Spis treści
Data publikacji: 15 marca 2025, ostatnia aktualizacja: 18 marca 2025.
Dzięki niemu futbol stał się bardziej widowiskowy i kolorowy. Ronaldinho, choć może nie grał na najwyższym poziomie zbyt długo, pozostanie na zawsze wśród największych nazwisk w dziejach piłki nożnej.
Ksywka, pod którą jest znany na całym świecie, znaczy dosłownie „mały Ronaldo”. Nazywają go też Ronaldinho Gaúcho – ze względu na pochodzenie ze stanu Rio Grande do Sul, którego rdzennych mieszkańców określa się w Brazylii mianem Gaúchos.
Uwielbiał zabawę w nocnych klubach, a na boisku najlepiej czuł się w roli ofensywnego pomocnika lub na lewym skrzydle, gdzie mógł dryblować, schodzić do środka i robić z obrońcami, co mu się żywnie podobało. Popisywał się sztuczkami, no-look passami, podcinkami czy zagraniami piętką w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Jego gra to była czysta zabawa, połączona z wyjątkową skutecznością. Strzelał bramki z rzutów wolnych i świetnie egzekwował karne. Z piłką przy nodze, wykonując słynne „elastico”, przypominał magika na cyrkowej arenie.
Pierwsze kroki
Ronaldo de Assis Moreira, jak brzmią jego prawdziwe personalia, przyszedł na świat 21 marca 1980 roku w Porto Alegre. Futbol miał zapisany w genach. Jego tata, João, łączył pracę w stoczni z grą w lokalnym Esporte Clube Cruzeiro.
Piłkarzem był też starszy brat Ronaldinho – Roberto. Kiedy podpisał kontrakt z Grêmio, klub podarował rodzinie dom z basenem w bardziej zamożnej dzielnicy. Niestety, to właśnie ten basen stał się wkrótce miejscem tragicznego wypadku. W 1989 roku ojciec doznał w nim zawału serca i utonął.
Mimo bolesnych doświadczeń, Ronaldinho wciąż szukał radości w piłce. Brazylijczyk już jako kilkulatek zachwycał na podwórku. Grał też w futsal i na plaży. To właśnie tym aktywnościom oraz… zabawom ze swoim psem zawdzięcza wyjątkową technikę i niesamowitą kontrolę nad futbolówką. W wieku 13 lat trafił na łamy prasy, gdy w jednym spotkaniu strzelił 23 gole, a jego zespół wygrał 23:0.
– Rzeczywiście, taka sytuacje miała miejsce, ale tamte dzieciaki były fatalne! – opowiada w wywiadzie dla magazynu „FourFourTwo”. – Grały tylko na lekcjach WF-u, dla zabawy. A ja już wtedy byłem w drużynie młodzieżowej, co mówi samo za siebie. To było w piątej klasie i nigdy później nie miałem już tak łatwo.
Kiedy Roberto musiał zakończyć sportową karierę z powodu kontuzji, został menedżerem młodszego brata. Z kolei jego siostra, Deisi, zajęła się PR-em. Piłkarska przygoda Ronaldinho zaczęła się w Grêmio. W drużynie seniorów zadebiutował w 1998 roku, ale to kolejne rozgrywki przyniosły eksplozję jego talentu. Strzelił wtedy 22 gole w 47 meczach. W derbowym starciu z Internacionalem upokorzył legendę brazylijskiej piłki, Dungę, wyczyniając z piłką cuda, które kibice wspominają do dziś.
Sława Ronaldinho rosła też dzięki występom w reprezentacjach młodzieżowych. W 1997 roku pojechał na mistrzostwa świata U-17 w Egipcie i pomógł Brazylii zdobyć złoto. Strzelił tam dwa gole i zgarnął Brązową Piłkę. W 1999 roku brał udział w MŚ U-20, a potem dołożył kilka efektownych występów w seniorskiej kadrze. Już wtedy okrzyknięto go wielką nadzieją Canarinhos.
Przygoda w Paryżu
W 2001 roku Ronaldinho podpisał kontrakt z Paris Saint-Germain i ruszył w świat. Oferta Arsenalu upadła, gdyż Brazylijczyk nie dostał pozwolenia na pracę w Anglii. Nie wypaliło też wypożyczenie do St Mirren w Szkocji – wszystko przez aferę z fałszywym paszportem. Tak czy inaczej, zawitał do Paryża i zaczął grać u boku m.in. Jay-Jaya Okochy i Nicolasa Anelki.
Pierwszego gola w Ligue 1 zdobył 13 października 2001 roku z rzutu karnego w zremisowanym 2:2 meczu z Lyonem, a potem zaczął się rozkręcać. Jednak z biegiem czasu coraz więcej mówiło się o jego zamiłowaniu do nocnych imprez i notorycznych spóźnieniach z urlopów w Brazylii. Ówczesny trener PSG, Luis Fernández, miał mu mocno za złe, że więcej się bawi niż trenuje. Z kolei sam Ronaldinho narzekał na brak gry w europejskich pucharach i latem 2003 roku postanowił zmienić otoczenie. Końcówkę jego pobytu w stolicy Francji rozświetliły piękne gole, szczególnie te strzelane w klasykach z Marsylią.
– Wciąż darzę PSG ogromnym sentymentem – twierdzi. – To był mój pierwszy klub w Europie, spędziłem tam fantastyczne dwa i pół sezonu. Nadal śledzę wszystko, co robią. Choć tak naprawdę oglądam tylko ich bramki, gdyż pełne 90 minut mnie nudzi. Ale gole? Te mogę oglądać bez końca.
Magia w Barcelonie
Nowym kierunkiem stała się FC Barcelona, choć o jego usługi walczyły też takie firmy, jak Manchester United i Real Madryt. Prezydent klubu, Joan Laporta, szumnie obiecywał sprowadzić któregoś z wielkich gwiazdorów – Davida Beckhama, Thierry’ego Henry’ego lub właśnie Ronaldinho. Pierwsi dwaj ostatecznie nie trafili na Camp Nou, więc wybór padł na Brazylijczyka, za którego Barça zapłaciła ok. 32 mln euro.
Debiut w barwach Blaugrany przypadł na mecz towarzyski z Juventusem w Stanach Zjednoczonych. Już po tamtym spotkaniu trener Frank Rijkaard utwierdził się w przekonaniu, że Ronaldinho ma w sobie coś wyjątkowego. Pierwszego ligowego gola zawodnik z numerem „10” zdobył przeciwko Sevilli w… środku nocy (mecz zaczął się po północy z powodu upałów). Pod koniec sezonu jego bramki i asysty wywindowały Barcelonę na drugie miejsce w tabeli La Liga. Największe wrażenie robiły jego sztuczki techniczne i efektowny styl. Zawodnik rodem z ulic i plaż Brazylii na Camp Nou czuł się jak w domu.
Sezon 2004/2005 to wywalczenie mistrzostwa Hiszpanii i nagroda Piłkarza Roku FIFA. FC Barcelona, dowodzona przez Ronaldinho, odzyskała radość gry i przywróciła culés wiarę w sukcesy. Co ciekawe, z Ligi Mistrzów Barça odpadła już w 1/8 finału z Chelsea, choć w rewanżu na Stamford Bridge reprezentant Canarinhos strzelił dwa przepiękne gole. Drugi to klasyk w jego wykonaniu – udawał, że będzie uderzał z pełnym zamachem, a tymczasem posłał piłkę do siatki niemal z miejsca.
Kampania 2005/2006 przez wielu jest uznawana za najlepszą w całej jego karierze. Indywidualnie zgarnął potrójną koronę: Złotą Piłkę, trofeum Piłkarza Roku FIFA i nagrodę Klubowego Piłkarza Roku UEFA. Jednocześnie poprowadził FC Barcelonę do pierwszego od 14 lat triumfu w Champions League oraz do obrony tytułu w La Liga.
Jednym z najpiękniejszych momentów tamtych zmagań była wizyta na Santiago Bernabéu 19 listopada 2005 roku, kiedy to zdobył dwie bramki w wygranym przez FC Barcelonę 3:0 El Clásico. Za swoją grę otrzymał wtedy owację na stojąco od kibiców Realu Madryt, co wcześniej w barwach Dumy Katalonii przydarzyło się tylko Diego Maradonie w 1983 roku. Taka postawa najzagorzalszych fanów odwiecznego rywala to niezaprzeczalny dowód klasy.
– Jestem z tego bardzo dumny – mówi. – W momencie, gdy to się stało, ledwo zdawałem sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się dzieje. Po prostu strzeliłem gola i świętowałem. Z tego, co wiem, tylko Maradona dostąpił takiego zaszczytu w Madrycie. Byłem podwójnie szczęśliwy, gdy dowiedziałem się, że to właśnie mój piłkarski idol jako ostatni przeżył coś takiego na Bernabéu. Rozmawiałem z Maradoną o tym momencie, wymieniliśmy się spostrzeżeniami. To wspaniałe wspomnienie.
Frank Rijkaard często ustawiał Brazylijczyka na lewym skrzydle, by ten mógł schodzić do środka na prawą nogę. Na „szpicy” błyszczał skuteczny Samuel Eto’o, a na prawej stronie dorastał niejaki Lionel Messi, z którym Ronaldinho szybko się zaprzyjaźnił. To właśnie po jego podaniu „La Pulga” zdobył swojego pierwszego gola dla Barçy.
W rozgrywkach 2006/2007 przyszła jednak lekka zadyszka. FC Barcelona w lidze zajęła 2. miejsce za Realem Madryt, przegrywając tytuł z powodu gorszego bilansu bezpośrednich spotkań. Ronaldinho miał świetne momenty, jak gol nożycami z Villarrealem, ale generalnie widać było u niego pierwsze oznaki spadku formy. Natomiast kolejna kampania przyniosła kontuzje i plotki o nocnym życiu zawodnika, co zaczęło budzić w klubie niepokój.
Wreszcie, po 207 meczach w barwach Blaugrany, zerwaniu mięśnia w prawej nodze i objęciu stanowiska trenera przez Pepa Guardiolę, latem 2008 roku Brazylijczyk pożegnał się z Camp Nou, gdzie uzbierał 94 gole i 69 asyst.
Etap włoski – AC Milan
W lipcu 2008 roku Ronaldinho trafił do AC Milanu za ok. 24 mln euro. Wybrał koszulkę z numerem „80”, ponieważ „10” nosił już Clarence Seedorf. Pierwszą bramkę strzelił 28 września w derbowym spotkaniu z Interem. O ile początek w klubie miał niezły, o tyle im dalej w las, tym częściej siadał na ławce, a włoskie gazety krytykowały jego brak profesjonalizmu i rozrywkowe życie.
Jednak w drugim roku na San Siro Brazylijczyk zaczął grać dużo lepiej dzięki ustawieniu go przez Leonardo jako lewoskrzydłowego w ofensywnym 4-3-3, gdzie na prawej stronie biegał Alexandre Pato. Ronaldinho imponował kluczowymi podaniami, strzelił kilka pięknych bramek, wróciła mu iskra. Został królem asyst Serie A, lecz AC Milan nie zdołał wygrać mistrzostwa.
W trzecim sezonie w koszulce Rossonerich przybyli nowi koledzy z ataku, Zlatan Ibrahimović i Robinho, a sytuacja Ronaldinho stawała się coraz mniej stabilna. W styczniu 2011 roku odszedł więc z klubu i postanowił wrócić do ojczyzny.
– Chciałem wrócić do Brazylii, żeby zamieszkać w Rio – tłumaczy. – Nie wracałem tylko po to, żeby zakończyć karierę – chciałem jeszcze coś wnieść do gry. Flamengo miało dla mnie dobry plan, a to było kluczowe. Dlatego nie trafiłem od razu do Grêmio, klubu mojego dzieciństwa.
Powrót do ojczyzny – Flamengo i Atlético Mineiro
Wszyscy spodziewali się, że Ronaldinho wróci do swojego Grêmio, lecz ten podpisał kontrakt z Flamengo. Na prezentację przybyło ponad 20 tysięcy kibiców! Zaczął nieźle, bo zdobył z klubem tytuły w rozgrywkach stanowych. Zdarzył mu się też niesamowity występ – w zwycięskim starciu 5:4 z Santosem strzelił hat-tricka, a jego zespół odrobił trzybramkową stratę. Niestety, wkrótce pojawiły zaległości w wypłatach, co skończyło się głośną awanturą, procesem i zerwaniem kontraktu w 2012 roku.
Następnym przystankiem Ronaldinho było Atlético Mineiro. Występował tam z numerem „49” (rok urodzenia jego mamy) i w krótkim czasie wywalczył z drużyną wicemistrzostwo Brazylii oraz najcenniejsze klubowe trofeum w Ameryce Południowej – Copa Libertadores. Na szczególną uwagę zasługują też indywidualne nagrody, m.in. tytuł Piłkarza Roku w Ameryce Południowej w 2013 roku. Potem zdobył jeszcze Recopa Sudamericana, po czym rozstał się z klubem.
– Wygrana z Atlético była jednym z największych osiągnięć w mojej karierze – mówi. – Klub nie zdobył żadnego wielkiego trofeum od 1971 roku i nigdy wcześniej nie triumfował w Copa Libertadores, więc łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo ci pełni pasji kibice na to zasługiwali. To były niesamowite rozgrywki, co tylko potęguje radość ze zwycięstwa.
Ostatki, czyli Querétaro i Fluminense
We wrześniu 2014 roku Ronaldinho dość niespodziewanie zasilił meksykańskie Querétaro. Zdarzały mu się wpadki, jak choćby zmarnowany rzut karny w debiucie, ale bywały także magiczne momenty – gole z rzutów wolnych, wspaniałe rajdy czy dwa trafienia na słynnym Estadio Azteca przeciwko Américe (wygrana 4:0 i owacje kibiców rywala). Doszedł z Białymi Kogutami do finału Ligi MX, choć ostatecznie jego zespół musiał uznać wyższość Santosu Laguna.
Kolejną – i jak się później okazało ostatnią w profesjonalnej karierze – przystanią Ronaldinho było rodzime Fluminense. Spędził tam zaledwie dwa miesiące 2015 roku. Jego forma odbiegała od oczekiwań, fani krytykowali go bez litości, a sam piłkarz przyznał, że nie daje już rady grać na poziomie, do jakiego zdążył wszystkich przyzwyczaić. Kontrakt rozwiązano za porozumieniem stron.
W trykocie Canarinhos
W kadrze Brazylii Ronaldinho zadebiutował w meczu z Łotwą tuż przed zwycięskim Copa América 1999. W tym samym roku pojechał też na Puchar Konfederacji, gdzie uzbierał aż sześć trafień, w tym hat-tricka przeciwko Arabii Saudyjskiej, zgarniając przy okazji Złotą Piłkę oraz Złotego Buta turnieju.
Największy sukces reprezentacyjny osiągnął w 2002 roku podczas mundialu w Korei Południowej i Japonii. Tworzył słynne trio z Ronaldo i Rivaldo. To właśnie jego cudowny gol z rzutu wolnego z ponad 40 metrów, po którym David Seaman mógł tylko rozłożyć ręce, dał Brazylii wygraną 2:1 nad Anglią w ćwierćfinale. Co prawda w tamtym meczu wyleciał później z boiska za faul, ale Canarinhos poszli za ciosem i sięgnęli po piąty w historii tytuł mistrzów świata.
– Zauważyłem, że wyszedł z bramki – jakieś pięć metrów – wspomina potyczkę z Synami Albionu w rozmowie z Mauricio Savarese. – Naprawdę celowałem w bramkę, choć nie dokładnie tam, gdzie piłka ostatecznie wpadła. Chciałem tylko, żeby Seaman spanikował, może się potknął, próbując wrócić. To był świetny gol w moim najlepszym meczu dla Brazylii na tamtych mistrzostwach świata. Zanotowałem asystę, strzeliłem gola, a potem wyleciałem z boiska. Jedna z nielicznych czerwonych kartek w mojej karierze. Mecz z Belgią w 1/8 finału też był trudny, ale pokonanie Anglii było kluczowe, bo dodało nam pewności siebie. Wszyscy wiedzieli, że to będzie taki przedwczesny finał, gdyż większość faworytów odpadła już na początku turnieju.
W 2005 roku, jako kapitan, Ronaldinho poprowadził Brazylię do triumfu w Pucharze Konfederacji. Niestety, podczas mundialu 2006 w Niemczech nie sprostał gigantycznym oczekiwaniom. Canarinhos ulegli Francji w ćwierćfinale, a on nie strzelił żadnego gola i miał tylko jedną asystę. Po powrocie do ojczyzny spotkała go fala krytyki, a w rodzinnych stronach wandale zniszczyli jego pomnik.
W 2008 roku Ronaldinho z kadrą U-23 zdobył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. W 2010 roku bardzo liczył, że uda mu się załapać na mundial w RPA, jednak selekcjoner Dunga pominął go przy ustalaniu ostatecznej kadry. Potem wrócił jeszcze na chwilę do reprezentacji, choć ostatecznie nie załapał się również na organizowane przez Brazylię MŚ 2014. Oficjalnie karierę zakończył w 2018 roku. Jest jednym z nielicznych zawodników, którzy mają na koncie Puchar Świata, Ligę Mistrzów, Copa Libertadores, Copa América, Puchar Konfederacji i Złotą Piłkę.
Poza boiskiem
Ronaldinho ma syna o imieniu João, nazwanego tak na cześć zmarłego ojca. Przez sporą część życia był twarzą wielkich marek, takich jak Nike czy Pepsi. Co ciekawe, jego kontrakt z Coca-Colą został zerwany, gdy w trakcie konferencji prasowej przyłapano go z puszką Pepsi. Był też bohaterem niezliczonych reklam i twarzą gier wideo. Charakterystyczny spot Nike, w którym żongluje piłką, trafia nią w poprzeczkę i przyjmuje ją zanim ta spadnie na ziemię, stał się pierwszym filmem w historii YouTube’a, który przekroczył milion wyświetleń.
W jego życiu prywatnym nie brakowało kontrowersji. Zaliczył historię z aresztowaniem w Paragwaju czy zajęciem majątku za nieuregulowane podatki w Brazylii.
Na sportowej emeryturze zajął się różnymi inicjatywami. Promował futsal w Indiach, był ambasadorem FC Barcelony, próbował swoich sił w kryptowalutach, a do tego udziela się charytatywnie i wspiera projekty prospołeczne.
Ronaldinho dał ludziom mnóstwo pięknych wspomnień – czarował na Camp Nou, przyprawiał o ból głowy obrońców Realu Madryt w ich własnej świątyni, a w narodowych barwach przyczynił się do zdobycia przez Brazylię najważniejszych trofeów.
Zdecydowanie nie był ideałem sportowca. Wręcz przeciwnie – jego miłość do nocnych imprez wywoływała skrajne emocje. Ale jego spontaniczność, uśmiech i żywiołowość sprawiły, że miliony fanów pokochały go za kunszt i autentyczną miłość do piłki nożnej. Nawet jeśli od pewnego momentu swojej kariery nie zawsze spełniał oczekiwania, wspomnienia z jego najlepszych lat w PSG, FC Barcelonie czy reprezentacji Brazylii są niezapomniane.
Foto: gettyimages.com
- Manuel Neuer. Golkiper inny niż wszyscy - 9 kwietnia 2025
- Marit Bjørgen. Wielka mistrzyni czy oszustka? - 18 marca 2025
- Ronaldinho. Magik z piłką przy nodze - 15 marca 2025