Spis treści
Data publikacji: 27 lutego 2025, ostatnia aktualizacja: 27 lutego 2025.
W statystykach figuruje jako silny skrzydłowy i środkowy, ale potrafił zaskoczyć rywali zarówno siłowym atakiem pod koszem, jak i przemyślanym rozegraniem niczym point guard z najwyższej półki. Blake Griffin od początku kariery zachwycał też widowiskowymi wsadami, które szybko stały się jego znakiem rozpoznawczym. Z czasem do swojego portfolio dołożył znakomity przegląd pola i rzut z dystansu, udowadniając że jest kimś więcej niż tylko showmanem w lidze najlepiej wyszkolonych koszykarzy na świecie.
W swoim debiutanckim sezonie w NBA imponował średnimi na poziomie 22,5 punktu i 12,1 zbiórki, zostając dopiero dwudziestym rookie w erze zegara 24 sekund, który przekroczył próg 20 „oczek” i 10 zebranych piłek. Największy aplauz widowni budziły jego slam dunki, ale to boiskowa inteligencja i niesamowita umiejętność kreowania akcji sprawiły, że jest uważany za koszykarza wielowymiarowego. Problemy z kolanami zmusiły go do bardziej wyrachowanej gry, co jednak wcale nie odebrało mu skuteczności. Zaczął trafiać z coraz dalszego dystansu, a w sezonie 2014/2015 zaliczył rekordowe 40 procent skuteczności zza łuku. Wypracował sobie plan B, gdy atletyczne popisy stały się dla niego trudniejsze w realizacji, ale niestety nigdy nie wywalczył trofeum im. Larry’ego O’Briena.
Czarny czy biały?
Pod hasłem „Blake Griffin” wyszukiwarki internetowe zwracają odnośniki do grup dyskusyjnych, gdzie często pada pytanie: „On jest czarny czy biały?”. Sam zainteresowany zdaje sobie sprawę z tego, że nieczęsto ma się do czynienia z zawodnikami, którzy wyglądają jak białoskórzy, cechując się przy tym fryzurą i sprawnością Afroamerykanów. – Spotykam się z tym pytaniem częściej niż ktokolwiek inny – opowiada z uśmiechem na ustach. – Kiedy ludzie czują się przy mnie komfortowo, zawsze zagadują: „To jakie jest twoje pochodzenie etniczne?”. Cóż, mój tata jest czarny. Mama natomiast jest biała. Z połączenia tych mocy powstałem ja.
Zgodnie z ostatnim spisem powszechnym niemal trzydzieści cztery miliony obywateli USA deklaruje swoje pochodzenie etniczne jako wielorasowe. To ogromna liczba zważywszy na to, że „mieszane” związki jeszcze kilkadziesiąt lat temu w niektórych stanach były nielegalne. Prawo zmieniło się dopiero w 1967 roku i sporo czasu upłynęło, zanim pary ludzi o różnym kolorze skóry zaczęły być powszechnie akceptowane. Ba, w niektórych regionach do dziś jest z tym wielki problem.
Bracia
Tommy i Gail poznali się na początku lat osiemdziesiątych, pracując w liceum Classen High School w Oklahoma City. On był trenerem koszykówki, a ona opiekowała się zespołem czirliderek. – To była dość międzynarodowa szkoła – wspomina Gail. – Mieliśmy pierwszych wietnamskich uczniów w Oklahomie, a także Hiszpanów oraz Indian. Pojawiały się sporadyczne komentarze odnośnie naszego związku, ale tak naprawdę nie mieliśmy żadnych problemów. Nigdy nie doszło do jakiejkolwiek konfrontacji, co w tamtych czasach było naprawdę niesamowite.
Czarnoskóry mężczyzna miał swoją receptę na przetrwanie, a jego biała wybranka starała się go naśladować. – Po prostu trzeba być ponad tym – mówi Tommy. – Opinie innych ważne są tylko dla tych, którzy ich słuchają. Jeśli nie zwraca się na nie uwagi, wtedy nie trzeba zaprzątać sobie nimi głowy.
Tommy i Gail w końcu się pobrali, a owocami ich miłości jest dwóch rosłych facetów: urodzony 16 marca 1989 roku Blake Griffin oraz jego o niecałe trzy lata starszy brat – Taylor. Choć to młodszy z rodzeństwa zrobił wielką karierę na parkietach NBA, nie wiadomo jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie ciągła rywalizacja ze starszym. Ojciec często zabierał chłopców ze sobą na treningi licealnego zespołu koszykówki. Ci po zakończeniu zajęć zawsze brali piłki w ręce i próbowali swoich sił na parkiecie. Będąc jeszcze we wczesnym wieku szkolnym, podkradli pewnego razu materace gimnastyczne, przeciągnęli je na boisko i zaczęli wykonywać różne akrobacje. – W końcu urządziliśmy sobie konkurs. Wszystko zawsze kończyło się w ten sposób – opowiada Taylor. – Skakaliśmy z trybun na te materace. W powietrzu robiliśmy ewolucje niczym kaskaderzy. Wreszcie zaczęliśmy rywalizować, kto zeskoczy z większej wysokości. Doszliśmy do około trzech metrów, po czym przekonałem Blake’a do wykonania próby, która nie mogła się udać. Po prostu jako starszy brat robiłem sobie z niego jaja, a on skoczył i… złamał rękę.
Tamta sytuacja sprzed lat doskonale obrazuje charakter dorosłego już Blake’a Griffina, który jest zdania, że lepiej spróbować pokonać swoje słabości i skończyć z kontuzją niż poddać się bez walki i ze świadomością, iż w sprzyjających okolicznościach cel był możliwy do osiągnięcia.
Życie młodszego z braci to niekończące się współzawodnictwo. – Od momentu, w którym Blake uświadomił sobie, że ma starszego brata, ciągle chciał robić to samo co on, tylko lepiej – opowiada Gail. Chłopcy rywalizowali we wszystkim: nauce, koszykówce, piłce nożnej, a nawet… pracach domowych. Blake pragnął szybciej od brata wynosić śmieci czy zmywać naczynia, a Taylor wcale nie zamierzał ustępować młodszemu. Ciągła rywalizacja prowadziła do wielu zabawnych sytuacji. Mecze jeden na jednego w basket czasami przeradzały się w… walki zapaśnicze. – „Czasami” to tutaj zbyt delikatne słowo – twierdzi Tommy. – Oni obaj są bardzo konkurencyjni, więc musiałem pełnić rolę arbitra. Jeśli bym nie sędziował, mielibyśmy sporo problemów.
Nieprędko Blake zdołał pokonać starszego brata w koszykówkę. Stało się to dopiero w połowie nauki w liceum Oklahoma Christian w Edmond, gdzie zamieszkiwali Griffinowie. Wówczas najmłodszy z nich skupiony był już tylko na baskecie, odstawiając piłkę nożną oraz futbol amerykański na boczny tor. Zaczął pracować nad muskulaturą oraz stosować odpowiednią dla sportowców dietę. Rodzice starali się go w tym wszystkim wspierać z całych sił. Gail gotowała mu specjalne posiłki, składające się z chudego mięsa, warzyw, owoców oraz produktów bogatych w proteiny. Chłopak godzinami potrafił również przesiadywać w sali gimnastycznej, ćwicząc rzuty do kosza. – Wszystko przychodziło mu z niesamowitą łatwością, niezależnie od sportu, za który się brał – opowiada Tommy. – Bóg obdarzył go niesamowitym talentem, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy postanowił w pełni skupić się na koszykówce, zaczęliśmy więcej od niego wymagać. On był na wszystko otwarty i kochał wyzwania. Uwielbiał działać pod presją.
Chłopak z dobrego domu
Wielu gwiazdorów NBA wychowywało się w patologicznych lub ubogich rodzinach, ale w przypadku Blake’a Griffina było zupełnie inaczej. Gail oraz Tommy to bardzo świadomi rodzice, którzy wiedzieli jak pokierować swoimi dziećmi, żeby te wyrosły na odpowiedzialnych oraz inteligentnych ludzi. Gdy kobieta uznała, że system publicznego szkolnictwa w USA podąża w złym kierunku, rzuciła posadę nauczycielki i postanowiła uczyć swoje pociechy w domu aż do osiągnięcia przez nie wieku licealnego. Ojciec rodziny dbał natomiast o sprawność fizyczną chłopaków i miał jedną, żelazną zasadę. – Kiedy coś zaczynaliśmy, musieliśmy to skończyć – wspomina Blake. – Nie mogliśmy rzucić tego w kąt niezależnie od tego, co to było. Ja na przykład brałem lekcje gry na perkusji. Pograłem trochę i chciałem przestać, ale on kazał mi wytrwać do samego końca. Kiedy natomiast grałem w piłkę nożną, chciałem skończyć z tym w połowie rozgrywek. Tata nakazał mi jednak dokończyć sezon.
Wbrew pozorom, Tommy nie należał do tyranów. Po prostu starał się wpoić swoim synom, że nie zawsze powinno się iść po linii najmniejszego oporu. – Łatwo jest ot tak z czegoś zrezygnować. Nie ma nic złego w porzuceniu czegoś, jeśli robiło się to z pełnym zaangażowaniem, a po skończeniu uznało, iż nie ma się ochoty na więcej. Ale jeśli coś się zaczyna, należy to skończyć – mówi. Kiedy Gail zrezygnowała z posady w szkole, Griffinowie otworzyli rodzinny biznes, polegający na produkcji trofeów sportowych. Większość prac wykonywali rodzice, lecz dzieciaki musiały im pomagać po chociaż kilka godzin tygodniowo. Blake i Taylor jak zwykle obracali wszystko we współzawodnictwo, wobec czego rywalizowali, który szybciej skończy swoją robotę.
Licealista
Gdy przyszło do wyboru szkoły średniej, Blake nie miał zbyt wiele do powiedzenia i powędrował do tej samej placówki, w której uczył się jego brat – Oklahoma Christian School. Trenerem tamtejszej drużyny koszykówki był ojciec chłopców, a Saints szybko stali się najlepszym teamem w regionie.
W pierwszym sezonie z Griffinami w składzie ekipa Świętych wypracowała bilans 29-0, sięgając po mistrzostwo stanu. Rok później Saints zakończyli zmagania z wynikiem 24-2 i obronili tytuł, a Blake zaczął wyrastać na poważnego zawodnika. Notował średnio 13,6 punktu i załapał się w poczet najlepszych zawodników w okolicy.
Od rozgrywek 2005/2006 młodszy z Griffinów musiał radzić sobie w pojedynkę, gdyż starszy zakończył naukę w liceum i przeniósł się na University of Oklahoma. Właśnie wtedy Blake stał się prawdziwym atletą, a jego gra coraz bardziej opierała się na fizyczności. Święci osiągnęli bilans 27-1, a syn Tommy’ego i Gail zapisywał na swoim koncie 21,7 „oczka”, 12,5 zbiórki i 4,9 asysty, stając się liderem swojego zespołu, który po raz trzeci z rzędu okazał się najlepszy w stanie. Finałową potyczkę przeciwko Washington High School Blake zakończył z dorobkiem 22 punktów, 9 zebranych piłek oraz 6 bloków, prowadząc Saints do triumfu 57:40. Za swoje fenomenalne statystyki został graczem roku w Oklahomie oraz załapał się do pierwszej piątki stanu. Poprzez fantastyczne dokonania zwrócił na siebie uwagę Johna Capela – trenera University of Oklahoma Sooners, gdzie szanowanym zawodnikiem był już Taylor. Coacha zachwyciła niesamowita energia, jaką Blake wkładał w grę. Twierdził, że można by nią obdzielić co najmniej kilku chłopaków.
– Byłem zszokowany – opowiada Capel. – Nigdy wcześniej nie widziałem tak zbudowanego faceta, który jednocześnie był takim atletą. Wiedziałem, że to jest gość, którego musimy mieć. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że jeśli go pozyskamy, to nie zabawi u nas zbyt długo.
Ostatnia kampania chłopaka z Edmond w szkole średniej to ciąg dalszy pasma sukcesów. Święci po raz czwarty z rzędu sięgnęli po mistrzostwo stanu, a Blake notując średnio 26,8 punktu, 15,1 zbiórki, 4,9 asysty oraz 2,9 bloku ponownie został graczem roku w Oklahomie. Podopieczny Tommy’ego Griffina znalazł się również w trzeciej piątce All-American, dzięki czemu wystąpił w corocznym meczu organizowanym przez McDonald’s, w którym mierzą się najlepsi zawodnicy na poziomie szkół średnich. Blake zwyciężył w zorganizowanym przy okazji spotkania konkursie wsadów, a w drużynie Zachodu, która pokonała Wschód 114:112, znaleźli się obok niego m. in. Derrick Rose, Kevin Love oraz James Harden.
Po zakończeniu nauki w liceum Blake otrzymał oferty z uczelni dysponujących najlepszymi programami dla koszykarzy w Stanach Zjednoczonych. Mowa o Connecticut, Duke, North Carolina oraz Kansas. Młody chłopak postanowił jednak obrać inną drogę i poszedł na University of Oklahoma, gdzie od dwóch lat nauki pobierał jego starszy brat. – Ludzie często pytają mnie, dlaczego poszedłem właśnie tam – mówi Blake. – Nigdy jednak nie potrafiłem udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. To znaczy wiedziałem, dlaczego wybrałem tę szkołę, ale po prostu nie umiałem tego wytłumaczyć. W końcu zacząłem więc powtarzać: „Wkrótce się przekonacie”.
Na uniwersytecie
Blake Griffin w lidze uniwersyteckiej spędził dwa sezony. W pierwszym Sooners wypracowali bilans 23-12, zajmując czwarte miejsce w konferencji Big 12 i docierając do drugiej rundy turnieju NCAA, w której zostali upokorzeni przez Louisville, przegrywając aż 48:78. Skrzydłowy już jako pierwszoroczniak stanowił siłę napędową swojej ekipy, zdobywając 14,7 punktu i 9,1 zbiórki. Dzielnie sekundowali mu Longar Longar i Tony Crocker, ale to było zbyt mało, żeby myśleć o tytułach. Rozgrywki 2008/2009 to natomiast poprawa notowań nie tylko samego Blake’a, ale i całej ekipy Sooners. Młodszy z Griffinów dostarczał drużynie 22,7 „oczka” oraz 14,4 zbiórki i przy pomocy Williego Warrena, Tony’ego Crockera oraz brata Taylora poprowadził team z University of Oklahoma aż do finału regionalnego, gdzie podopieczni Johna Capela musieli uznać wyższość zespołu North Carolina Tar Heels.
– Mój pierwszy sezon na ławce trenerskiej skończyliśmy poza turniejem NCAA. Jednak pozyskanie takiego chłopaka jak Blake Griffin wszystko zmienia. Posiadanie go w składzie umożliwiło nam zaangażowanie kogoś takiego jak Willie Warren. Po prostu uważam, że gdyby nie Blake, Willie w ogóle nie rozważałby przyjścia do nas – wspomina John Capel, ówczesny coach Sooners. Co według szkoleniowca czyniło gracza z Edmond tak wyjątkowym? – Trudno wskazać tylko jedną rzecz – odpowiada Capel. – On został obdarzony cudownymi genami oraz wspaniałym ciałem. Ponadto jednak posiada również wielką etykę pracy oraz niesamowite pragnienie bycia naprawdę dobrym zawodnikiem. Oczywiście w swoim życiu chyba nie spotkałem gracza, który nie chciałby być najlepszy, ale naprawdę niewielu potrafiło do tego dążyć. A Blake potrafi. On jest po prostu zakochany w procesie doskonalenia się i wspinania się na wyżyny swoich umiejętności w każdym aspekcie. To wszystko oraz talent sprawia, że Griffin jest koszykarzem naprawdę wyjątkowym.
Gdy zawodnik uniwersytecki zaczyna wybijać się ponad przeciętność, natychmiast pojawiają się wokół niego ludzie, którzy oferują, że szybko zrobią z niego gwiazdę zarabiającą miliony dolarów. Blake, gdyby tylko chciał, mógł przejść na zawodowstwo już po swoim pierwszym sezonie na uczelni i na pewno zostałby wybrany jako jeden z pierwszych w drafcie NBA w 2008 roku. Tommy, Gail oraz John Capel pilnowali jednak, żeby nieodpowiednie osoby nie mieszały w głowie młodemu koszykarzowi. – Wiem jak to wszystko działa – mówi coach. – Powiedziałem im, żeby uważali na wszystkich nowych przyjaciół. Jego rodzice to niesamowici ludzie na wysokim poziomie. Wiedzą jak należy postępować w niektórych sprawach.
Po akademickich rozgrywkach 2008/2009 Blake Griffin otrzymał multum wyróżnień. Młodzieniec został wybrany graczem roku według AP, NABC, USBWA oraz Sporting News, znalazł się w pierwszej piątce All-American, a także dostał prestiżowe nagrody im. Jamesa Naismitha, Johna Woodena i Adolpha Ruppa. Został najskuteczniejszym strzelcem za 2 „oczka” oraz najlepszym zbierającym NCAA. Griffin mógł się również pochwalić najwyższą średnią punktową w konferencji Big 12. Szkoleniowiec uczelni Texas Tech, Pat Knight, porównywał go do Arnolda Schwarzeneggera z filmu „Terminator”: – On jest jak maszyna. Nie wypowiada zbędnych słów, a po prostu wykonuje swoją pracę.
Uniwersyteccy trenerzy dobrze wiedzą, kiedy ich zawodnicy gotowi są do przejścia na zawodowstwo i zarabiania konkretnych pieniędzy za swoją grę. Blake Griffin po drugim roku na University of Oklahoma nie miał już czego szukać na akademickich parkietach i wspólnie ze swoim otoczeniem doszedł do wniosku, że nadszedł właściwy moment na przystąpienie do draftu NBA. Gdy w maju 2009 roku loterię wygrał zespół Los Angeles Clippers, stało się jasne, gdzie trafi mierzący 206 centymetrów skrzydłowy. – To oczywiste, że wybierzemy Blake’a Griffina – potwierdził Mike Dunleavy, ówczesny trener oraz generalny menadżer ekipy z Kalifornii. – Ten facet to absolutny numer jeden. Jesteśmy niesamowicie podekscytowani.
Miasto Aniołów
Przed przybyciem do NBA młodszy z braci Griffinów porównywany był do Karla Malone’a oraz Antonio McDyessa. Za jego atuty uważano warunki fizyczne i wybitną wręcz energię, z jaką potrafił wykańczać akcje.
Był mistrzem wsadów oraz zbiórek, dobrze radził sobie w obronie, a przy tym nie miał problemów z limitem fauli. Pomimo wysokiego wzrostu świetnie panował nad piłką. Nikt jednak nie jest perfekcyjny. Choć zdobywał dużo punktów, musiał sporo popracować nad poprawieniem skuteczności z półdystansu oraz linii rzutów wolnych. Jak na dwudziestolatka prezentował się fantastycznie i niewielu było takich, którzy wątpili w to, że w ciągu kilku sezonów stanie się jedną z największych gwiazd ligi zawodowej. – Blake to wielki talent i jeszcze większy człowiek – Mike Dunleavy komplementuje chłopaka z Edmond. – Jego dojrzałość i sposób myślenia nie pozostawiają nic do życzenia. On charakteryzuje się naprawdę wysoką etyką pracy. Ciężko mi dobrać słowa, które odpowiednio oddadzą to, jak wspaniałym jest dzieciakiem.
Dla wielu młodych i tych trochę starszych chłopaków idolem w dzieciństwie był Michael Jordan lub Kobe Bryant. Blake Griffin ceni dokonania obu tych legendarnych graczy i sam ich podziwia, lecz nie ograniczał się do tych dwóch nazwisk. – Byłem wielkim fanem Shaquille’a O’Neala w dzieciństwie – zwierza się. – Podziwiałem również Granta Hilla oraz Vince’a Cartera. Czerpałem po prostu wzorce z zawodników, którzy cały czas grali na wysokim poziomie.
Jeszcze kilka lat wstecz skrzydłowy z Oklahomy mógł oglądać swoich idoli jedynie na ekranie telewizora. Ciężka praca jednak się opłaciła i 25 czerwca 2009 roku doprowadziła go tam, gdzie Shaq znalazł się siedemnaście lat wcześniej – nowojorskiej Madison Square Garden. To właśnie w „Wielkim Jabłku” tradycyjnie ogłaszane są oficjalnie wyniki draftu NBA. – To znaczy dla mnie bardzo wiele – mówił Blake, gdy dowiedział się, że Clippers wybiorą go z „jedynką”. – Marzyłem o tym od momentu, w którym dowiedziałem się czym jest draft.
Klipery od przenosin do Los Angeles w 1984 roku tylko czterokrotnie kwalifikowały się do play-offów. Sezon 2008/2009 podopieczni Mike’a Dunleavy’ego zakończyli z koszmarnym bilansem 19-63, lecz pozyskanie Blake’a Griffina miało przerwać tę fatalną passę i sprawić, że w „Mieście Aniołów” zaczną rywalizować dwa konkurencyjne zespoły.
Nowy skrzydłowy Clippers fantastycznie zaprezentował się w NBA Summer League, gdzie przyznano mu tytuł MVP, ale 23 października w spotkaniu kontrolnym przeciwko New Orleans Hornets doznał kontuzji rzepki w lewym kolanie, która wymagała leczenia operacyjnego i… wykluczyła go z gry na całe zmagania 2009/2010! W efekcie tego team ze Staples Center zanotował kolejne fatalne rozgrywki, kończąc je na dopiero dwunastej lokacie w Konferencji Zachodniej, poza play-offami. – To było bardzo trudne – wspomina Griffin. – Byłem szalenie sfrustrowany, że nie mogłem grać i musiałem siedzieć na tyłku. W perspektywie czasu uważam jednak, że to się opłaciło. Wiele się wówczas nauczyłem. Mogłem z bliska analizować jak wygląda gra w profesjonalnej lidze oraz jak przebiegają treningi.
W kampanii 2010/2011 Mike Dunleavy nie pełnił już funkcji szkoleniowca Los Angeles Clippers. Nowym coachem Kliperów został Vinny Del Negro, lecz team z Blakiem Griffinem, Erikiem Gordonem, Ryanem Gomesem, DeAndre Jordanem i Erikiem Bledsoe nadal nie potrafił nawiązać równorzędnej walki z najlepszymi i z bilansem 32-50 ponownie zakończył zmagania już po sezonie zasadniczym. Pod względem indywidualnym chłopak z Edmond udowodnił jednak, że NBA to dla niego właściwe miejsce. Jako pierwszoroczniak notował średnio 22,5 punktu, 12,1 zbiórki oraz 3,8 asysty. Takie statystyki nie mogły przejść bez echa, wobec czego silny skrzydłowy otrzymał statuetkę dla debiutanta roku, a także wystąpił w lutowej All-Star Game. Podczas Weekendu Gwiazd w Los Angeles Griffin wziął również udział w konkursie wsadów i po efektownym slam dunku nad samochodem zgarnął statuetkę dla zwycięzcy tej prestiżowej konkurencji, którą przed laty zdobywali Michael Jordan, Kobe Bryant czy Vince Carter.
Włodarze LA Clippers szybko zdali sobie sprawę z tego, że Blake Griffin może notować niebotyczne statystyki, lecz w pojedynkę nie zdoła wprowadzić zespołu do play-offów. W związku z tym do drużyny przybyli m.in. Chris Paul, Caron Butler oraz Chancey Billups. Temu ostatniemu uraz pozwolił rozegrać jedynie dwadzieścia spotkań w skróconym przez lokaut sezonie 2011/2012, ale mimo tego Klipery po raz pierwszy od lat zakończyły zmagania na plusie i z bilansem 40-26 dostały się do play-offów, gdzie dotarły do półfinału konferencji, uznając wyższość San Antonio Spurs. Statystyki Griffina powędrowały w dół i notował on średnio 20,7 „oczka”, 10,9 zbiórki oraz 3,2 kluczowego podania, lecz stał się zawodnikiem o wiele pożyteczniejszym dla zespołu, dzięki czemu kibice uznali, iż należy mu się miejsce w pierwszej piątce Zachodu w lutowym Meczu Gwiazd w Orlando. Blake znalazł się również w drugiej piątce NBA. Po porażce z Ostrogami zawodnik na osłodę miał pojechać po złoty medal na igrzyska olimpijskie do Londynu, lecz podczas przygotowań nabawił się urazu lewego kolana, wymagającego artroskopii. Całe lato spędził więc w domu.
W kampanii 2012/2013 podopieczni Vinny’ego Del Negro stali się jeszcze bardziej zgranym teamem, osiągając w regular season bilans 56-26 i plasując się w tabeli wyżej niż królujący w mieście od zawsze Lakersi, lecz w play-offach musieli już w pierwszej rundzie przełknąć gorzką pigułkę po klęsce z Memphis Grizzlies. Zespół ze Staples Center mierzył co najmniej w finały konferencji, ale urazy Chrisa Paula oraz Blake’a Griffina pokrzyżowały te plany. Skrzydłowy z Edmond uskarżał się na prawą kostkę, co niestety zahamowało jego poczynania w starciach z ekipą ze stanu Tennessee. Młody koszykarz po trzecim występie w All-Star Game i drugiej nominacji do drugiej piątki ligi z bólem serca musiał pogodzić się z tym faktem i za cel postawił sobie powrót na parkiet w jeszcze lepszej formie niż ta, którą prezentował we wcześniejszych zmaganiach.
Oprócz Blake’a Griffina pierwszą piątkę Clippers w rozgrywkach 2013/2014 najczęściej stanowili DeAndre Jordan, Chris Paul, Jared Dudley oraz Matt Barnes. Starterów dzielnie wspomagali również Darren Collison, J.J. Redick i Jamal Crawford. Takie nazwiska i Doc Rivers na ławce trenerskiej pozwalały mieć poważne nadzieje nawet na finały ligi, ale niestety znów skończyło się na „zaledwie” zdystansowaniu Lakersów, muszących sobie radzić bez kontuzjowanego Kobego Bryanta. Lider Kliperów poprawił swoje notowania w stosunku do poprzednich zmagań i zapisywał na swoim koncie średnio 24,1 „oczka”, 9,5 zbiórki, 3,9 asysty oraz 1,2 przechwytu. Nie trzeba chyba dodawać, że po raz trzeci z rzędu zagrał w Meczu Gwiazd (na parkiecie w Nowym Orleanie zdobył aż 38 punktów!) oraz znalazł się w drugiej piątce NBA.
Los Angeles Clippers po wielu chudych latach dopiero stawali się liczącą się w stawce organizacją. Blake Griffin przybył do „Miasta Aniołów” z prowincji, ale odpowiadał mu klimat panujący w największej metropolii Kalifornii. – Wszystko jest tutaj inne niż w Oklahoma City – mówi. – Zdecydowanie podoba mi się tutejsza pogoda oraz bliskość plaży. Jest tu również wiele innych atrakcji i nie można się nudzić. O ból głowy przyprawia mnie natomiast ruch, jaki tu panuje. O czwartej czy piątej po południu praktycznie nie ma jak dostać się na autostradę, bo wszędzie są korki. W ogóle dojechać samochodem gdziekolwiek to horror.
Przez wiele lat w Los Angeles uważano, że najlepsi zawsze grają dla Lakersów, a Clippers to jedynie drużyna chłopaków niechcianych w innych zespołach i pełniąca rolę wiecznego outsidera. Nawet, gdy Klipery zaczęły grać lepiej niż Jeziorowcy, w mieście królowały barwy purpurowo-złote. Jednak z tygodnia na tydzień populacja fanów drugiego zespołu ze Staples Center sukcesywnie rosła. W końcu który dzieciak nie chciałby dunkować tak jak nieustraszony Blake Griffin? – Clippers to mój team – twierdził. – Lakersi to zupełnie inna drużyna i w ogóle nie zaprzątam sobie nimi głowy. Koncentruję się tylko na wygrywaniu spotkań i doskonaleniu się.
Blake Griffin stał się na tyle rozpoznawalną postacią, że największe korporacje pragnęły wykorzystywać jego wizerunek do promowania swoich produktów. Skrzydłowy ekipy z „Miasta Aniołów” reklamował m.in. produkty firmy Nike, Kia, AT&T, Foot Locker, Red Bull czy Subway i zainkasował za to mnóstwo gotówki. Dodatkowo w ciągu pierwszych czterech sezonów w barwach Clippers zarobił ponad 23 miliony dolarów, a w lipcu 2012 roku przedłużył kontrakt z teamem z LA na kolejnych pięć kampanii, w ciągu których na jego konto miało wpłynąć prawie 95 milionów „zielonych”. – Ludzie gadają, że pieniądze i sława zmieniają chłopaków takich jak ja – mówi. – Często jest jednak tak, że zmieniają się nie zawodnicy, a ludzie wokół nich. Dla mnie to łatwe. Pamiętam, kto był przy mnie w pierwszym roku w lidze, kiedy w ogóle nie grałem i wiem, kto jest po mojej stronie.
Los Angeles to miasto, w którym na każdym kroku można spotkać ludzi z pierwszych stron plotkarskich gazet. Blake Griffin nie dba jednak o to, ilu celebrytów miał okazję poznać, a gdy ktoś go pyta, kogo darzy największym szacunkiem, bez wahania wskazuje na rodziców. – To dwoje najciężej pracujących ludzi, jakich spotkałem w swoim życiu – twierdzi. – Gdy wraz z bratem byliśmy mali, harowali na dwa etaty. Choć w ich życiu wiele się zmieniło na przestrzeni lat, nadal cieszą ich te same rzeczy, co kiedyś. Rozmawiam z wieloma sportowcami i często jest tak, że na przykład matka pokazuje wymarzony dom i chce, żeby syn jej go zaraz kupił. Ja podarowałem moim rodzicom samochód maki Kia, a tata w rewanżu wysłał mi SMS-a. Wpisanie linijki tekstu zajmuje mu godzinę, ale zrobił to, żeby okazać mi wdzięczność. Inni rodzice pewnie powiedzieliby: „Co ty tu przywlokłeś?!”, ale moi tacy nie są i nie oczekują ode mnie żadnych prezentów.
Blake Griffin twierdzi, że pieniądze go nie zmieniły, ale po podpisaniu pięcioletniego kontraktu z Clippers, opiewającego na 95 milionów „baksów”, zdecydował się wreszcie na ekstrawaganckie zakupy. Dla swoich rodziców nabył dom, a sobie sprawił pięknego Rolexa. – Brat w zasadzie zmusił mnie do tego, aczkolwiek cieszę się, że to zrobił – mówi.
Kontuzje, zmiany klubów i koniec kariery
W 2014 roku wybuchła afera z udziałem ówczesnego właściciela Los Angeles Clippers, Donalda Sterlinga, którego rasistowskie wypowiedzi poskutkowały dożywotnim wykluczeniem z ligi. Ostatecznie zespół przeszedł w ręce byłego szefa Microsoftu, Steve’a Ballmera, który kupił go za rekordowe dwa miliardy dolarów.
Pod nowym dowództwem Blake Griffin pozostawał jednym z liderów Kliperów, ale w kolejnych latach coraz częściej zmagał się z problemami zdrowotnymi. Pod koniec 2015 roku naderwał mięsień czworogłowy, potem doszła kontuzja ręki, a w fazie play-off 2016 uraz ponownie wykluczył go z gry. Skrzydłowy spędzał na parkiecie mniej minut niż dawniej i rzadziej popisywał się efektownymi wsadami, ale wciąż wypełniał statystyki punktami i asystami, zyskując opinię jednego z najbardziej wszechstronnych graczy podkoszowych w NBA.
W 2017 roku, po kolejnym urazie i bolesnym odpadnięciu z walki o trofeum im. Larry’ego O’Briena, zawodnik podpisał z LA Clippers kolejny lukratywny, pięcioletni kontrakt, opiewający tym razem na 173 miliony dolarów. Jednak kilka miesięcy później nastąpił szokujący zwrot akcji. Zespół ze Staples Center wymienił go do Detroit Pistons.
Zmiana barw klubowych na szczęście nie pozbawiła Blake’a Griffina ambicji. Już w debiucie dla Tłoków zanotował 24 punkty, 10 zbiórek i 5 asyst, dając sygnał, że wciąż jest gotów być liderem. W kolejnym sezonie pobił swój strzelecki rekord, zdobywając aż 50 punktów przeciwko ekipie Philadelphia 76ers. Mimo fantastycznych występów, problemem znów okazało się zdrowie – kontuzje kolana i kostki stopniowo odbierały mu dynamikę, aż w 2020 roku musiał przejść kolejną operację.
Po powrocie na boisko było już wiadomo, że Pistons są zdecydowani na przebudowę składu, więc w marcu 2021 roku koszykarz wykupił swój kontrakt, stając się wolnym agentem. Po opuszczeniu Detroit związał się z Brooklyn Nets, licząc na walkę o najwyższe cele w towarzystwie Kevina Duranta i Kyrie’ego Irvinga. Początkowo dawał drużynie solidne wsparcie, notując double-double i dorzucając serię celnych trójek. Z czasem jednak trener Steve Nash zaczął ograniczać jego minuty, co przyspieszyło decyzję o kolejnych przenosinach.
We wrześniu 2022 roku Blake Griffin podpisał roczny kontrakt z Boston Celtics, chcąc dołożyć cegiełkę do sporych aspiracji tego zasłużonego klubu. Okazał się cennym uzupełnieniem składu, ale do mistrzowskiego dla Celtów sezonu 2023/2024 już nie dotrwał. Wiosną 2024 roku ogłosił zakończenie kariery i tym samym zamknął swoją kartę w historii NBA, pozostawiając po sobie wspomnienie jednego z najbardziej widowiskowych zawodników XXI wieku, który niestety nie wywalczył upragnionego pierścienia.
Fot: gettyimages.com
Bibliografia:
- Sports Illustrated,
- New York Times,
- Los Angeles Times,
- espn.go.com,
- newsok.com,
- nba.com,
- realtor.com,
- rollingstone.com,
- sports-reference.com,
- basketball-reference.com.
- Marit Bjørgen. Wielka mistrzyni czy oszustka? - 18 marca 2025
- Ronaldinho. Magik z piłką przy nodze - 15 marca 2025
- Mikaela Shiffrin. Zawsze bądź szybsza niż chłopcy - 6 marca 2025