Spis treści
Data publikacji: 8 grudnia 2020, ostatnia aktualizacja: 7 kwietnia 2024.
Toni Innauer to postać doskonale znana każdemu kibicowi skoków narciarskich. Niewielu pamięta jednak wyczyny Austriaka na skoczni, ponieważ jego sportowa kariera nie trwała zbyt długo i tylko delikatnie zahaczyła o erę Pucharu Świata.
Chłopak z Bezau
Anton Innauer, jak brzmią jego prawdziwe personalia, przyszedł na świat 1 kwietnia 1958 roku w Bezau w Alpach Wschodnich. Tak malownicze tereny sprzyjają beztrosce, ale rodzice dbali, żeby w życiu chłopaka było miejsce nie tylko na przyjemności.
– Z jednej strony mieliśmy dużo swobody i spędzaliśmy wiele godzin na łonie natury – opowiada Toni w wywiadzie dla „Wann & Wo”. – Z drugiej od samego początku wpajano nam rzetelność, dyscyplinę i efektywność. Lubiłem chodzić z ojcem do lasu lub pomagać w domu. W nagrodę mogłem pójść na basen albo w jakieś inne ciekawe miejsce.
Początki na skoczni
Z racji miejsca zamieszkania nie było opcji, żeby Toni od najmłodszych lat nie miał do czynienia z narciarstwem. Zaczynał od szusowania na deskach alpejskich, a największym rywalem na stoku był dla niego… starszy brat.
– Sigi zawsze był szybszy ode mnie – wspomina. – Jedyny raz, kiedy musiał oglądać moje plecy, miał miejsce w Schetteregg. Z biegiem czasu coraz bardziej interesowałem się skokami, bo w nich zawsze byłem lepszy. W pewnym momencie stałem na lokalnej skoczni z nartami alpejskimi na nogach i rzekłem: „Teraz skoczę trzydzieści metrów”. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. W ten sposób dostałem miejsce na mistrzostwach Austrii, gdzie z marszu zająłem drugie miejsce – wciąż na nartach alpejskich. To był kamień węgielny mojej kariery.
Schigymnasium Stams
Szkoleniowcy szybko dostrzegli nieprzeciętny talent Innauera, w efekcie czego młodzieniec trafił do prestiżowej szkoły narciarskiej Schigymnasium Stams, która po dziś dzień dostarcza zawodników na światowym poziomie. Na swoim pierwszym czempionacie globu, w 1974 roku w Falun, wystartował w wieku zaledwie piętnastu lat. Dyspozycja prezentowana przez Toniego z tygodnia na tydzień była coraz wyższa i chłopaka zaczęto wskazywać jako jednego z faworytów igrzysk olimpijskich A.D. 1976.
– Stanowiłem zagrożenie dla wielu, ale na szczęście znalazłem przyjaciela i sojusznika w moim wielkim rywalu – Aloisie Lipburgerze – mówi. – Mogliśmy pogadać dosłownie o wszystkim. W międzyczasie moja rola publiczna również wzrosła, co stało dla mnie troszkę uciążliwe. Byłem raczej nieśmiałym i wycofanym typem człowieka.
Srebro w Innsbrucku
W sezonie 1975/76 Toni Innauer wygrał trzy konkursy Turnieju Czterech Skoczni, ale słaby wynik uzyskany w Innsbrucku sprawił, że wylądował na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej. Tymczasem olimpijskie zmagania w 1976 roku miały się odbyć właśnie w… Innsbrucku. Perspektywa rywalizacji na ojczystej ziemi z jednej strony umacniała pozycję Toniego, ale z drugiej lekko go paraliżowała. Ostatecznie siedemnastolatek zakończył igrzyska ze srebrnym medalem na skoczni dużej, gdzie lepszy od niego był tylko jego bardziej doświadczony rodak – Karl Schnabl. Lekki niedosyt jednak pozostał.
– Znalazłem się pod ogromną presją – tłumaczy. – Igrzyska odbywały się w mojej ojczyźnie, a do tego stawiano mnie w roli faworyta. Wtedy do akcji wkroczył również mój brat Sigi, co prawie kosztowało mnie start. Miał żółtaczkę, a ja zostałem poddany kwarantannie ze względu na ryzyko infekcji. W efekcie tego udział w zawodach omal nie przeszedł mi koło nosa. Dla siedemnastolatka było to po prostu zbyt wiele. Rosnąca popularność, szum wokół mnie, wianuszek fanek. Moja mama stwierdziła, że powinienem dać sobie z tym spokój.
Rekordzista świata
Rok 1976 przyniósł Innauerowi jeszcze znakomite występy podczas zawodów w lotach narciarskich w Oberstdorfie. Austriak za jedną ze swoich prób otrzymał od sędziów perfekcyjną ocenę za styl w postaci pięciu „dwudziestek”, a do tego dwa razy poprawił rekord świata, osiągając odległości 174 i 176 m.
– To był po prostu wspaniały moment, w którym połączyły się moje marzenia i umiejętności – opowiada. – Jednocześnie rozczarowanie igrzyskami olimpijskimi po prostu zniknęło. Już jako dziecko marzyłem o rekordzie świata. Wylądowałem tam, gdzie nikt wcześniej nie wylądował. Myślę, że Neil Armstrong czuł się podobnie, gdy stawiał pierwsze kroki na Księżycu.
Klucz do sukcesu
Sportowymi idolami młodego Innauera byli Yukio Kasaya i Baldur Preiml. Ten drugi trenował zresztą Toniego. Austriak w życiu prywatnym nie był tzw. ministrantem, ale w odniesieniu sukcesu na skoczni pomogło mu na pewno to, że raczej stronił od imprez oraz używek.
– Mój brat Sigi zawsze wiódł prym jeśli chodzi o nocne życie – wraca pamięcią do dawnych czasów. – Gdy rano szedłem na ryby, zwykle spotykałem go na parkingu, kiedy akurat wracał do domu z imprezy. Centralnym punktem mojego życia była zawsze literatura. Bardzo ważne są dla mnie przyroda i wędkarstwo. Jestem zaangażowany w renaturyzację rzek w Austrii jako ambasador WWF.
Złoto w Lake Placid
Z mistrzostw świata w lotach A.D. 1977 w Vikersund Toni Innauer wrócił ze srebrnym krążkiem, ale dalej nie było już tak różowo. To, co Austriakowi nie udało się w Innsbrucku w roku 1976, zrealizował jednak cztery lata później w Lake Placid. Wówczas nikt tego od niego nie wymagał, a niewielu spodziewało się, że będzie go jeszcze na to stać. Anton tymczasem w konkursie olimpijskim na skoczni normalnej zgarnął złoto, a jego przewaga nad Hirokazu Yagim i Manfredem Deckertem była znaczna.
– Wówczas byłem już doświadczonym skoczkiem – wspomina. – Musiałem opuścić sezon z powodu kontuzji i przystąpiłem do zawodów jako outsider. Trzy dni przed konkursem dostałem buty od kolegi z zespołu, Clausa Tuchscherera, które były dla mnie o półtora rozmiaru za duże. Ale nagle poczułem, że to jest ten moment. Uwierzyłem w siebie i udało mi się to w końcu zrealizować.
Fatalna kontuzja
Sezon 1979/80 przyniósł pierwszą edycję Pucharu Świata, w której po Kryształową Kulę sięgnął rodak Innauera – Hubert Neuper. Toni wygrał wówczas konkursy w Cortina d’Ampezzo i Engelbergu, a w klasyfikacji generalnej zajął dziewiątą lokatę. Dwudziestodwulatek wierzył, że w kolejnych zmaganiach pójdzie mu nieco lepiej, ale upadek podczas treningu w Sankt Moritz miał opłakane skutki – złamanie kości strzałkowej i zerwanie więzadła w stopie.
– Gdy tuż po wypadku zobaczyłem swoją nogę, stało się dla mnie jasne, że ta kontuzja oznacza koniec mojej sportowej kariery – mówi. – To właśnie powiedziałem wtedy Aloisowi. Nastąpił głęboki szok. Całe moje życie było wtedy skupione na sporcie. Nagle straciłem wszystkie cele. Dopiero gdy Baldur Preiml zachęcił mnie, bym tak jak on kontynuował karierę akademicką, wróciłem na właściwe tory. Alois również stał przy mnie, a następnie pomagał mi w nauce. Umożliwiło mi to przedefiniowanie siebie i znalezienie nowych obszarów zainteresowań. Proste życie studenckie też miało swój urok.
Ostatni skok i następca
Ostatni występ Toniego Innauera na skoczni to konkurs mistrzostw świata 1982 w Oslo, podczas którego reprezentant Austrii wypadł dość blado. Po zakończeniu sportowej kariery wrócił na uczelnię i studiował psychologię, filozofię oraz wychowanie fizyczne. Swoje sportowe ambicje z sukcesami, ale i porażkami (np. IO 2002 w Salt Lake City), realizował później jako trener w Schigymnasium Stams, szkoleniowiec reprezentacji narodowej oraz działacz. Swoich sił w rywalizacji na skoczni próbował również jego syn Mario, którego największym osiągnięciem jest piąte miejsce w zawodach Pucharu Świata w Titisee-Neustadt w 2007 roku.
– Na początku było cudownie, kiedy syn poszedł w ślady ojca – tłumaczy. – Gdy jednak media zainteresowały się nim bardziej, stwierdził, że jest to prawie nie do zniesienia. Mario postanowił odciąć pępowinę i chciał wszystko robić sam. Było to niezwykle stresujące dla mnie, a także było jednym z powodów, dla których w pewnym momencie usunąłem się w cień. Chciałem tylko dać mu przestrzeń. Niestety, potem poważnie się kontuzjował i zrezygnował z kariery skoczka.
Toni Innauer obecnie
W strukturach ÖSV i FIS Toni Innauer pracował do 2010 roku. Dziś prowadzi własną firmę, wykłada na uniwersytecie, jest ekspertem telewizyjnym, pisze książki, ale i wreszcie realizuje się w pełni jako mąż i ojciec.
– Pierwszą kobietą, która mnie ukształtowała i nauczyła szacunku do kobiet, była moja mama – twierdzi. – Z jednej strony udawało jej się żądać ode mnie tego, co najlepsze, a z drugiej sprawiała, że czułem się wyjątkowo. Oczywiście kobiety nadal odgrywają ważne dla mnie role. Od ponad trzydziestu lat jestem żonaty ze swoją szkolną koleżanką – Marlene. Moja córka z kolei postawiła mnie przed nie lada wyzwaniem, gdyż ma bardzo podobny charakter do mojego.
Foto: gettyimages.com