Jimmy Connors – outsider i bestia na korcie

Jimmy Connors

Data publikacji: 8 sierpnia 2019, ostatnia aktualizacja: 9 kwietnia 2024.

– Chcę pewnego dnia zagrać w Anglii i reprezentować Stany Zjednoczone w Pucharze Davisa. Gram w tenisa, jem i śpię – tak wygląda mój każdy dzień – mówił w 1964 roku dwunastoletni Jimmy Connors. Dwie dekady później Amerykanin miał na koncie osiem tytułów wielkoszlemowych w singlu oraz dwa w deblu.

Chłopak z East Saint Louis

James Scott Connors, zwany Jimmym, przyszedł na świat 2 września 1952 roku w Belleville w stanie Illinois jako syn Jamesa seniora i Glorii. Chłopak dorastał w pobliskim East Saint Louis nad rzeką Missisipi, a smykałkę do sportu odziedziczył po dziadku i matce. Ojciec Jimmy’ego dbał przede wszystkim o czubek własnego nosa, więc to na Glorię oraz jej mamę spadł niemal cały ciężar wychowywania dwóch pociech, bo oprócz Jimmy’ego był jeszcze jego starszy brat Johnny.

– W dzieciństwie tenis jawił mi się trochę jako taki sport dla lalusiów – mówi. – Dlatego też podróżując na turnieje z mamą, babcią i bratem zawsze byłem outsiderem. Trenowałem z rodziną i nie miałem żadnych kumpli w stawce zawodników. Ciężko było mi sobie wyobrazić utrzymywanie bliższych relacji z rywalami. Tam, gdzie się wychowałem, trzeba było walczyć o przetrwanie. Nic nie dostawało się za darmo. Dlatego też nigdy nie przemawiał do mnie Wimbledon i cała jego otoczka. Nauczono mnie, że zwycięzca bierze wszystko, a za odpadnięcie w pierwszej rundzie nie należy się zapłata.

Zahartowany za młodu

Okolica, w której Jimmy zbierał tenisowe szlify pod okiem mamy, nie należała do najbezpieczniejszych. Gdy Connors miał osiem lat, był świadkiem jak Gloria została dotkliwie pobita przez miejscowych chuliganów, których poprosiła o wyłączenie radia, gdyż głośna muzyka przeszkadzała treningowi na korcie w publicznym parku. Kobieta straciła wówczas kilka zębów, ale następnego dnia stawiła się ze swoimi synami w tym samym miejscu jak gdyby nigdy nic.

– Podobnie jak mama i babcia nie wychowywałem się w atmosferze znanej z ekskluzywnych klubów tenisowych – wspomina. – Graliśmy w Jones Park w centrum East Saint Louis, gdzie nie było mowy o cieniu, a żeby napić się wody, trzeba było przespacerować się około sto metrów. Tak naprawdę jednak niewielu mistrzów z mojego pokolenia pochodziło z ekskluzywnych klubów. Dla takich osób wszystko było zbyt proste – cola i hamburgery tuż przy korcie. Nie potępiam takich miejsc, bo często organizują ciekawe turnieje, ale są one całkowitym przeciwieństwem warunków w jakich dorastałem. Gra w pełnym słońcu i bieganie po napoje – lepszej szkoły tenisa odebrać nie mogłem.

Pod skrzydłami matki

Jako dziewięciolatek Jimmy rywalizował już z chłopcami o dwa lata starszymi, a później wygrał Junior Orange Bowl w kategoriach U-12 i U-14. W wieku szesnastu lat mama zabrała młodzieńca do Kalifornii, gdzie trenował pod okiem Pancho Segury. Jako student UCLA Connors w 1971 roku zdobył tytuł mistrza NCAA wśród singlistów, a w kolejnym sezonie był już zawodowcem i wygrał swój pierwszy profesjonalny turniej – Jacksonville Open. Niedługo później Jimmy triumfował natomiast w 1973 U.S. Pro Tennis Championships, gdzie w pięciosetowym finale jego rywalem był Arthur Ashe. W roku 1973 Amerykanin błysnął też na Wimbledonie. Tam wraz z Ilie Năstasem wygrał rywalizację deblistów.

– Moja mama miała naprawdę przerąbane – zauważa. – Po pierwsze dlatego, że była moją mamą, a po drugie dlatego, że była moją trenerką. Z tego powodu przez lata musiała się zmagać z nieustanną krytyką, gdyż wielu ludzi nie potrafiło zrozumieć, że oddzielaliśmy to co się działo na korcie od życia codziennego. Mama umiała czytać moją grę jak nikt inny. W każdej chwili mogłem do niej zadzwonić po radę, a ona zawsze potrafiła mi pomóc. Była również moją przyjaciółką i uwielbiałem jej towarzystwo.

Lider rankingu ATP

29 lipca 1974 roku Jimmy Connors objął prowadzenie w rankingu ATP i utrzymał je przez aż sto sześćdziesiąt tygodni. Sezon 1974 był po prostu genialny w wykonaniu reprezentanta USA, który triumfował w Australian Open, Wimbledonie oraz US Open, a wygrać na paryskich kortach im. Rolanda Garrosa nie udało mu się tylko dlatego, że nie wziął udziału w tych zmaganiach. „Jimbo”, jak go też nazywają, imponował oburęcznym backhandem oraz perfekcyjnym returnem. Na korcie nie lubił tłumić w sobie emocji, przez co był często porównywany do swojej rodaczki – Billie Jean King.

– Nigdy nie starałem się jej naśladować – twierdzi. – Wszystkie moje zachowania na korcie były całkowicie naturalne. Niczego nie planowałem, a każda reakcja pojawiała się pod wpływem chwili. Dlatego też nie mam czego żałować, bo każde moje zachowanie wynikało z tego, co działo się na korcie. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, co siedzi w głowie zawodnika, kiedy w upalny dzień gra przeciwko równemu sobie, czując ogromne pragnienie i zmagając się z jakimś pozasportowym dylematem. Nie zawsze da się po prostu wyłączyć myślenie. Fakt, byłem trochę porywczy. Ze wszystkimi dużymi problemami jednak sobie radziłem, bo to one napędzały mnie do działania.

Romans z Chris Evert

W tym samym czasie Jimmy zaręczył się ze swoją koleżanką po fachu, słynną Chris Evert, z którą zaczął się spotykać już w sezonie 1972. Wesele zostało ustalone na listopad A.D. 1974, lecz nigdy do niego nie doszło. Powód rozstania słynnej pary przez dekady owiany był tajemnicą, ale Connors w końcu zdradził, że Chris zaszła wówczas z nim w ciążę, po czym wbrew jego woli dokonała aborcji.

– Ten związek to naprawdę stare dzieje i tak naprawdę chyba był on naszym wspólnym błędem – mówi. – Gdybyśmy się pobrali, to ze względu na tenis większość czasu spędzalibyśmy osobno, a ja nie tak wyobrażam sobie małżeństwo. Sytuacja, o której się mówi, miała miejsce ponad czterdzieści lat temu. To było bolesne dla nas obojga i oboje musieliśmy sobie poradzić z konsekwencjami.

Dołek i wyjście na prostą

W finale Wimbledonu w roku 1975 „Jimbo” grał z kontuzją i to po części właśnie dlatego Artur Ashe cieszył się z tytułu. Connors przegrał też finał US Open singlistów (w deblu wygrał w parze z Ilie Năstasem) i zaczął zajadać stres, w efekcie czego przytył niemal piętnaście kilogramów. Wkrótce jednak dzięki pomocy matki Amerykanin wrócił na właściwy tor i w sezonie 1976 triumfował w US Open oraz jedenastu innych turniejach. Rok później natomiast Jimmy przegrał w finale Wimbledonu z Björnem Borgiem, a w finale US Open z Guillermo Vilasem, ale dzięki znakomitej postawie w innych ważnych imprezach prowadzenie w rankingu ATP stracił tylko na tydzień na rzecz Szweda.

– Nie miałem problemu z tym, kiedy ktoś nazywał mnie synkiem mamusi – twierdzi. – W sumie zawsze się nim czułem, chociaż to trochę nie w porządku, że mnie wytykano palcami, a synków tatusiów wręcz przeciwnie. Mama dała mi wszystko to, co każdy ojciec próbuje przekazać swojemu dziecku, a nawet o wiele więcej. Dla wszystkich to normalne, kiedy ojciec Wayne’a Gretzky’ego daje mu pierwszy kij hokejowy, kiedy ojciec Joego Montany daje mu pierwszą futbolówkę, ale ludziom nie podoba się już, że pierwszą rakietę tenisową Jimmy’emu Connorsowi podarowała Gloria Connors.

Król US Open

Ukochany turniej Jimmy’ego Connorsa to bez wątpienia US Open. Reprezentant Stanów Zjednoczonych w latach 1974-1978 wystąpił tam w każdym finale, odnosząc trzy zwycięstwa i to każde na innej nawierzchni. W rankingu ATP pomiędzy 29 lipca 1974 a 8 kwietnia 1979 „Jimbo” liderował przez dwieście czterdzieści cztery tygodnie na dwieście czterdzieści pięć możliwych.

– Turnieje na ojczystej ziemi zawsze były dla mnie najważniejsze – dodaje. – Nigdy nie przepadałem za meczami rozgrywanymi w Europie, ponieważ strasznie doskwierała mi tam tęsknota za domem. Brakowało też mi wówczas poczucia bezpieczeństwa. Gdyby coś się stało komuś dla mnie bliskiemu, to czekałaby mnie długa podróż zanim dotarłbym na miejsce. Uwielbiałem grać dla nowojorskiej publiczności podczas US Open. Jedni mnie kochali, inni nienawidzili, ale najważniejsze, że niemal każdy kibic był zaangażowany. To tam grałem swój najlepszy tenis.

Rywalizacja z Johnem McEnroe

W 1979 roku Connors na krótko wrócił jeszcze na czoło rankingu tenisistów, lecz niedługo później nastał czas wielkiej rywalizacji Björna Borga i Johna McEnroe. Szwed jednak dość szybko zakończył karierę, w efekcie czego uwaga kibiców skupiła się na pojedynkach dwóch Amerykanów: Johna McEnroe oraz… Jimmy’ego Connorsa. Pod względem temperamentu panowie byli niczym bliźniacy. Choć „Jimbo” dwa z trzech swoich ostatnich tytułów wielkoszlemowych zdobył w starciach z Ivanem Lendlem (US Open 1982 i 1983), a z Johnem McEnroe wygrał tylko finał Wimbledonu A.D 1982, to właśnie trzydzieści cztery mecze ze swoim rodakiem, w tym czternaście zwycięskich, wspomina jako najcudowniejsze momenty swojej kariery. Warto też dodać, że John jest o sześć lat młodszy od Jimmy’ego i w 1983 roku bilans starć brzmiał jeszcze 12-11 na korzyść Connorsa.

– Moje relacje z Johnem są obecnie już znacznie mniej napięte, ale koniec rywalizacji z nim byłby dla mnie plamą na honorze – śmieje się. – Moglibyśmy konkurować nawet o to, kto pierwszy dotrze do stoiska z bananami w sklepie spożywczym. Nasza rywalizacja była rywalizacją totalną – zarówno na korcie, jak i poza nim. Nawet dziś, kiedy od czasu do czasu pojawi się okazja, żeby wyjść z nim na kort i odbić rekreacyjnie kilka piłek, to nie wyobrażam sobie z niej nie skorzystać. On zresztą też. Moglibyśmy skoczyć sobie do gardeł, gdyby nikt nie patrzył. Co ważne, nie mówię tego z niechęcią, a z szacunkiem, ponieważ nasze pojedynki to coś naprawdę wyjątkowego. Lendl był jedyny w swoim rodzaju, Borg był wyjątkowy, z Gerulaitisem i Vilasem miałem ciekawe mecze, ale spotkania Connors – McEnroe to były prawdziwe tenisowe bitwy.

Narwaniec

Po raz ostatni na czele rankingu ATP Jimmy Connors znajdował się 3 lipca A.D. 1983, co daje mu łącznie dwieście sześćdziesiąt osiem tygodni przodownictwa. To jeden z najlepszych wyników w dziejach. Amerykanin wygrał sto dziewięć turniejów rangi ATP w singlu oraz szesnaście w deblu, a w 1981 roku z reprezentacją USA sięgnął po Puchar Davisa. Ze względu na zachowanie na korcie, często bardzo niestosowne i wulgarne, jedni go nienawidzili, a inni kochali. „Jimbo” wchodził w konflikty ze wszystkimi: sędziami głównymi, sędziami liniowymi, związkami zawodników, osobami funkcyjnymi i rywalami. Swego czasu za te wszystkie ekscesy został wygwizdany przez wimbledońską publiczność. Jego sportowych sukcesów nikt mu jednak nie odbierze, a Connors świetnie radził sobie nawet w bardzo zaawansowanym jak na zawodowego tenisistę wieku.

– Nigdy nie lubiłem grać przed kibicami, którzy od czasu do czasu tylko wstają i biją brawo – zwierza się. – Lubiłem krzyk – ten pozytywny i ten negatywny – bo to on napędzał mnie do pokazywania pełni umiejętności. Zostałem wychowany w ten sposób, że wychodzisz na kort i walczysz o życie. Jeden na jednego – albo ty zabijesz jego, albo on ciebie. W swojej karierze stoczyłem wiele wspaniałych pojedynków, z których część wygrałem, a część przegrałem. Kilka tych porażek do dziś jednak wspominam z nutką nostalgii ze względu na ekspresyjne reakcje publiczności.

Groźny do emerytury

Po raz ostatni w turnieju rangi ATP Jimmy Connors zagrał w czerwcu 1996 roku, mając na karku niemal czterdzieści cztery lata. Jako trzydziestosiedmiolatek „Jimbo” potrafił wyeliminować w US Open Stefana Edberga czy zmusić Andre Agassiego do pięciosetowego pojedynku, a tuż przed czterdziestką na nowojorskich kortach dotarł do półfinału, gdzie zatrzymał go dopiero Jim Courier. Na sportowej emeryturze Connors zajmuje się komentowaniem meczów w telewizji oraz trenowaniem innych zawodników. Współpracował m.in. z Andym Roddickiem i Marią Szarapową. W roku 2018 Amerykanin podjął natomiast pracę jako rzecznik i doradca firmy LiveWire Ergogenics, działającej w branży nieruchomości przeznaczonych do wytwarzania produktów na bazie konopi. Od 1979 roku Jimmy Connors jest żonaty z Patti McGuire – byłą modelką Playboya. Para ma dwójkę dzieci.

Bibliografia:

  • The Daily Beast,
  • espn.com,
  • invescoseries.com,
  • New York Times,
  • Rolling Stone,
  • Sports Illustrated,
  • tennis.com,
  • today.com.

Foto: gettyimages.com

Warto przeczytać:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *