. „Kun” znów stanowił ważne ogniwo reprezentacji, zdobywając w turnieju dwa gole, oba zaaplikowane Brazylii w półfinale. W spotkaniu decydującym o złocie podopieczni Daniela Batisty pokonali Nigerię 1:0, a autorem jedynego trafienia był Ángel Di María. – Fakt jest taki, że to niesamowite uczucie – mówił na gorąco Sergio. – W zeszłym roku triumfowaliśmy w mundialu U-20, a teraz to. Cieszę się również, że mogę dzielić ten sukces z przyjaciółmi takimi jak Leo. Naprawdę ciężko mi to wszystko ubrać w słowa.

O „Kunie” z tygodnia na tydzień robiło się coraz głośniej nie tylko ze względu na jego popisy na murawie. – Fakt, że wielu ludzi z Europy nie widziało go w akcji nie oznacza, że Agüero nie dorównuje Messiemu. On jest tak samo dobry – mówił sam Diego Maradona po transferze młodego Argentyńczyka do Atlético Madryt. Wypowiadając tamte słowa „El Pelusa” nie spodziewał się, że Sergio zostanie wkrótce jego… zięciem. Pod koniec 2007 roku głośno było o tym, że „Kun” spotykał się z córką legendarnego snajpera Albicelestes – Gianniną. Para wkrótce doczekała się syna Benjamina i wzięła ślub. – To kobieta mojego życia, która zawsze mnie wspiera – mówił Sergio o swej wybrance, z którą jednak kilka lat później się rozstał. – Dorastała w środowisku piłkarskim i doskonale się w tym wszystkim odnajduje. To nieoceniony atut.

Tuż po przybyciu na Stary Kontynent Agüero był bardzo małomównym człowiekiem. Niepytany się nie odzywał, a jedyne co go interesowało, to gry wideo. – W ogóle nie był zainteresowany rozmową. Najchętniej cały czas grałby na PlayStation – opowiada Fernando Spannaus, dziennikarz sportowy. Większość dzieciaków może się wcielić w skórę Diego Maradony, Alessandro Del Piero, Carlosa Teveza czy Romário jedynie zasiadając przed komputerem lub konsolą. „Kun” od zawsze był porównywany do tych napastników i z roku na rok udowadniał, iż porównania te nie wzięły się z księżyca.

Gdy w 2006 roku podpisywał z Atlético Madryt sześcioletni kontrakt, stał się najdroższym piłkarzem sprowadzonym przez Rojiblancos, wyprzedzając na liście takich „grajków” jak Christian Vieri czy Juninho Paulista. Pod wodzą Javiera Aguirre’a nabierał doświadczenia strzelając 27 goli w sezonie 2007/2008 oraz 21 w kampanii 2008/2009. Przed rozgrywkami 2009/2010 Meksykanina na stanowisku coacha ekipy z Vincente Calderón zastąpił Quique Sánchez Flores i choć drużyna zanotowała fatalny wynik w Primera División (ledwie dziewiąta pozycja), to 12 maja 2010 roku po zwycięstwie w finale Ligi Europy w Hamburgu 2:1 nad Fulham, Agüero mógł świętować swoje pierwsze trofeum w Madrycie. Oba gole na wagę pucharu strzelił Diego Forlán, a za każdym razem asystował mu „Kun”. Trzy miesiące później Sergio zaliczył natomiast trafienie oraz asystę w wygranym rzez Rojiblancos starciu o Superpuchar Europy z Interem Mediolan.

Niemal od początku pobytu syna Adriany i Leonela w Madrycie miało się wrażenie, że Atlético jest jedynie przystankiem w jego karierze. Drużyna z Vincente Calderón była wtedy graczem liczącym się na hiszpańskim i europejskim podwórku, którego jednak nie było stać na długie utrzymywanie gwiazdy ze ścisłego światowego topu, jaką z tygodnia na tydzień stawał się Agüero. O zawodnika pytały zespoły Premier League, Chelsea Londyn oraz Manchester City, lecz młody napastnik deklarował, iż nie zamierza zmieniać otoczenia. – W ogóle nie myślę o innym klubie. Chcę walczyć dla Atlético do śmierci. Czuję się, jakbym się tu urodził – mówił. Mało kto jednak traktował te słowa całkowicie poważnie nawet po tym, kiedy pół roku po nieudanym dla Argentyny mundialu w Republice Południowej Afryki „Kun” przedłużył z Rojiblancos kontrakt aż do czerwca 2014 roku. W styczniu 2011 roku Aguero został wice-kapitanem Atlético, po czym team dowodzony przez Quique Sáncheza Floresa odrzucił lukratywną ofertę Tottenhamu Hotspur.

Kiedy w maju 2011 roku grający z „10” na plechach „Kun” ustrzelił swojego pierwszego hattricka w barwach Atlético, nie celebrując przy okazji żadnego z trafień, stało się jasne, że młodzieniec wkrótce opuści Vincente Calderón. Napastnik znajdował się w obrębie zainteresowań Manchesteru City, Realu Madryt oraz Juventusu, lecz w świetle prawa decyzja nie należała tylko do niego, gdyż obowiązywała go umowa z Rojiblancos. Piłkarz chciał spróbować swoich sił w klubie, z którym mógłby powalczyć o triumf w Champions League i nawet sam Diego Forlán uważał, że trzeba mu pozwolić zmienić otocznie, jeśli naprawdę tego chce. Szefowie Atlético rozumieli, że z niewolnika nie ma pracownika i w lipcu 2011 roku zaakceptowali ofertę Manchesteru City, opiewającą na czterdzieści pięć milionów euro. – Trudno mi opuszczać Atlético i jest to dla mnie naprawdę bolesny moment – mówił piłkarz tuż przed transferem na Wyspy. – Mam dwadzieścia trzy lata i jeszcze wszystko przed sobą. Moja decyzja nie jest podyktowana powodami ekonomicznymi, a sportowymi. Chcę więc podziękować klubowi za to, że był w stanie zaoferować mi taką pensję, jaką otrzymuje się w największych zespołach na świecie. Chciałbym również dodać, że ta decyzja dojrzewała we mnie przez długi czas i wszystko zostało uzgodnione z włodarzami Atlético jeszcze przed podpisaniem przeze mnie nowego kontraktu.

Podczas pięciu sezonów na Vincente Calderón Sergio Agüero zanotował 101 trafień w 234 meczach. Krótko po ogłoszeniu transferu do The Citizens, będących w posiadaniu dubajskiego miliardera – doktora Sulaimana Al-Fahima, fani Rojiblancos w trakcie spotkania kwalifikacji Ligi Europy ze Strømsgodset IF wywiesili transparent o treści: „Agüero, mamy nadzieję, że umrzesz”. Decyzji Argentyńczyka nie popierał również jego wieloletni partner z formacji ataku Atlético – Diego Forlán: – Jego odejście to dla mnie żadne zaskoczenie, lecz myślałem, że wyląduje w innym klubie. Stylem gry bardziej pasowałby do Chelsea. Ja z oczywistych względów jestem fanem Manchesteru United, dlatego jego decyzja mnie boli. Wiem jednak, że City to obecnie jeden z największych klubów w Anglii, więc życzę Sergio szczęścia. Z własnego doświadczenia wiem również, iż Premier League to zupełnie inna bajka niż La Liga. Kluczem do jego sukcesu będzie zaadaptowanie się do tamtejszego stylu gry oraz życia. To jednak prawdziwy gwiazdor i może być najlepszy w każdym klubie na świecie.

Obywatel

Jeśli Agüero rzeczywiście udał się do Manchesteru tylko po to, żeby być częścią projektu mogącego w szybkim czasie liczyć się w walce o najważniejsze trofea, to podjął dobrą decyzję.

W ekipie pod wodzą Roberto Manciniego wybrał sobie numer „16” i choć Obywatele pożegnali się z Champions League już w fazie grupowej, to mistrzostwo Premier League 2011/2012 stanowiło całkiem udany dorobek jak na debiutancki sezon na Etihad Stadium. Z 30 trafieniami na koncie reprezentant Albicelestes został również najlepszym strzelcem teamu z niebieskiej części Manchesteru. Do historii przeszła jego bramka zdobyta po podaniu od Mario Balotellego w dziewięćdziesiątej piątej minucie domowego starcia przeciwko Queens Park Rangers. W spotkaniu ostatniej kolejki ligowej tylko zwycięstwo nad teamem z Londynu dawało podopiecznym Manicniego mistrzowski tytuł. – To był szalony mecz – wspomina Vincent Kompany, ówczesny defensor Obywateli. – Po prostu brak mi słów, żeby opisać to, co miało tu miejsce. Pamiętam tylko, że nasi rywale mieli dwie okazje i obie wykorzystali. My natomiast stworzyliśmy sobie wiele sytuacji i w końcu szczęście musiało nam dopisać. Wskoczyłem na Sergio po tym jak strzelił zwycięskiego gola. Pamiętam, że Agüero wtedy płakał z radości.

W kolejnych zmaganiach ekipa The Citizens radziła sobie już trochę gorzej i zdołała sięgnąć tylko po otwierającą rywalizację Tarczę Wspólnoty, a „Kun” uzbierał zaledwie 17 goli. Gdy jednak przed kampanią 2013/2014 stanowisko trenera objął Manuel Pellegrini, wszystko wróciło do normy – City znów zakończyło rozgrywki Premier League w mistrzowskiej koronie, a Sergio zdobywając 28 goli ponownie stał się pierwszym strzelcem drużyny. Do szczęścia brakowało jedynie zdrowia (opuścił sporo spotkań ze względu na kontuzje) oraz przebrnięcia do decydujących faz Ligi Mistrzów.

Miłości z pierwszych stron gazet często mają to do siebie, że szybko się kończą. Związek Sergio i Gianniny skończył się w styczniu 2013 roku. Matka z dzieckiem wyjechała do Buenos Aires, a „Kun” musiał wziąć się w garść i poradzić sobie z nową sytuacją. – W ostatnich miesiącach starałem się oswoić z myślą, że zaczynam nowy etap w swoim życiu. Po tylu latach wspólnego życia z Gianni to nie jest łatwe. Przez te lata dorośliśmy, a najcudowniejszy owoc tego związku to nasz syn – Benjamin. Najtrudniejsze dla mnie jest właśnie to, że on przebywa teraz w Buenos Aires, a ja mieszkam w Manchesterze – zwierzał się. Ojciec Gianniny, Diego Maradona, o swoim zięciu zawsze starał się mówić w samych superlatywach. Po rozwodzie było jednak zupełnie inaczej: – To mięczak i nie mam nawet ochoty wypowiadać jego imienia.

Po ogromnym rozczarowaniu jakie reprezentacja Albicelestes sprawiła swoim fanom na mundialu w Republice Południowej Afryki, latem 2014 roku w Brazylii nadszedł czas odkupienia win. Chłopcy Alejandro Sabelli na boiskach „Kraju Kawy” dobrnęli aż do wielkiego finału, w którym ulegli 0:1 Niemcom po trafieniu Mario Götzego w doliczonym czasie gry. Sergio Agüero wspólnie z Lionelem Messim, Ángelem Di Maríą, Gonzalo Higuaínem oraz Javierem Mascherano miał stanowić siłę napędową Argentyńczyków, lecz niestety urazy z sezonu ligowego się o niego upomniały. Urodzony w Buenos Aires napastnik w trzydziestej drugiej minucie grupowego starcia przeciwko Nigerii doznał kontuzji mięśnia lewego uda, która wykluczyła go z dwóch kolejnych spotkań. W półfinale i finale wchodził z ławki, ale nie zdołał odmienić losów żadnego z tych spotkań, kończąc turniej z zerowym dorobkiem po stronie goli i asyst, ale także ze srebrnym medalem na szyi. Gra w barwach Albicelestes znaczyła jednak dla niego bardzo wiele. – Jeśli reprezentacja mnie potrzebuje, zawsze jestem gotów by grać dla swojej ojczyzny. Będę szczęśliwy niezależnie od tego, ile czasu przyjdzie mi spędzić na murawie. Gra dla drużyny narodowej sprawia, że czuję się kimś wyjątkowym – mówił. W kadrze Agüero najlepiej rozumiał się nie tylko z Leo Messim. – Zawsze siadam pomiędzy Lionelem a Ángelem Di Maríą. Obok nas siedzą Javier Mascherano i Ezequiel Lavezzi. Tych dwóch ostatnich nazywamy „dziadkami” – dodał.

Jako zawodnik Manchesteru City Sergio Agüero miał okazję grać u boku takich barwnych postaci, jak Mario Balotelli czy Carlos Tevez. Argentyńczyk z sentymentem wspomina zwłaszcza tego pierwszego: – Wciąż mi go brakuje. Wszyscy wiedzieliśmy, że Mario był trochę szalony, ale on taki był tylko wtedy, kiedy chciał. Jednego razu, gdy wychodziliśmy na boisko treningowe, zaczął wykopywać wszystkie piłki na cztery strony świata. Innym razem rzucał serem w kolegów podczas wspólnego posiłku w klubowej jadalni. Wyzywałem go od głupka, ale bawiłem się razem z nim.

„Kun” z Obywatelami sięgnął po pięć tytułów mistrza Premier League, Puchar Anglii, sześć Pucharów Ligi Angielskiej oraz dwie Tarcze Wspólnoty. 29 maja 2021 roku na Estádio do Dragão w Porto The Citizens pod wodzą Pepa Guardioli wystąpili w swoim pierwszym finale Ligi Mistrzów, ale przegrali go 0:1 z Chelsea. Agüero wszedł na boisko z ławki w siedemdziesiątej siódmej minucie spotkania i… był to jego ostatni mecz w barwach ekipy z Manchesteru.

FC Barcelona i koniec kariery

– Mam wspaniałe wspomnienia związane z grą dla Atlético i nie chciałbym ich zniszczyć poprzez dołączenie do Realu Madryt – powiedział pewnego dnia „Kun”. To odważne słowa zważywszy na to, że Królewscy pod batutą Florentino Péreza zazwyczaj prędzej czy później dostają to czego chcą, a o Agüero pytali kilka razy. Latem 2021 roku Argentyńczyk na zasadzie wolnego transferu przeniósł się jednak do innego odwiecznego rywala Los Blancos – FC Barcelony. Na Camp Nou miał dołączyć do swojego przyjaciela, Leo Messiego, ale kłopoty finansowe Dumy Katalonii sprawiły, że „La Pulga” musiał opuścić Barçę na rzecz Paris Saint-Germain. Z kolei „Kun” już w grudniu ogłosił natychmiastowe zakończenie kariery z powodów kardiologicznych.

Sergio Agüero przez wiele lat plasował się w czołówce najlepiej opłacanych futbolistów globu. Wkroczył na salony wprost z argentyńskich slumsów, gdzie prawdopodobieństwo zostania narkomanem lub gangsterem niemal graniczy z pewnością. W Anglii nie podobła mu się deszczowa pogoda oraz życie pod ciągłym obstrzałem mediów, lecz miłości kibiców z Wysp nie zamieniłby na nic innego. Na ścianie swojego domu w Cheshire miał zawieszony obraz, na którym celebruje słynnego gola przeciwko Queens Park Rangers, który zapewnił The Citizens mistrzowski tytuł w kampanii 2011/2012. Na prawej ręce wytatuował sobie napis „Kun Agüero”, zapisany w fikcyjnym języku elfów, a jego pełne imię i nazwisko brzmi dziś Sergio Leonel Agüero Del Castillo.

– Gra w golfa pozwala mi się zrelaksować – zwierza się „Kun”. Oprócz tego napastnik Obywateli uwielbia gry wideo oraz filmy. Gamepada najchętniej katuje przy okazji partyjek w PES-a, a w kinie przeważnie wybiera horrory.

W karierze zawodowego futbolisty Sergio nie lubił tego, że na co dzień był daleko od rodziny, która nie mogła przeprowadzić się z nim najpierw do Madrytu, a potem do Manchesteru czy Barcelony. – Zawsze miałem bardzo bliskie relacje z rodzicami – mówi. – Od kiedy pamiętam, mój ojciec był cały czas przy mnie. Przychodził na wszystkie mecze, w których grałem. Nigdy mu tego nie powiedziałem, ale dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Byłem jeszcze mały, a on mógł się wkurzać, kiedy coś szło nie tak, lecz nigdy nie wywierał na mnie presji i cierpliwie tłumaczył jak się ustawiać. To prawdziwy człowiek futbolu i osoba, dzięki której połknąłem sportowego bakcyla. Pomagał mi również urabiać mamę, która czasem za karę nie pozwalała mi pójść na boisko. Moja mama jest najcudowniejsza na świecie i zna mnie tak dobrze jak nikt inny. Wystarczy jedno spojrzenie, żeby wiedziała co akurat czuję. Wiem, ile rodzina dla mnie poświęciła i nigdy tego nie zapomnę.

Jako piłkarz Sergio Agüero osiągnął naprawdę wiele, ale niektórych celów nie udało mu się zrealizować. Nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, ani nie sięgnął po Puchar Świata, chociaż marzenia te były na wyciągnięcie ręki, bo przecież grał w finałach tych rozgrywek. Przykro mu jednak na pewno, że występował już w barwach The Citizens, kiedy ci w 2023 roku wygrywali Champions League. Jeszcze bardziej boli go jednak fakt, iż z powodów zdrowotnych nie mógł znaleźć się w składzie Argentyny na mundial A.D. 2022, który Albicelestes wygrali po pełnym dramaturgii finale z Francją.

PS. Tekst pierwotnie został opublikowany w 2014 roku, a teraz został jedynie zaktualizowany i wzbogacony o wydarzenia, które miały miejsce na przestrzeni lat.

Bibliografia:

  • The Argentina Independent,
  • Daily Mail,
  • Daily Star,
  • FourFourTwo,
  • The Guardian,
  • The Independent,
  • Mirror,
  • The Telegraph,
  • bbc.com,
  • ctv.by,
  • espn.go.com,
  • fifa.com,
  • goal.com,
  • sergioaguero.com,
  • soccersouls.com,
  • talksport.com,
  • tribalfootball.com,
  • vanguardngr.com,
  • Sergio „Kun” Agüero – Born to rise – my story.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *