Marit Bjørgen. Wielka mistrzyni czy oszustka?

Marit Bjørgen

Data publikacji: 18 marca 2025, ostatnia aktualizacja: 18 marca 2025.

Czy ktoś kiedyś zbliży się do jej rekordów? Sport bywa nieprzewidywalny, więc nie jest to wykluczone. Ale minie jeszcze sporo czasu, zanim ktokolwiek wygra tyle, co Marit Bjørgen.

Fenomen Norweżki polega na połączeniu żelaznej konsekwencji z pokornym podejściem do chwil słabości. Dzięki jej pasjonującej i pełnej napięć rywalizacji z Justyną Kowalczyk ludzie, którzy wcześniej nie oglądali biegów narciarskich, zaczęli z zapartym tchem śledzić zmagania kobiet w tej dyscyplinie. To również postać wywołująca wiele kontrowersji. Wyróżniała się muskularną sylwetką, a do tego choruje na astmę i zażywa lek, bez którego, jak sama przyznaje, nigdy nie odniosłaby takiego sukcesu. Ma też na koncie wyciszoną przez FIS dopingową wpadkę, o której opowiedziała w swojej autobiografii.

Urodzona sportsmenka

Marit Bjørgen przyszła na świat 21 marca 1980 roku w Trondheim, a wychowywała się w pobliskim Rognes w gminie Midtre Gauldal. Już jako kilkulatka wpadła w sidła sportu – narty, futbol, a do tego piłka ręczna. Zdarzało się, że w piątek grała w meczu piłki nożnej, w sobotę ruszała na biegówki, a w niedzielę… trenowała szczypiorniaka. Dla większości dzieciaków w jej wieku byłoby to nie do zniesienia, ale ona po prostu kochała ruch.

Jej pierwszym trenerem był Idar Terje Belsvik. Marit twierdzi, że to właśnie dzięki niemu nauczyła się czerpać przyjemność z ciężkiej pracy i zrozumiała, że wytrwałość to podstawa. Jako młoda dziewczyna zafascynowana rywalizacją chciała wygrywać zawsze i wszędzie. Gdy pewnego razu nie zdołała zwyciężyć w młodzieżowych zawodach w Funäsdalen, podobno wywołało to w niej taką sportową złość, że już na drugi dzień wstała o świcie, by trenować mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

– Do ukończenia liceum mieszkałam z rodzicami – opowiada na swojej oficjalnej stronie internetowej. – Dorastanie na farmie było dla mnie cennym doświadczeniem. Nauczyłam się wielu rzeczy, a praca w gospodarstwie pomogła mi również w sporcie, wzmacniając moją siłę i kondycję. Od początku trenowałam w niewielkiej grupie rówieśników, z którymi świetnie się dogadywałam. Chłopcy zazwyczaj byli na czele, co motywowało mnie do ciężkiej pracy. Bardzo zależało mi na tym, by im dorównać.

W 1998 roku Marit Bjørgen dostała się do norweskiej kadry juniorów w biegach narciarskich, a w kolejnym wygrała kobiecą kategorię w 56-kilometrowym, morderczym Rensfjellrennet. 27 grudnia 1999 roku po raz pierwszy wystartowała w Pucharze Świata i zajęła 39. miejsce w sprincie w Engelbergu. Może nie brzmi to spektakularnie ale pamiętajmy, że jako 19-latka dopiero wchodziła na salony. Potem jednak wszystko przyspieszyło. Kiedy w 2001 roku wywalczyła brąz krajowych mistrzostw na 5 km klasykiem, trenerzy nie mieli wątpliwości – „Gauldal Express”, jak ją nazywają, wkrótce dołączy do elity.

Pierwsze sukcesy i porażki

Z czasem zyskała opinię świetnej sprinterki. 26 października 2002 roku w Düsseldorfie wygrała swój pierwszy pucharowy bieg, a sezon 2002/2003 okazał się dla niej wielkim przełomem. Sięgnęła wtedy w sprincie po aż trzy zwycięstwa w Pucharze Świata oraz złoto mistrzostw świata w Val di Fiemme. Wkrótce zaczęła błyszczeć i na dłuższych dystansach. Od 20 listopada 2004 roku i triumfu na 10 km klasykiem w Gällivare jej kariera nabrała niesamowitego tempa.

W 2005 roku świat biegów narciarskich mówił już o nowej „królowej” z Oberstdorfu. Marit zdobyła tam trzy złote medale mistrzostw świata, dokładając srebro i brąz. Pomimo opuszczenia kilku startów z powodu choroby, 6 marca mogła również świętować swoją pierwszą Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Zdarzało się jednak, że nie wszystko układało się jak w bajce. Przed Igrzyskami Olimpijskimi 2006 w Turynie dopadła ją grypa i przygotowania poszły na marne. Owszem, przywiozła z Włoch srebro na 10 km klasykiem, ale apetyt miała znacznie większy.

– To były trudne igrzyska i nie wspominam ich najlepiej – opowiada w wywiadzie dla oficjalnego serwisu IO. – Mimo to uważam, że zdobyte doświadczenie miało ogromny wpływ na moją karierę. Nauczyłam się wtedy naprawdę wiele. Musiałam zmierzyć się z różnymi problemami, ale ostatecznie znalazłam właściwy dla siebie sposób treningu, który przyniósł pozytywne efekty. Zawsze wierzyłam w swój potencjał, ale aby go w pełni wykorzystać, musiałam dokonać istotnych zmian w przygotowaniach i na nowo odnaleźć odpowiedni rytm oraz pewność siebie.

Sezon 2006/2007 też nie był do końca udany. Bjørgen wygrała co prawda dwa biegi PŚ, ale z MŚ w Sapporo wróciła bez indywidualnego medalu. Jej ówczesny trener, Egil Kristiansen, nie do końca potrafił znaleźć złoty środek na przygotowanie zawodniczki. W ruch poszły więc zmiany w treningach, związane z powrotem do współpracy ze Sveinem Tore Samdalem.

Niestety, sezony 2007/2008 i 2008/2009 oraz MŚ w Libercu znów rozczarowały – skończyło się na czwartym miejscu w sztafecie i bez medalu indywidualnego. Norweżka otwarcie przyznała wówczas, że musi zmodyfikować swoje wyczerpujące treningi, ponieważ jej organizm nie był w stanie się zregenerować przed kolejnymi startami.

Powrót na szczyt i kontrowersje

Gdy Marit wreszcie zmieniła podejście, zaszła w niej wyraźna przemiana. Od początku sezonu 2009/2010 czuła, że znalazła się na właściwych torach. Zdecydowała się opuścić Tour de Ski, by skoncentrować się na najważniejszym celu – igrzyskach olimpijskich w Vancouver.

Co zrobiła w Kanadzie? No cóż, zabrała do domu aż pięć medali: trzy złote (sprint klasykiem, bieg łączony na 15 km, sztafeta), jeden srebrny (30 km klasykiem) i jeden brązowy (10 km łyżwą). Dla Norwegów stała się bohaterką narodową, a światowe media zaczęły ją określać mianem królowej igrzysk. Była dopiero trzecią w historii i pierwszą od 1924 roku osobą, która potrafiła na jednych zimowych IO zdobyć aż pięć krążków.

Przy okazji jej triumfów w Vancouver pojawiły się jednak kontrowersje, do dziś chętnie omawiane. Marit miała bowiem oficjalne pozwolenie na stosowanie leku na astmę, zawierającego substancję o nazwie salbutamol, powodującą rozkurcz oskrzeli i poprawiającą wentylację płuc. Co ciekawe, nie była jedyną osobą w reprezentacji Norwegii, która przewlekle chorowała i wspomagała się farmakologicznie. Justyna Kowalczyk ostro wtedy skrytykowała tę sytuację, a media podsycały napiętą sytuację między zawodniczkami, lecz koniec końców niczego to nie zmieniło. Bjørgen nie udowodniono, że w jakikolwiek sposób naruszyła przepisy, a liczni eksperci, w tym polscy, podkreślali że jeśli Norweżka rzeczywiście ma problemy zdrowotne, to przyjmowany w zalecanych dawkach lek nie zwiększa jej wydolności oddechowej.

– Korzystam wyłącznie z dozwolonych środków, które nie wpływają na poprawę wydolności, a jedynie wspierają prawidłowe funkcjonowanie mojego organizmu. Jeśli chodzi o oskarżenia dotyczące dopingu, mogę stanowczo stwierdzić, że jestem czysta – tłumaczyła w wywiadzie dla magazynu „Ren Idrett”. – Liczne badania medyczne potwierdziły, że stosowany przeze mnie lek – Symbicort – nie zwiększa wydolności organizmu, nawet jeśli przyjmuje go osoba zdrowa. Mam zgodę Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, a wszystkie przeprowadzone testy jednoznacznie wykazały, że jestem uprawniona do jego stosowania. Nie brakuje osób, które uważają, że moje wyniki to efekt czegoś więcej, twierdząc wręcz, że cała Marit jest „fizyczną niemożliwością. Niektórzy idą jeszcze dalej, sugerując że stosuję doping od dzieciństwa i wskazując na moją budowę ciała oraz muskulaturę. Mam jednak świadomość, że dopóki będę na szczycie, podejrzenia będą się pojawiać, i nauczyłam się już z tym żyć.

Rywalizacja z Justyną Kowalczyk

Starcia Marit Bjørgen z Justyną Kowalczyk nadały biegom narciarskim wielki rozgłos. Emocje sięgały zenitu zwłaszcza w latach 2010-2013, gdy obie panie dzieliły między sobą najważniejsze trofea. Polka była lepsza w Tour de Ski i Pucharze Świata, z kolei Norweżka rządziła na mistrzostwach świata oraz igrzyskach olimpijskich.

Do historii przeszły biegi, w których różnice między nimi wynosiły ułamki sekund, a na metę wpadały wyczerpane, niemal się przewracając. Wielu kibiców dokładnie pamięta ich starcie na 30 km klasykiem podczas IO w Vancouver – Kowalczyk triumfowała wtedy o włos, a Bjørgen odebrała srebro. Z kolei podczas MŚ 2011 w Oslo na 10 km techniką klasyczną to Norweżka była minimalnie lepsza od Polki. Ich rywalizacja napędzała postęp w treningach i dała kibicom mnóstwo niezapomnianych wrażeń.

– Mam poczucie, że to głównie media robiły tu robotę, bo przecież ja i Justyna nawet za bardzo ze sobą nie rozmawiałyśmy – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. – Myślę, że tak jak i ja, Justyna nie mówiła aż tak dobrze po angielsku. Oczywiście były jakieś rozmowy, ale krótkie. Dla mnie ona była po prostu wielką gwiazdą i znakomitą sportsmenką. Bardzo szanuję Justynę.

Ciąża, kolejne triumfy i dopingowa wpadka

Po sukcesach w Vancouver i na MŚ w Oslo (cztery złota i srebro) „Gauldal Express” nie zwalniała tempa. W 2013 roku w Val di Fiemme zdobyła kolejne cztery złote i jeden srebrny krążek mistrzostw świata, co mocno wyśrubowało statystyki.

Na Igrzyskach Olimpijskich 2014 w Soczi nie pozostawiła złudzeń co do tego, że jest ikoną narciarstwa biegowego – trzy złota, w tym na 30 km łyżwą, które było jej głównym celem.

Jeśli ktoś myślał, że to koniec, w 2015 roku wygrała wreszcie Tour de Ski, a potem w Falun dołożyła kolejne medale MŚ i po raz czwarty sięgnęła po Kryształową Kulę. Następnie zawiesiła karierę, by urodzić dziecko, po czym w wielkim stylu wróciła do rywalizacji, zgarniając cztery złote krążki MŚ 2017 w Lahti.

Jednak w Finlandii wydarzyło się również coś, co przez lata trzymano w tajemnicy. Opowiedziała o tym dopiero sama zawodniczka w wydanej w 2021 roku autobiografii. W pobranej od niej próbce wykryto wówczas podwyższony poziom nandrolonu – sterydu z listy substancji zabronionych przez WADA. Sprawa szybko rozeszła się po kościach, gdyż wyjaśnienia biegaczki i ówczesnego lekarza kadry, Pettera Ohlberga, zostały w pełni zaakceptowane przez FIS. Twierdzili oni, że wzrost poziomu nandrolonu był efektem przyjmowania leku, który pozwala na przesunięcie cyklu menstruacyjnego. Według relacji samej Bjørgen, duże zmęczenie i odwodnienie w trakcie zawodów mogły nasilić uwalnianie się tej substancji w organizmie.

Wreszcie nadeszły Igrzyska Olimpijskie 2018 w Pjongczangu. Tam Marit uzbierała pięć medali, w tym upragnione złoto na 30 km klasykiem. Łącznie na przestrzeni lat skompletowała 8 złotych, 4 srebrne i 3 brązowe krążki, co czyni ją najbardziej utytułowaną zimową olimpijką w historii.

Po blisko dwóch dekadach na najwyższym poziomie, wielu zwycięstwach, niepowodzeniach i powrotach, nadszedł moment, gdy zawodniczka stwierdziła, że osiągnęła już w sporcie wszystko, co było możliwe. Zakończenie kariery oficjalnie ogłosiła w 2018 roku – tuż po igrzyskach w Pjongczangu, które raz jeszcze pokazały jej nieprzeciętny talent i hart ducha.

– Miałam jeden cel – zdobyć indywidualne złoto, a 30 km to był mój ulubiony dystans – wspomina. – Tego dnia wszystko się układało – forma, narty, po prostu wszystko. To było coś wyjątkowego – zakończyć karierę w ten sposób. Zostawiłam swoje dziecko w domu i przez wiele tygodni byłam daleko od niego. Wiedziałam, że to mój ostatni start, a potem będę mogła wrócić do domu i się nim zająć.

Gauldal Express

Oglądając Marit Bjørgen na trasie, trudno było nie zauważyć u niej równowagi między mocą a płynnością ruchów. Końcówki biegów miała piorunujące. Potrafiła dość długo trzymać się w grupie, a tuż przed metą ruszyć z takim przyspieszeniem, że mało która rywalka była w stanie odpowiedzieć.

Oprócz olimpijskich triumfów, gigantycznej kolekcji medali mistrzostw świata (łącznie 26 krążków, w tym 18 złotych) i czterech Kryształowych Kul, odniosła mnóstwo „pomniejszych” zwycięstw. W Pucharze Świata wygrała 112 biegów indywidualnie i 29 razy triumfowała w sztafecie. Do tego zgarnęła 24 tytuły mistrzyni Norwegii. Zwyciężyła też w Tour de Ski. Zdarzały się jej również słabsze momenty, ale nauczyła się wykorzystywać doświadczenia z trudnych sezonów, by wrócić jeszcze silniejsza.

Można się spierać o granice dopuszczalnej farmakologii w sporcie. Jednak fakty są takie, że nie znaleziono przekonujących dowodów na to, by Marit Bjørgen przez lata oszukiwała. Regularne testy potwierdzały, że jej wyniki nie odbiegają od norm dopuszczalnych przez WADA, a decyzje FIS konsekwentnie działały na jej korzyść. Ostatecznie, przy całej otoczce spekulacji, Norweżka pozostała oficjalnie „czystą” biegaczką, którą z pełnym przekonaniem można nazwać jedną z największych legend sportów zimowych.

Foto: gettyimages.com

Ziemowit Ochapski
Latest posts by Ziemowit Ochapski (see all)

Warto przeczytać: